Monthly Archives: kwiecień 2006

SB01 – Sabat stworzenie w Księdze Rodzaju#Sabat – Russell Kelly Earl

Adwentyści Dnia Siódmego uczą, że sabat Stworzenia miał 24 godziny i nigdy w historii nie zaginął. Ponieważ Bóg odpoczął z Adamem i Ewą pierwszego stworzonego sabatu, to więc musiał on być oddzielony dla wszystkich potomków Adama i Ewy. Sabat siódmego dnia, pierwszy przestrzegany przez Boga i Adama przed upadkiem, musiał być w centrum moralnych oczekiwań Boga.#

1:5 … wieczór i poranek … dzień pierwszy.

1:8 … wieczór i poranek … dzień drugi.

1:13 … wieczór i poranek … dzień trzeci.

1:19 … wieczór i poranek … dzień czwarty.

1:23 … wieczór i poranek … dzień piąty.

1:31 … wieczór i poranek … dzień szósty.

Rodz.

2:1 Tak zostały
ukończone niebo i ziemia oraz cały ich zastęp.

2:2 I ukończył Bóg w
siódmym dniu dzieło swoje, które uczynił, i odpoczął dnia siódmego od
wszelkiego dzieła, które uczynił.

2:3 I pobłogosławił
Bóg dzień siódmy, i poświęcił go, bo w nim odpoczął od wszelkiego
dzieła swego, którego Bóg dokonał w stworzeniu.

2:4 Takie były
dzieje nieba i ziemi podczas ich stworzenia. W dniu, kiedy Pan Bóg
uczynił ziemię i niebo,

Adwentyści Dnia Siódmego uczą, że sabat
Stworzenia miał 24 godziny i nigdy w historii nie zaginął. Ponieważ Bóg
odpoczął z Adamem i Ewą pierwszego stworzonego sabatu, to więc musiał
on być oddzielony dla wszystkich potomków Adama i Ewy. Sabat siódmego
dnia, pierwszy przestrzegany przez Boga i Adama przed upadkiem, musiał
być w centrum moralnych oczekiwań Boga. Ponieważ został on ustanowiony
zanim zaistniał naród Izraelski czy Prawo Mojżeszowe to nie może on być
ograniczony tylko do Izraela i jego starotestamentowego zestawu praw.

INNY PUNKT WIDZENIE SABATU STWORZENIA

Po pierwsze ADS
bezpodstawnie powołują się na Rdz. 2:3 oraz Wyj. 2:11 twierdząc, że
Sabat jest „pamiątką stworzenia”. Choć wydaje się to jakby
„oddzielającą kreską” nad czymś bardzo ważnym to jednak tekst nie mówi,
że Sabat jest czy był „pamiątką stworzenia”. Zamiast tego, jest
„pamiątką odpoczynku po stworzeniu”. Czytamy w Rodz. 2:3, że „
Bóg dzień siódmy, i
poświęcił go, bo w nim odpoczął od wszelkiego dzieła swego, którego Bóg
dokonał w stworzeniu”.

Bóg odpoczął od stwórczej aktywności i
pozwolił człowiekowi dzielić Swój odpoczynek – dopóki człowiek nie
zgrzeszył. Nacisk jest tutaj na „stworzenie”, a nie na „odpoczynek”. O
ile „stworzenie” jest ponownie wymienione w przykazaniu o
przestrzeganiu Sabatu w Wyj. 20:11 to brakuje go, i jest to ważne, w
ostatecznej wersji przykazania, jaką znajdujemy w Pwt. 5:15.

Po drugie, Biblia nie
stwierdza, że doskonały odpoczynek, który zaczął się w oryginalnym dniu
Sabatu stworzenia skończył się po 24 godzinach. O ile Księga Rodzaju w
pierwszym rozdziale stwierdza, że każdy z sześciu dni stworzenia był
ograniczony przez „wieczór i poranek” to nie mówi tego samego o dniu
Sabatu. Dlaczego? Oczywiście, Bóg chciał powiedzieć nam, że pierwszy
Sabat był w jakiś sposób inny od pozostałych sześciu dni stworzenia.

Po trzecie, mamy
wewnętrzny tekstowy dowód na to, że oryginalny odpoczynek Sabatowy mógł
trwać wiele lat, czy nawet eonów, dopóki człowiek nie zgrzeszył. Bóg
nawodnił ziemię (2:6) i umieścił Adama w ogrodzie, aby go „strzegł i
uprawiał” (2:15). „Uprawianie i strzeżenie” ogrodu nie stanowiło
pogwałcenia pierwotnego Sabatu, ponieważ Bóg i Adam utrzymywali stałą,
codzienną społeczność, aż do wejścia grzechu (3:8). Dopiero po grzechu
i oddzielenia się od Boga, współdzielenie przez Adama sabatowego
odpoczynku z Bogiem zmieniło się w życie pracy i potu (3:17-19). Gdy
skończył się oryginalny Sabat, oddzielenie i śmierć weszły na świat
(3:21-24). Nie wiemy jak długo ten pierwszy okres trwał.

Po czwarte, odliczanie
dni do śmierci Adama nie zaczęło się od chwili, gdy został stworzony.
Dziwne, ale nie zawiera ono również roku czy lat, gdy narodzili się
Kain i Abel. Rdz. 5:3 mówi (BT):
Gdy Adam miał sto trzydzieści lat, urodził mu się
syn, podobny do niego jako jego obraz, i dał mu na imię Set..

Rdz.
5:4 mówi, że żył następne osiemset lat (800) i zrodził synów dzieci po
narodzeniu Seta. Dalej czytamy, Rodz. 5:5: Ogólna liczba lat, które
Adam przeżył, była dziewięćset trzydzieści. I umarł.
Skoro „ogólna
liczba lat” nie wymienia tych lat, gdy narodzili się Kain i Abel w Rdz.
4:1 i 2 to prawdopodobnie nie jest w nich zawarty również okres
spędzony w ogrodzie przed upadkiem. Dziewięćset trzydzieści lat Adama
zaczyna swoje naliczanie po grzechu!

Po
piąte, pamiątka może wskazywać na obie strony. Po odpadnięciu od
współdzielenia doskonałego Bożego odpoczynku i społeczności
spowodowanym grzechem, skończył się doskonały bezgrzeszny odpoczynek w
ogrodzie. Siódmy dzień Sabatowy dany narodowi Izraelskiemu w Wyj
20:8-11 przypomina Izraelowi o odpoczynku Adama w ogrodzie przed
grzechem. Siódmy Sabatowy dzień w Powt. 5:13-15 przypomina Izraelowi o
odpoczynku od egipskiej niewoli. Dwa dni sabatowe ze Święta Szałasów z
Księgi Kapł 23:39-43 również przypominają Izraelowi o odpoczynku od
egipskiej niewoli. W Nowym Przymierzu, wierzący są odnawiani w tego
samego rodzaju odpocznienie, które miał Adam w ogrodzie przed grzechem;
odpoczynek wierzących jest obecności Bożej każdego dnia tygodnia (Hebr.
4:3, Rzym 5:1; 8:1; Hebr. 4:16).

<>Po szóste, nigdzie w Bożym
słowie nie
wspomina się o dniu odpoczynku czy Sabatu od drugiego rodzaju Księgi
Rodzaju, aż do szesnastego Księgi Wyjścia, czyli ponad 2000 lat.
Ludzkość grzeszyła i trudziła się bez odpoczynku, zarówno fizycznego
jak i duchowego. Brak odpoczynku i mnogość grzechu doprowadziła do
potopu, „
Kiedy
zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że
usposobienie
ich jest wciąż złe” . Boży gniew spadł w Rodz.
11 przy wieży Babel. Od dwunastego rozdziału Księgi Rodzaju do
szesnastego K.Wyjścia (od Abrahama do Mojżesza) Biblia mówi o trudzie i
jeszcze większym trudzie, lecz nic nie mówi o odpoczynku.

Po siódme: nie ma
żadnego dowodu na to, że siódmy dzień tygodnia został dany innym
narodom i był przez nich przestrzegany gdziekolwiek na kuli ziemskiej
przed nadaniem go w K. Wyjścia 16. Twierdzenie ADS, że Sabat był dany
całej ludzkości przed Zakonem Mojżeszowym jest fałszywe.

Gdyby Bóg chciał, aby
cała ludzkość przestrzegała Sabatowego dnia pod koniec każdego tygodnia
to spowodowałby, że taki dzień byłby wrodzony w świadomość człowieka.
Tak się jednak nie stało. Pomimo, że starożytni Sumerowie i
Babilończycy mieli siedmiodniowy (7) tydzień to najprawdopodobniej
pochodził on z podziału faz księżyca. Ich dni były przypisane imionom
siedmiu astronomicznych „ciał niebieskich” okrążających Ziemię jak
Słońce, Księżyc, Wenus, Mars, Jupiter, Uran i Saturn. Mieli raczej
szóstkowy (6) system liczenia niż dziesiętny (10) jako podstawę
liczenia. Sześć, sześćdziesiąt i wielokrotności szóstki wyraźnie
zdominowały hebrajskie myślenia (por. Rdz. 7:6; Lb 7:88; 1 Krl 10:14;
Dn 3:1).

Starożytne cywilizacje
wyznaczały ilość dni „tygodnia” przez częstotliwość dni targowych, a
nie jakieś wrodzone wezwanie do oddawania czci w siódmy, sabatowy
dzień. Niektóre plemiona z Zachodniej Afryki przyjęły czterodniowy (4)
odstęp między dniami targowymi, Asyryjczycy uznali pięciodniowy (5)
odstęp, a starożytni Rzymianie ośmiodniowy (8), podczas gdy starożytni
egipcjanie dziesięciodniowy cykl (10). Dopiero około 100 lat przed
Chrystusem Rzymianie przyjęli żydowski, siedmiodniowy cykl tygodniowy.
Takie informacje można znaleźć w większości dużych encyklopedii pod
hasłem „kalendarz”.

Istotą jest tutaj to, że o ile niektóre
moralne atrybuty Boga pojawiają się jako znane całej ludzkości to sabat
siódmego dnia kończący siedmiodniowy tydzień nie. Zatem, Sabat siódmego
dnia nie jest wewnętrznym, wrodzonym prawem dla całej ludzkości.

раскрутка сайта

Charakter Chrystusa 03

 

Część Pierwsza

Pan  Jezus Chrystus nigdy nie osądzał nikogo na podstawie stosunku tej osoby do Niego. W sposób naturalny osądzamy innych zgodnie z tym, jak nas traktują a miarą ich charakteru i wartości czynimy nasze zainteresowanie nimi. Lecz Pan taki nie był. Bóg jest Bogiem wiedzy i działania są ważone przez Niego. On rozumie każde działanie w pełni. We wszystkich moralnych aspektach On rozumie to i zgodnie z tym rozważa. Jako obraz Boga wiedzy widzimy naszego Pana Jezusa Chrystusa w dniach Jego służby tutaj. Mogę zwrócić się do 11 rozdziału Ewangelii Łukasza.

Kurtuazja i chęć wywarcia dobrego wrażenia spowodowały, że został zaproszony do domu faryzeusza na obiad, lecz Pan jest Bogiem wiedzy i On rozważył tą sprawę w pełnym moralnymcharakterze tej sytuacji.

Miód kurtuazji, który jest najważniejszym składnikiem życia społecznego tego świata, nie powinien zakłócać Jego smaku czy osądu. On aprobował rzeczy, które są doskonałe. Człowiek, który zaprosił Go na obiad, nie miał oceniać sądów Tego, który miał wszelkie miary i wagi świątyni Bożej. To z Bogiem wiedzy miał okazję skonfrontować się ten człowiek inie dał rady, nie mógł.

Jeżeli dokładnie prześledzimy tę sytuację zauważymy jak bardzo jest ona dla nas pouczająca. W zaproszeniu ukryty był cel. Jak tylko Pan wszedł do domu, gospodarz zadziałał jak faryzeusz, a nie jak gospodarz. Dziwił się, że jego goście nie umyli rąk przed jedzeniem, a charakter, który tutaj na początku ukazuje, w pełni wychodzi na jaw na końcu. Pan zaś podejmuje całą scenę zgodnie z tym co się dzieje, ponieważ On rozważają jako Bóg wiedzy.

Ktoś mógłby powiedzieć, że kurtuazja z jaką został przyjęty powinna sprawić, aby milczał. Lecz Pan nie mógł patrzeć na tego człowieka, tylko z punktu widzenia jego relacji do Pana. Pan nie mógł zostać odwiedziony od sprawiedliwego osądu. On obnaża i gromi, a zakończenie tej sceny ukazuje, że Jego działanie było w pełni sprawiedliwe.

Agdy stamtąd odchodził, „zaczęli uczeni w Piśmie i faryzeusze gwałtownie nań napierać i wypytywać go o wiele rzeczy, czyhając nań, by go przychwycić na jakim słowie”.

Zupełnie inaczej zachowywał się w domu innego faryzeusza, który również zaprosił Go na obiad (Łukasza 7), ponieważ Szymon nic nie ukrywał pod zaproszeniem, wręcz przeciwnie. Również działał jako faryzeusz, w cichości oskarżając biedną grzesznicę i swego gościa za przyjęcie jej. Lecz okoliczności nie są dobrym gruntem do wydawania sprawiedliwego sądu. Często te same słowa, w różnych ustach mają różne znaczenie. Tak więc Pan, doskonały Mistrz ważący sprawiedliwie i według Bożej myśli, pomimo, że mógł zgromić Szymona i obnażyć go, zwraca się do niego po imieniu i opuszcza jego dom, tak jak zazwyczaj opuszcza go gość. Rozróżnia tych dwóch faryzeuszy, choć spożywał obiad z nimi obydwoma.

Możemy teraz spojrzeć na Pana i Piotra w 16 rozdziale Mateusza. Piotr wyrażaswoje przywiązanie do swego Mistrza mówiąc: „Miej litość nad sobąPanie, nie przyjedzie to na Ciebie”. Lecz Pan osądził słowa Piotra wyłącznie w ich moralnym kontekście. Widzimy tutaj jak powinniśmy postępować w przypadku, gdy jesteśmy w jakąś sytuację osobiście zaangażowani.

Idź precz, Szatanie”; nie była to odpowiedź, którą określilibyśmy jako zwykłą, naturalną uprzejmą, do jakiej mogłyby zachęcać wcześniejsze słowa Piotra. Lecz ponownie mówię, Pan nie słuchał słów Piotra tak jak zostały one wyrażone z osobistej dobroci i dobrej woli względem Niego. On osądził je. Zważył jak należało w obecności Bożej i natychmiast odkrył, że to wróg je poddał, ponieważ ten, który zamienia się w anioła światłości bardzo często czai się pod słowami kurtuazji i dobroci.

W ten sam sposób poradził sobie Pan Jezus z Tomaszem w 20 rozdzialeEwangelii Jana. Tomasz właśnie uwielbił Go: „Pan mój i Bóg mój”. Lecz Jezusa nie pociągało moralne wywyższenie jakie czuł ani z tego co słyszał, ani z tego co widział, ani przez słowa takie jak te. To była prawda, słowa umysłu, które były pokutą wobec zmartwychwstałego Zbawiciela, zamiast wątpliwości, uwielbiły Go. Lecz Tomasz nie poddawał się tak długo jak mógł. Wszyscy uczniowie nie wierzyli w zmartwychwstanie, lecz on upierał się przy tym, że nie uwierzy, dopóki jego zmysł i oczy nie uwolnią go. To był jego moralny stan, a Jezus miał to przed sobą i ustawił Tomasza na właściwym dla niego miejscu,podobnie jak wcześniej zrobił to z Piotrem. „Tomaszu, ponieważ mnie zobaczyłeś uwierzyłeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli”.

W takich przypadkach jak te, nasze serca byłyby zaskoczone, mogłyby nie wytrzymać wobec takiego ataku, gdy dobra wola Piotra czy chwała Tomasza, zostałaby im z powrotem zwrócona. Lecz nasz doskonały Mistrz  stał za Bogiem i Jego prawdą, a nie za sobą samym. Stara arka przymierza nie miała być celem pochlebstw. Izrael mógł czcić ją i przynosić na pole bitwy, mówiąc, że teraz, w jej obecności, już wszystko będzie dobrze. Lecz nie tak się mają sprawy z Bogiem Izraela. Izrael uciekł przez Filistynami pomimo, że arka była na polu bitwy. Piotr i Tomasz zostali zgromieni pomimo, że Jezus, ciągle Bóg Izraela, był przez nich czczony.

Aniołowie radują się, gdy nawracają się grzesznicy. Taka jest radość aniołów wniebie, gdy nawraca się jeden grzesznik. Posiadanie takiego sekretu jest wielkim szczęściem dla nas, jak i możliwość przeczytania ilustracji tego w 15 rozdziale Ewangelii Łukasza.

Lecz jest coś więcej poza tym. Ta radość, choć w niebie, jest publiczna, brzmi sama z siebie i ma towarzystwo. Tak bardzo prawdziwa jak powinna być, tak bardzo właściwa, że cały dom powinien się nią dzielić i znaleźć w niej wspólną radość. Lecz jest jeszcze coś ponad tym. Jest to zarówno radość Boskiego łona, jak i radość niebios. Ewangelia Jana 4:27-32 oraz Łukasza 15 pokazuje to. A muszę powiedzieć, że owa radość Boskiego łona jest czym znacznie głębszym, jest pełna, cicha i osobista. Nie stara się o to, aby być wzbudzana i podtrzymywana przez innych, “Ja mam pokarm do jedzenia,o którym wy nie wiecie”, to jest język serca Chrystusa i On zakosztował tej radości. Chwała wypełniała dom tak, że usługujący musieli stanąć z boku na chwilę. Pasterz właśnie przyniósł do domu zagubioną owcę, trzymając ją na ramionach i radując się a ta radość była całkowicie Jego. Domownicy nie byli zaproszeni do tej radości z Nim, gdy kobieta zostawiła Mu zbawionego i szczęśliwego grzesznika. Uczniowie odczuli znaczenie tej chwili, nie przeszkodzili. Tłuszcz był zarezerwowany dla ołtarza, najbogatsza część święta. Pokarm Boży był rozdawany i uczniowie milczeli stojąc z boku. To była wspaniała chwila niewiele jest takich. Możemy tutaj poznać głęboką, niewypowiedzianą radość Boskiego, podobnie jak publiczną, ekstatyczną, radość niebios w 15 rozdziale Ewangelii Łukasza.

Lecz Ten, który mógł tak ucztować był czasami zmęczony, głodny i spragniony. Widzimy to w 4 rozdziale Ewangelii Jana i ponownie w 4 rozdziale Ewangelii Marka. Lecz te dwa przypadki są różne. W Ewangelii Marka 4 Jezus zasnął, aby odpocząć i zregenerować siły. Jest to coś całkowicie niezależnego od przypadku w Ewangelii Jana 4. Dlaczego? W Ewangelii Marka 4 znajdujmy Go po całym dniu trudu i wieczorem był zmęczony, jakto jest naturalne po całym dniu pracy. Wtedy (rano) człowiekwychodzi do codziennej pracy, by trudzić się, aż do wieczora (Psalm 104:23). Tak więc sen został Mu zapewniony w celu odnowienia siły do usługiwania, gdy nadejdzie poranek. Jezus to wykonał całkowicie, spał w łodzi. W Ewangelii Jana 4 znów jest zmęczony, głodny i spragniony, siedzi na brzegu studni jak zmęczony podróżnik, czekając na uczniów, aż przyjdą z sąsiedniej wioski z jedzeniem. Lecz gdy przychodzą, okazuje się, że On jest nakarmiony i wypoczęty i to bez jedzenia, picia czy spania. Jego zmęczenie znalazło inny sposób odświeżenia, niż mógłby Mu dać sen. Został uszczęśliwiony owocem w postaci dzieła dokonanego w grzesznicy. Kobieta została odesłana w wolności zbawienia Bożego. Lecz nie było samarytańskiej kobiety w Ewangelii Marka 4 i dlatego w swym zmęczeniu musiał skorzystać ze snu.

Lecz jak prawdziwe jest to wszystko dla naszego wspólnego odczuwania człowieczeństwa. Wszyscy to rozumiemy. Serce Pana było szczęśliwe w 4 rozdziale Ewangelii Jana, lecz nie było nic, co by Go uszczęśliwiło w 4 rozdziale Ewangelii Marka, a jesteśmy nauczeni tego, że (i naszedoświadczenie zgadza się z tymi słowami): „Gdy serce jestszczęśliwe, ciału również dobrze, a duch przygnębiony wysusza kości”.(Przypowieści 17:22). Tak więc, Mistrz mógł raz powiedzieć: „Ja mampokarm, którego wy nie znacie”; podczas gdy innym razem, skorzystał ze snu, który „ugasił” Jego zmęczenie.

Jak doskonale to zgadza się z człowieczeństwem, które odwieczny Syn Boży przyjął na siebie! Z pewnością, było to pełnowartościowe człowieczeństwo, z wyjątkiem grzechu. On zna nasze słabe ciała i współczuje z naszymi słabościami, lecz nie współczuje z naszymi grzechami.

Obecnie, w czasie zamieszania i tak wielkiego odstępstwa przychodzi pokuszenie, aby to wszystko rzucić jako beznadziejne i odejść od precyzyjnego trzymania się Słowa Bożego. I być może ktoś pod wpływem takich myśli powie, że to rozróżnianie jest niepotrzebne i nigdy się nie kończy. Wszystko jest i tak w nieporządku i odstępstwie, po cóż więc w ogóle próbować rozróżniać.

Lecz Pan nie był taki. On był wśród zamieszania, lecz nie pochodził z niego; był na świecie, lecz nie ze świata, jak już wcześniej o Nim powiedzieliśmy. Spotykał ludzi wszelkiego rodzaju, w każdym stanie, lecz On stale trwał przy swej równej, wąskiej i nie zakłóconej drodze przez to wszystko. Pretensje faryzeuszy, światowość herodianów, filozofia saduceuszy, kaprysy tłumów, ataki przeciwników, ignorancja i niedołęstwo uczniów, były tym moralnym materiałem, z którym się nieustannie musiał spotykać i reagować każdego dnia.

A to wszystko, stan rzeczy, jak i ludzkie charaktery, doświadczały Go: moneta Cezara, krążąca w ziemi Immanuela, rozwalenie murów w ruiny, Żydzi i Poganie, czyści i nieczyści, zakłopotani lecz bezpieczni w swej religijnej arogancji, mogli nadal zatrzymać ją na swój własny sposób. Lecz złota zasada Pana Jezusa Chrystusa, wyrażona w doskonałości Jegodrogi przez to wszystko brzmi: „oddawajcie co cesarskie, cesarzowi, a co Boskiego Bogu”.

Resztka w dniach niewoli, podobnie jak w dniach zamieszania, zachowała się wspaniale, rozróżniając rzeczy, które się różnią od siebie, a nie porzucając wszystkiego w beznadziei. Daniel mógł doradzać królowi, lecz nie korzystać z jego pokarmu. Nehemiasz mógł służyć w pałacu, lecz nie cierpiał Moabitów czy Amonitów w domu Pańskim. Mordochaj mógł strzec życia króla, lecz nie kłaniał się przed Amalekitą. Ezdrasz i Zorobabel przyjmowali przychylność od Persów, lecz nie pomoc od Samarytan. Uprowadzeni do niewoli mieli modlić się o powodzenie Babilonu, lecz nie śpiewali tam pieni Syjonu. To wszystko było wspaniałe i Pan Jezus  Chrystus w Swoim czasie był doskonały w tym charakterystycznym dla resztki działaniu.

A to wszystko przemawia do nas, ponieważ do nas należy dzień dzisiejszy, ze swym utrapieniem, nie gorszym od tych dni w jakich żyli uprowadzeni do Babilonu, czy od czasu w jakim żył Pan Jezus. I my, podobnie jak oni, nie mamy działać na beznadziejnej scenie, lecz zawsze wiedzieć jak oddawać co cesarskie cesarzowi, a co Boskie Bogu.

Całe Jego moralne piękno jest dla nas przykładem, lecz widzimy Go również stojącego w Bożym stosunku do zła i jest to miejsce, którego oczywiście my nigdy nie będziemy mogli wypełnić. Mógł dotykać trędowatego czy martwego i pozostać nie zanieczyszczonym. On miał Boży stosunek do grzechu. Znał dobro i zło, lecz był w Boskiej supremacji nad nim, wiedząc takie rzeczy, o których wie Bóg. Gdyby był inny niż był, dotknięcie zmarłego czy trędowatego zanieczyściłoby Go. Musiałby wtedy być odsunięty poza obóz i przejść przez cały proces oczyszczania jaki przewidywało prawo. Lecz nic z tego nie widzimy u Niego. Nie był nieczystym Żydem, nie był też tak po prostu czysty, bo nie było możliwe zanieczyszczenie Go, a jednak taka była tajemnica Jego Osoby, taka doskonałość Jego człowieczeństwa w połączeniu z Boskością w Nim, że pokuszenia w Nim były równie realne jak niemożność zanieczyszczenia Go.

Zastanówmy się nad tym przez chwilę. Naszą powinnością wobec tego wszystkiego, pomimo tajemnic i głębokich, drogocennych prawd, jest raczej przyjęcie ich i uwielbianie, niż dyskusja nad nimi i analiza. Śmierć Pana Jezusa Chrystusa – mam tuokazję, aby to powiedzieć – była doskonałym wyrazem Jego moralnejchwały, o której mówię (uczy o tym Filipian 2 rozdział). Oczywiście  wiem, że miała ona o wiele większe znaczenie, ale między innymi świadczyła ona o moralnej chwale Pana Jezusa Chrystusa.

Dla każdej duszy jest największym szczęściem, aby zwrócić uwagę na Pana Jezusa Chrystusa, który jest centrum pragnień każdej duszy ludzkiej. Czasami jako ludzie tak bardzo mieszamy prawdy w mądrości, że w końcu pozostajemy z przekonaniem, że nie sięgnęliśmy do Niego Samego, do Pana Jezusa Chrystusa, choć tak bardzo byliśmy zajęci tematem o Nim. Okazuje się, że wałęsaliśmy się niejako „dookoła”.

Pan był ubogim, a jednak ubogacającym; nie  mający niczego, a jednak wszystko posiadający. Ten cudowny i wysoki stan objawiał się w Nim w sposób który był i musiał być osobliwy, generalnie Jego własny. Pan Jezus mógł przyjmować usługiwanie pobożnych kobiet z ich własnego stanu posiadania, a jednak usługiwać wszystkim potrzebom wokół, bez korzystania ze skarbów ziemi. Mógł nakarmić tysiące na pustynnych miejscach, a jednak być głodnym Samemu,  oczekującym na powrót z sąsiedniej wioski uczniów z jedzeniem.

To właśnie oznacza nie mieć niczego, a jednak posiadać wszystko.

Nigdy nikogo o nic nie błagał, choć nie miał ani grosza, ponieważ gdy chciał zobaczyć pieniądz (nie dla własnego użytku) musiał o niego poprosić, aby mu pokazano. Nigdy nie uciekał, choć Jego życie było narażone na szwank tam gdzie był. Wycofywał sięlub przechodził nie zauważony. Wielkość i moralna chwała Jego Osoby była łatwa do zauważenia każdego dnia.

Błogosławiony i wspaniały! Któż uchowałby się przed naszym wzrokiem tak doskonały, wyśmienicie niesplamiony, delikatnie czysty w każdej minucie i we wszelkich szczegółach codziennego ludzkiego życia! Paweł nie jest taki, nikt taki nie jest, oprócz Jezusa, Boga-Człowieka. Cechy szczególne Jego cnót, pośród powszechności Jego otoczenia mówią nam wiele o Jego Osobie. To musi być szczególna Osoba, to musi być Boski Człowiek, jeśli mogę to tak wyrazić; Osoba, która mogła nam dać i pokazać w swym działaniu tak wiele szczególnych i nadzwyczajnie wspaniałych cech w tak zwyczajnym otoczeniu. Paweł nic takiego nam nie daje, mówię to po raz wtóry. Była w nim wielka pobożność i moralna wielkość, wiem. Gdyby ktokolwiek miał być pokazywany jako taki to z pewnością, zgadzam się, byłby to on, Paweł. Lecz jego drogi nie są takie jak drogi Jezusa Chrystusa. Gdy Paweł był w niebezpieczeństwie, posłużył się siostrzeńcem do ochronienia się. Przyjaciele spuścili go w koszu przez mury, nie twierdzę, że prosił lub żebrał o pieniądz, lecz potwierdzał, że zostały do niego wysłane. Nie zarzucam tu, jakoby Paweł ogłosił się faryzeuszem w mieszanym towarzystwie, aby się uchronić, czy też jakoby mówił źle o arcykapłanie, który go sądził. Takie zachowania byłyby moralnie złe i nie ma świadectwa w Piśmie na to, aby miały miejsce. Mówię tutaj tylko o takich przypadkach jakie były, nawet jeśli moralnie nie były złe, były poniżej pełnej osobistej i moralnej chwały jaką może nieść tylko Boskość, którą były naznaczone tylko drogi Chrystusa. Nie była ucieczka do Egiptu, jak mówimy, wyjątkiem w tym charakterze Pana, ponieważ była to podróż w celu wypełnienia proroctwa i pod autorytetem Bożego nakazu.

Lecz to wszystko jest w rzeczywistości nietylko moralną chwałą, lecz jest i moralnym cudem, czymś wspaniałym, wspanialszym niż to co pióro trzymane ludzką ręką mogłoby w ogóle nakreślić. Jest to o wiele bardziej piękne. Możemy to wyjaśnić tylko wtedy gdy, jak to już było wcześniej przez innych zaobserwowane, jeśli uznamy to za prawdę i żywą rzeczywistość. Musimy zamilknąć wobectej błogosławionej potrzeby. Więcej jeszcze:gdy będziemy podążać za tą błogosławioną prawdą, jak jest napisane: „Niech mowa wasza, zawsze będzie zaprawiona solą, abyście wiedzieli jak komuś odpowiadać”. Nasze słowa powinny być właśnie takie – zawsze z łaską, usługując drugim dobrem, łaską dla słuchaczy. To również często będzie w ostrych słowach napomnienia, czy zgromienia, a czasami zdecydowanie czy surowo, z oburzeniem czy zapałem; dzięki czemu będą zaprawione solą, jak mówi Pismo. A mając te ostateczne cechy, będące łaską i osolone, będą niosły świadectwo, że wiemy jak odpowiadać każdemu. Pośród wszystkich innych form doskonałości moralnej, Pan Jezus Chrystus charakteryzował się tą cnotą. Wiedział jak odpowiadać każdemu tak, aby było to zawsze z korzyścią dla duszy słuchającego, bez względu na to, czy ów człowiek tego wysłuchał, czy też wstrzymywał się od posłuszeństwa, lecz zawsze odpowiadał na czasie i każda Jego wypowiedź była dobrze zaprawiona solą. Dlatego, odpowiadając na pytania ludzi, Pan nie był tak bardzo zainteresowany usatysfakcjonowaniem ich, jak dotknięciem ich sumienia czy stanu.

Również w Jego milczeniu, czy też odmowie odpowiedzi, gdy stał przed Żydami czy poganami, przed kapłanami, Piłatem czy Herodem, możemy prześledzić dokładnie takie samo doskonałe dopasowanie Jego słów i odpowiedzi. Jest  to wspaniałe, że co najmniej Jeden pośród synów ludzkich wiedział kiedy jest czas milczenia, a kiedy czas mówienia.

Olbrzymia różnorodność Jego tonu i sposobu mówienia również widoczna jest w tym wszystkim. Cała ta różnorodność, jak to miało miejsce i było wielkie, była częścią jego „wonności” przed Bogiem. Czasem Jego słowa były uprzejme, czasem nie znoszące sprzeciwu; czasem wnioskował na głos, a czasami gromił; czasami wyciągał wnioski po cichu, aż do chwili, gdy decydował się na to, aby kogo ostro potępić. Było tak ponieważ zawsze moralność była tym najważniejszym czynnikiem, który decydował w działaniu.

15 rozdział Ewangelii Mateusza jest rozdziałem, który uderzył mnie jako ten, w którym ta doskonałość, w różnorodności piękna i wspaniałości, może być dostrzeżona. W trakcie wydarzeń opisywanych przez ten rozdział, Pan Jezus był wzywany do udzielenia odpowiedzi faryzeuszom, tłumom, obcej kobiecie z okolic Tyru dotkniętej nieszczęściem i Swoim uczniom, stale i wciąż objawiającym swą głupotę i egoizm. Możemy tu zauważyć jak różny jest styl Jego napominania, wyciągania wniosków,  uciszania, cierpliwego nauczania i wiernego, mądrego, łaskawego ćwiczenia duszy i nie możemy na to inaczej zareagować, jak tylko odczuwać doskonałość dopasowania tej różnorodności do miejsca i sytuacji jaka tego wymagała.

Podobne było dopasowanie i piękno całej sytuacji, gdy ani nie nauczał ani nie uczył w 2 rozdziale Ewangelii Łukasza, gdy tylko słuchał pytań i udzielał odpowiedzi. Nauczanie w tej chwili nie byłoby we właściwym czasie, gdyż był dzieckiem pośród starszych. Uczenie się nie byłoby zgodne z pełnią wierności światłu, które świeciło jasnym blaskiem, a które, jak wiedział, niósł Sam w Sobie. Z pewnością moglibyśmy o Nim powiedzieć, że był mądrzejszy niż wiekowi, i więcej rozumiał niż nauczyciele. Nie mam na myśli Jego jako Boga, lecz tego, który był napełniony wszelką mądrością, jak o Nim powiedziano.

Lecz On w doskonałości łaski wiedział w jaki sposób korzystać z tej pełni mądrości, tak więc nie jest nam przez ewangelistę przedstawiany w świątyni, w otoczeniu doktorów, w wieku dwunastu lat jako nauczającylub uczący się, lecz po prostu jest o Nim napisane, że słuchał izadawał pytania. Mocny w duchu, pełen mądrości, a łaska Boża była nad Nim jest to Jego opis, gdy wzrastał w latach. Gdy jako Człowiek rozmawiał ze światem, Jego mowa zawsze była pełna łaski, zaprawiona solą, jako kogoś, kto wie jak odpowiadać każdemu. Jakież piękno i doskonałość dopasowana do tych różnych okresów zarówno dziecięctwa jak i męskości.

Idźmy dalej. Widzimy Go, oprócz tego co powyżej już zaznaczyliśmy, w różnorodnych innych okolicznościach. Czasami niewiele znaczy, znieważany, śledzony i nienawidzony przez przeciwników, ustępuje, aby zachować swe życie przed ich atakami i zamiarami. Bywa słaby. Idą za nim tylko najbiedniejsi ludzie. Zmęczony, również głodny i spragniony, jest „dłużnikiem” miłujących Go kobiet, które Mu usługują, które czują, że zawdzięczają Mu wszystko. Czasem współczuje tłumom w pełni łagodności, czy też towarzyszy uczniom w ich posiłkach czy w drodze, rozmawiając z nimi tak, jak człowiek rozmawiałby z przyjaciółmi. Bywa też wobec nas w mocy i czci, czyniąc cuda, pozwalając wydobyć się odrobinie promieni chwały, ciągle pozostając w Swej osobie i okolicznościach nikim i niczym w oczach świata, synem stolarza, bez wykształcenia czy majątku, a jednak czyniący więcej ruchu między ludźmi, a także czasami, w umysłach rządzących, niż jakikolwiek człowiek, kiedykolwiek uczynił.

Dzieciństwo, dorosłość, ludzkie życie we wszelkiej różnorodności, takiego nam Go przedstawia. I takim powinno Go widzieć nasze serce! Jest to doskonałość, która pokazuje nam niezbicie na to, że cokolwiek On czynił było działaniem Boga. Nigdy nie było widać w działaniu Pana Jezusa jakiegokolwiek najmniejszego kroku, o którym nie byłoby pewności, że całkowicie było kierowane przez Ducha Bożego. Bardzo wiele okazji pokazało nam to w Ewangeliach.

Gdy Pan Jezus chciał przy odpowiedzi posłużyć się współczesnym na danym obszarze pieniądzem, poprosił, aby mu pokazano go, bo nie miał przy sobie. Rzeczywiście możemy być pewni, że nie nosił przy sobie żadnych  pieniędzy. Moralne piękno tego dzieła, płynęło z moralnej doskonałości Jego wewnętrznego stanu.

W godzinie Gestemane poprosił swych uczniów, aby czuwali z Nim, lecz nie prosił, aby się modlili o Niego. Mógł domagać się współczucia. Ceniłby sobie wysoko w godzinie słabości i ucisku to, aby serca uczniów były związane wokół Niego. Takiepragnienie wywodziło się z moralnej chwały jaka była uformowana w Jego ludzkiej doskonałości. Lecz jeśli tak czuł i czynił, to nie mógł, jako Boska osoba, prosić ich, aby stanęli wraz z Nim w Jego sprawie. Mógł więc chcieć tego, aby się oddali Jemu, lecz nie mógł starać się, aby się oddali Bogu za Niego. Tak więc, prosił ich ponownie o to, aby z Nim czuwali, lecz nie prosił ich, aby się modlili o Niego. Toteż wkrótce czy też zaraz po tym, gdy przyłączył się do nich wmodlitwie, powiedział za nich i o nich: „módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie”.

Pawełmógł powiedzieć do swych przyjaciół – świętych: „wspierajcie nas w modlitwach zanoszonych do Boga za nas, ponieważ ufamy, że mamy czyste sumienie”.

Lecz nie taki był język Jezusa. Nie muszę mówić o tym, że nie mógł być taki, lecz pióro, które opisuje dla nas takie życie i oddaje nam taki charakter, jest wiedzione przez Ducha Bożego. Nikt inny prócz Ducha nie mógł tego napisać.

On czynił dobrze i pożyczał nie licząc na odpłatę. Dał, a Jego lewa ręka nie wiedziała, co robi prawa. Nigdy w żadnym, nawet pojedynczym stwierdzeniu, jak wierzę, nie domagał się od jakiejkolwiek osoby, którą  odnowił czy uwolnił, rekompensaty lub jakiejkolwiek usługi.

Jezus nie po to kochał, uzdrawiał, zbawiał, aby mieć z tego jakiś zysk.

Nie  pozwolił na to, aby ten, w którym był legion demonów pozostał z Nim. Dziecko uzdrowione u podnóża góry zwrócił ojcu. Córkę Jaira zostawił na łonie rodziny, a syna wdowy z Nain oddał matce. Od nikogo z nich nie żądał rekompensaty. Czy Chrystus dawał po to, aby otrzymać coś zpowrotem? Czy On (doskonały Mistrz) nie ilustruje swej własnej zasady: czyńciedobrze, pożyczajcie nie spodziewając się zwrotu? Natura łaski jest ważna dla innych, a nie po to, aby ubogacić siebie: a Pan przyszedł, aby w Nim i w Jego drogach, łaska mogła błyszczeć we wszystkim w bogactwie obfitości i chwały, które do niej należy. Znalazł w tym świecie sługi: lecz nie uzdrowił ich najpierw, aby następnie wymagać od nich. Powołał ich i następnie wspierał. Byli owocami działania energii Ducha Świętego i uczuć rozpalonych w ich sercach przez Jego miłość. Wysyłając ich powiedział do nich: „Darmo wzięliście darmo dawajcie”.

Z pewnością w opisie takiego charakteru jest  coś więcej ponad ludzkie zrozumienie i powtarza się to stale i wciąż.  Szczęśliwie można dodać, że takie formy, w najbardziej prostej nawet postaci, ta moralna chwała Pana, świecąca czasami: są zupełnie nie do przyswojenia dla wszelkich dążeń i pojęć serca.

Pan  Jezus Chrystus nigdy nie odmawiał najsłabszej wierze, chociaż  akceptował i odpowiadał, i to również z rozwagą, gdy zwracali się do Niego z żądaniami najodważniejsi.

Mocna  wiara, która zbliżała się do Niego bez ceremonii i przeprosin, z  bezpośrednim przekonaniem, była przez Niego chętnie witana, podczas gdy  cicha dusza, która przystępowała do Niego, jako zawstydzona i przepraszająca, że żyje, była zachęcana i błogosławiona.

реклама продвижение раскрутка

Charakter Chrystusa 02

Nikt z nas nie myśli o Janie, Piotrze i pozostałych jako o ludziach, którzy mieli zatwardziałe lub złe serca. Raczej nie. Bylibyśmy gotowi powierzyć im nasze troski i potrzeby. Lecz ta krótka narracja w Ewangelii Marka 6, do której się odnoszę pokazuje, że oni wszyscy zawiedli, wszyscy byli dalecy. Gdy olbrzymi tłum ludzi zbliżał się do Niego, zagrażając ich spokojowi to dla Jezusa była to okazja, do której właśnie lgnął. To wszystko mówi nam o Nim i o Jego charakterze. Nigdy nie znałem nikogo takiego, tak dobrego, kto by zstąpił do godnych jedynie potępienia grzeszników. Tylko Pan Jezus Chrystus jest godny tego, aby ufać Jego miłości. Nie można ufać Marii, czy innemu świętemu, zawsze zaś można ufać nie tylko zwykłej mocy Jego jako Boga, lecz również łagodności Jego serca jako człowieka. Nikt nigdy nie pokazał, nie miał, czy nie wykazał jej tak dobrze – nikt nie inspirował jej z takim przekonaniem. Niech inni zwrócą się do świętych czy aniołów, jeśli chcą, ja ufam bardziej dobroci Jezusa. Z pewnością tak jest, a szczególnie w zdarzeniu z Marka 6, gdy pomijając ciasnotę serca najlepszych z pośród nas, jak Jan i Piotr, okazał pełną, nieukrywaną, zbawiającą łaskę i potwierdził to. Lecz co więcej, jest w Nim zarówno wzajemna obecność charakterów jak i cnót i łask. Jego stosunek do świata, gdy tutaj był, pokazuje to. Był zarówno Zwycięzcą,Cierpiącym jak i Dobroczyńcą. Jakaż molarna chwała jaśnieje z takiego połączenia! On przezwyciężył świat, odmawiając sobie wszystkich jego atrakcji i ofert. Cierpiał przez niego świadcząc o Bogu przeciw wszelkiemu jego (świata) przekleństwu i duchom; błogosławił go, rozdzielając stale miłość i moc, odpłacając dobrem za złe. Pokuszenia świata dawały mu tylko okazję do zwycięstwa, zepsucie i wrogowie do cierpienia, a troski do wyświadczania dobra. Cóż za połączenie!

Jakaż moralna chwała jaśnieje z  każdego Jego zestawu cech!

Pan Jezus zobrazował Słowo, które jest między nami, na świecie, lecz nie ze świata. Zrobił to w formie, której odbiciem jest Jego wypowiedźz J 17:15: „nie proszę Cię, abyś ich zabrał z tego świata, lecz abyśich zachował od złego”. Przez całe swoje życie pokazywał taki stan, ponieważ, choć był na świecie, działał wśród ignorancji i nieszczęścia, lecz nigdy jako jeden z upadłych ludzi; nigdy jako ten, który dzieli  światowe nadzieje i plany czy dotknięty przez jego ducha świata. Lecz wierzę, że w siódmym rozdziale Ewangelii Jana, widzimy Go wybitnie w Jego charakterze. Był to czas święta namiotów, czas radości w Izraelu, oczekiwania na przyjście królestwa, okres zbiorów, gdy ludzie mieli pamiętać tylko o tym, że były dni, gdy wędrowali po pustyni i mieszkali w namiotach. Bracia zaproponowali Mu, aby wykorzystał taką chwilę jako okazję, a “cały świat”, jak mówimy, była to wówczas Jerozolima. Chcieli, aby sam sobie zapewnił ważność i zrobił coś, co zrobiło by z Niego, jak to dziś nazwalibyśmy, człowiekiem świata. Odmówił. Jego czas jeszcze nie nadszedł, aby obchodzić święto namiotów. On będzie miał Swe Królestwo na świecie i będzie potężny, aż po krańce ziemi, gdy przyjdzie Jego dzień, lecz teraz był w drodze do Swego ołtarza, a nie do Tronu. Nie pójdzie na to święto, aby cieszyć się z tego święta, chociaż na nim będzie i dlatego, gdy tym razem dotrze do miasta, widzimy go w służbie, a nie w czci; nie czyniącego cuda, jak chcieli go widzieć Jego bracia, aby zyskał więcej uwagi ludzkiej, lecznauczającego innych, a następnie ukrywającego się pod słowem: Naukamoja nie jest moją lecz tego, który mnie posłał. Bardzo osobliwe iszczególne jest to wszystko. Była w tym część moralnej chwały Człowieka, doskonałego Człowieka, Jezusa, w Jego stosunku do świata. Był zwycięzcą, cierpiącym i dobroczyńcą; na świecie lecz nie ze świata. Lecz z taką samą doskonałością widzimy Go w każdej z tych przedstawionych cech.

Tak więc w zetknięciu z żalem, który jest, jak to mogę wyrazić, na  zewnątrz, widzimy czułość, moc, która przynosi ulgę, lecz w zetknięciu  z uczniami, widzimy zarówno wierność jak i czułość. Trędowaty w Mateusza 8, jest obcym. Przynosi swój problem do Jezusa i zostaje natychmiast uzdrowiony. W tym samym rozdziale uczniowie przychodzą ze swymi troskami, (strach przed sztormem ) lecz zostają upomnieni, mówido nich: Czemu jesteście bojaźliwi, małowierni. A przecieżtrędowaty miał małą wiarę, tak jak uczniowie. Oni powiedzieli Mu: „Panie,ratuj bo giniemy”, a trędowaty: „Panie, jeśli chcesz możesz mnieoczyścić”. Lecz oni zostali zgromieni, a on nie. Ponieważ dla Pana były to różne sytuacje i słusznie. W jednym przypadku był to zwykły problem, a w drugim chodziło zarówno o duszę jak i problem. Tak więc, w jednym przypadku była w to zaangażowana czuła wrażliwość, a wierność była pobudką do działania w drugiej sytuacji.

Różne Jego relacje w stosunku do uczniów i do obcych, w jednym zestawieniu, pokazują nam w jak doskonale Pan rozróżnia sprawy, które występują tak blisko, ale wcale nie pozostają takie same. Co więcej, aż do tego stopnia doskonałości. Pomimo, że Sam gromi, nie pozwala, aby inni to robili zbyt lekko. Mojżesz mógł być upokarzany przez Pana, lecz Pan równocześnie nie pozwolił na to, aby Miriam i Arron robili mu wyrzuty (Ks. Liczb 11:12). Izrael na pustyni był stale i wciąż karcony ręką Boga, lecz w obliczu Balaama, czy innego przeciwnika, staje jako Ten, który nie widzi żadnych braków u Swych ludzi i nie ścierpi żadnego czarowania w celu pokonania ich.

Tak  więc Pan, w piękny sposób, zdecydowanie wchodzi między dwóch uczniów i napomina dziesięciu (Mateusza 20). Pomimo, że przekazał Janowi Chrzcicielowi słowo ostrzeżenia i upomnienia, jakby w sekrecie (takie słowo jakie tylko sumienie Jana mogło zrozumieć), to do ludzi zwraca się, aby wyrażali się o Janie tylko z pochwałą i zachwytem, i ciągle towarzyszy temu ta Łaska umiejętnego rozeznawania różnic podobnych zdarzeń.

Nawet w pracy z własnymi uczniami przychodzi taki moment, w którym nie widać już wierności, lecz wyczuwana jest sama czułość. Mam na myśli godzinę odejścia (Jana 14:16), było już za późno, aby być wiernym. Ta chwila nie dopuszczała tego. To był czas, który całkowicie należał do serca. Nie było tu miejsca na uczenie duszy. Otwierał przed nimi nowe Tajemnice, sekrety o najdroższej i najbardziej intymnej społeczności między nimi a Ojcem, lecz nie ma tutaj niczego, co moglibyśmy nazwaćnapomnieniem lub zgromieniem. Nie ma takich słów jak: „małowierni”czy „jakże to jeszcze nie rozumiecie?”. Każe słowo, które zabrzmiało by podobnie, było by tylko rozrywaniem rany, która bolała w sercu, która nie pozwoliłaby im poznać miłości, jaką do nich żywił. Była to święta chwila smutku rozstania, w doskonałej myśli i uczuciu Jezusa. I w pewien bardzo prosty sposób doświadczamy jej my sami tak, abyśmy mogli conajmniej radować się i czcić ją w Nim. Jest czas przytulania, jak powiada kaznodzieja, i jest czas powstrzymywania się od przytulania (uścisku). Jest to prawo księgi miłości i Jezus przestrzegał go.

Lecz nie pozwalał sobie na rozczulanie, gdy sytuacja wymagała wierności, a więc omijał wiele sytuacji, w których ludzka wrażliwość poczułaby się oburzona i w których ludzkie poczucie moralności osądziłoby je jako  oburzające. Nie zdobywał swych uczniów dzięki uprzejmej (miłej) naturze. Miód został wyłączony spośród prawdziwych ogniowych ofiar składanych z pokarmów, podobnie jak kwas. Ofiary z pokarmów nie mogły ich zawierać (Kapłańska 2:11) i nie było ich w Jezusie, prawdziwej „ofierze ogniowej”.

Nie spełniał ich życzeń, a jednak przywiązał ich do Siebie bardzo blisko i w tym jest moc. Zawsze jest moralna moc w tym, że zawierzenie komuś jest zdobywane bez starania się o nie, ponieważ wtedy serce jest przekonane o rzeczywistości miłości. Wszyscy to wiemy.

Uwaga poświęcana komuś, jeśli jest tylko zwykłą uwagą, jest miodem, a jak wiele tego „nędznego” materiału można  w nas znaleźć! Wszyscy jesteśmy narażeni na to, aby sądzić, że wszystko jest w porządku i nie sięgamy wyżej niż tylko do oczyszczenia z kwasu i napełnienia lampy miodem. Niech tylko uda nam się zagrać naszą rolę na dobrze zorganizowanej, uprzejmej scenie przed ludźmi, podobając się innym i robiąc wszystko co możemy, aby utrzymać dobre stosunki z innymi, a już jesteśmy zadowoleni z siebie i również z innych. Ale czy to jest służba Bogu? Czy jest to ofiara ogniowa? Czy można to rozumiećjako część doskonałej moralnej chwały doskonałego człowieka? W rzeczywiści nie. Możemy w naturalny sposób osądzać i jestem pewien, że nikt nie może tego zrobić lepiej czy bardziej skutecznie, lecz ciągle pozostaje jedną z tajemnic świątyni, że miodu nie używano, aby dawał słodki zapach ofiary.

Tak więc widzimy w rozwoju, w rozsądku, w połączeniu i w rozróżnianiu, jak doskonały w moralnej chwale i pięknie był na wszystkich tych ścieżkach Syn Człowieczy!

Życie Pana Jezusa było jasno świecącą lampą. To była taka lampa w domu Bożym, która nie potrzebowała złotych szczypiec, ani popielnic. Zawsze była oporządzona przed Panem i świeciła ogniem z czystej, wygniecionej oliwy. Zawsze manifestowała się tym, którzy byli wokół, obnażając i prostując, lecz zawsze zachowując swoje miejsce niewzruszone. Bez względu na to czy był prowokowany przez uczniów, czy przez przeciwników, a działo się to nieustannie, nigdy nie znajdujemy, aby Pan wymawiał siebie samego.

Raz
uczniowie narzekali: Panie, czy nic cię to nie obchodzi, że giniemy, lecz On nie dochodził prawa do snu, z którego został wyrwany.

Innymrazem zwrócili się do Niego: Widzisz, że lud napiera na Ciebie, apytasz: Kto się mnie dotknął, lecz Pan nie potrzebował pytać, chciał działać w kierunku zaspokojenia zaistniałej potrzeby.

Kiedyindziej znowu Marta powiedziała Mu: Panie, gdybyś tu był nie byłbyumarł brat mój. Lecz Pan nie usprawiedliwiał swej nieobecności, ani powodów zatrzymania się przez dwa dni w miejscu gdzie był, lecz pouczyłMartę jaki skutek przyniesie to Jego opóźnienie: „zmartwychwstaniebrat twój„. Jakże wspaniałe uzasadnienie Jego opóźnienia! Tak było za każdym razem. Czy Pan Jezus był wyzywany czy gromiony, nigdy nie znajdujemy w Jego ustach ani jednego słowa odwołania, czy kroku wstecz. Każdy język, który powstawał przeciwko Niemu z osądem, Pan potępiał.

W 2
rozdziale Ewangelii Łukasza jego matka gromi Go, lecz zamiast przyznać jej słuszność, to ona musi wysłuchać Jego, gdy przekonuje ją o jejbłędnym myśleniu.

Piotr

bierze Go na stronę, aby upomnieć: Panie miej litość nad Sobą, nie przyjdzie to na Ciebie. Lecz Piotr musiał się nauczyć tego, że to samszatan poddał mu takie napomnienie.

Urzędnik w pałacu arcykapłana posunął się nawet dalej, poprawiając Go i uderzając w policzek, lecz został przekonany o tym, że złamał zasady sądzenia, wobec sądu i w miejscu sądu.

To wszystko mówi nam o doskonałym Mistrzu. Okoliczności mogły nieraz być przeciwko Niemu. Czemu śpi w łodzi, gdy wiatry i fale atakują? Dlaczego zatrzymuje się w drodze, gdy córka Jaira umiera? Czy też dlaczego pozostaje na miejscu gdzie był, podczas gdy Jego przyjaciel Łazarz w dalekiej wiosce w Betanii choruje? Lecz to wszystko są tylko okoliczności i to chwilowe. Słyszeliśmy o tych wszystkich sytuacjach jak sen, opóźnienie, zatrzymanie, lecz widzieliśmy też zakończenie jakie zgotował Pan Jezus i to wszystko razem jest doskonałe.

W dniach patriarchów okoliczności były przeciwko Bogu Joba. Posłaniec za posłańcem przynosili zdawałoby się zbyt wiele, bezlitośnie, nieuchronnie, lecz Bóg Joba nie musiał się tłumaczyć. Podobnie nie musiał tłumaczyć się Jezus, którego działanie mamy opisane w Ewangeliach.

Gdy więc spoglądamy na Pana Jezusa jako na lampę w świątyni, światło w domu Bożym, odkrywamy, że ani szczypce, ani popielnice nie mogą być używane. Nie mają żadnego zastosowania do Niego. Wobec czego, konsekwentnie ci, którzy Go prowokowali lub napominali, sami musieli wrócić napomnieni i przyjąć na siebie wstyd. Używali szczypiec i popielnic do lampy, która ich nie wymagała, zdradzali przez to tylko swoją głupotę, a lampa świeciła jeszcze większym blaskiem, nie dzięki szczypcom i popielnicom lecz dlatego, że mogła przekazać więcej nowego świadectwa (które dawała przy każdej okazji), że tego nie potrzebuje.

Z tego wszystkiego uczymy się tej lekcji, że we wszystkich przypadkach powinniśmy stanąć z boku i pozwolić Jezusowi wykonywać swoje dzieło. Możemy patrzyć i uwielbiać, lecz nie mieszać się i nie przeszkadzać, jak wszyscy ludzie w tamtych czasach, przeciwnicy, krewni, a nawet uczniowie. Nie byli w stanie pomnożyć światłości, która świeciła; mogli cieszyć się nią, chodzić w niej, lecz nie wolno im było próbować jej poprawić czy regulować.

Pozwólmy naszym oczom patrzeć tylko na Pana Jezusa Chrystusa i na Jego doskonały charakter a będziemy mogli być pewni, że lampa Pana, ustawiona na świeczniku, oświetli w pełni całe ciało.

Lecz  idźmy dalej. Możemy dalej obserwować, że jak Pan nigdy nie tłumaczy się pod ludzkim osądem w czasie całej swej służby, jak to widzieliśmy, tak też jest i w godzinie Swej słabości, gdy moce ciemności powstały przeciwko Niemu. Nie poddał się ludzkiemu użalaniu. Gdy został uwięziony przez Żydów i Greków nie błagał ich, ani nie zaskarżał ich. Nie odwoływał się do współczucia, nie słyszymy błagania o życie. Modlił się do Ojca w Getsemane, lecz nie była to próba usunięcia żydowskiego arcykapłana czy rzymskiego namiestnika. Wszystko co w tej godzinie mówi, nie ma na celu obnażenia grzechu na jaki ludzie, czy to Żydzi czy Grecy, cierpieli w tej godzinie.

Jakiż obraz! Któż mógłby wymyślić taką  rzecz! Musiał być pokazany lub opisany, tak jak był widziany przezinnych. To był doskonały Człowiek, który wędrował tu w pełni moralnejchwały, a promienie i odblaski Jego doskonałej chwały pozostawione zostały przez Ducha świętego na stronach Ewangelii. Proste, szczęśliwe i szczere przekonanie o Jego osobistej miłości do nas (Panie, rozwiń to w naszych sercach!), najbardziej wspomaga nasze pragnienia, aby być z Nim i odkrywać Jego samego.

Słyszałem  o kimś kto obserwując Jego światło i błogosławione drogi w czterech Ewangeliach, wybuchnął łzami i nie mógł powstrzymać wyrażania swoichuczuć i wołał: O, i ja tam byłem z Nim! Jeśli jeden może mówić za wszystkich, kochani, to jest to czego chcemy, czego pragniemy. Znamy swoje potrzeby, lecz można także powiedzieć, że Pan zna nasze pragnienia.

Ten sam kaznodzieja, którego już cytowaliśmy, mówi: Jest czas zatrzymywania i czas odrzucania (Kaznodziei 3:6). Pan zarówno zatrzymywał jak i odrzucał, we właściwym czasie. Nie ma strat w służbie serca czy ręki, która wielbi Boga, niech będą tak hojne, jak tylko mogą.

Wszak  od Ciebie pochodzi to wszystko, a my daliśmy tylko to, co z Twojej ręki mamy” jak powiada Dawid.

Bydło tysięcy wzgórz należy do Niego i wszystko co napełnia ziemię. Lecz faraon traktował chęć Izraelitów do uwielbienia Boga jako próżniactwo i zajmowanie się bredniami, a uczniowie poczytywali wylanie na ciało Jezusa olejku za trzysta denarów jak stratę. Lecz oddanie Panu Jego własności, czy to honoru i czci, czy miłości serca, czy pracy rąk, czy materialnego domu, nie jest ani próżniactwem ani stratą. Jest to najważniejsza praca, którą przedkładać można Bogu.

Lecz tu chciałbym się zatrzymać na chwilkę lub dwie.

Wyrzeczenie się Egiptu nie jest próżniactwem, ani nie jest stratą namaszczenie głowy Chrystusa; chociaż tak to widzimy, że pewne szczególne rachunki prowadzone między synami ludzkimi a nawet często (zbyt często) między świętymi Boga, mogą spowodować taki pogląd.

Życiowe okazje są pomijane, światowe możliwości światowych obietnic nie wykorzystywane, ponieważ serce zrozumiało ciężar wspólnoty z odrzuconym Panem.

Lecz niektóre osoby mogą powiedzieć, że istnieje próżniactwo i strata, okazje mogły być zatrzymane przez „właściciela”, a możliwości mogą być wyszukiwane i zdobywane, a następnie wykorzystane dla Pana. Lecz takie osoby tego nie dostrzegają. Twierdzą, że te ludzkie, ziemskie wpływy, które są związane z „okazjami” to dar od Pana, który może być użyty dla korzyści, budowania i błogosławienia wierzących, ale Odrzucony Chrystus, Chrystus wyrzucony przez ludzi poza obóz, jeżeli jest znany poprzez duchową społeczność, przez daną duszę, będzie ją uczył innej lekcji.

Te życiowe profity, światowe okazje, tak zalecane, są dokładnie tym samym Egiptem, którego Mojżesz się wyrzekł. Wyrzekł się nazywania go „synem córki faraona”. Bogactwa Egiptu nie były w jego oczach wartościowe, ponieważ nie mógł ich wykorzystać dla Pana i odwrócił się od nich i Pan wyszedł naprzeciw niego i w końcu wykorzystał go, nie po to bybłogosławić Egipt, lecz aby wyprowadzić swój lud z niego.

Pójdę  nieco tym tropem dalej, ponieważ, jak czuję, jest to dla nas ważne. To wyrzekanie musi być wykonane na gruncie zrozumienia i wiary w odrzuconego Pana, ponieważ będzie wymagało całego pięknego, szczerego i właściwego charakteru. Jeśli zostanie podjęte z powodu zwykłych religijnych zasad, jak wypracowanie świętości, czy tytułu dla siebie, to można spokojnie powiedzieć, że będzie to coś gorszego niż próżniactwo i marnotrawstwo. Będzie to „wpadnięcie” w pułapkę szatana, który wtedy nas przezwycięży. Nie będziemy wtedy mieli możliwości zwyciężyć nad światem. Lecz jeśli rzeczywiście decyzja zostanie podjęta w wierze i miłości dla odrzuconego Pana, i w zrozumieniu Jego stosunku do obecnego złego świata, to jest to właściwy krok uwielbiający Pana.

Służenie  ludziom na koszt Bożej prawdy nie jest chrześcijaństwem, pomimo, że ludzie, którzy to robią mogą być postrzegani jako dobroczyńcy. Chrześcijaństwo bierze pod uwagę chwałę Bożą, jak również błogosławienie ludzi, lecz jak tylko stracimy to z oczu, będziemy kuszeni do uważania za próżniactwo i stratę czasu tego, co w rzeczywistości jest świętą, konsekwentną i oddaną służbą dla Jezusa. Rzeczywiście tak jest. Przyznanie słuszności kobiecie, która wylała olejek na Jego głowę mówi mi właśnie o tym (Mateusza 26). Mamy oddawać chwałę Bogu we wszystkim co robimy, pomimo, że ludzie odmówią uznania tego, co nie jest wykorzystuje światowego porządku czy nie zaspokaja potrzeb naszych sąsiadów. Możemy się uczyć od Jezusa, który znał Boże wymagania i sposoby działania w tym egoistycznym wiecie. Pan Jezus znał (z pewnością możemy to powiedzieć) prawdziwą i rzeczywistą konieczność działania we właściwym i jedynym porządku. Pan wiedział kiedy odrzucać,a kiedy zatrzymywać. „Zostawcie ją – powiedział o kobiecie,która rozbiła buteleczkę z drogocennym olejkiem – dobry uczynekspełniła względem Mnie”. Lecz po nakarmieniu tłumów powiedział: ”pozbierajcie resztki, aby nic nie przepadło”.

Obserwujemy to działanie według Bożej zasady: jest czas zbierania i czas rozrzucania. Jeśli hojna służba serca czy ręki w uwielbieniu nie ma iść na straty, to każdy okruch ludzkiego jedzenia jest święty i nie wolno

go wyrzucić. Ten, który przyznał, że słuszne było wydanie 300 denarów przy jednej okazji, przy innej nie pozwolił, aby jakikolwiek kawałeczek chleba zmarnował się na ziemi. W Jego oczach takie kawałki były święte. Były one żywnością konieczną do życia, którą Bóg dał człowiekowi do tego by żył, a życie jest rzeczą świętą.

Bógjest Bogiem żywych. „Będziesz z tego jadł”; powiedział o tym Bóg i dlatego Jezus uświęcił to. W Księdze Powtórzonego Prawa 20:19 drzewa pól są życiem człowieka, mówiło prawo, taki przepis był przeznaczonydla tych, którzy byli pod zakonem „jeśli wypadnie wam oblegać jakieś miasto przez wiele dni, by je w końcu zająć, nie będziecie niszczyć rosnących tam drzew, przykładając do nich siekierę, bo będziecie przecież spożywać z nich owoce. Nie będziecie przeto ich niszczyć. Zresztą, czy drzewa rosnące na polu są ludźmi, żebyście musieli jeoblegać?” To byłoby marnotrawstwem, profanacją, aby w ten sposób znęcać się nad żywnością, która jest Bożym darem. Jezus w tej czystości  i doskonałym Bożym porządku nie pozwolił, aby kawałki życia zmarnowały się na ziemi, „zbierzcie je, aby nic przepadło”.

Są to zaledwie drobne przypadki; lecz we  wszystkich okolicznościach ludzkiego życia, przez jakie Pan Jezus  Chrystus przechodził, widzimy jak one zmieniały się całkowicie pod wpływem Jego moralnej chwały; pod wpływem jaki wywierał na nie  Jego doskonały charakter; na wszystkich ścieżkach, po których stąpały Jego święte stopy.

Dla  ludzkiego oka nie było możliwie śledzenie tego, lecz dla Boga było to  stałą, świętą wonią słodyczy, poświęceniem, doskonałą ofiarą całopalną w świątyni.

 Część Trzecia

aracer

Charakter Chrystusa 01

Autor nieznany

Na tych stronach chcemy zajmować sięOsobą Pana Jezusa Chrystusa. Zacznę od rozważenia Moralnej Chwały Pana Jezusa Chrystusa lub jak mówimy, charakteru Pana Jezusa Chrystusa. Wszystkie myśli jakie będziemy rozważać niech wzniosą się ku Bogu jako słodka i miła woń. Każde Jego przedstawienie Siebie Samego w jakiejkolwiek najmniejszej nawet mierze i w jakiejkolwiek relacji przedłożone było zawsze z kadzidłem. W Osobie Pana Jezusa Chrystusa (i wyłącznie tam) człowiek został pojednany z Bogiem. W Nim Bóg odnowił Swoją radość z człowieka, ponieważ w Panu Jezusie Chrystusie, człowiek jest bardziej bliski Bogu niż miało by to miejsce w wieczności z Adamową czystością.

W naszych rozważaniach Moralnej Chwały Pana Jezusa, zawarta jest z pewnością bardzo mała część tego wspaniałego tematu, którym staram się tu zająć. Mogę dać okazję duszom innych do owocnych myśli i to będzie dobre.

Osoba Pana Jezusa, jak zakładam, to Bóg i człowiek w jednym Chrystusie. Jego Dzieło, jak również przypuszczam, to dzieło cierpienia, lub przelania krwi, wykonane na Krzyżu, dzięki czemu pojednanie jest doskonałe i wszędzie jest głoszone w celu przyjęcia i wzbudzenia radości i wiary.

KRÓTKIE ROZWAŻANIE nad MORALNĄ CHWAŁĄ PANA JEZUSA CHRYSTUSA

Kapł 1:1-2: Jeżeli kto chce złożyć Panu ofiarę z pokarmów, to niechaj ofiarą jego będzie przednia mąka; niechaj poleje ją oliwą i nałoży na nią kadzidła. Potem przyniesie ją do synów Aarona, kapłanów. Kapłan weźmie z tego pełną swoją garść mąki z oliwą wraz z całym jej kadzidłem i spali ją na ołtarzu jako pamiątkę, jako ofiarę ogniową, woń przyjemną dla Pana.

Chwała Pana Jezusa Chrystusa jest trojakiego rodzaju osobista, oficjalna i moralna. Jego chwała osobista, w którą Był otoczony, zbawia tam gdzie wiara ją odkryje, a w niektórych przypadkach Bóg wymaga jej odkrycia. Podobnie było zJego chwałą oficjalną (chwała z tytułu urzędu Chrystusa). Nie chodził po ziemi ani jako Boży Syn z łona Ojca, ani jako władny Syn Dawida. Taka chwała była zazwyczaj ukryta, gdy przechodził przezwszystkie codzienne trudności życiowe. Lecz Jego moralna chwała nie mogła się ukryć. On nie mógł nie być doskonały we wszystkim, to jest w tym, co do Niego należało, było Nim samym. Z powodu swej intensywnej doskonałości chwała ta była zbyt jaskrawa dla ludzkich oczu; i człowiek był stale wystawiany na porównanie z nią i gromiony przez nią. Lecz ona świeciła bez względu na to czy człowiek mógł to znieść, czy nie. Teraz również świeci z każdej strony czterech Ewangelii, podobnie jak błyszczała każda ścieżka, którą Sam Pan stąpał.

Powiedziano o Panu Jezusie Chrystusie: Jego człowieczeństwo było doskonale naturalne w swym rozwoju. Jest to piękna prawda. Łukasza 2:52 potwierdza to. Nie było żadnego nienaturalnego postępu w Nim: wszystko wzrastało w porządku. Jego mądrość dotrzymywała kroku jego posturze, czy wiekowi. Był najpierw dzieckiem, później mężczyzną. Stale i wciąż jako człowiek (Boży Człowiek w świecie) wykazywał światu, że jego uczynki są złe. Pokazywał też, że On Sam będzie przez świat znienawidzony; lecz jako dziecko (dziecko według Bożego serca, jakbym powiedział) Pan Jezus był uległy rodzicom, podległy zakonowi i jedyny doskonały. W takim stanie dojrzewał jako przyjemna wonność dla Boga i człowieka.

Lecz następował w Nim postęp i jak widzimy, nie było cienia, odchylenia czy błędu w odróżnieniu Go od wszystkich pozostałych. Jego matka zachowywała te rzeczy w swym sercu lecz mgła, zaciemnienie, ba, sama ciemność dręczyła jej umysł i Pan musiał do niej rzec: Dlaczego Mnie szukaliście?

Lecz jeśli chodzi o Niego, rozwój był kolejny i właściwy z wyjątkiem moralnej piękności i mogę dodać, że Jego człowieczeństwo było doskonale naturalne w swym rozwoju, tak więc jego charakter był całkowicie ludzki w swym wyrazie: możemy powiedzieć, że wszystko co było widać było wspólne dla ludzi.

On był drzewem zasadzonym nad wodami rzek, przynoszącym owoce we właściwym czasie (Psalm 1), a wszystkie rzeczy są piękne tylko we właściwym czasie. Moralna chwała Pana Jezusa Chrystusa jako dziecka świeciła w swoim czasie i pokoleniu; a gdy stał się mężczyzną ta sama chwała otrzymała tylko inny wyraz. Wiedział kiedy odezwać się na zawołanie matki, gdy Go wołała, a kiedy się oprzeć, choć to ona wołała, kiedy uznać jej wołanie za nieistotne (Łukasza 2:51; Łukasza 8:21; Jana 19:27 ). Gdy pójdziemy dalej Jego śladami zauważymy, że On poznawał Getsemane we właściwej porze lub zgodnie ze swym charakterem, świętą Górę w jej czasie, zimą i wiosną, zgodnie z Jego Duchem. Znał studnię w Sychar i drogę, która wiodła do Jerozolimy na ostatnią chwilę. Stąpał po każdej ścieżce czy może wypełnił każdą kropkę w tym umyśle, który był zgodny z charakterem, który był pod pilnym okiem Boga. I tak było przy różnych okazjach wymagających stale więcej energii. Jeśli była nieczystość w Domu Ojca, On pozwalał, aby żarliwość pochłaniała Go. Jeśli to byli jego ludzie sprzeciwiający Mu się w samarytańskich wioskach, znosił to i szedł dalej.

Wszystko było doskonałe zarówno w różnych kombinacjach jak i porach. Płakał gdy zbliżał się do grobu Łazarza,choć wiedział, że przyniósł zmarłemu życie. Ten, który rzekł: Jajestem zmartwychwstanie i żywot, płakał. Boska moc pozwoliła na uwolnienie ludzkiego współczucia w pełnym wymiarze. Jest to pewne połączenie, kombinacja cnót, które składają się na moralną chwałę. Wiedział, jak napisał apostoł: jak obfitować i jak znosić biedę; jak korzystać z chwil obfitości i okresów depresji, ponieważ w swej drodze przez życie był w to wszystko wprowadzony.

Tak  więc był przygotowany na chwilę Swej chwały, a była to chwila niezwykle jasna. Mam tu na myśli przemienienie, kiedy to był wysoko wyniesiony i uhonorowany, świecił jak słońce, źródło jasności. I tak promieniejący byli Mojżesz i Eliasz, biorąc chwałę z Niego, naoczni świadkowie Jego niewyobrażalnego majestatu. A gdy ludzie zbiegli się, aby Go przywitać na dole góry, (Marka 9:15) nadal, wierzę, promieniał tą chwałą, którą miał uprzednio, choć „ukrywającą się” – przebywał z nimi nie po to, aby odebrać cześć lecz dlatego, że raz oddał Siebie Samego na wspólną służbę; ponieważ wiedział w jaki sposób obfitować. Nie był wynoszony przez Swoje powodzenie, Pan nie szukał miejsca wśród ludzi, lecz opróżnił Siebie Samego, bo pozbawił się reputacji, szybko ukrył Swą chwałę, aby być sługą, tym który służy, a nie tym któremu usługują.

Tak samo było również za drugim razem. Po Swym zmartwychwstaniu, jak to widzimy w Ewangelii Jana 20. Znajduje się wśród uczniów, pokazując tak chwalebny charakter jaki nie może być osiągnięty przez żadnego człowieka i nigdy nie będzie. Oto jest On Zwycięzcą nad śmiercią, „Niszczycielem” grobu. Lecz nie przyszedł tu pomimo takiej chwały, aby przyjąć, jak to się mówi, od Swych uczniów gratulacje, jak by to miało miejsce w przypadku zwykłego człowieka, który powrócił na łono przyjaciół i krewnych po trudach, niebezpieczeństwach i zwycięstwie.  Nie! On był obojętny na współczucie; potrzebował go we właściwym czasie  i odczuwał jego potrzebę, wtedy gdy tego nie dostał. Lecz oto teraz jest, wzbudzony z martwych, wśród Swych uczniów, raczej jako chwilowy gość niż Zwycięzca. Raczej uczy ich czego im potrzeba, a nie podkreśla Siebie i wielkie rzeczy które, właśnie osiągnął. To jest właściwe wykorzystanie zwycięstwa. Podobnie jak Abraham wiedział w jaki sposób wykorzystać Jego zwycięstwo nad zjednoczonymi siłami króli ku czemuś większemu niż własny zysk. Jest to znajomość rzeczy jak obfitować i jak być napełnionym.

Lecz Pan wiedział również jak się upokorzyć. Spójrzmy na Niego pośród mieszkańców samarytańskiej wioski w Ewangelii Łukasza 9. Cała akcja zaczyna się od tego, że w sensie osobistej chwały oczekiwał tego, że zostanie wzięty w górę, tak jakby już był po tym fakcie (Marka16:19 oraz 1 Tymoteusza 3:16 użyte jest to samo greckie słowo); w powszechny i stosowany sposób kogoś kto wie, że przyjeżdża osoba wybitna, wysłał przed sobą posłańców. Lecz niewiara Samarytan zmieniła sytuację, nie chcieli Go przyjąć. Odmówili drogi stopom Pełnego Chwały i zmusili Go, aby znalazł dla siebie inną drogę, odrzucili Go. Lecz On przyjął zaistniałą sytuację bez jakiegokolwiek narzekania w sercu. Widząc, że jako Betelejmita został odrzucony, znów stał się (zapożyczając słowo z Mateusza 2) Nazarejczykiem i po tej stronie samarytańskiej wioski okazuje tą nową cechę w tak doskonały sposób, jak to zrobił po drugiej stronie wsi z inną stroną swego doskonałego charakteru.

Tak więc, Pan wiedział w jaki sposób obfitować, co znów możemy ponownie zobaczyć w Ewangelii Mateusza 21.  Wchodzi do miasta Dawida. Wszystko, co mogło podkreślić Jego Boskość otaczało Go i towarzyszyło Mu. Jest teraz w swej ziemskiej chwale, wtaki sposób w jaki był w niebiańskiej chwale na świętej górze. Niebiańska chwała była Jego i w każdej chwili, która by tego wymagała mógł ją znowu „przyoblec”. Lecz niewiara Jerozolimy, podobnie jak  poprzednio Samarii, powoduje zmianę sceny i Ten, który wkroczył do miasta jako król, musi opuścić je, aby szukać schronienia na noc. Lecz oto jest tutaj poza Jerozolimą, tak jak był poza Samarytańską wioską i wie w jaki sposób „obfitować”.

Cóż za doskonałość! O ile niemożliwe jest porównanie ciemności ze światłem Jego osobistej, oficjalnej chwały, to Jego moralna chwała nie mogła znaleźć lepszej okazji, aby jaśniej błyszczeć. Ponieważ nie ma w moralności czy charakterze człowieka nic bardziej czystego niż to połączenie pragnienia uniżenia się wśród ludzi i świadomości nieodłącznej chwały przed Bogiem. Widzimy to u niektórych świętych.

Abraham był obcym przychodniem wśród Kananejczyków przez wszystkie swoje dni (nie mając swej ziemi na własność i nie szukając jej); lecz gdy nadarzyła się okazja, przekonany o swej godności w oczach Bożych i zgodnie z radą Boga, mógł rządzić królami.

Jakub mógł mówić o swej pielgrzymce, o tym, niewiele było dni jego życia i do tego były złe, nie robiąc sobie nic ze światowych obliczeń, lecz równocześnie mógł błogosławić, tego który był na ziemi największym mężem swych czasów, przekonany o tym, że przed Bogiem jest, z nich dwóch, lepszym i większym.

Dawid mógł prosić o chleb i prosić oń bez wstydu, lecz w tym wszystkim przyjmował cześć należną królowi, odbierając wyrazy uznania godne tegostanowiska, jak np. w przypadku Abigail.

Paweł związany łańcuchami, więzień w pałacu, mógł mówić o swych więzach, lecz w tym samym czasie, dawał poznać całemu sądowi i wysokim rzymskim urzędnikom, że wie o sobie, że jest błogosławionym człowiekiem i to jedynym spośród nich.

W tym połączeniu dobrowolnej degradacji przed ludźmi i przekonania o chwale przed Bogiem, otrzymujemy najlepszą, najjaśniejszą, ba (gdy biorę pod uwagę Kim On był) nieskończoną ilustrację naszego Pana.

A przecież jest jeszcze ciągle dużo więcej moralnego piękna w poznawaniu tego jak „być obfitym”, jak się upokorzyć, jak „obfitować” i jak cierpieć niedostatek, ponieważ mówi nam to, że serce człowieka, który nauczył się tych lekcji jest raczej bliżej końca podróży niż w samej podróży. Gdyby serce było w podróży, nie lubilibyśmy takich wypadków, trudności, niewygodnych, twardych i pagórkowatych miejsc; lecz jeśli jest się u kresu, po prostu takie rzeczy ulatują. Z pewnością dla wielu z nas śledzenie tego wszystkiego jest napomnieniem.

Lecz są jeszcze inne cechy charakteru Pana, na które musimy spojrzeć. Ktoś powiedział o Nim: był to najbardziej wielkoduszny i dostępny człowiek. Widzimy w Nim łagodność i dobroć nigdy u człowieka nie obserwowaną, a jednak ciągle odczuwamy to, że On był obcym. Jakże prawdziwe to jest! Był tutaj tak dalece obcym, ponieważ zbuntowany człowiek wypełniał miejsce, lecz równocześnie tak blisko jak tajemnica lub konieczność tego wymagała od Niego. Rezerwa jaką zachowywał i bliskość jaką wyrażał były doskonałe.

Pan nie tylko rozglądał się wokół przypatrując się otaczającemu Go nieszczęściu, lecz wszedł w sam „środek” ze współczuciem, które pochodziło z Niego samego; zrobił znacznie więcej niż tylko odmowa udziału w powszechnym zepsuciu: zachował dystans świętości od każdego jego tknięcia czy plamki. Widzimy Go ukazującego to połączenie odległości i intymności w Ewangelii Marka 6. Jest to wzruszająca scena. Uczniowie wrócili do Niego po całym dniu służby. On zatroszczył się o nich. Jest ich stanem bardzo zainteresowany, zajmuje się zmęczonymi, gdy mówi: Wy sami idźcie na osobność, na miejsce ustronne i odpocznijcie nieco (w.31) . Lecz tłumy podążają za Nim, a On zwraca się do nich z tą samą gotowością, rozpoznając ich stan, jako owiec nie posiadających pasterza, zaczyna ich uczyć. W tym wszystkim widzimy Go jako osobę, która jakże szybko zajmuje się, reaguje na pojawiające się różnorodne problemy; czy to będzie zmęczenie uczniów, czy też głód lub ignorancja tłumów. Jednak to wszystko w żaden sposób nie działa dla Niego. Pojawia się natychmiastowa separacja między Nim a uczniami, która wyraża się tym, że mówi uczniom, aby weszli do łodzi, a On odprawi tłumy. To oddzielenie od Niego powoduje dla nich tylko problemy. Powstaje wiatr i burza uderzająca na nich. I oto w samym środku ich rozpaczy pojawia się Pan, jest blisko, aby im pomóc i wzmocnić ich.

Jak konsekwentne jest to połączenie świętości i łaski we wszystkim. Jest blisko nas wśród naszych zmartwień, w głodzie i niebezpieczeństwie, a trzyma się z dala od naszego gniewu i egoizmu.

Jego świętość powoduje, że jest całkowicie obcy w tym zepsutym świecie. Jego łaska pobudza Go do działania w tym pełnym potrzeb świecie. To wszystko oddziela jego życie, powiedziałbymw moralnej chwale tak, że choć zmuszony przez otaczające warunki do samotności, Pan Jezus Chrystus był stale pociągany przez potrzeby i troski do aktywności. Ta aktywność realizowała się na rzecz wielu różnych osób i w ten sposób, była również niezwykle różnorodna.

Przeciwnicy, grupa uczniów idących za Nim i pojedynczy ludzie, wymuszali na Nim nieustanną różnorodność działań; zawsze musiał wiedzieć i z pewnością robił to doskonale, jak odpowiedzieć każdemu człowiekowi. A poza tym wszystkim widzimy Go przy różnych okazjach, przy stołach innych ludzi, lecz jest to tylko jeszcze jedna okazja do tego, by zwrócić uwagę na różnorodną Jego doskonałość. Przy stole faryzeuszy, gdzie widzimy go czasami, nie sankcjonuje i nie uznaje typowej sceny. Został tam zaproszony w charakterze tego, który jest rozpoznawany i uznawany na zewnątrz; tak więc działa tutaj w tym charakterze. Nie znajduje się tutaj jako prosty gość, którym opiekuje się i troszczy o niego gospodarz, może więc nauczać i gromić. Ciągle jest światłem i działa jako światło, a więc ujawnia ciemność wewnątrz domu, tak jak to robił na zewnątrz (Łukasza 7:11).

Lecz  jeśli wchodził do domu faryzeusza wielokrotnie w charakterze nauczyciela to wtedy działa w ten sposób, gromiąc moralny stan rzeczy, które tu zastał. Wchodzi również do domu urzędnika publicznego jako Zbawiciel. Lewi przygotował dla niego uroczysty obiad w swym domu i posadził grzeszników i celników razem z nim, co oczywiście się nie spodobało się religijnym przywódcom. Wtedy Pan objawia siebie jakoZbawiciela mówiąc im: Ci, którzy się dobrze mają nie potrzebująlekarza, lecz chorzy. Lecz idźcie i nauczcie się co to znaczy: miłosierdzia chcę a nie ofiary. Nie przyszedłem wzywać do upamiętniasprawiedliwych lecz grzeszników. Bardzo proste, lecz uderzające i niosące ogromne znaczenie. Faryzeusz Szymon miał zastrzeżenia, czy grzesznicy powinni wchodzić do jego domu i przystąpić do Pana Jezusa: Lewi urzędnik państwowy sprawił taką możliwość, że byli oni miłymi gośćmi Pana Jezusa. Tak więc, znowu widzimy, że w jednym domu Pan działa udzielając nagany, podczas gdy w innym, ujawnia Siebie w bogactwie łaski Zbawiciela.

Lecz widzimy Go również przy innych stołach. Możemy spotkać Go w Jerycho i w Emaus (Łukasza 19 oraz 24). Za każdym razem czyjeś pragnienie powodowało, że był przyjmowany, lecz za każdym razem wynikało ono z innej inspiracji. Zacheusz był tylko grzesznikiem, dzieckiem natury, która jak wiemy jest zepsuta w swych źródłach i działaniach, lecz był w tej chwili pod prowadzeniem Ojca i jego dusza kierowała się w stronę Jezusa. Chciał Go widzieć i pragnął usłyszeć od Niego polecenia. Przepchał się przez tłumy i wszedł na drzewo, aby Go zobaczyć, gdy przechodził. Pan spojrzał w górę i natychmiast zaprosił się do jego domu. Jest to dosyć osobliwe – nie zaproszony Jezus sam się zaprosił do domu urzędnika w Jerycho!

Wcześniejsze zmagania w życiu biednego grzesznika, pragnienie, które zostało wzbudzone przez pociągnięcie Ojca, spowodowały, że był tutaj, w domu, gotowy do przyjęcia Go, lecz Pan znacząco i słodko wyprzedził zaproszenie wszedł do domu, wszedł z pełnym objawieniem swego wspaniałego charakteru, a to działanie wydało wspaniały i słodki owocku chwale Ojca: Panie, oto połowę mojego majątku rozdaję ubogim, a jeśli co na kim wymusiłem zwrócę w czwórnasób.

Dalej, w Emmaus, czyjeś pragnienie zostało ponownie ożywione, lecz w innych warunkach. Nie było to pragnienie świeżo pociągniętej duszy, lecz konieczność odnowienia świętych. Tych dwóch uczniów nie wierzyło, wracali do domu z wielkim smutkiem, bo myśleli że Jezus ich zawiódł. Gdy Pan przyłączył się do nich, krótko ich zgromił, lecz w taki sposób ułożył rozmowę, że Jego słowa rozpaliły ich serca. Gdy zbliżyli się do wsi, Pan okazywał jakoby miał iść dalej. Nie chciał zapraszać się Sam, jak to miało miejsce w Jerycho. Nie byli w takim stanie moralnym, który by takie postępowanie sugerował – tak było z Zacheuszem lecz zaproszony, wszedł po to, aby dalej rozpalić pragnienie, przez które został tu zaproszony, aby go wynagrodzić w pełni. I tak się stało, przynaglani przez radość wrócili do miasta nocą, pomimo późnej pory, aby powiadomić swych przyjaciół.

Jak pełne piękna są te wszystkie przypadki! Gość w domu faryzeusza, gość w domu urzędnika publicznego czy wśród uczniów, zaproszony czy nie, gość w osobie Jezusa, znajduje się zawsze na właściwym miejscu w swym pięknie i doskonałości. Mógłbym podawać inne przypadki goszczenia Go przy innych stołach, lecz teraz chcę spojrzeć jeszcze tylko na jeden przykład. Widzimy Go w Betanii w rodzinnej atmosferze. Gdyby Jezus odrzucał ideę chrześcijańskiej rodziny, nie znalazłby się w Betanii, tak jak Go tam widzimy, a gdy tylko spotkamy tam Pana, jest to jeszcze jedna sposobność do prześledzenia w Nim następnej molarnej cnoty. Jest przyjacielem rodziny, znajdującym, podobnie jak do dziś pośród nas, dom wśród nich. A Jezus kochał Martę, Marię i Łazarza, to jest opis tej sytuacji. Jego miłość do nich nie była tego rodzaju jakiego możemy się spodziewać po Zbawicielu, Pasterzu, choć wiemy, że On jest tym wszystkim. Była to miłość przyjaciela rodziny. Lecz pomimo przyjaźni i bliskiej znajomości, która pozwalała na to, że w każdej chwili może wejść i być przyjętym, Pan nie przeszkadza w codziennych zajęciach domowych. Marta była gospodynią, osobą zajętą rodziną, użyteczną, ważną w tym miejscu i Jezus z pewnością pozostawia ją na tym miejscu, gdzie ją znajduje. Nie do Niego należało wprowadzanie takich zmian. Łazarz mógł siedzieć obok gościa przy rodzinnym stole, Maria mogła oddzielić się i wycofać się do swego własnego królestwa, czy Królestwa Bożego w niej, Marta mogła być zajęta i usługiwać. Niechby tak było. Jezus opuszcza je tak jak je zastał. Ten, który nie wszedłby do domu innej osoby, postronnej, gdy zaszedł do tych dwóch sióstr i brata nie będzie mieszał się do istniejącego tu porządku i nie będzie podejmował inicjatywy wprowadzania zmian. Lecz jeśli kto z członków rodziny, zamiast zabiegania wokół spraw związanych ze swym miejscem w rodzinie, odłączy się, aby uczyć się w Jego obecności, Pan Jezus musi i okaże Swój wspaniały charakter i poukłada wszystko na właściwym z Bożego punktu widzenia miejscu (Łukasza 10:38-42).

Jakże różnorodne i wyśmienite piękno! Któż prześledzi wszystkie Jego ścieżki?  Sokół stwierdziłby, że jest to poza zasięgiem jego wzroku. Więc nie ma człowieka, który może zobaczyć pełny obraz.

Część Druga

topod

7 Aktów Wiary

Siedem aktów wiary, które możesz zrobić, aby zapewnić zdrowienie, powodzenie i dobrobyt rodziny, które Bóg obiecał ci w przymierzu Abrahamowym.#

Dlaczego powinniśmy przyjąć Abrahamowe Przymierze?

Budujący wiarę kurs cz. 1.

Siedem aktów wiary.

Siedem aktów wiary, które możesz zrobić, aby zapewnić uzdrowienie, powodzenie i dobrobyt rodziny, które Bóg obiecał ci w przymierzu Abrahamowym.

Wstęp.
Chcę wam pokazać, co zrobić, aby uniezależnić się od cudzego namaszczenia. To namaszczenie łamie jarzmo i co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
To jest fakt, ale musimy zrozumieć to, że namaszczenie przychodzi jako akt wiary.

Oto pewne wielkie nieporozumienie jakie jest powszechne w naszych charyzmatycznych kościołach: bierzemy udział w wielkich spotkaniach
uzdrowieniowych, oglądamy uzdrowionych ludzi i mówimy:

  To jest namaszczenie.

Tak, to jest namaszczenie, lecz musimy być dokładniejsi. Na takich wielkich spotkaniach dwa z dziewięciu opisanych przez ap. Pawła darów
funkcjonuje i są to: dary uzdrowień oraz dar czynienia cudów. Ogólnie nazywamy je „namaszczeniem” podczas gdy, w rzeczywistości, działają po prostu dwa duchowe dary. Innymi słowy, musimy zrozumieć: „Jaką „formę” przyjmuje namaszczenie?” Tak, na tych spotkaniach namaszczenie łamie jarzma, lecz forma jaką przyjmuje to są dary uzdrowień i dar czynienia
cudów.
Problem z tymi wielkimi spotkaniami jest taki, że gdy dwa dary działają, wielu ludzi jest dotkniętych i uzdrowionych, lecz wielu nie. Dlaczego? Duchowe dary są pod suwerenną kontrolą Boga. Nikt ich nie
kontroluje. Nie możesz ich wymodlić, nie możesz wymusić, wyżebrać i wyprosić ich działania. Nie możesz zrobić niczego, aby one działały.
Duchowe dary będą robiły to, co będą robiły, ponieważ Bóg je po to posłał. Nie możesz wobec tego zrobić niczego. Gdy wiec wybierzesz się
na takie ogromne spotkanie zobaczysz wielu ludzi uzdrowionych, lecz również odkryjesz, że wielu nie zostaje uzdrowionych. Pozostają chorzy, a nie uzdrowieni. Wielkim pytaniem z jakim musimy się spotkać jest:

  Co dla tych ludzi zrobić?
Spróbujmy teraz biblijnie zdefiniować bardziej precyzyjnie „namaszczenie”. Jest takie namaszczenie, które przychodzi jako akt wiary. Możesz je kontrolować przez prowadzenie go. Zatem, jeśli działasz w wierze, ty kontrolujesz namaszczenie, które się pojawia, ponieważ to namaszczenie przychodzi jako akt wiary.

Przyczyna tego, że tak wielu ludzi musi biegać na spotkania innych ludzi i dostać się „pod namaszczenie innych” jest taka, że nikt im nie pokazał jaki akt wiary należy wykonać, aby otrzymać to, czego potrzebują od Boga.
Zamierzmy się tym zająć obecnie.

Chcę wam coś powiedzieć. Nie mam charyzmatycznego wychowania, nie miałem
charyzmatycznego ani zielonoświątkowego kaznodziei, który by mnie uczył tego. Bóg pokazał mi te rzeczy, po czym musiałem „chodzić w nich”,
sprawdzić, wypróbować i dowiedzieć się jak trudna jest droga, aby to zaczęło funkcjonować. Zatem to, czego uczę was, jest objawieniem od Boga, które zostało wykute na kowadle wiary.

Innymi słowy, nauczyłem się pewnych rzeczy, którymi chcę się z wami podzielić. Przez ostatnie kilkanaście lat podróżowałem po kraju nauczając ludzi w jaki sposób uniezależnić się „namaszczenia” innych ludzi. Jeśli, w rezultacie, zdecydujesz, że chcesz iść na wielkie spotkanie, możesz to
zrobić, ponieważ tego chcesz, lecz nie dlatego, że musisz. Jest radykalna różnica między „chcieć”, a „musieć”.

Chcę teraz dać wam Siedem Aktów Wiary. Złożymy je razem i używamy jako jedno. Jeśli użyjemy ich razem to możemy wstrząsnąć
Niebem, ziemią i dnem piekła przy ich pomocy. Jest siedem rzeczy, które możesz zrobić i które sprowadzają namaszczenie Boże. Gdy to
namaszczenie spoczywa na tych siedmiu aktach, zrobi dla ciebie wszystko czego potrzebujesz od Boga. Nie jest ważne jaka to jest potrzeba czy to
uzdrowienie, czy finansowe błogosławieństwo, nie ważne co to jest, te siedem rzeczy, jeśli je zrobisz, zapewnią ci to. Wszystkie siedem musi być wykonanych, aby właściwie zadziałały.

Te siedem kroków to nic innego, jak tylko duchowa walka. Zatem, określam modlitwę o chorych czy duchową walkę po prostu jako: „Siedem Aktów Wiary, które sprowadzą namaszczenie ku uzdrowieniu (lub czegokolwiek potrzebujesz) za każdym razem”. Terminologia i nazwy nie są tak istotne jak zapamiętanie, że te Siedem aktów to jest coś, co musisz zrobić. Lecz pamiętaj! Muszą być wykonane w odpowiednim porządku.

Akt wiary #1

(W oparciu o Ps. 22:3 plus wiele innych wersów.)

Oto pierwszy akt wiary, „Błogosław Pana”. Zanim zrobisz cokolwiek innego musisz błogosławić czy czcić Pana. Musisz zrozumieć, że chwała jest jedną z potężnych broni jakimi dysponujemy. Zatem, zaczynaj od niej. Zaczynamy od niej, ponieważ Biblia mówi, że Bóg mieszka w chwałach Swego ludu. Gdy zaczynam, najpierw błogosławię Boga. Mówię:

  Błogosławię cię, Panie. Błogosławię cię, Panie.

I błogosławię Go tak długo, aż wiem przez wiarę, że Jego obecność jest ze mną. Gdy wiem to przez wiarę, przechodzę do następnego aktu wiary. Niemniej zaczynam zawsze od błogosławienia Boga. Bądź pewny siebie. Namaszczenie spada na ten akt wiary. Musisz zacząć błogosławić Pana i namaszczenie przyjdzie.

Zatem
#1 –błogosławimy Pana.

Akt wiary #2

(W
oparciu o Jana 15:7 plus wiele innych wersetów)

Modlimy
się. Przypuśćmy, na chwilę, że potrzebujemy uzdrowienia. W skrócie, oto
jak modlić się o uzdrowienie. Po pierwsze, koncentracja. Zamierzamy
użyć strzelby, a nie śrutówki. Nie potrzebujemy tutaj rozpraszać luf,
musimy się skoncentrować, ponieważ namaszczenie przychodzi na
skoncentrowaną modlitwę. Musisz zatem, wiedzieć co robisz i robić to z
dużą precyzją. Zatem w modlitwie o uzdrowienie, modlę się tylko o trzy
rzeczy.

Po
pierwsze
, proszę Boga o usunięcie bólu chorego ciała osoby. Jest to
pierwsza rzecz, o którą się modlę i zawsze modlę się w imieniu Jezusa.
W istocie wszystko, co wam pokazuję powinno być robione w imieniu
Jezusa. Zatem proś Boga w imieniu Jezusa, aby usunął ból z ciała osoby,
o którą się modlisz. Robię to na początku, ponieważ ci ludzie muszą
pozbyć się bólu przed wszystkim innym. Widziałem ludzi drżących z bólu,
zatem zdejmuję martwe ramię bólu, zanim zrobię cokolwiek więcej i to
właśnie biorę pod kontrolę.

Po
drugie
, proszę Boga, aby uzdrowił przyczynę choroby. Jestem bardzo
szczegółowy. Mówię:


Ojcze, w imieniu Jezusa, uzdrów przyczynę tego bólu w ich ciele.

Będę
modlił się o całkowite uzdrowienie tej osoby od głowy do stóp, lecz
koncentruję się najpierw na bólu. Będę modlił się o obie te sprawy w
imieniu Jezusa. Widzisz moc ma swoje imię. Namaszczenie przychodzi na
to imię jeśli działasz używając go.

Kiedyś
często oglądałem program telewizyjny z Oralem Robertsem i widziałem jak
wkładał ręce na chorych i ludzie byli uzdrawiani. Wiedziałem, że ci
ludzie byli uzdrawiani i uwalniani z bólu. Mówiłem do siebie:


Chciałbym, móc to robić. Chciałbym tak móc.

Tak
było latami, aż wreszcie, któregoś dnia Bóg powiedział do mnie:
– A skąd wiesz, że nie możesz tego robić? Nawet nie spróbowałeś,
jeszcze.

Powiedziałem:


Nie mogę tego robić.


Masz dokładnie to samo, co on ma – powiedział do mnie Pan.


Co to jest? – zapytałem.


Imię Jezus – odpowiedział.

I
to jest cała gra. Wszystko, co wam pokażę, musi być robione w imieniu
Jezusa. Ja po prostu pokazuję wam, co maszcie robić. Zatem, będę się
modlił i to modlił precyzyjnie. Dałem wam dwa akty wiary. Czy widzicie
skąd wychodzę? Usuwam ból i uzdrawiam przyczynę bólu, następnie muszę
związać mocarza.

Akt wiary #3

(W
oparciu o Mat. 12:29,  Mk. 3:27, oraz Łuk
11:21.)

Zanim
zagrabisz dobra musisz związać mocarza. Gdy choroba znajduje się w
ciele człowieka, jest bardzo prawdopodobne, że jest w ciele demon. Nie
obchodzi mnie to czy są to chrześcijanie. Demon ciągle może być
wewnątrz ich ciała i powodować ich chorobę. Nie, demon nie może
opanować chrześcijanina. Opanowanie oznacza „własność”. Żaden demon
nigdy nie może „posiąść” chrześcijanina, lecz może dręczyć go i
wywoływać chorobę. Zwykle cytuję: „Większy jest ten, który jest we
mnie, niż ten, który jest na świecie”. Zatem wnioskujemy, chrześcijanin
nie może mieć demona, który wywołuje chorobę. To nie o to chodzi.
Pamiętaj demony nie mogą posiąść chrześcijanina, lecz mogą mieszkać w
nim, dręczyć go i powodować chorobę. Zatem, musimy związać mocarza. Nie
możesz wypędzić demona, dopóki nie zwiążesz diabła, który go kontroluje.

Miałem
w moim kościele ewangelistę, który miał na imię Mickey Bonner.
Ostatnio, odszedł do Pana. Zmarł przy pulpicie. Miał on największą
służbę uwalniania i modlitwy ze wszystkich mężów Bożych, jakich
kiedykolwiek znałem. Był on jednym z największych mężów Bożych, Jakich
kiedykolwiek znałem. Spotkałem go w 1964 roku. Był w moim kościele i
głosił: „Nie możesz zajmować się demonem, dopóki nie zwiążesz mocarza”.

Musisz
nauczyć się tego wielkiego faktu. To jest twój trzeci krok. Po tym, gdy
przyszliśmy do Boga i prosiliśmy go o dwie rzeczy w modlitwie, musimy
związać diabła. Musimy związać Szatana w chorym ciele chorego, którym
się zajmujemy. Musisz zawiązać diabła, bo inaczej nie odniesiesz
zwycięstwa nad chorobą czy demonom, które ją wywołują.

Musicie
te siedem aktów wiary wykonać dokładnie w tej kolejność w jakiej je
podałem. Pozwólcie, że coś wyjaśnię. W miarę jak będziemy szli przez te
siedem aktów, nie zmieniaj kolejności Nie opuszczaj żadnego kroku.
Utrzymuj wszystkie siedem w takim porządku w jakim je podałem.
Próbowałem te Siedem Aktów na różne sposoby i sprawdziłem je zmieniając
ich kolejność. Gdy Bóg mi je dał, pokazał mi, abym je robił krok po
kroku.

Więc
teraz proszę, abyś potraktował moje słowa poważnie, ponieważ sam przez
to przeszedłem. Zmieniałem ich kolejność i to jest taka kolejność,
która dobrze działa. Zatem, nie zmieniał ich porządku, ani nie pomijaj
żadnego z nich.

Był
taki czas, gdy nie związywałem mocarza. Znałem teologię i znałem Pismo,
lecz po prostu go nie związywałem. „Przede wszystkim, wiesz, że ten
świat jest zajęty, Bóg nie może oczekiwać, że będziemy wykonywać
wszystkie drobiazgi”. W taki sposób czasami myślimy, prawda? Jeździłem
po kraju, wkładałem ręce na chorych, lecz nie związywałem mocarza i w
ten sposób otrzymywałem 50% skuteczność, bez tego aktu związywania
mocarza.

Któregoś
dnia Pan powiedział:


Chcę, żebyś to robił w taki sposób jak cię nauczyłem.


Robię – powiedziałem.


Nie, coś pomijasz – powiedział mi wtedy.


Nie, nic nie pomijam – powiedziałem.


Nie związujesz mocarza – powiedział.

No
tak, wiedziałem o tym. Niemniej, dzięki temu doświadczeniu nauczyłem
się wielkiej lekcji. Boże sposoby są najlepsze. Możesz myśleć, że masz
lepszy system, lecz wcale nie masz!

Próbowałem
tych skrótów. Jestem zdecydowaną osobą, podobnie jak ty. Mogę
przemyśleć większość swoich problemów, podobnie jak ty. Jesteśmy po
prostu mądrzy, no nie? Umiemy myśleć? Więc myślałem: „Nie mam czasu na
robienie tych wszystkich siedmiu Aktów. Niemniej otrzymywałem około 50%
skuteczności, powiedziałem więc:


W porządku, Panie.

Niemal
słyszałem brata Mickey’a Bonnera stojącego za moją kazalnicą mówiącego
wyraźnie jak dzwonek: „Nigdzie nie zajedziesz z demonami, jeśli nie
zajmiesz się mocarzem”. Wiedziałem o tym. Faktycznie sprawdzałem dla
niego pewne zwroty w Grece właśnie w tej dziedzinie pewnego dnia.
Wiedziałem o tym. Po prostu nie robiłem tego pomimo, że niemal
słyszałem Mickey’a Bonner’a głoszącego w mym wnętrzu. Ludzie, musicie
wiązać mocarza. Jeśli nie zwiążecie go, przegracie. Róbcie Bożymi
metodami.

Zbieram
te Siedem Aktów Wiary z całej Biblii, następnie składam je według
pewnego porządku dla was to, przez co sam przeszedłem, sprawdziłem i
obserwowałem, że działa. Przestawiałem kolejność i widziałem, że to nie
działa, również. Następnie wracałem do poprzedniego porządku i znów
wszystko było dobrze. To czym się z wami dzielę teraz to są rzeczy,
które pokazał mi Bóg w ciągu pewnego czasu zaczynając od 1981 roku. W
tym czasie byłem w kościele baptystycznym, Townwood Baptist Church w
Houston, Texas. Było tylko 35 dzieci w niedzielnej szkółce, gdy tam
zaczynałem.

W
czasie całego początkowego okresu mojej służby, wyznaczałem kierunek,
byłem na samym przedzie. Byłem we wzrastających służbach i nagle Bóg
umieścił mnie w malutkim kościółku, który z jakiegoś powodu był bardzo
powolny. Ponieważ był wolny, mogłem słuchać tego, co Bóg mówił do mnie
o pewnych rzeczach, na które nigdy wcześniej nie miałem czasu, aby Go
słuchać. Czy znasz to? Możemy być tak zajęci, że nie możemy słuchać
Boga. Byłem taki całe moje życie. Robiłem to, co najlepszego potrafiłem
zgodnie z udzielonym mi światłem. A jednak, choć Bóg chciał mi dać
trochę więcej światła to ja nie miałem czasu, aby go zobaczyć, więc Pan
mnie wyhamował.

Zaczął
pokazywać mi te rzeczy na temat uzdrowienia, powodzenia i dobrobytu
rodziny. Co więcej, gdy pokazywał mi te rzeczy, pokazał mi też jak to
osiągnąć. Następnie, sprawił, że poskładałem te Siedem Aktów Wiary.
Pokazał mi również, że namaszczenie spoczywa na tych Siedmiu Aktach,
gdy przez nie przejdziesz. Jeszcze więcej, im częściej działasz z nimi
tym namaszczenie bardziej nadbudowuje się jak śnieżna kula, tocząca się
z góry.

Dzięki
Siedmiu Aktach Wiary działających wspólnie, żadna moc z
piekła rodem, ani nic innego nie może cię wykoleić, ani pokonać. Lecz
potrzebne są wszystkie. Musimy zatem związywać mocarza i robić to w
takim porządku.

Pokażę
wam jak wiązać go. Ogłoś:


Szatanie, związuję cię w imieniu Jezusa w ciele tej osoby! Zatem
uwolnij go i pozwól odejść! Związuję cię w imieniu Jezusa i czynię
bezsilnym! Uwolnij ją i daj odejść!

On to zrobi! Nie ma
innego wyboru. Związujesz go słowami. Powiedz:


Związuję ciebie, Szatanie, w imieniu Jezusa!

Akt wiary #4

(W oparciu o
Mk 16: 17 plus wiele innych wersetów)

Następnie trzeba się zająć demonami i wygnać je. Wiecie, słyszałem te
denominacyjne komunały (że chrześcijanin nie może mieć demona) przez
całe moje życie i wierzyłem w nie. Szczerze, uczciwie wierzyłem, że
chrześcijanin nie może mieć demona. Żebym nie był tutaj źle zrozumiany,
powtórzę jeszcze raz z naciskiem, że żaden demon nie może opanować
(posiąść) żadnego chrześcijanina. Opętanie oznacza posiadanie na
własność. Żaden demon nigdy nie może mieć chrześcijanina. Zatem,
„opętanie” jest tutaj złym tłumaczeniem. Lecz demon może zamieszkać
ciało i powodować chorobę u każdego. To właśnie tego potrzeba. Niemniej
, żaden demon nie może opętać (posiąść) chrześcijanina. Lecz to coś
może się dostać do twojego ciała i powodować problemy.

Wierzę,
że 99% wszystkich przypadków artretyzmu jest powodowane przez demony, w
związku z tym wypowiedziałem temu wojnę. Widziałem ludzi uzdrawianych z
artretyzmu. Widziałem kobietę, której ręce były powykręcane, one nawet
nie wyglądały na dłonie i widziałem te ręce jak się wyprostowały.
Zdecydowanie wierzę, że większość przypadków artretyzmu jest wywoływana
przez demony. Zajmij się problemem demona a artretyzm zatroszczy się o
siebie sam.

Musimy
nauczyć się radzić sobie z demonami i musimy przejść ponad tymi małymi
komunałami. Większość tych komunałów jest to po prostu diabeł cytujący
Pismo, aby wywołać twoją bezsilność. Usiłuje złapać cię w pułapkę
biblijnego komunału i przybić cię nimi, abyś był bezsilny. Nie pozwól,
aby grał w tą grę z tobą. Jest to po prostu pęk trików, których używa,
aby cię zatrzymać. Nie pozwól mu na to, pozbądź się tego.

Musisz
się nauczyć dawać radę demonom i nie pozwolić tym biblijnym komunałom
zatrzymać cię. Komunał, który mówi, że demon nie może „zmieszać się” z
chrześcijaninem jest kłamstwem wprost z piekła. On zje ci obiad sprzed
nosa jeśli w to uwierzysz. Musisz nauczyć się tego, kto jest twoim
przeciwnikiem, i nauczyć się jak sobie z nim radzić.

Zatem,
następną rzeczą jest zajęcie się demonem. Oto jak!


Ty wstrętny duchu kalectwa, twój mocarz zastał związany. Wyjdź
(wypowiedz imię tej osoby!). Demonie, wychodź z (imię osoby) w imieniu
Jezusa Chrystusa z Nazaretu! Wyjdź z niej, teraz! Zabieraj swój ból,
chorobę, niemoc, zniszczenie ze sobą! Idź na samo dno i pozostań tam!

Oto
następny komunał: „Nie możesz posłać diabła do otchłani, Jay”.  Chcesz się założyć? Obserwuj mnie! Wiesz,
dlaczego wypędzany demon pozostaje przez pewien czas, a następnie wraca
zabierając ze sobą 7 gorszych niż on sam? Czy wiesz dlaczego tak robi?
Nie pozbyłeś się go. Poślij go na samo dno i nakaż, aby się stamtąd nie
ruszał, a nie będzie w stanie przyprowadzić posiłków w postaci 7
następnych.

Ktoś
może powiedzieć:


Jezus nie wysyłał ich na dno, ponieważ demony pytały: Czy
wypędzasz nas do otchłani przed czasem?”

Jezus
nie posłał ich tam. Zatem, jeśli Jezus nie posłał ich do otchłani, to
ty również nie możesz. Jest to jeszcze jeden szatański nonsens!

Pozwólcie,
że podzielę się z wami czymś. Nic w tym fragmencie nie mówi, że Jezus
nie mógł posłać ich do otchłani, na samo dno. Jest taki czas, gdy
wszystkie tam wylądują, lecz dopóki ten czas nie nastanie ty możesz je
posłać tamże. Jezus po prostu zdecydował nie robić tego pomimo, że mógł
to zrobić w mgnieniu oka! Lecz ja tak decyduję. Dajcie mi choć krztynę
dowodu, która mówi, że ja nie mogę, lub że Jezus nie mógł, czy że
ktokolwiek inny nie może. Taki dowód nie istnieje! Jest taki czas, gdy
wszystkie tam pójdą, lecz ty możesz je posłać tam przed tym czasem. Nie
daj sobie zawracać w głowie, po prostu poślij je tam!

Pewien
kaznodzieja powiedział mi:


Starałem się, aby demon wyszedł i ten demon powiedział mi, że
nie wyjdzie bez względu na to, co zrobię.

Po
czym powiedział:


I nie przepędziłem go.


Wiesz dlaczego? – zapytałem.


Nie – odpowiedział.


Widzisz, musisz najpierw związać mocarza, zanim weźmiesz się za
grabienie jego domu.

Nie
zmieniaj porządku tego, co ci pokazuję, idź zgodnie z planem. Jest
Siedem Aktów Wiary. Duch Święty używa ich w takim porządku w jakim ci
je podaję. Zatem zajmij się demonem i pozbądź się go stamtąd!

Może
się okazać, że będziesz musiał nakazać mu 2,3 lub 4 razy wyjść.
Widziałem jak robią wszelkiego rodzaju rzeczy. Mieliśmy kiedyś
spotkanie modlitewne wstawienników w Beliver’s Convenant Church w
Pearland. Ktoś przyprowadził kobietę, aby się o nią modlić. Miała
problemy z karkiem. Zaczęliśmy więc wypędzać demona, który powodował te
problemy. Wielokrotnie gdy zaczynasz zajmować się demonem to on staje
się nerwowy i zaczyna odgrywać różne gry. Zaczyna się poruszać i stara
się wywołać wrażenie, że wyszedł. Tak właśnie się stało wtedy. Ta
kobieta miała na sobie (nie chcę robić wrażenia, że było to nieskromne)
bluzkę bez rękawów, można więc było zobaczyć szyję i ramiona. (powtórzę
nie było w tym ubraniu nic niewłaściwego). Wtedy demon zaczął swoje
triki. Zaczął poruszać się, lecz nie zdawał sobie sprawy z tego, że
pozostawiał czerwoną plamę na skórze tej kobiety i gdy się poruszał,
poruszała się też czerwona plama. Zobaczyłem jak przenosi się na drugą
stronę jej szyi, po czym opuścił szyję i przeniósł się na dół na ramię.
Mogłem to zobaczyć, choć on o tym nie wiedział. Cały czas siedziałem
obserwując to. Gdy to się dzieje to masz demona tam, gdzie chcesz. W
ciągu kilku minut, odszedł. Lecz on nabierze cię, przesunie się
pozorując, że sobie poszedł. On się ukryje, przestanie ranić osobę i
ukryje się.

Lecz
ten był na tyle głupi, że pozostawiał znak poruszający się wokół szyi
tej kobiety i na ramionach. Była to duża czerwona plama poruszająca się
w koło. Jeden z modlących się mężczyzn powiedział:


Spójrz tutaj.

Mieliśmy
oczy otwarte obserwując to, lecz wypędziliśmy go. Ty
musisz zajmować się demonami, lecz robisz to wyłącznie po tym,
gdy zwiążesz mocarza. Gdy już poradzisz sobie z diabłem i zajmiesz się
demonem to atakujesz ból w ciele tej osoby.

Akt wiary #5

(W
oparciu o Mk 11:23 plus wiele innych wersetów)

Błogosławimy
Pana, modlimy się, wiążemy diabła i wypędzamy demona. To jest pierwsze 4
Akty Wiary
. Teraz Akt #5 – musimy zająć się bólem, zatem
wypędzamy ból. Powiedz:


Bólu, w imieniu Jezusa Chrystusa z Nazaretu wyjdź z (imię osoby)
ciała teraz! Odejdź stąd do otchłani i pozostań tam! Bólu wychodź w
imieniu Jezusa!

Jeśli
ból jest wywoływany przez demona to może się poruszać. Jeśli tak się
dzieje to prawdopodobnie pozostawi ślad jak w poprzednio wspomnianej
sytuacji. (Są tak głupie, że nie myślą, że zostawiają ślad i jeśli
przyjrzysz się to go zobaczysz. Są faktycznie głupie. Są podłe, lecz są
również głupie. To zdumiewające.)

Pomimo
to, czynią one pewne rzeczywiste zniszczenia, ponieważ nie wiemy wielu
rzeczy. Lecz, gdy już raz nauczymy się, możemy je łapać je na ich
ścieżkach. Cieszy mnie utrudnianie diabłu życia. Zatem zajmujemy się
bólem. Powiedz:


Bólu, w imieniu Jezusa, wyjdź z (imię osoby). Bólu wyjdź w
imieniu Jezusa! Wyjdź z (imię osoby) ciała! Idź do otchłani i pozostań
tam!

Akt Wiary #6

(W
oparciu o Mk 11:23 plus wiele innych wersetów.)

To
jest #6. Zabij tą chorobę! Powiedz:


Chorobo, w imieniu Jezusa Chrystusa z Nazaretu, ogłaszam,
orzekam i ustanawiam wyrok śmierci na ciebie! Zatem, chorobo, umrzyj do
korzeni, uschnij, i wyjdź z (imię) ciała! Wyjdź chorobo w imieniu
Jezusa!

Zawsze
pamiętaj, aby wszystko robić w imieniu Jezusa.

Chcę,
abyś stał się niezależny od wszelkiego typu szumów i komunałów, które
widzimy w naszych religijnych kręgach. Chcę również pomóc ci stać się
niezależnym od namaszczenia innych ludzi. Pozwól, że ci to zilustruję.
Pewnego dnia nasz wnuczek przestał oddychać, zsiniał i był w
konwulsjach. Kiedy takie coś się dzieje nie ma czasu na udanie się do
kogoś innego, kto ma namaszczenie. Moja córka zawołała matkę i mnie.
Moja żona, córka i ja wiedzieliśmy co robić i natychmiast zaczęliśmy
bój o to dziecko. Aby skrócić całą historię powiem, że ten mały
chłopiec, który dopiero wyglądał na umierającego, biega teraz
całkowicie sprawny.

Pewnej
nocy brałem udział w uzdrowieniowym spotkaniu. Siedziałem obok sekcji
wózków inwalidzkich. Usiadłem dokładnie naprzeciw ławy, gdzie były
wózki inwalidzkie i ludzie na noszach. Usiadłem naprzeciw i widziałem
ławę naprzeciw, bo byłem jakieś 1.2 m  naprzeciw.

Przyniesiono
ich na noszach i wózkach inwalidzkich. Wielu miało rurki w nozdrzach i
kroplówki, inni maski tlenowe. Ci ludzie zostali przyniesieni tutaj,
aby doznać jednego dotknięcia Bożego. Gdyby tego nie otrzymali, wielu z
nich umarłoby.

Wielu
zostało cudownie uzdrowionych tej nocy i dziękuję Bogu za to. Wielu z
nich, zostało wyniesionych nie otrzymując uzdrowienia. Obserwowałem
rozpaczliwy wyraz ich twarzy. Był to najbardziej pozbawiony nadziei
wygląd, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem. Wszelka nadzieja odeszła,
ponieważ Bóg dotknął jednych, a innych nie. Myślę, że oni wiedzieli, że
cała nadzieja odeszła.

Powiedziałem
do siebie:


Ktoś musi coś z tym zrobić!

Zacząłem
więc robić coś z tym. Napisałem książki o tym w jaki sposób być
uzdrowionym i zacząłem głosić to.

Obiecałem
Bogu, że jeśli kiedykolwiek będę miał możliwość, będę uczył ludzi w
jaki sposób radzić sobie ze śmiertelnymi chorobami. Widzisz, nawet
jeśli działały tam duchowe dary (dary uzdrowień), Bóg nie dotknął
wszystkich, lecz oni nadal mogli być uzdrowieni, gdyby tylko wiedzieli
jak.

Pokażę
im jak i pokażę tobie. Jeśli chcesz być jednym z tych, którzy stają
przeciwko diabłu i chcesz, aby inni ludzie przychodzili do ciebie po
posługę, za którą zawsze ty sam musiałeś chodzić, ja ci pomogę być
takim, jeśli dasz mi szansę.

Namaszczenie
spoczywa na tych Siedmiu Aktach Wiary. Jeśli zbierzesz
je wszystkie i zadziałasz na ich podstawie to nie będzie nic, co piekło
będzie w stanie rzucić przeciwko tobie, a ty nie mógłbyś tego znieść.
Tym właśnie usiłuję podzielić się z tobą.

To
namaszczenie. Powyższe doświadczenie faktycznie wpłynęło na mnie. Nigdy
tego nie zapomniałem. Mówiłem o tym w TBN 3 razy z 4. Napisałem książkę
„Jak otrzymać Abrahamowe błogosławieństwo” w reakcji na nie.

To
jest służba, która działa przez wiarę i nigdy nie zawodzi. Ogromne
namaszczone służby zawiodą, ta jedna nigdy nie zawiedzie, ponieważ
namaszczenie spoczywa na tych Siedmiu Aktach Wiary. Gdy
je pozbierasz i zadziałasz na ich podstawie, będziesz miał elektrownię
namaszczenia. Zatem, nie musisz biegać i szukać namaszczenia kogoś
innego. Ty możesz działać w swoim własnym.

Musimy
związać mocarza, musimy zająć się demonem, pozbyć się bólu i zabić
chorobę. Zatem, nakaż:


Chorobo, w imieniu Jezusa! Umrzyj do korzeni! Uschnij i wyjdź z (imię)
ciała w imieniu Jezusa!

Akt Wiary #7.

(W
oparciu o Dz. 3:6 plus wiele innych wersetów)

W
końcu, wmawiamy uzdrowienie w ich ciało. Mów:


W imieniu Jezusa, ogłaszam, zarządzam i ustanawiam uzdrowienie
od szczytu twojej głowy, aż do stóp. Zatem w imieniu Jezusa, bądź
uzdrowiony! W imieniu Jezusa bądź uzdrowiony!

Mów


W imieniu Jezusa, bądź uzdrowiony!

Oto
jest Siedem Aktów Wiary, na które zstępuje namaszczenie.
Namaszczenie zawsze przychodzi na te Siedem Aktów Wiary.

Ja
chcę, abyś stał się najodważniejszym chrześcijaninem jaki kiedykolwiek
oddychał. Te Siedem Aktów Wiary zrobi to dla ciebie.

Uzdrowienie
to bardziej proces niż natychmiastowy akt, jest wynikiem wojny. Był
taki demon, który sprzeciwiał się Danielowi przez 3 tygodnie.
Ostatecznie Michał, archanioł, musiał pomóc aniołowi, którego Bóg
posłał do pomocy Danielowi. Trzy tygodnie zajęło zwolnienie anioła
Daniela. Większość uzdrowień wygląda właśnie tak, są one wynikiem
procesu. Nie są to natychmiastowe akty. Przeważnie!

A
teraz najważniejsza rzecz jakiej mogę was nauczyć na tych kilku
stronach.

1)
stosuj Siedem Aktów Wiary

2)
Jeśli nie osiągniesz natychmiast tego, czego
potrzebujesz, rób to nadal. Zrób jeszcze jedno kółko i powtarzaj znowu.

3)
Jeśli ciągle nie ma wyników, jeszcze jedno kółko i
powtarzaj znowu

4)
Jeśli ciągle nie mamy tego, czego potrzebujemy,
jeszcze jedno kółko i powtarzaj znowu

W
końcu, w którymś momencie pokonasz przeszkody. Gdy już raz zaczniesz
ten proces, pamiętaj to: ten, kto pierwszy zrezygnuje, przegrywa.
Porównaj imię Jezusa do maczety i młota. Uderzaj i nie przerywaj
uderzania dopóki nie zwyciężysz.

раскрутка сайта

Doskonale słaby

Jako mąż „wykształcony we wszystkich naukach Egiptu” w ciągu pierwszych czterdziestu lat życia Mojżesz stał się „mężem dzielnym potężnym w słowie i czynach” (Dz. 7:22). Trudno jest porównać tego elokwentnego, zegipcjanizowanego Mojżesza z pasterzem, który kilkadziesiąt lat później był przygnieciony swymi słabościami, który prosił Boga, aby wybrał kogoś innego. Pan wziął pewnego siebie światowego lidera i zredukował go do sługi. Teraz mógł go używać. Będąc całkowicie przekonanym o swojej niezdolności do przywództwa Mojżesz teraz kwalifikował się do prowadzenia ludu Bożego.

Po jakimś czasie, Pan objawił się Mojżeszowi i całemu Izraelowi jako Jehowa – Rafa: „Ja jestem Pan, który cię uzdrawia”. Ręce Boże często ranią, zanim zaczną uzdrawiać. Pan musi złamać naszą pewności siebie, zanim staniemy się naprawdę pewni Boga; łamie naszą pychę I opróżnia nas z niej tak, abyśmy jako ludzie, którzy kiedyś byli pełni siebie, mogli być napełnieni Bogiem.

Pan wezwał Mojżesza do powrotu do Egiptu, na co Mojżesz zareagował prośbą (Wyj. 4:10):

A Mojżesz rzekł do Pana:

Proszę, Panie, nie jestem ja mężem wymownym, nie byłem nim dawniej, nie jestem nim teraz, odkąd mówisz do sługi swego, jestem ciężkiej mowy i ciężkiego języka.

Nigdy nie był wymowny? A co z Egiptem? „Wymowny Mojżesz” stał się „Mojżeszem jąkałą”. Wyrafinowany lider, który znał najwyższe kondygnacje kultury już nie istniał. Teraz, ten nowy prostszy człowiek miał tylko jedno wspomnienie z Egiptu – upadek. Bóg tak upokorzył Swego sługę, że ten nie mógł sobie nawet przypomnieć dni swej potęgi w mowie i czynie.

Dla Mojżesza każde wymienienie słowa „Egipt” powodowało zalew myśli o słabości; bał się wrócić do miejsca swego upokorzenia, a szczególnie do przywództwa.
Tak, Bóg nie powołał go do tego, aby był liderem, lecz sługą, a aby być sługą nie potrzeba być elokwentny, lecz posłusznym.

TO BYŁ BOŻY POMYSŁ
Mojżesz jest pewien, że ta szczególna słabość, jąkanie, dyskwalifikuje go. Jak ktoś, kto nie może mówić za siebie, ma mówić dla Boga? A jednak, Bogu nie utrudniają ludzkie słabości, lecz On pyta: „Kto dał człowiekowi usta? Albo kto go czyni niemym lub głuchym? Czy nie Ja, Pan” (Wyj. 4:11). Zdumiewające, Pan nie tylko przystosowuje się do stanu Mojżesza, On bierze za nią odpowiedzialność!

Jest tutaj zawarta głęboka myśl: Bóg obdarł Mojżesza z jego światowego miejsca I wyszkolenia, dotknął go ciężkim I powolnym językiem, po czym nakazał, aby Mu służył właśnie w tej specyficznej dziedzinie słabości: mowie!

Bóg mógł natychmiast uzdrowić Mojżesza! Mógł dać mu zdolności oratorskie, które przewyższały by te zdobyte w Egipcie, lecz niczego nie zrobił, aby go uzdrowić.

Powolna mowa była pomysłem Boga.

Być może zbyt wiele czasu spędzamy na oskarżaniu diabła o ograniczenia, które faktycznie pochodzą od Boga. To, co rzeczywiście liczy się u Boga to nie nasza wymowność, lecz jego moc do wypełnienia ich. Jest to dobrze dopasowana kombinacja: jąkające słowa poparte niezmienną mocą. „Ja… będę z ustami twymi” (Wyj. 4:12). To jest przymierze, które daje zwycięstwo.

Dlaczego Boga tak pociągają skromni? On wie o tym, że im słabszy jest Jego sługa, tym bardziej szczerze będzie oddawał Bogu chwałę. Tak więc, Pan utrzymywał Mojżesza w słabości przez cały okres pustyni. Zapomnij o hollywoodzkiej wersji „Mojżesza” – Bóg nigdy nie zatrzymał tego jąkania

Stojąc przed faraonem ubranym we wszystkie insygnia władzy jąkający Mojżesz powiedział:

– Wwww ypuść nn,,nnaród mmm,,mmm ój!

Mając za plecami konie i rydwany armii faraona gnających na zapędzonych na brzeg Hebrajczyków, Mojżesz odwrócił się i ogłosił swym przerażonym krajanom:

-Ssssstttttttańcie i oOoooglądajcie ratunek Pana!

Któż nie byłby kuszony, aby błagać: „Panie, prędzej – uzdrów tego jąkałę!”

A jednak Morze Czerwone rozstąpiło się. Bogu nigdy nie przeszkadzały oratorskie niedostatki Jego sługi. To jest chwała krzyża: ego jest ukrzyżowane tak, że Chrystus może być objawiony w mocy.

Faktem jest to, że Pan szuka takich, którzy znają swoje słabości. Paweł świadczy o tym, że „Bóg wybrał to, o co jest słabe, aby zawstydzić to, co jest mocne… i w ogóle to, co jest niczym, aby to co jest czymś zawstydzić, aby żaden człowiek nie chlubił się przed obliczem Bożym”.

„Aby nikt nie chlubił się przed obliczem Bożym”. Twoje słabości są twoim atutem. Bóg wybrał ciebie nie dlatego, że jesteś silny, lecz dlatego, że jesteś słaby. Nie wymawiaj się przed Bożym powołanie dlatego, że wydaje ci się, że jesteś „niczym”

Przed Bogiem wszyscy jesteśmy niczym i poza Nim nie możemy zrobić niczego o trwałej wartości. Gdy On stanie się wszystkim we wszystkim, znajdziemy nasze miejsce w Jego chwale. To w naszym uniżeniu Boża chwała świeci najjaśniej.

Być może ostatniemu miejscu twojej służby Panu całkowicie brakowało namaszczenia. Czujesz się tak, jakbyś zawiódł Boga, a jednak jest taka możliwość, że to po prostu Pan doskonalił twoje słabości. Być może teraz jest czas na to, aby Chrystus objawił Siebie jako doskonale mocnego w tobie.

Pomódlmy się: Panie Jezu, ty sam robiłeś tylko to, co widziałeś, że Ojciec czyni; Twoja moc wobec ludzi była spowodowana twoją „słabością” wobec Boga. Święty Panie, wyrzekam się polegania na swojej sile. Stwórz we mnie serce, które nieustannie polega na Tobie.страница для продвижения