Category Archives: Cullen Brad – Artykuły

Gdybym tylko mogła

Cullen Brad

MAJ, 29, 2003

JAKA
BYŁA JEJ WIARA ?

Wielu ludzi pytało, jaki jest pierwszy krok do osiągnięcia tego rodzaju wiary, z którą wypędza się demony i uzdrawia różne choroby?

Odpowiedź jest prosta: właściwe nastawienie umysłu.

Czy pamiętasz tę kobietę, która miała okres (ups. przepraszam, „upływ krwi”) przez dwanaście lat? Usłyszała o Jezusie, a w szczególności o tym, że On może uzdrawiać. Powiedziała do siebie: „Gdybym tylko mogła dostać się do niego na tyle blisko, aby się go dotknąć, zostałabym uzdrowiona”.

Z pewnością słyszałeś o Jezusie. Czy słyszałeś ten fragment z Biblii, który mówi, że On jest taki sam dziś, jaki był wtedy. Tak jest… Jezus dziś uzdrawia, tak samo jak uzdrawiał dwa tysiące lat temu. Co zamierzasz z tym zrobić?

Wróćmy więc do tej kobiety i zobaczmy, co się działo w jej umyśle. Ten fragment mówi nam, że w czasie tych dwunastu lat wydała całe swoje pieniądze na wielu lekarzy, że oni próbowali różnych sposobów, ale nie tylko nie miała się lepiej, ale jeszcze się jej pogorszyło! Wcale nie staram się być tutaj okrutny…lecz jeśli chcesz uzyskać wiarę, która usuwa z twojej drogi trudności – to lepiej, żebyś chciał, aby było na tyle źle, abyś coś musiał z tym ZROBIŁ.

Widzisz, dopóki mamy medyczne ubezpieczenie i możemy iść do lekarza.. bez względu na to, czy to, co robi cokolwiek pomaga… nie posiądziemy stanu umysłu w jakim była ta kobieta. Nasza wiara ciągle będzie umieszczona w zdolnościach lekarza i fakcie, że mamy ubezpieczenie, które opłaca leczenie. Nie jestem w stanie wam wyliczyć jak wielu ludzi poznałem, którzy chcieli stosować wszelkie możliwe alternatywy (z duchowymi włącznie), gdy się okazało, że ich ubezpieczenie nie pokryje leczenia… lub lekarz stwierdził, że choroba jest nieuleczalna.

W tym momencie odzywa się wezwanie do pobudki, która wprowadza nas we właściwy stan umysłu! Naprawdę, chciałbym zwrócić tutaj na coś waszą uwagę. Nie krytykuje zawodu lekarza, po prostu stawiam w centrum sytuację, w której lekarze nie mają żadnej odpowiedzi i człowiek nie ma na tyle pieniędzy, żeby zapłacić za leczenie.

Przeskoczmy nieco do przodu… wszyscy pamiętamy zakończenie tej historii… została uzdrowiona i… co powiedział jej Jezus?

Odpręż się, twoja wiara uzdrowiła cię!”

JAKA BYŁA JEJ WIARA ?

Wróćmy więc do „właściwego stanu umysłu”, do którego doszła…

Gdybym tylko mogła podejść na tyle blisko, by dotknąć kraju szaty jego… zostałabym uzdrowiona”.

Mogła siedzieć w domu… lecz tego nie zrobiła. Poszła tam, gdzie był Jezusa.

A teraz krótka dygresja. Jeśli mamy postawić sprawy w zgodnie z powiedzeniem: „Jezus jest ten sam wczoraj, dziś i na zawsze…” Gdzie jest Jezus dzisiaj? Oto jest wyzwanie, które wielu ludzi musi potraktować poważnie. Gdzie było takie miejsce, o którym Biblia mówi, że Jezus nie mógł uczynić cudów? Czy nie było to miejsce, w którym ludzie uważali, że go najlepiej znają? Był zaskoczony ich niewiarą.. i nie mógł z tego powodu uczynić dzieł mocy!

Gdzie jest obecnie takie miejsce, w którym ludzie uważają, że znają Go najlepiej? Jak to możliwe, że tak niewiele dzieje się przez aktywną wiarę? Czy to możliwe, że podobnie jak w Nazarecie, oni tylko myślą, że Go znają… lecz w rzeczywiści nie znają go wcale? Czy to jest możliwe? Jeśli taka jest prawda… to nie jest to miejsce, gdzie należy się uczyć i rozwijać wiarę, o której Jezus powiedział, że uzdrowiła tę kobietę? Czy tak?

Czy ludzie w tamtym miejscu nie mówią, że znają Jezusa i mówią nieustannie o Nim mówią… i tak często doskonale odzwierciedlają słowa: „Lud ten czci mnie wargami, lecz serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi cześć oddają, głosząc nauki, które są przykazaniami ludzkimi. Ponieważ z powodu własnej tradycji, odrzucili Boże przykazania”

Wiara tej kobiety – o której Jezus powiedział, że była odpowiedzialna za uzdrowienie – to właściwe nastawienie umysłu, dzięki czemu mogła uwierzyć, że jej uzdrowienie jest możliwe. Następnie idąc tam, gdzie był Jezus, odrzucając wszystko inne na bok… dotknęła jego szaty. I natychmiast, … została uzdrowiona.

Ale,  zaraz, zaraz. Odeszliśmy daleko od punktu wyjścia.. Pierwotnym  pytaniem było to, jaki jest pierwszy krok do uzyskania wiary, która  uzdrawia chorych i wypędza demony. TO JEST TA SAMA WIARA… to jest  działanie. Naciskanie, upieranie i domaganie się tego, co już zostało  dla nas opłacone za uwolnienie. Wiara, to tak silne pragnienie, które  nie przyjmuje negatywnych odpowiedzi. Dawca chce, abyśmy to otrzymali  znacznie bardziej niż my sami. Aniołowie biją brawo i śpiewają, gdy  zgadzamy się z naszym doskonałym Tatusiem… i sięgamy po to, co już  prawnie do nas należy. Amen? AMEN! O  tak, gdzie jest dziś Jezus? W tobie! Naciskanie i upierania się  polega na pozbyciu się myśli, które sprzeciwiają się prawdzie.  Jezu Chryste, ochrzcij mnie na nowo Duchem Żyjącego Boga. Jezu  przyjdź TERAZ i wymieć wszystkie wątpliwości, co do tego kim Jesteś. Ty jesteś Uzdrowicielem… Ty jesteś Tym, który chrzci.
aracer.mobi

a oni jeszcze nie zrozumieli tego

17.12. 2004

Być może przyczyną tego, że niektórzy nie „pojęli tego” jest to, że w ogóle nie mają. Zdumiewającą, lecz często niedostrzeganą prawdą jest powód, dla którego Jezus używał przypowieści. Niektórzy twierdzą, że znają prawdę, mówiąc, że Jezus nauczał w przypowieściach po to, aby łatwiej było pojąć duchowe prawdy. Nic podobnego! Jezus powiedział, że używał przypowieści właśnie po to, aby ci, którzy są na zewnątrz królestwa, pozostali tam.

„Aby patrząc nie wiedzieli, słuchając nie słyszeli i nie zrozumieli…”

Czasami mówił całkowicie wyraźnie – w przypowieściach…a religijni ludzie ciągle nie rozumieli tego! Jezus powiedział: „Każdy, kto wierzy we mnie będzie czynił te same cuda, które widzicie, że ja czynię, a nawet większe nad te”. Gdzie jest klucz? Wiara, lecz również uszy to usłyszenia czegoś innego, co Jezus powiedział tutaj „jednym tchem”. Jezus powiedział, że to nie On czyni te cuda: „Ojciec, który mieszka w nim, czyni te cuda”. Jezus mówił o tych z nas, którzy żyją „w tych dniach”.. Dziś! Powiedział, jednak, że „te znaki” będą ograniczone do tych, którzy wierzą. Jeśli nie wierzysz – to nie twoja sprawa – to „i tak się nie zdarzy”. Wyraźnie widać, że Jezus mówił o pewnym szczególnym rodzaju wiary, który otwiera drzwi do tego, aby stać się tym, kim On był jako człowiek i aby robić to, co On robił. Jeśli twoje religijne wykształcenie wmawia ci , że właściwie tylko Jezus mógł czynić cuda, to dopóki nie odwrócisz się od tego, co wpaja „formę myślenia o Bogu, lecz odrzuca Jego moc”, cuda nadal nie będą się działy.

Cóż to wiec takiego jest ten „szczególny rodzaj wiary”? Przede wszystkim, wymaga to otwarcia umysłu, aby usłyszeć coś innego, co powiedział Jezus i kontekst, w którym to zostało powiedziane. „Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy”. Kontekstem była sytuacja, w której pewni mężowie pytali go, dlaczego nie byli w stanie wypędzić demona, powodującego u małego chłopca ataki podobne do padaczki. Odpowiedź Jezusa? Ponieważ macie za mało wiary. Gdybyście mieli wystarczającą ilość wiary „nie byłoby nic niemożliwego dla was„. Następnym krokiem do zdobycia wystarczającej ilości wiary jest pozbycie się przyczyny wszelkiego rodzaju chorób – psychicznych, emocjonalnych i duchowych, czyli poważne potraktowanie poleceń Jezusa, jak zdobyć odpowiednią ilość wiary. Integralną częścią właściwego przygotowania jest odpowiednie pragnienie, aby robić to, co Jezus powiedział, że będziemy robić, gdy uwierzymy. Kluczem do tej części równania jest przyznać, że nie mamy odpowiedniego pragnienia. Posłuchaj tego: prostym rozwiązaniem problemu braku właściwej wiary jest to, aby przestać się chować za religijnymi doktrynami i przyznać, że brak nam pragnienia. Jeśli zaczniemy rozumieć, że ten brak pragnienia oznacza, że „nie obchodzi nas to”, to zobaczymy, że jest to grzech. Sposób na pozbycie się tego jest prosty:

„Jeśli wyznajemy grzechy* swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, I oczyści nas od wszelkich skutków naszych grzechów” (wersja angielska – przyp.tłum.) Jeśli robimy wymówki i bronimy swego braku pragnienia nie dojdziemy nigdzie. Oto więc jest punkt początkowy:

„Ojcze, przyznaję, że nie mogę czynić tego, co Jezus powiedział, ponieważ nie wierzę wystarczająco i nie staram się dość. Wyznaję to jako grzech i dziękuję Ci, że obiecałeś nie tylko mi przebaczyć, lecz również oczyścić mnie. Chcę mieć pragnienie czynić Twoją wolę i tylko Twoją wolę. Wzbudź je we mnie”.

Teraz możemy zwrócić uwagę na polecenia, które zostawił Jezus.

*
Słowo, które zostało w Biblii Króla Jakuba sparafrazowane jako „grzech” (ang. sin – przyp.tłum.) w oryginalnych językach oznacza nie trafić Bożego celu. Tragiczne jest to, że tzw. „współczesne” tłumaczenia zachowały słowo „grzech”, lecz zapominają wspomnieć intencji. Grzech („sin”) był słowem zrozumiałym dla „zwykłego” człowieka szesnastowiecznej Anglii. Został spopularyzowany przez łucznictwo, bardzo wówczas popularne. W typowych zawodach łuczniczych, w pobliżu celu, który miał typowe ponumerowane koła i centrum, stał za drzewem urzędnik (sędzia). Ze względu na odległość łucznik czasami miał problemy z zobaczeniem, gdzie strzała trafiła w cel. Sędzia miał głośno podawać punktację odpowiednią do trafienia, a jeśli strzała minęła cel całkowicie, to wołał „sin” („grzech”) – chybił celu. Było to doskonale zrozumiałe w szesnastowiecznej Anglii… a religijni ludzie, ciągle tego nie pojęli.

Czy jesteśmy gotowi zastosować to, czego nauczał Jezus i ruszyć w kierunku naszego przeznaczenia, aby być tym, kim On był i robić to, co On robił jako człowiek? Musimy pokutować z naszego religijnego wykształcenia. Czy jesteśmy gotowi wyznać nasze słabości i zachęcać się nawzajem do działania w wierze?

aracer.mobi

Jak modlił się Jezus?

I wtedy Jezus mówi raczej nadzwyczajną rzecz … , że Bóg nie zamierza dać ci wszystkiego, dlatego, że jest twoim Przyjacielem, lecz z powodu twojego natręctwa

Fragmenty
z „MODLITWA W JAKIMKOLWIEK INNYM IMIENIU”

Brad
Cullen – 15 Kwiecień 2003

  • W porządku – powiedział Jezus. – Gdy się modlicie mówcie wytrwale i z naciskiem: „Mój jedyny, jedynie doskonały Ojcze, który mieszkasz we mnie. Domagam się, dziś, aby wszystko, co Ty już ogłosiłeś w twojej rzeczywistości, że jest twoim pragnieniem i celem dla mojego życia, zaistniało w tej rzeczywistości, TERAZ. Nie zgadzam się na nic mniej, ponieważ tamto jest Twoją wolą. Aby stale powoływać te rzeczy do istnienia potrzebuję twojego Ducha, dziś, teraz! Zatem, uwalniam wszystkich od wszelkiego osądu, jaki kiedykolwiek miałem przeciwko nim z powodu zła, które uważam, że mi uczynili. W ten sposób chodzę w doskonałym przebaczeniu, które Ty mi juz zapewniłeś. Prowadź mnie z dala od wszelkich pokuszeń, które mogłyby przeszkadzać w chodzeniu w twojej doskonałej woli. Uwolnij mnie od zwodniczych działań przeciwnika. Ty masz wszelką moc i chwałę do tego, aby we mnie to osiągnąć a ja domagam się, aby tak się stało.

  • Myślcie o tym, w taki sposób: masz przyjaciela, który zatrzymał się w twoim domu w samym środku nocy, w czasie swej długiej podróży. Nie masz niczego, aby mu dać do jedzenia. Idziesz więc do swojego bliskiego Przyjaciela (Boga) i pukasz do Jego drzwi. Początkowo nie odpowiada ci… jakby spał w łóżku ze swymi dziećmi. Lecz ty jesteś uparty… pukasz, pukasz, pukasz… w końcu słyszy Go: „Co ty chcesz?” Więc mówisz mu: „Mam przyjaciela (jakiś problem), który właśnie przejeżdżał obok i nie mam chleba (rozwiązań), aby go nakarmić… proszę, pożycz mi trzy bochenki, aby mógł posilony odjechać”.

  • Powiadam wam, że tylko z tego powodu, że jest waszym Dobrym Przyjacielem, nie wstanie i nie poda wam. Lecz jeśli będziecie natrętni i konsekwentni, domagając się i stukając do drzwi, w końcu wstanie i da wam wszystko, czego potrzebujecie. Da wam to, ze względu na waszą wytrwałość i brak strachu (literalnie: natręctwo). Powiadam wam więc: stukajcie… domagajcie się i trwajcie w tym tak długo, aż zobaczycie, że wszystko czego się domagacie w waszym życiu, stanie się rzeczywistością na tej, fizycznej płaszczyźnie. Nie rezygnujcie.

  • Popatrzcie też na to w taki sposób: bardzo daleko wam do rodzicielskiej doskonałości, lecz jeśli wasze dziecko domaga się was (Tato, chcę, chcę, chcę) kawałka chleba, to czy dacie mu kamień? Jeśli wasze dziecko prosi o jajko czy dacie mu skorpiona? Albo, czy gdy wasze dziecko domaga się ryby to dacie mu zamiast niej jadowitego węża? Oczywiście, że nie. Zatem, o ileż więcej ze Swego własnego, unikalnego Ducha da wasz Doskonały Ojciec tym, którzy nie przestają domagać się i pukać? Ten, kto otrzymuje Bożego Ducha (chleba codziennego) w każdej sytuacji jest też tym, który nie przestaje domagać się i pukać, aby otrzymać jeszcze więcej każdego dnia, a ten kto stale domaga się i puka, zobaczy przemianę swojego życia przez obecność i moc Bożego Ducha.

Obecność Boża… Jego własny Święty Duch poprowadzi was do wszelkiej prawdy. To jest obietnica… Gdy nie przychodzi łatwo, z jakiejkolwiek przyczyny – PUKAJ I DOMAGAJ SIĘ I PUKAJ I DOMAGAJ SIĘ… OJCZE, CHCE TWEGO DUCHA ŚWIĘTEGO TERAZ! TO JEST TWOJĄ WOLĄ I JA CHCE BYĆ OWŁADNIĘTY TWOJĄ OBECNOŚCIĄ I MOCĄ”.

Nie przestawaj ______ trwaj, …. będziesz przemieniony z tego obecnego na wpół wypieczonego ego do duchowego dynamo, jakim widziałem, że masz być…

możesz wrócić do swego wcześniejszego ego… bez tych wszystkich brodawek, cieknącego z ciebie łajna. DOMAGAJ SIĘ JEGO DUCHA – a wkrótce będziesz chodził ze swym unikalnym i doskonałym TATUSIEM – i nie będziesz wiedział co to tęsknota za Nim …

Kilka ważnych przypomnień… słowo „domagać się” jest dokładnie tym samym słowem, które jest tłumaczone jako „prosić” w Biblii Króla Jakuba (KJV) w tym szczególnym wersecie i w innych kolejnych wersjach. To słowo jest w oryginalne wymawiane „Ah-ii-taj-o” (mniej, więcej) i do dziś jest używane przy zawieraniu pisemnych umów finansowych w tym języku i znaczy to samo, co nasze „na żądanie” w finansowych dokumentach – to jest bardzo ekscytujące, jeśli zatrzymasz się tutaj na chwilkę i połączysz… obietnica jest taka, że to już jest należność – i żądając możesz otrzymać to, co już zostało powierzone w zaufaniu.

Po drugie: gdy Jezus wyjaśniał, jak to działa, powiedział: „Jeśli będziecie stale pukać do drzwi (Boga) i nie przestaniecie pukać i domagać się, to otrzymacie odpowiedź na to, czegokolwiek się domagacie” a w kontekście całego fragmentu… stale wzrastającą ilość Ojcowskiego Ducha Świętego. I wtedy Jezus mówi raczej nadzwyczajną rzecz … , że Bóg nie zamierza dać ci wszystkiego, dlatego, że jest twoim Przyjacielem, lecz z powodu twojego natręctwa (braku strachu), nieustawania, stałego domagania się, grzmocenia,… tak jest… ja tego nie wymyśliłem,… tego faktycznie nauczał Jezus. Mam nadzieję, że stanie się to dla ciebie równie ważne, jak jest dla mnie i wielu innych, którzy w praktyczny sposób i codziennie wykonują to wszystko, co On powiedział. .

TO JEST CUDOWNE!

продвижение

Przywództwo i niewiara

Dlaczego niektórzy ludzie decydują się nie wierzyć? Faktycznie, to my decydujemy, w co wierzymy i w ten sposób sprawiamy, że jest to naszą „prawdą”. (Zobacz artykuł „Wybory”). Każdy może robić to, co ja robię – nie dzielę się tym z wanu, aby się napompować czy przyciągnąć do siebie uwagę. Jestem o tym naprawdę szczerze przekonany. Piszę te rzeczy, aby pobudzić możliwość otrzymania wiary dającej wyniki w tych, którzy mają uszy ku słuchaniu. Jak stwierdzono we wspomnianym artykule: „Nie robię niczego, Ojciec czyni we mnie. Nie każdy chce wejść w uczniostwo, które pozwoli mu czy jej znaleźć się na pozycji, która pozwoli Ojcu działać przez tych ludzi z ich wyboru”.

Około 20 lat temu natknąłem się na stwierdzenie dokonane przez Jezusa, którego nigdy nie widziałem, ani nie słyszałem w całym moim wcześniejszym 25 letnim chrześcijańskim życiu. To stwierdzenie w oryginalnym języku ma po prostu takie znaczenie, że każdy może czynić dokładnie te same (a nawet większe) cuda, które czynił Jezus. Nie wymaga to ludzkiej „dobroci”, aby znaleźć się w tym miejscu. Mówię o sobie, że jestem „pierwszym z grzeszników”, lecz uzdolnienie do czynienia tego samego co czynił Jezus, nie ma nic do rzeczy z ludzką dobrocią. Niektórzy religijni ludzie zapomnieli o słowach Jezusa:

– Dlaczego nazywasz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko Bóg jedynie.

Jezus wyraźnie powiedział, że On nie uczynił żadnego z cudów, lecz że to czynił Ojciec. Zatem, jeśli mamy być tym czym był Jezus i czynić to, co Jezus powiedział, że możemy czynić, to również nie my będziemy czynić jakiekolwiek cuda – to Ojciec w nas będzie „czynił”. Celowo powtarzam się w kółko, ponieważ usiłuję zwalić mury oporu jakie pochodzą z religijnej tradycji.

Kilka dni temu kolega zgromił mnie:

– No, – powiedział ze sporą dawką frustracji w głosie, gdy mnie pobudzał do działania – widziałem jak przy pomocy kilku słów przywracasz wzrok całkowicie ślepej kobiecie, której lekarze powiedzieli, że jest to całkowicie nieodwracalne i że będzie do końca życia niewidoma i koniec. Widziałem to na własne oczy.

– To proste – kończył z naciskiem – powiedz tym krytykom, aby się wynieśli z drogi i idźmy dalej.

Przypomniałem mu, że to nie było tylko kilka słów i że zajęło tej kobiecie około 2 godzin ogłaszania ze zdumieniem, że ona może widzieć (doskonale, mogę dodać).

– No, w porządku – upierał się – lecz zróbmy to TERAZ.

Przypomniałem mu, że on sam ma tą samą wiarę i autorytet, które ja mam. Sprzeczał się ze mną, że po to mnie tu przyprowadził, żeby pomóc temu człowiekowi i to jest ze wszystkiego najważniejsze, co mogę zrobić. Przypomniałem mu historię o tym, jak Jezus dotknął się niewidomego mężczyzny i spytał go czy widzi, na co ten odpowiedział, że niewiele, a ludzie wyglądają „jak drzewa”. W tej historii Jezus musiał dotknąć go po raz drugi, zanim ten odzyskał wzrok.

Tak, powiedziałem tylko kilka słów i ślepota odeszła natychmiast. W jednym z takich przypadków było to po prostu:

– W porządku, możesz już widzieć.

I to wszystko. Pamiętam jeszcze jeden inny przypadek natychmiastowego uzdrowienia człowieka całkowicie głuchego przez wiele lat, któremu nawet aparat słuchowy nie pomagał. Widział kilka innych „cudów” i przyszedł do mnie z wielką wiarą. Spędziłem kilka minut ciszy i powiedziałem mu, żeby krzyknął słowa:

„Ja słyszę” z całej siły. Nie zwlekał – wykrzyknął i na jego twarzy pojawił się wyraz najwyższego zdumienia – usłyszał to, co krzyczał i był tym zszokowany. Zaśmiałem się, a on tym razem krzyknął z wielkim uśmiechem na twarzy:

– Ja słyszę.

To, o czym wspominamy często jako o „cudach”, czasami jest procesem i nie zdarza się natychmiast. Wracając do Jezusa jako naszego modelu, musimy pamiętać o tym, że potrzeba było 24 godzin na to, aby efekty przekleństwa wypowiedzianego przez niego na drzewo figowe ukazały się w pełni. Pamiętamy też, że było takie miejsce, w który nie mógł literalnie nic wielkiego uczynić z powodu niewiary ludzi. Ich niewiara zdumiała go. Ja sam jestem zaskoczony ‘miejscem’ w którym nic nie mogę zrobi… Tym ‘miejscem’ jest zorganizowany kościół. Ludzie, którzy zwą się tam ‘chrześcijanami’ czasami są bardziej oporni temu, co nauczał Jezus niż jakiekolwiek inne grupy spotykanych przeze mnie ludzi.

Ci, którzy mówią, że nie wierzą w Jezusa są względnie “łatwi do naprawienia” fizycznie – i niektórzy z nich szybko stają się wierzącymi. Zasadniczo to, dlaczego ludzie „wewnątrz” kościoła wierzą, że nie mogą robić tego, co Jezus powiedział, że mogą, jest dość skomplikowane, lecz główną przyczyną jest ich ludzkie przywództwo, które jest ignoranckie, nieposłuszne i bez mocy. Nie chodzi mi tutaj o żaden krytycyzm – po prostu wskazuję na jedną z oczywistych przyczyn niewiary.

Ludzie nie są wstanie pójść dalej niż ci, których wybrali, aby ich prowadzili. Historycznym przykładem jest tutaj brat Mojżesza, Aaron. Gdy Mojżesz znalazł się daleko, na górze Synaj na spotkaniu z Panem, dzieci Izraela wyobrażając sobie, że Mojżesz zginął na dobre, „powstali, aby się bawić” i powołali Aarona na swojego przywódcę. Jego „liderstwo” było, co ciekawe, paralelą do dzisiejszych kościelnych „liderów”. Poddał się ich pożądaniu i powiedział im to, co chcieli usłyszeć i zrobić to, co chcieli zrobić, co wprowadziło ich do religijnej rozpusty. Mówię o tym wydarzeniu jako o pierwszym „komitecie pulpitowym” – dla niewtajemniczonych – „komitet pulpitowy” to, w niektórych kościołach, jest grupa ludzi szukających pastora, który przyjedzie i poprowadzi ich „zabawę w kościół” w taki sposób, jak tego sami chcą.

Moje naglące wołanie do ludzi jest takie, aby iść za szczególnymi i wyraźnymi instrukcjami Jezusa, który nie pozwala na to, aby ludzie ich prowadzili, lecz aby tylko i wyłącznie Ten, którego przedstawił Jezus w oryginalnym języku jako „Tatuś” lub „Papa” (jest to właściwe tłumaczenie), jako ich jedynego lidera. To zdumiewająca i cudowna rzecz być świadkiem tego, gdy
ludzki przywódca widzi prawdę i odchodzi ze swej drogi uwalniając ludzi s do tego, aby być z nimi w takim samym stopniu w obecności i mocy Bożego Ducha.

Gdy ludzie oddają Bogu, jedyne przywództwo to zazwyczaj niemal natychmiast dochodzą do zrozumienia tego, że wszyscy mężczyźni i kobiety są ich braćmi i siostrami, którzy zasługują na jednakowy szacunek i są w ten sposób otwarci na wspólną służbę w równości. Jest to wezwanie do buntu wobec wszystkiego, co ma inny porządek i znaczenie. Narzędziem wyboru w tym buncie jest MIŁOŚĆ. (Przeczytaj mój artykuł pt.: „BUNT? przeciw komu?”)

Czasami miłość wyraża się ciężko brzmiącymi słowami.
Tradycja mówi, że Jezus kocha wszystkich. Jeśli taka jest prawda, to używał raczej ciężkich słów wobec religijnych liderów swego czasu, którym demonstrował swoją miłość wobec nich. Nazywał ich: „ślepymi przywódcami ślepych”, „wężami”, „obłudnikami”, a nawet „grobami pobielanymi”! Wyobraź sobie, że jesteś duchowym liderem, który dławi swoich uczniów aż do duchowej „śmierci”, a to jest istota tego, o czym mówił Jezus. Czy możesz sobie wyobrazić, że ktokolwiek chciałbym zaryzykować taki osąd w „owym dniu” za takie coś?

Pamiętam kaznodzieję, który przyszedł do mnie na konferencji, na której mówiłem. Powiedział mi, że chciałby, mnie zaprosić do swojego kościoła, lecz jego ludzi nie są gotowi na to, co mam do powiedzenie!
Słyszałem to w różnych kombinacjach wiele razy. W tym szczególnym przypadku odpowiedziałem mu, że oni nigdy nie będą gotowi dopóki będzie się do nich odnosił jako do swoich ludzi. Wyraził zdumienie na to i przeprowadziliśmy długą rozmowę. Zobaczył prawdę i, gdy wrócił do domu, zebrał ludzi i w rozwiązał ich „niezależny biblijny kościół” na korzyść czegoś, co stało się kwitnącą, rozszerzającą się służbą kościoła domowego bez uznanego ludzkiego przywództwa. Niestety, wielu nie słyszy tej prawdy lub odchodzą od niej zasmuceni.

Przeżywałem też przypadki, gdy liderzy dochodząc do tej prawdy, po powrocie do swoich zgromadzeń ogłaszali, że już nigdy więcej nie mają do nikogo, poza Chrystusem, zwracać jako do lidera, tylko po to, aby ich zwolniono. Zdumiewające, prawda?

Czy możesz z Biblii wytoczyć jeden argument za tym, że Bóg zarządza i wspiera przywództwo? Absolutnie! Czy istnieje przywództwo namaszczone przez Boga? Absolutnie! Z pewnością nie do mnie należy osądzanie, którzy liderzy są namaszczeni, a którzy nie. Podnoszę ten temat ponownie w kontekście Mojżesza. Aaron i Jozue przyszli do niego i powiedzieli mu, że odkryli, że niektórzy ludzie prorokowali i mówili innymi językami i że oni (Aaron i Jozue) ich powstrzymali.

– Chyba sobie żartujecie – powiedział Mojżesz – powstrzymaliście ich? A ja chciałbym, aby wszystkie dzieci Izraela prorokowały i mówiły językami!

Czy widzisz różnicę? Liderzy bez mocy rodzą „bezmoc”. Ordynacja człowieka i przez człowieka nie oznacza namaszczenia. Mojżesz nie był przestraszony tym, że ktokolwiek prorokuje, ponieważ on wiedział, że jest namaszczony do swojego własnego zadania. Chciał tego, aby ludzie manifestowali to, co pochodzi od wielkiego JA JESTEM – to jest znak namaszczonego przywództwa.

Niech ci, którzy mają uszy, słuchają.

topod

Nieistotne

30.03.2004

Przez kilka dni bawiłem się pewną myślą, a chodziło o to, w jaki sposób udowodnić, że argumenty po obu stronach sporu są śmieszne. Przykładem na to, jak poważnie walczący traktują swoje argumenty jest fakt, że w internecie w najbardziej popularnych wyszkiwarkach znajduje się 2.290.000 stron poświęconych argumentom jednej lub drugiej strony! Zazwyczaj, obaj oponenci, ponieważ walka toczy się między dwoma głównymi protestanckimi grupami, aby wykazać swoje stanowisko, obrzucają się gradem biblijnych wersetów. Dwie internetowe strony związane z tym sporem, pojawiające się na szczycie listy definiują spór wyraźnie.

Numer jeden stwierdza, grubą, dużą czcionką, że ta doktryna 'JEST ZŁA’ – po czym następuje zdanie, które mówi:  „Jest tak wiele biblijnych dowodów na błędność tej doktryny, że lepiej jest umieścić je na osobnej stronie” – i wylicza miriad referencji biblijnych.

Numer drugi na liście (powtarzam, z całkowitej liczby 2.290.000 wylistowanych strony) zajmuje stanowisko „za” ze swoim własnym zestawem referencji.

Strona znajdująca się jako trzecia na tej długiej liście zawiera w swoim tytule pytanie: „czy ta doktryna jest niebezpieczną złudą?”  – ze swym własnym zestawem biblijnych wersetów wykazujących, że ta zasada jest złudą.

Czwarta strona napisana przez chrześcijańskiego autora dobrze znanego z logicznego podejścia do takich spraw. Tan z kolei łączy się z argumentami stojącymi „za” i zawiera taki mały klejnocik:   Ci, którzy odrzucają „____ _____ ______ ______” mogą to zastąpić tylko tym: ” ____ ____ ____ ____”  (Dokładne przeciwności).  Jego argumentacja jest klarowna ilogiczna i, moim zdaniem, wyjątkowo dobrze napisana. Więc cóż? – Jest chyba w porządku (jak sądzę) zauważyć, że po pięciu czy sześciu akapitach  ten pisarz zaczął przeplatać swoje argumenty biblijnymi referencjami a których już dalej w miarę regularnie używał.

Nawet nie wiem jak rozkładają się pozostałe 2.289.996 stron na za i przeciw – lecz te cztery pozwalają nam zdać sobie sprawę z tego, jak silnie inwestują obie strony  w tą doktrynę.  Skoro oba stanowiska sa wyraźnie przeciwne wobec siebie,  przynajmniej jeśli chodzi o argumenty, to logiczny jest wniosek, że obie strony nie mogą mieć racji równocześnie. Czy jako ktoś, kto nie jest tak doinwestowany w argumenty ani „za”, ani „przeciw”,  nie mam podstawy, aby zapytać czy może obie strony nie wykazały oczywistego barku wagi całej sprawy?  Myślę o czymś, co powiedział Jezus (Mat 15.6): „Przez wiele swoich tradycji, unieważniliście Słowo Boże”. W przypadku tej szczególnej doktryny z łatwością można by stwierdzić, że walczący wykazali nieistotność Biblii!  Czyż nie jest to przykra uwaga?  Każdy, kto czyta moje traktaty wie, że konsekwentnie odnoszę się do tego, co Biblia mówi – szczególnie w oryginalnych językach – zatem trudno mi uwierzyć, że Biblia jest nieadekwatna, nie jest towięc mój wniosek, lecz widzimy, w jaki sposób można spowodować, że taka się dzieje.

Mój wniosek jest taki:  te dwie główne denominacje chrześcijańskie wierdzą, że Biblia jest „słowem Bożym” i używają fragmentów z Biblii, aby wykazać, że ich istnienie jest uzasadnione, a zatem, „oczywiście”, ma błogosławieństwo Boże; każda z nich w oparciu o swoje interpretacje szczególnych wersetów sprzeciwia się innemu punktowi widzenia i każda wyraźnie unika tych fragmentów, które wydają się obalać ich własne stanowisko.  Już wkrótce ujawnię o jaką doktrynę chodzi a powiem tylko, że jest  to tylko jedna z wielu tak gwałtownie traktowanych (przynajmniej słownie) różnic – które w moim odczuciu są nieistotne.

Zanim ujawnię doktrynę tak jak jest przedstawiana w powyższych odnośnikach wyszukiwarek (możesz sam to znaleźć na www.searchalot.com oraz www.google.com) przyjrzyjmy się dwóm wielkim denominacjom, które poczyniły te potężne kwestie publikując je w swojej literaturze, a są to: różnorodni Baptyści, którzy stoją „za” tym stanowiskiem, wraz z licznymi innymi denominacjami, oraz mnogość Zielonoświątkowców wraz z innymi denominacjami urzymującymi przeciwne zdanie.

Uważam, że ta doktryna oraz sprzeczne argumenty są nieistotne! Zamierzam również powtórzyć coś, co Jezus powiedział – ja tego nie powiedziałem – odłóżcie te kamienie! Jezus powiedział coś takiego do raczej sporej grupy religijnych ludzi ówczesnego świata, którzy mieli zdumiewająco podobne tendencje do wyżej wspomnianych grup:

– Czytacie stale Pisma , aby znaleźć w nich odpowiedź na temat życia wiecznego i to czego nie rozumiecie to fakt, że one mówią o mnie. A jednak nie chcecie przyjść do mnie, aby przyjąć życie wieczne.

A oto parafraza tego, co powiedział powyżej Jezus:

– Spieracie się na argumenty w oparciu o Pisma, a te spory i Pismo, którego używacie odwodzą was ode mnie i od życia wiecznego.  Czy nie będzie w porządku powiedzieć, że jest to przynajmniej jedna z możliwości spojrzenia na to, co Pan powiedział?

Cóż to za doktryna, więc? Technicznie nazywa się „doktryną wiecznego bezpieczeństwa” a zwrotem używanym w wyszukiwarkach jest „raz zbawiony, na zawsze zbawiony”.

Mała dygresja. Termin używany w oryginalnych językach, a tłumaczony jako „życie wieczne” nie oznacza „życia wiecznego” w takim sensie w jakim obie strony doktryny „wiecznego bezpieczeństwa” go używają. Większość ludzi rozumie „wieczne życie” jako odejście po śmierci do nieba. Rzeczywiście. Moja żona ostatnio wzięła udział w obiedzie przygotowanym po nabożeństwie. Do stolika przysiadł się pewien przedstawiciel tego kościoła i zaproponował jej członkostwo.  Z łatwością ominęła ten temat, mówiąc, że jest tutaj tylko w odwiedzinach na okres zimowy. Zapytał jej następnie, czy jest pewna, że po śmierci pójdzie do nieba a ona zapewniła go, że tak.

Termin ten w oryginalnym języku oznacza: bez początku i bez końca. Dokładniej, oznacza tą chwilę, TERAZ. Jezus nie mówił o czymś, co przygotuje nas do nieba po śmierci; Jezus mówił  o wejściu w rzeczywistość Królestwa Bożego TERAZ. Dalej , Jezus powiedział, że każdy, kto wchodzi w tą niewidzialną rzeczywistość duchową NIGDY nie umrze. Śmierć pokonana! A jednak ogromna część chrześcijaństwa jest skupiona na śmierc podczasi, gdy Jezus mówił o Życiu TERAZ, w tej chwili.  „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych!”  Jak może to być tak łatwo przeoczone?

Oczywiście, ma to związek z tym, o czym wspomnieliśmy wcześniej. Powtórzmy słowa Jezusa (Mat 15:6)

(Połączenie przekładów BT i BW daje dokładnie takie tłumaczenie jak w j. angielskim – przyp. tłum.):

– Przez wasze religijne tradycje unieważniliście Słowo Boże.

Uwielbiam opowiadać pewną prawdziwą historię o śmiechu wartym sporze nad nieistotną chrześcijańską doktryną – „raz zbawiony, na zawsze zbawiony” czy przeciwnie.  Oops, zajmijmy się też przez chwilkę, na podstawie oryginalnego języka Biblii, słowem tłumaczonym jako „zbawiony”.  W oryginalne znaczenie tego słowa wytrąca z ręki następny głupi argument sporu. Ponieważ w oryginalnym języku nie znaczy ono „zbawiony” w sensie w jakim jest używane i argument „zbawiony od czego” jest bezwartościowy. To słowo oznacza „naprawiony” lub „połączony razem”. Połączony z Bogiem PONOWNIE!  (z ang. „repaired, „RE- PAIR” oznacza „znowu do pary”, „razem połączeni”, – przyp. tłum).  W kontekście oznacza to połączenie ponownie z Bogiem, co ma całkowicie inne znaczenie! OK, wróćmy do tej historii.

Pewien przyjaciel zapytał mnie czy spotkałbym się z kimś, kto sprzeciwia się chrześcijaństwu. Opowiedziałem, żartując, że ja też sprzeciwiam się chrześcijaństwu. Powiedział mi:

– Wiem, co masz na myśli. Strasznie trudno mi opowiedzieć mu o Jezusie Chrystusie, ponieważ on sprzeciwia się wszystkiemu co chrześcijańskie.

Wynik tej rozmowy był taki, że umówił mnie z biznesmenem, z którym miałem porozmawiać o Jezusie Chrystusie. Okazało się, że ten człowiek był zaprzysięgłym ateistą! Jego przywitanie, po przedstawieniu mnie, było takie:

– Przypuszczam, że jesteś jednym z tych „nowonarodzonych” chrześcijan.

I zanim miałem szansę cokolwiek powiedzieć, dodał:
– Jedyny przypadek kiedy zostałem wy…. w moim biznesie miał miejsce właśnie z „nowonarodzonymi” chrześcijanami.

Powiedziałem mu, że właśnie dlatego mam problemy z ludźmi, którzy mówią o sobie jako o „narodzonych na nowo”, pomimo, że jest to poprawny termin, do którego odnosił się Jezus.

– Zamiast wyśmiewać się z tego wszystkiego o czym wszyscy dobrze wiemy, – powiedziałem –  że niektórzy religijni ludzie nie żyją zgodnie z tym, co głoszą, powiedzmy, że prawdziwym rozwiązaniem jest zapytać Jezusa Chrystusa, czy jest realny. On żyje i jest tutaj właśnie teraz razem z nami.

Nastąpiła zdumiewająca przemiana, gdy ten zatwardziały ateista dosłownie wykrzyczał:

– Jezu Chryste, jeśli jesteś prawdziwy, pokaz mi. Potrzebuję pomocy!

Temat wiecznego bezpieczeństwa zostało pominięty, a stało się to tak: ten człowiek poprosił, aby Jezus Chrystus wziął jego życie. Szybciej niż jakakolwiek osoba, którą do tej pory spotkałem, zrozumiał, że Jezus Chrystus rzeczywiście jest w nim i że jest zawsze dostępny. Ponieważ był ateistą, nie był związany przez chrześcijańskie tradycje, zatem jego skok w relację z Jezusem był natychmiastowy.

Oto, zamiast sprzeczania się czy nawet dyskutowania na temat „wiecznego bezpieczeństwa”, fragment z Pisma, który pokazuje całkowitą nieistotność tej zasady:

„Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim, a on ze mną”.

W tym szczególnym przesłaniu jest dla mnie zdumiewające to, że to Jezus dostarcza tutaj antidotum na „grzech” kościoła w Laodycei – duchowej letniości. Stan spowodowany religijnym myśleniem, że są duchowo bogaci i nie potrzebują niczego, podczas, gdy Jezus mówi im, że są biedni, nadzy i ślepi.

Przypuszczam, że mógłbyś powiedzieć, że chodzi tutaj o tych, którzy koncentrują się na „wiecznym bezpieczeństwie”. Tego nie mówię i szybko chcę wskazać na to, że utrzymywanie, że nie jest możliwe być „wiecznie bezpiecznym” prowadzi do wielu fałszywych religijnych standardów, które wywołują taką samą duchową letniość – jest to po prostu druga strona tej samej religijnej monety.

Dlaczego mielibyśmy dać się tak bardzo pochłonąć rzeczy nieistotnej?

– Ej, Jezu, czy ty jesteś realny. Jeśli JESTEŚ realny weź moje życie TERAZ. Nie chce uczepić się religijnych doktryn czy czytania Biblii, czy chodzenia do kościoła, czy czegokolwiek – chcę, abyś Ty wziął moje życie TERAZ!

Jeśli o mnie chodzi, jest to sposób, jaki odkryłem na wyjście z letniości religijnych nonsensów do obecności i mocy Bożego Ducha na stałe. Chcesz podyskutować o wiecznym bezpieczeństwie? Idź do kogośinnego – ja jestem w tej chwili na spotkaniu z Jezusem.

Bradcullen33316@yahoo.comраскрутка сайта

Ukierunkowanie

Kwiecień 24, 2004

W zależności od dnia tygodnia osobiście odpowiadam na 50 -100 (a czasami więcej) e-maili od różnych ludzi, przy czym nie liczę tutaj tych, z którymi prowadzę stałą, codzienną korespondencję wynikającą  z stałej wymiany zdań.

Część z tej stałej korespondencji dotyczy osób trzecich. Zwykle są to osoby o znaczącym emocjonalnym, duchowym lub fizycznym problemie. Co najmniej dwadzieścia razy dziennie jestem proszony o to, aby połączyć się w „modlitwie” za te osoby.  Zaintrygowany jestem pytaniem, jak często owi korespondenci proszący o modlitwę za innych mają „zewnętrzne” nastawienie wobec Boga. W czasach Jzusa ludzie religijni stracili to, co Jezus mówił na temat miejsca zamieszkania Boga, niestety tak samo jest i dziś.

„Nie szukajcie królestwa „tutaj” ani „tam”, ponieważ królestwo Boże jest wśród was!” (W oryginalnym języku wyraźnie widać, że „królestwo Boże” odnosi się do miejsca, w którym rządzi Bóg).  Jezus modlił się do Tatusia wewnętrznie i poinstruował innych, aby czynili podobnie, tj., módlcie się do Tatusia, który mieszka w was. Te polecenia są bardzo specyficzne i proste, czego pozbyła nas religijna tradycja. Jezus mówi nam o tym, w jaki sposób osiągnąć stale wzrastającą świadomość Bożego Ducha w nas. Więcej, jego instrukcje mają na celu skierowanie nas do Tatusia w czasie kryzysu i domagania się z wytrwałością i uporem, aby Duch Boży prowadził nas w tych wyzwaniach, AŻ DO otrzymania odpowiedzi. Używa nawet porównanie do stukania w drzwi Taty, gdy domagamy się Jego odpowiedzi. Język oryginalny zapewnia całkowitą jasność, mówiąc, że właśnie o tym mówił Jezus, aby tak robić. Stukaj i domagaj się AŻ DO chwili, gdy zobaczysz to, co Bóg już ogłosił w niewidzialnej rzeczywistości. Ogłosił,  że takie jest Jego pragnienie i taki cel ma powoływanie (wypowiadanie) tego przez nas do istnienia w fizycznej rzeczywistości

Co zatrzymuje nas przed powoływaniem (wypowiadaniem) Bożej woli do tej rzeczywistości, na naszej planecie?

Co powoduje, że odwracamy się od obecności i mocy Bożej w nas do ukierunkowania na 'zewnętrznego’ Boga?  Odpowiedź jaka pojawia mi się w tej chwili może być pokazana przez jedną z tych rzeczy, o które Jezus modlił się stale: aby być odwiedzionym od pokuszeń oraz o to, aby być obronionym „od złego”.

Z jednego powodu rozważmy nasze niewolnicze przywiązanie do tradycji wygenerowanej przez Biblię Króla Jakuba (King James Version), której tłumaczenie: „i nie wódź nas na pokuszenie” oraz wielu współczesnych tłumaczeń, których błędne i niekompetentne przekłady jeszcze bardziej podkreślają to zdradzieckie: „nie wódź nas na pokuszenie”.  Czy możemy zobaczyć, co dzieje się z naszą zbiorową psychiką, gdy jest ona nieustannie atakowana przez myśl, sugerującą, że Bóg jest tym, który wiedzie nas na pokuszenia?

Jeśli jesteśmy zdolni do zobaczenie tej jednej rzeczy, to kajdany religii zaczną opadać. Słowa te w oryginalne wyraźnie mówią: ODWIEDŻ NAS OD POKUSZENIA”.  Zatrzymamy się tu na chwilę i zobaczmy różnicę?

Jakie wrażenie pozostawia na naszych umysłach stałe powtarzanie do Boga, który jest „gdzieś na zewnątrz”: „Nie wódź nas na pokuszenie” ?

Szczególnie wyraźnie widoczne jest w oryginalnym języku, że Jezus modlił się (mówiąc nam, abyśmy robili podobnie) „odwiedź nas od pokuszeń”.

Niektórzy z was czytając to prawdopodobnie potrząsacie głowami nad zatrzymywaniem się przy czymś, co wydaje się proste. Okazuje się, że to NIE jest proste. Powiem wam całkowita prawdę, że codziennie koresponduję z ludźmi, emocjonalnie, fizycznie i duchowo zmagającymi się z tym zwariowanym obrazem Boga – tego który prowadzi nas do pokuszeń. Argumenty oczywiście są takie, że to On pozwala  lub powoduje na kuszenie nas tak, abyśmy byli wzmocnieni. W porządku, rozumiem tę koncepcję, lecz wywołuje to pytanie, dlaczego Jezus nauczał czego innego. Co więcej, dla tych z was, którzy upierają się przy tym, że nie ma działającego przeciwnika czy „złego” – czy jakkolwiek się to nazwie – pytanie: dlaczego Jezus modlił się „Uwolnij mnie od złego” (?). Dlaczego Jezus uważał za konieczne modlić się w ten sposób kilka razy dziennie? Dlaczego myślimy, że możemy ignorować to, co on robił i polecił nam robić i ciągle mieć skuteczne życie modlitewne?

Zajmijmy się jeszcze jedną „święta krową” to jest „ryczeniem” o rozpoznanie tego, co w następnym paragrafie. Z pewnością nie przyda mi to przyjaciół. Nie interesuje mnie zyskiwanie przyjaciół – piszę to, co mam napisać dla tych, którzy mają oczy do patrzenia, lecz dopóki nie skonfrontujemy tej sprawy twarzą w twarz, nigdy nie spotkamy się z naszym przeznaczeniem czy inaczej, nigdy nasza obecna rzeczywistości nie rozjaśni się. Są tacy, którzy upierają się przy tym, że  „Bóg wyraża zgodę na wszystko, co się dzieje”. Cóż więc? W pośpiechu wykazania „suwerenności Boga” niektórzy sięgają po „zgodę na to, co się dzieje”, aby twierdzić, że wszystko, co się dzieje jest koniecznie Bożą wola  i powinno być brane z uśmiechem i bez opierania się.

Stare odchody!  Zanim podążymy dalej, zajmijmy się czymś, do czego wielu ludzi przylgnęło – po obu stronach sporu: choroba i duchowo wywoływane fizyczne uzdrowienia. Przyjmijmy założenie, że Bóg pozwala na wszystko, włącznie z tym, że On pozwala na choroby, co oznacza dla niektórych, że Bóg powoduje to dla swych własnych celów. Dlaczego taka myśl daje niektórym ukojenie, tego nie mogę pojąć.

Gdybym chciał (a nie chcę) mógłbym wyciągnąć z Biblii fragmenty, które dowodzą prawdziwości obu stron, lecz bóg nie dopuszcza, ani nie wywołuje (wybieraj – można udowodnić, że oba przypadki to jedno i to samo) choroby dla swoich tajemniczych celów, zatem modlitwa i wywoływanie duchowego uzdrowienie jest przeciwne Bożej woli. Oznacza to również, że Jezus, który, jak ogłasza biblia, jest naszym starszym bratem i naszym wzorem do naśladowania w skutecznym uzdrawianiu działał niezgodnie w Bożymi celami.

Jezus powiedział: „Szukajcie królestwa Bożego i jego sprawiedliwości”. Jest zatem uprawnione postawienie pytania: „Dlaczego religia stara się nas wprowadzić do patrzenia na „Boga na zewnątrz” i „Chrystusa na zewnątrz”. Gdy biblia w oryginalnych językach, pokazuje wyraźnie nam, Boga, który żyje w nas i „Chrystusa w TOBIE!”.  Właśnie pojawił się w moim umyśle potężny obraz siebie siedzącego w ławce i odwracającego swoja uwagę od Boga we mnie w stronę jakiegoś kaznodziei stojącego za kazalnicą i głoszącego na temat „Boga, gdzieś tam”. Czy muszę mówić więcej?

Moim zdaniem większość dominujących narzędzie, z których korzysta przeciwnik, aby trzymać ludzi z dala od obiecanego przeznaczenia osobistej relacji z Bogiem o religijne tradycje zrodzone przez Biblię Króla Jakuba. Jest to tak zakorzenione w naszej podświadomości, że nie zdajemy sobie sprawy z tego ja trujące jest. Posłuchaj tego: Nieustanna bliska osobista i intymna modlitwa przekazana zgodnie ze znaczeniem oryginalnych języków NIE jest taka: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie, święć się imię twoje”.

A jednak słyszymy to w pieśniach i cytowane w ten sposób stale, co sprowadza nas na manowce istoty tego, co Jezus przekazywał. Otrzymuję maile od ludzi, którzy mówią, że lekceważę i nie czczę Boga zwracając się do Niego „Tatusiu”. Intymność tego jednego jedynego Taty, czy bardziej po europejsku, Papciu, jest dokładnie tym, co Jezus wyraził w oryginalnym języku. Jedynym sposobem na przetłumaczenie tego, co Jezus powiedział i literalnie zgodnym z tekstem oryginału jest:  „Nasz jeden, jedyny Tatusiu, którzy żyjesz w nas”.

Musimy wyzwolić się z tych lingwistycznych łańcuchów wokół naszych szyi. Na przykład, w oryginalnym języku słowo tłumaczone w KJV jako archaiczny angielski „hallowed” (i utrzymywany w większości współczesnych przekładów) oznacza UNIKALNY, 'jeden jedyny’ – Jezus nie mówił o surowym, niedostępnym „Ojcu” – mówił o Tatusiu, do którego mamy dostęp jak dzieci, które nie znają lepszego sposobu jak tylko wspiąć się na kolana Tatusia, gdzie mogą być kochane i pocieszane! Tatuś, którego wielu z nas nigdy nie miał, lub w najlepszy razie nie pamięta.

Pisze z czystej frustracji chwili z powodu emocjonalnego i psychicznego zniszczenia, jakie zostało nam zadane zbiorowo – i jest utrzymywane przez tych, którzy bądź to nie mogą, bądź nie chcą zobaczyc prawdy i chcą utrzymywać ludzi w niewoli tłumaczeń sprzed czterystu lat i tradycji, jaką one zrodziły.  Oczywiście czterystuletni wiek nie sprawia, że jest ono złe, lecz że jest ono całkowicie niezrozumiałe dla współczesnych, ponieważ język rozwinął się i jest tak wiele przykładów słów, które dla nas wydają się mieć jedno znaczenia, lecz faktycznie oznaczają coś zupełnie innego – wymagało by to całego słownika, aby wskazać na te różnice. Co jest jeszcze bardziej podstępne* to fakt, że współczesne tłumaczenia przekazują te same tradycje, które utrzymują ten sam brak zrozumienia.

*Uwaga (tutaj wyjaśnienie słowa „insidious” – gra słów): Używam słowa 'zdradziecki’ wiele razy, ponieważ oznacza ono nie tylko „niebezpieczny” i „groźny”, lecz również jest korzeniem słowa „wewnątrz” (inside). W religijnych systemach jest duch stojący za sceną, złowroga siła, której jedynym celem jest utrzymywanie ludzi w przywiązaniu do siebie samego. Wśród licznych narzędzi są: 1). Archaiczny język KJV i 2) błędne tłumaczenia współczesnych wersji, których zamierzonym celem miało być lepsze zrozumienie Biblii, a które również zwodzą. W tej dziedzinie jestem całkowicie życzliwy wobec tych, którzy trzymają się KJV z powodu czystości tłumaczenia. Nie chcę się spierać z moimi braćmi w tej sprawie, ponieważ rozumiem wszystko i nawet zgadzam z wieloma ich argumentami.

Wracając do „Królestwa Bożego szukajcie wpierw i jego sprawiedliwości”. Jaka jest sprawiedliwość Boga w nas? W jaki sposób nabywamy Bożą sprawiedliwość? Boża sprawiedliwość nie jest czymś co nabywamy; to jest coś, co uznajemy jako totalnie należące do niego. Boża sprawiedliwość jest integralną częścią Boga. Muszę zmienić swoje ukierunkowanie z Boga „na zewnątrz”, na skoncentrowanie się na moim jednym, jedynym doskonałym Tatusiu we mnie – i stale znajdować się w Jego obecności i Jego mocy a zatem i sprawiedliwości z Boga. „Szukajcie sprawiedliwości Bozej!” Gdzie szukać jej? WEWNATRZ. Ja tego nie powiedziałem, Jezus to powiedział.

„Praktykujcie obecność Bożą” nie jest jakimś ezoterycznym aforyzmem – jest to środek dzięki któremu zmieniamy naszą orientację.

Mój jeden jedyny doskonały Tatusiu, który żyjesz we mnie – „przyjdź królestwo Twoje, bądź wola twoja, jako w niebie tak i na ziemi” (?) NIE! Może zajmiemy się tym nieco błędnym przekładem następnym razem, to jest, dopóki nie będziecie chcieli podystkutować o tym. Jeśli tak, piszcie do mnie.

Bradcullen33316@yahoo.com

P.S. Jeśli zdecydujesz się napisać do mnie w związku z powyższym, zajrzyj do mojego artykuło pt. „Czy wszyscy będą uzdrowieni?” z 02.10.2003. następnie przejdź do 'Wyjdź i pozostań”. To krótkie kawałki, lecz powinny wyjaśnić wszelkie nieporozumienia co do tego, w co wierzę. Dziękuję.deeo

Sztorm

Marzec 14, 2003

Część 1.
Byłem w Anchorage na Alasce, gdzie razem z pewnym małżeństwem jedliśmy obiad. Byli małżeństwem pastorskim sprawującym służbę w tutejszym kościele, a ja zostałem zaproszony, aby spędzić tutaj kilka tygodni i pomóc im w budowaniu ich kościoła i innych misyjnych praca w tej okolicy.  Opowiadałem im prawdziwą historię o tym, jak kilka miesięcy wcześniej „wziąłem autorytet” nad „księciem okręgu niebieskiego” i zatrzymałem bardzo intensywne opady – na czas wystarczająco długi, aby mechanik, który pracował przy naszym samochodzie na poboczu drogi nie zmókł. W pewnym określonym obszarze wokół samochodu było całkiem sucho. Gdziekolwiek wokół byś się nie rozejrzał były gęste chmury a ulewny deszcz, któremu towarzyszył silny wiatr, padał na kilka mil wokoło. Było natomiast zupełnie sucho i spokojnie w pobliżu samochodu.  Barbara powiedziała:
– To śmieszne! Bóg tego nie robi! Biblia mówi, że Bóg sprawia, że deszcz pada na dobrych i złych jednakowo.

Barbara tak „się zagotowała”, że nie byłem w stanie jej wyjaśnić jaki i dlaczego coś takiego mogło zajść i pokazać jej solidne biblijne zasady stojące za tym. Dalej dyskusja przebiegała już miedzy Dickiem i Basią. Dick już kiedyś pracował ze mną przez pewien czas i był gotów zaświadczyć o kilku dziwacznych wydarzeniach jakie miały miejsce podczas mojego usługiwania. Powiedział jej, że nie rozumie dlaczego staje się coraz bardziej zdenerwowana i że właśnie jednym z powodów mojej wizyty tutaj było nauczenie „ich ludzi” przejmowania autorytetu nad wszelkimi dziełami przeciwnika.

Małżonka zaś była tak bardzo rozzłoszczona, że zacząłem obawiać się o jej zdrowie. Prawdopodobnie była po sześćdziesiątce i stwierdzenie, że miała lekką nadwagę byłoby zdecydowanym niedomówieniem. Jej twarz stała się czerwona i ostatecznie wstała od stołu i wyszła nie odzywając się do żadnego z nas. Dick, co zrozumiałe, był pełen zażenowania i w końcu powiedział:
– Da sobie z tym radę.

W pewnym sensie byłem przyzwyczajony do tego typu reakcji u ludzi.. lecz z pewnością nie spodziewałem się tego po tej parze. Przede wszystkim opierali swoją służbę na intensywnej modlitwie i oczekiwaniu na to, że w wyniku tej modlitwy cuda zaczną się pojawiać  Było późne sobotnie popołudnie. Na szóstą rano umówione było spotkanie w kościele z grupą ludzi, którzy odpowiedzieli na moje wezwanie, aby codziennie rano przyłączyć się do mnie w modlitwie o Boże poruszenie w kościele i okolicy… aż do uzyskania wyników. Powiedziałem Dickowi, że idę do łóżka.  Dick i Barbara już wcześniej nalegali, że również będą na porannym spotkaniu w kościele . Powiedziałem Dickowi, że rano to prawdopodobnie wybiorę się na spacer, co stanowiło jakieś trzy kilometry między ich domem a kaplicą.  Końcówka lata dawała jaszcze całkiem sporo światła o 5.30 rano w Anchorage. Oboje spierali się ze mną, że będą czekać na mnie i zawiozą mnie do kościoła, lecz powiedziałem, że rzeczywiście wolę iść na spacer i wyruszyłem, gdy oni jeszcze jedli śniadanie. Ruszyłem do drzwi, a Dick zawołał:
– Ej, ma padać dziś rano!
Zwyczajnie powiedziałem, że sobie z tym poradzę. Mniej więcej w połowie drogi zaczęło padać. W ogóle nie myśląc o poprzednim wieczorze „wziąłem autorytet” i szedłem całkiem suchy, pomimo że wszędzie wokół mnie padało. Właśnie w chwili, gdy dotarłem do parkingu, dojechali tam też moi przyjaciele i wysiadali z samochodu, do tej pory już solidnie lało. Wszedłem pod okap znajdujący się nad wejściem do kaplicy dokładnie w chwili, gdy oni w dwójkę pędzili chodnikiem oddzielającym budynek od parkingu. Poruszali się ze spuszczonymi głowami, jak to ludzie zwykle robią, gdy mocno pada. Pomimo tak krótkiego odcinka, przemokli niemal całkowicie.

Weszliśmy do drzwi razem. Barbara spojrzała na moją suchą sportową marynarkę i suchą głowę i niemal wykrzyknęła: Zanosiło się na prawdziwy sztorm wewnątrz kościoła! Moja obecność stwarzała problemy, których  mogło nie dać się rozwiązać. Barbara nie chciała ze mną na ten temat rozmawiać i coraz bardziej oddalała się do Dicka. Powiedziałem mu, że najlepsze co w tych okolicznościach mogę zrobić to wyjechać… i wkrótce potem mnie tam nie było. Dlaczego wierzący tak bardzo się denerwują, gdy ich teologia jest zagrożona? Jest na to kilka „dobrych” odpowiedzi… odpowiedzi, które ostatecznie spowodowały, że bardziej usługuję poza zorganizowanymi kościołami niż wewnątrz nich. Jest o wiele łatwiej przejść ludziom ponad ich tradycyjnymi doktrynami ku poruszaniu się w obecności i mocy Bożego własnego Ducha poza kościołem niż wewnątrz. Nie robię niczego, czego ktokolwiek inny nie mógłby zrobić, jeśli tylko zechcą uwierzyć, że oni również mogą.  Nawet nauczyłem się w jaki sposób powstrzymywać bardziej skutecznie takie burze we wzajemnych relacjach, niż to umiałem zrobić w przypadku Dick’a i Barbary, lecz nie wewnątrz kościoła… i jest ku temu powód.

Szatan wywołujący pogodę? Hmmmmm.. brzmi trochę jak z mitologii. To mogło by być częścią zwiedzenia i wrogiej propagandy. Zanim podążymy dalej… wyjaśnijmy sobie coś… całkiem. Jezus powiedział, że Szatan jest przeciwnikiem, że on jest władcą rządzącym duchami, czy aniołami, nad pewnymi fizycznymi obszarami czy też tym, co widzimy naszym wzrokiem. Nie wymyślam sobie tego, ani nie wymyśliłem sobie powyższej historii ze sztormem. Jezus powiedział również, że jednym z głównych celów przeciwnika jest kraść, zarzynać i wytracać”.  Zasadniczo każdy może zrobić cztery następujące rzeczy z powyższą częścią. Po pierwsze, potraktować to jako coś błahego. Po drugie, potraktować to poważnie, bardzo poważnie i nauczyć się radzić sobie z tym skutecznie. Po trzecie, potraktować to poważnie i niczego nie robić w obronie. Po czwarte, zrozumieć to, że jesteśmy na wojnie, w walce duchowej (w niewidocznej rzeczywistości) i fizycznej (rzeczywistości widocznej dla naszych oczu) i nauczyć się podstaw zwyciężania. W wielu dziedzinach wojna jest już skończona… bitwa wy-grana (skończona i kropka) i gorąco wierzę w to, że jest to prawda. Niemniej jednak, chciałbym powiedzieć, że ci, którzy werbalnie upierają się przy tym, że wojna jest skończona czy też, przede wszystkim nigdy nie istniała – a równocześnie żyją w porażce –tzn. efekty pochodzące z fizycznej rzeczywistości utrzymują ich z dala od doświadczenia tego, kim są w duchowej rzeczywistości… (na miliony sposobów takie porażki mogą się zdarzyć i zdarzają) – kpią sami z siebie.

Część 2.
Jeśli czytałeś powyższą historię o burzy to pamiętasz, że pewnego ranka powstrzymałem deszcz przed padaniem bezpośrednio na mnie, gdy szedłem. Pamiętasz też kobietę, która bardzo nerwowo reagowała na całą sprawę, równie ostro jak na opowiadaną przeze mnie historię dotyczącą takiego samego zdarzenia.

Po opublikowaniu pierwszej części „Sztormu” (tj. tego, co powyżej) otrzymałem e-maile, które wskazywały na to, że ludzie pragną wiedzieć więcej i w większości zgadzające się ze mną. Niektórzy mieli poważne pytania, które  rozwinęły się w co najmniej interesującą korespondencję. Celem napisania Sztormu 1 było otwarcie duchowych oczu na inny wymiar życia, który przeważnie nie jest rozpoznawany przez większość „wierzących”.

Tym wymiarem jest po prostu działanie Szatana poprzez swoich niewidzialnych agentów, które wywołuje wszelkiego rodzaju spustoszenia. Jezus powiedział: „oto daję wam autorytet nad wszelkimi działami złego”. Zły czyni te rzeczy poprzez swoich agentów, których określamy jako „złe duchy” czy „demony”. Proszę zauważyć, że je nie szukam demonów pod każdym kamykiem. Nie zamierzam dyskutować z tymi, którzy nie wierzą, że takie istoty w ogóle istnieją. Dla tych zaś, którzy wiedza i wierzą (aczkolwiek ogólnikowo), że coś się dzieje poza fizyczną rzeczywistością, że coś powoduje, a nawet kontroluje wyzwania na jakie w życiu na tym fizycznym poziomie napotykają, mam dobrą wiadomość – wiem jak pozbyć się tych wrogich agentów, gdy tylko pojawi się okazja.

Dobrym przykładem jest tutaj opowiedziana w książce „Otwieranie skarbnicy darów” (dostępna całkowicie za darmo przez e-mail bradcullen333@yahoo.com i w j. polskim na stronach www.poznajpana.org) historia pastora, który był świadkiem dość dramatycznego epizodu „przed i po”. Wierzył w istnienie demonów po prostu dlatego, że takie jest świadectwo Biblii, lecz myślał, że „uzdrowienia”, których był świadkiem działy się „przez wiarę” i taktował pewne rzeczy, które słyszał ode mnie w czasie tych „uzdrowień’ jako takie “mumbo jumbo.” Tak właśnie myślał – do momentu, gdy był świadkiem uwolnienia z poważnych ograniczeń ruchu związanych z artretyzmem i problemów z oddychaniem związanych z astmą. Działo się to w raczej dziwacznym klimacie (choć całkowicie prawdziwie), gdy demony powodujące artretyzm i astmę wychodziły w dość dramatyczny sposób.   Później, ten pastor usiadł z głową opartą na stole kuchennym, a jego żona zapytała mnie raczej dość oburzonym tonem, dlaczego pominąłem pewne rzeczy, które zwykle słyszała w takich przypadkach i zdała sobie sprawę z tego, że właśnie to spowodowało, że demony opuszczając kobietę powodowały pewne zaburzenia. Opowiedziałem:  – Nie wiem, po prostu poprosiłem Ducha Świętego o prowadzenie i
zrobiłem to, do czego, jak czułem, prowadził mnie On.  Pastor, z głową nadal zgiętą na stole, powiedział miękko:
– Ja wiem, dlaczego – po czym wyjaśnił, że nigdy by nie uwierzył, gdyby nie zobaczył.

Nazywaj sobie te istoty jakkolwiek chcesz… wytworami wyobraźni, negatywnymi myślami, czy czymkolwiek, one są realne… i ignorowanie ich „dzieł” to ignorowanie armii oddanej niszczeniu wszystkiego i nas wszystkich. „Poznaj swojego przeciwnika” jest tutaj właściwym powiedzeniem. Są, oczywiście, tacy, którzy przechodzą ponad tą „wiedzą”. Z pewnością nie jestem zainteresowany przekonywaniem tych, którzy powinni zmienić swoje myślenie.  Chciałbym nieco odnieść się do tego „przechodzenia ponad potrzebą wiedzy”. Żyjąc i pracując w obszarach, gdzie malaria i febra (żółta gorączka) – obie choroby przenoszone przez moskity – są bardzo poważnymi i powszechnymi zagrożeniami, mogę powiedzieć, że jedną rzeczą jest odrzucanie możliwości, że ukąszenie moskita może mieć wpływa na człowieka, a zupełnie czym innym jest zostać ugryzionym i niemal umrzeć z powodu malarii czy febry… jak to się zdarzyło mojemu przyjacielowi.

Zaufaj mi… nie próbuję zasiewać strachu, lecz zrozumienie.

O co chodzi? Bardzo łatwo jest uwierzyć w diagnozę, która mówi, że zarówno malaria jak i febra są wywoływane przez moskity. Występuje bardzo prosty związek między przyczyną, efektem i medycznymi dowodami. W przypadku wspomnianej wcześniej kobiety, która cierpiała na artretyzm i astmę, jest trochę trudno uwierzyć, że to niewidoczny wróg był przyczyną…dopóki nie został wypędzony. Szczególnie trudno jest w to uwierzyć, gdy ktoś był leczony i brał leki przez wiele lat. Nie zamierzam powtarzać tej historii, lecz kilka faktów jak i cała historia może ci się przydać, a są zamieszczone w „Otwieraniu skarbnicy”.

Jak już napisałem wielokrotnie, miałem przywilej pracować z psychiatrą, który wcześniej, gdy rozmawiał ze swoimi pacjentami, mówił im o mnie w taki sposób:
– Ten mój przyjaciel, czubek, myśli, że pewne emocjonalne problemy mogą być wywoływane przez demoniczne wpływy.

Wprowadzał ten temat wtedy, gdy czuł, że pacjent jest gotowy do „uwolnienia”. Jedną z przyczyn tego, że piszę o tym, że było to przywilejem, jest nie tylko to, że był on lekarzem całkowicie przekonanym o tym, że przyczyną wielu problemów umysłowych są demoniczne działania, lecz przede wszystkim obserwowanie jak wzrasta jego autorytet do radzenia sobie z nimi. Dobrze również było usłyszeć jak ktoś z wieloletnim doświadczeniem w zawodzie, zaczyna mówić autorytatywnie o całkowitej niezdolności systemu leczenia umysłowego do radzenia sobie z wieloma, jeśli nie większością, problemów umysłowych.  Na razie wystarczy tych opisów. Obiecałem, że zajmę się tutaj też biblijną podstawą, na podstawie której każdy wierzący może wziąć autorytet nad wszelkimi dziełami przeciwnika… i tym, co wchodzi w zakres tych „dzieł”.

Zaledwie dotknąłem tych rzeczy, lecz oto jest oferta, którą przedstawiam każdemu, jeśli jesteś zainteresowany szczegółami, masz pytania,… odpowiem ci prywatnie przez e-mail.

Chciałbym zakończyć raczej zabawną uwagą. Pewien, nowy przyjaciel i brat, który mieszka na tzw. „głębokim południu” zadzwonił do mnie pewnego dnia. Zaczynał  jasno pojmować polecenie Jezusa, jakie jest zawarte w oryginalnym języku – a nie „porosić’ jak to jest w rozcieńczonych tłumaczeniach – aby, gdy rozmawiamy z Bogiem, DOMAGAĆ SIĘ . Był na rybach z kolegą, którego określił jako „brata chodzącego do kościoła” i pływali  w lodzi kolegi. Gdy już mieli wracać, ten kolega powiedział do niego coś takiego, co miało wywołać określony efekt:
– Ej, mamy problem, lepiej módl się, żeby mi się udało odpalić silnik. Zapomniałem naładować akumulator i spadło napięcie.

– Panie, zakręć tym TERAZ! – wrzasnął i ku absolutnemu zdumieniu silnik ruszył natychmiast i popłynęli do brzegu.
Zabawny był dla mnie jego komentarz.  – Wiedziałem, że to całe domaganie się jest w porządku, gdy ten mój brat powiedział do mnie, „Ej, to było żądanie, a nie modlitwa” I o to właśnie chodzi w całym „autorytecie wierzącego” – wskazówka: Gdy w czasie drogi przez morze powstał sztorm w czasie, gdy Jezus spał na łodzi, jego kompani bali się tego, że łódź się przewróci.. Pan zaś nie powiedział:
– O, Boże, jeśli taka jest twoja wola, proszę ucisz ten sztorm.

Łapiesz? Ty możesz. W rzeczywistości to ty możesz przejąć autorytet nad wszelkimi sztormami twojego życia, gdy zrozumiesz, kto je wywołuje i zajmiesz się przyczyną. To zależy włącznie od ciebie.

„Autorytet” jest bardzo interesującym terminem. Zasadniczo używam go w takim znaczeniu, że jest to prawna moc do działania lub mówienia autorytatywnego z całkowitym domaganiem się posłuszeństwa w danej sytuacji lub miejscu.  Wielu ludzi myśli, że ja mam „dar dzierżenia cudów”, ponieważ widzieli ludzi uzdrawianych i uwalnianych z „mojej ręki”, że tak powiem. Nauczyłem się jednej bardzo ważnej rzeczy przez objawienie: „demony”, „agenci wroga”, „złe duchy” (czy jakkolwiek zechcesz je nazwać) działają w legalnym systemie i same są całkiem legalistyczne.

Ludzie często proszą mnie o innych, abym ich uzdrowił czy uwolnił od demonicznych wpływów, a ja zawsze od razu mówię im:
– „Ja” nie jestem żadnym uzdrowicielem, ani „ja” nie rozprawiam się z przyczynami powodującymi choroby, Ojciec we mnie robi te działa a ja nauczyłem się tego, żeby to „ja” nie brało za te dzieła żadnej korzyści. I co więcej, ja nie mogę niczego więcej, czego nie mógłby uczynić każdy inny człowiek, który zechce przejść przez niezbędny okres przygotowania i dyscypliny.

Chcę przekazać wam krótką historię tego procesu, który wprowadził mnie do miejsca działania w autorytecie.

Około 1980 roku czytałem księgę Samuela i następujące słowa „wyskoczyły na mnie”: „Słowo Pańskie było w tych czasach rzadkością, a widzenia nie były rozpowszechnione”. To brzmi zupełnie jak by było dziś.  Wróciłem do czytania historii o młodym chłopcu, Samuelu,  który usłyszał głos Boga. Mając za sobą zielonoświątkowe nauczanie i Biblijny dowód w postaci tekstu przed sobą, doszedłem  już wcześniej do podjęcia tematu manifestacji Ducha Świętego, działającego przez słowo wiedzy, języki i ich interpretacje, wypowiedzi prorocze itd. Lecz nigdy do tej pory nie widziałem fragmentu, który tak wyraźnie wskazywałby na to, że Boga można usłyszeć fizycznie. Czwarty rozdział tej księgi otwiera nam umysł na to zjawisko.  Jest wiele innych miejsce zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie – lecz nigdy wcześniej nie byłem świadom tego, że biblia odkrywa taką możliwość.

W kościele do którego zacząłem uczęszczać zaraz po przyjęciu Chrystusa w 1957 roku odrzucano takie rzeczy. Dopiero po przeprowadzce do innego miasta pięć lat później trafiłem na słowa ap. Pawła w 1 Kor 14: „usilnie starajcie się o dary duchowe, a najbardziej o to, aby prorokować… a językami mówić nie zabraniajcie”. Używam tego faktu, aby podkreślić, że w zorganizowanym kościele, nawet w kościołach deklarujące się jako „wierzące biblijnie”, znajdujemy wiele doktryn, które są sprzeczne z tym, co Biblia wyraźnie objawia, a co więcej sprzeczne z jasnymi poleceniami Jezusa Chrystusa. Widziałem ten efekt „nakrycia” stale i wciąż w życiu moim i wielu innych – po prostu nie jesteśmy otwarci na szersze patrzenie naprawdę, dopóki, z jakiejkolwiek przyczyny, nie wyjdziemy spod wpływów jakiegoś szczególnego kościoła, który zajmuje doktrynalnie przeciwne stanowisko do tego, co Biblia czy Jezusa powiedział.

Mniej więcej w tym czasie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem to, że „Samuel usłyszał Pana” zostałem zrekrutowany przez pewnego ewangelistę, który prowadził służbę uwalniania. Zaprosił mnie, abym chodził z nim do domów, do których zapraszano jego ze względu na reputację jaką się cieszył. Pierwszy był dom w południowo-wschodniej części stanu Waszyngton. Znaleźliśmy się u małżeństwa, którego dziewięcioletni chłopiec miał bardzo silną astmę, a jego siedmioletni brat cierpiał z powodu alergii na różnego rodzaju pyłki. Powiedzieli nam, że nawet takie rzecz jak koszenie trawnika powodowało poważne skutki u chłopców. Starszy mógł być wtedy na sygnale odwożony do pobliskiego szpitala a młodszy puchł jak balon.
Gdy weszliśmy do domu rodzice wyglądali na bardzo zdenerwowanych. John (nie jest to prawdziwe jego imię) zadał im kilka pytań takich jak to, kiedy pojawiły się symptomy chorób. W końcu matka zapytała Johna czy sądzi on, że te choroby (astma i alergie) mogą być wywoływane przez demony. Jego odpowiedź przylgnęła do mnie na wszystkie lata mojej służby:
– No, nie powiedział bym tego.  Mogę tylko powiedzieć, że za każdym razem, gdy wypędzę demona z kogoś mającego astmę czy alergię, symptomy całkowicie znikają.

Przez następne trzy godziny John robił pewne rzeczy, które wydawały mi się dziwaczne, nawet jeśli były instruktażowe. Położył obu chłopców na podłodze, co zmartwiło rodziców obawiających się, że kurz może wywołać problemy z oddychaniem. John powiedział im, aby się nie martwili o to i zaczął:
– Związuję każdego demonicznego ducha w tym domu. Nie możecie się komunikować, wzywać zastępstwa, ani przenosić. Nie będziecie się manifestować w żaden sposób  powodując jakąkolwiek niewygodę czy wywoływać jakichkolwiek zapachów i odejdziecie tam, gdzie wam Jezus Chrystus przeznaczył. Następnie powiedział chłopcom, aby nie koncentrowali się na tym, co on mówi, czy co się będzie działo, lecz aby myśleli o Jezusie Chrystusie i swoim całkowitym uwolnieniu od astmy i alergii. Zapytał ich czy chcą być uwolnieni. Obydwaj pokiwali głowami na potwierdzenie. Następnie namaścił ich czoła olejem, nosił ze sobą malutką buteleczkę i zaczął nakazywać demonom aby się pojawiały.  Tak ustawił siedzenia rodziców i moje, abyśmy mogli obserwować to, co się dzieje. Po około dwudziestu minutach nieustającego nakazywania umiarkowanym głosem, John wezwał nas bliżej, abyśmy widzieli to, co się pojawiało na czołach chłopców, równocześnie mówiąc coś, co miało taki sens:
– Widzę cię, jak masz na imię?

Na czołach obu chłopców pojawiały się i znikały małe guzki. John wskazywał na nie i nadal nakazywał, żeby demony pozostawały widoczne. Gdy już guz ustabilizował się, nakazywał demonowi, aby ujawnił swoje imię. Działo się tak na zmianę między obu chłopcami do czasu, aż wszystkie demony przekazały swoje imiona i odpowiedziały na pytania takie jaki to, kiedy weszły do chłopca itp. Po uzyskaniu kilku raczej zadziwiających informacji od demonów, które weryfikowali rodzice, John rozkazywał każdemu demonowi odejść. Pewne rzeczy, które mówił wydawały mi się graniczyć z czymś podobnym do „zaklęć”.  W którymś momencie zapytał chłopców, o czym myślą? W obu przypadkach chłopcy powiedzieli, że myśleli o Jezusie i nie mieli świadomości, że demony mówiły (pomimo tego, że były używane ich usta a wargi poruszały się).  Ojciec w którymś momencie wykrzyknął:
– To zdumiewające, żaden z nich nie miał takiego brzemienia głosu jak normalnie.
– To proste – odpowiedział John – ponieważ to nie mówili oni. Nie potrafię wyjaśnić tego zjawiska lecz tak się dzieje w każdym przypadku.

Gdy jakaś setka demonów została wysłana tam „gdzie im Jezus Chrystus przeznaczył” (to było takie Johna stwierdzenie w każdym przypadku), John modlił się o to, aby Ojciec przysłał aniołów, aby chroniły w nocy, aby obaj  chłopcy spali tak dobrze jak nigdy dotąd. Kazał wstać chłopakom i spytał jak się czują. Byli trochę nieśmiali, lecz stwierdzili zdecydowanie, że czują się lepiej. Odesłano ich do łóżek a nasza czwórka rozmawiała skupiona wokół kuchennego stołu. Po jakiejś pół godzinie matka podniosła rękę w geście uciszenia wszystkich i wyszeptała:
– Słuchajcie.

Z pokoju starszego chłopca dochodził dźwięk delikatnego kaszlu.
– Słuchajcie tego – zawołała – jest zupełnie inny.

Kaszel ustał a chłopak najwyraźniej nie został obudzony. Ojciec powiedział sucho:
– No, to po pierwsze. Kiedy tylko zaczynał kaszleć, zawsze przechodziło to w pełny atak chorobowy i jeśli inhalator i leki nie pomagały, musieliśmy z nim jechać na pogotowie.  W końcu wyszliśmy od nich wśród wyrazów wdzięczności za przyjście.

Tej pierwszej nocy dowiedziałem się kilku interesujących rzeczy. Na przykład jeden z demonów przyznał, że wszedł w czasie napadu złości. Chłopak zaczął miewać napady gniewu w wieku około 3 lat. Później nasilały się i rodzice nic nie mogli poradzić na jego rzucanie się na ziemię, tłuczenie pięściami w podłogę i wrzeszczenie. Symptomy astmy pojawiły się w wieku czterech lat i z wiekiem nasilały się. John wyjaśnił rodzicom, że to właśnie ta złość i inne emocje otwarły demonom drzwi i że później demony rozwijają i kultywują te emocje ukrywając się w ten sposób za nimi.

John zwrócił nasza uwagę na to, że niektórzy lekarze poświęcili mnóstwo energii, aby udowodnić, że astma nie jest wywoływana przez emocje.

Mówił nam:
– No, i jak sami tego byliście świadkami, astma w tym przypadku niezostała wywołana przez emocje same w sobie, lecz przez demony ukrywające się z nimi. Konflikt wokół przyczyn wywołujących astmę służy tylko jako miejsc ukrycia, które umożliwiają demonom kontynuację ich pracy – mówił dalej.

Towarzyszyłem Johonwi w kilku takich sesjach i obserwowałem go. Któregoś wieczoru powiedział mi, abym przejął sprawę. Byłem bardzo zdenerwowany. Po prostu zachęcił mnie mówiąc, że widziałem już jak tosię robi i że to i tak było dzieło Ducha Świętego.
– Po prostu dostrój się i będziesz właściwie poprowadzony – tak o ujął.

W końcu kiedyś podeszliśmy do drzwi wejściowych jakichś ludzi, którzy go zaprosili. Włączyło się światło, otworzyły drzwi a John powiedział im, kim jest, przedstawił mnie i powiedział, że ja zajmę się tą sprawą. Pomachał mi na do widzenia i zostawił mnie w tej sytuacji. Od tej chwili wysyłał mnie i byłem na swoim własnym rozrachunku. Czasami spotykaliśmy się na lunchu.  W pierwszym roku  mojej działalności zdarzyło się coś, co zmieniło moje życie i kierunek.
Pewien człowiek przyprowadził do Jezusa chłopca:
– Mistrzu, proszę cię pomóż mi, Mój syna ma ataki, które powodują, ze wpada do wody a nawet ognia. Przyprowadziłem go do twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić.

I tu zdarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze Jezus zwrócił się do swoich uczniów i nazwał ich literalnie „bandą niewiernych renegatów”.  Jest to właściwe tłumaczenie z oryginalnego języka!

Dalszy tekst mówi, że Jezus po postu zgromił demona i chłopiec został natychmiast uzdrowiony!

O! Postępowałem według tego, czego nauczył mnie John i było to całkiem skuteczne. Biblijną podstawą Johna’ był 16 rozdział ew. wg. Marka „w mieniu moim demony wpędzać będą”  i z pewnością to właśnie robiliśmy.

A oto tutaj Jezus, po prostu „zgromił” demona i jest dowód na to, że on poszedł! Cóż ja wyprawiam przechodząc przez te wszystkie zaklęcia zajmujące mi trzy godziny a czasami więcej, podczas  gdy wszystko, co zrobił Jezus to  zgromienie. Przykuło to moja uwagę i czytając ten fragment dalej dokonałem mojego życiowego odkrycia!

Gdy tłum już się rozszedł, uczniowie przyszli do Jezusa prywatnie i pytali Go, dlaczego nie byli w stanie wypędzić demona z tego małego chłopca. W końcu, wypędzali już demony wcześniej, dlaczego nie tego?

Odpowiedź Jezusa było banalnie prosta:
– Nie mogliście tego zrobić, ponieważ nie macie dość wiary. Gdybyście mieli dość wiary to nic nie byłoby dla was niemożliwego (oczywiście włączając w to wypędzenie tego demona wywołującego epileptyczne ataki).

Wtedy Jezus powiedział im, że tego rodzaju demon wychodzi wyłącznie wtedy, gdy przygotowałeś się poprzez odpowiednią ilość postu i modlitwy!!!

Puk, puk, puk, puk, puk, ciało i ciało. Taka była odpowiedź.

Natychmiast wiedziałem, że odpowiedzią na to, abym mógł słyszeć głos Boga i wypędzać demony, które powodują te rzeczy, w które nikt nie wierzy, że są wywoływane przez demony (włączając w to ekspertów medycyny) było wiele postu i modlitwy.

Pierwszy mój post trwał trzy dni. Cały ten okres przeszedłem z nieprzepartą chęcią na pieczonego kurczaki. Gdy tylko post się skończył kupiłem trzy połówki kurczaka wstawiłem do grilla i zjadłem.

Gdy zwiększyłem długość postu i modliłem się o Bożą wolę, moja wiara wzrastała. Czasami ludzie byli uzdrawiani tylko przez dotknięcie ręki. Czasami wystarczyło jedno dwa słowo. Nie polegałem już więcej na mechanicznym powtarzaniu i werbalnej manipulacji. Również nie kończyłem postów skoncentrowany na zjedzeniu kurczaków.

A teraz, wracając do tego, czemu tak rzadko zdarza się w kościele, że ktoś może działać w swym autorytecie w Chrystusie na dziełami przeciwnika,. We wstępie powiedziałem, że to się zdarza, lecz pewne rzeczy muszą zostać w kościele wprowadzone, aby to się działo.  Uznany lider musi dojść do pewnego punktu wiary i musi przekazać autorytet swojej pozycji Duchowi Świętemu, aby ten całkowicie przejął sprawy. Niewielu pastorów jest zdolnych do tego. Nieświadomie wielu z nich jest pod wpływem ducha kontrolującego i kościół jest pod kontrolą ducha religijnego. Zazwyczaj byłem tym zakłopotany dopóki nie zacząłem pościć i modlić się o to przez dłuższy okres. W wizji zobaczyłem swoją rękę w pozycji horyzontalnej z kciukiem w górze.
Pan powiedział mi, że jest to „pięcioraka służba Ducha” we właściwej pozycji, apostołowie, prorocy, ewangeliści i pastorzy-nauczyciele wszyscy pod Jego kierownictwem. Wtedy wizja zmieniła się i ręka odwróciła się małym palcem do góry. Powiedziano mi, że pastorzy – nauczyciele będący pod wpływem kontrolującego ducha znaleźli się na szczycie tej pięciorakiej służby i tłumią wszystkie inne służby. Jak mi pokazano, ten odwrócony obraz jest zorganizowanym kościołem. Ludzie, którzy mogliby funkcjonować jako apostołowie, prorocy i ewangeliści w obecności Ducha Świętego, byli tłumieni znajdując się jakby pod mokrym kocem kontroli.
Pokazano mi również w czasie tego okresu, że tak długo jak długo kościół będzie działał w nieposłuszeństwie wobec nakazów Jezusa Chrystusa to życie takiego kościoła będzie poważnie ograniczone i letnie jak w kościele w Laodycei.раскрутка