R. Loren Sandford
Przyszło nam żyć w takich czasach, gdy większość ludzi z naszej kultury nie myśli. Zamiast myśleć, „czują”, i wierzą, że to co czują, jest prawdą. Większość tego, co widzimy w telewizji (zarówno w wiadomościach jak i rozrywce), czytamy w magazynach, na blogach i w książkach jest tak 'uszyta’, aby wzbudzała emocjonalne reakcje. Fakt, że „czujemy to” ułatwia przyjęcie tych uczuć jako prawdy. Krytyczne myślenie – obiektywne rozpoznanie tego, co jest właściwe i oddzielanie tego od tych wewnętrznych, emocjonalnych reakcji – jest zwyczajnie pomijane. Wpływa to na moralny osąd, co z kolei otwiera nas na moralny kompromis, gdy w wyniku nieustannych obiekcji, którym jesteśmy poddawani, „czujemy”, że taki kompromis wydaje się nam w porządku, bądź wtedy, gdy się nam to jakoś opłaca.
Ten bałwochwalczy stosunek do emocji sprawia, że jesteśmy w stanie przyjąć każde usłyszane kłamstwo, jeśli tylko kłamca potrafi pokierować właściwie naszymi emocjami, czy to ekscytacją, gniewem, oburzeniem, poczuciem wartości własnej, czy nawet miłością. Na przykład, w polityce ta partia zdobywa elektorat, które najlepiej potrafi poruszyć emocje, bez względu na logikę przedstawianych spraw (bądź jej brak). W kościele sprawy moralne i standardy sprawiedliwości spadły do stanu hurtowego zepsucia, ponieważ uczuciowe bałwochwalstwo mówi nam, że jeśli coś odczuwamy jako dobre to, to jest dobre, bez względu na wyraźne nauczanie Słowa Bożego.