Category Archives: WND _WorldNetDaily

Antyaborcja w USA górą

Antyaborcja  górą

Luty  2007 – „ENDING ABORTION: How the pro-life side will win the war”

Pro-aborcyjni  Demokraci kontrolują Kongres, Nancy Pelosi jest rzecznikiem prasowym Białego Domu, niezadowoleni wyborcy kierują się na lewo, Hillary  Clinton może być następnym prezydentem – i 34 lata po Roe  v.Wade*), Sąd Najwyższy ciągle ma większość popierającą Roe. Co więcej,  od ustanowienia fatalnych praw w 1973 roku niemal 50 milionów  nienarodzonych dzieci zostało zabitych a miliony matek zranionych fizycznie, psychologicznie i duchowo.

Dlaczego  więc działacze na rzeczy antyaborcji uśmiechają się? Uśmiechają się  ze względu na cichą rewolucję, która się dzieje. Choć nie jest  to widoczne ze stolicy USA, z Budynków Sądu Naczelnego czy  Białego Domu, jest bardzo widoczne na dole, „na ulicy” –  na tym poziomie, prawdziwego życia, gdzie kobiety i dziewczęta  podejmują zdesperowane decyzje, aby rozwiązywać swój „ciążowy problem” przez aborcję.

We  wstrząsającym, lutowym wydaniu zatytułowanym „ENDING ABORTION:  How the pro-life side will win the war,” entuzjastycznie  przyjmowany przez WND magazyn Whistblower zabiera czytelników  w dramatyczną i zmieniającą paradygmat podróż do przemysłu  aborcyjnego i ruchu antyaborcyjnego, ukazując jak daleko wojna o życie jest niewiarygodnie i niezaprzeczalnie wygrywana

„Ale  aborcja jest ciągle legalne” – ktoś może powiedzieć. Tak,  lecz zanim się zmieni prawo, musza zmienić się serca – a  dramatyczna zmiana serc właśnie ma miejsce, swój wielki czas,  właśnie tutaj, właśnie teraz. Ameryka zwraca się przeciwko aborcji: „Jeśli  nie zajdzie jakaś dramatyczna zmiana, Amerykanki stracą swoje prawo  do aborcji, a Amerykański  Sąd Najwyższe nie będzie tego przyczyną . . . lecz przyczyną będzie  to, że lekarze albo nie mogą, albo nie chcą wykonywać tej podstawowej  służby”. – mówi Barbara Radford, były dyrektor National Abortion Federation (Krajowej Federacja na rzecz Aborcji).

„…  największym zagrożeniem dla prawa do aborcji może nie być już  przeciwna postawa sędziów czy polityków, lecz  zmniejszający się dostęp do usług aborcyjnych . . . ” –  powiedziała Nita Lowey, zdecydowanie pro-aborcyjna kongresmenka na 18 sesji nowojorskiego okręgu kongresu

„…  dostępność aborcji zmniejsza się ponieważ niewielu lekarzy chce wykonywać to postępoewnie”. – The Washington Post

„Prowadzący  kliniki aborcyjne, nawet w wielkich miastach, mówią, że ich najpoważniejszym problemem jest rekrutacja lekarzy”. – The San Francisco Chronicle

„…  lekarze nie chcą przychodzić i pracować w aborcyjnych klinikach.  Zgadnij, co jeszcze? Pielęgniarki nie chcą przychodzić i pracować w klinikach aborcyjnych”. – Genevieve Grein, manager, Choice Medical Group, Santa Cruz, Calif.

„Aborcja  jest w tym kraju sprawą wyboru nie tylko kobiet, lecz również  lekarzy, przede wszystkim. W całym kraju, większość lekarzy nie  decyduje się na wykonywanie tego zabiegu….…” – American Medical News

Pomimo,  że nie ustają gorliwe wysiłki zakończenia procederu aborcyjnego  skierowane „z góry na dół” – włączając  w to próby podejmowane przez kilka stanów szykujących  bezpośredni, konstytucyjny sprzeciw wobec Roe, wysiłki kongresowe,  aby ograniczyć aborcję, aborcję, powiadamianie rodziców,  informowanie oczekujących matek i tak dalej – to największą  panikę w ruchu aborcyjnym wywołuje to, co się dzieje na poziomie klinik.

Na  przykład: Gdy ciężarna kobiety wysiadają ze samochodów i  nerwowo maszerują ku klinice aborcyjnej, na spotkanie ze śmiercią,  często spotykają „chodnikowego doradce” – zwykła  osobę, wyposażoną wyłącznie w miłość i informacje, których  kliniki aborcyjne absolutnie nie chcą dopuszczać do swoich klientów.  Często po krótkiej rozmowie, doradca prowadzi matkę spod  kliniki za niedaleki róg do „centrum opieki ciąży”  (pregnancy care center). Te centra wyrastają w całej Ameryce tak  szybko, jak szybko znikają kliniki aborcyjne. Wiele z tych centrów  jest wyposażonych w nowoczesne urządzenia ultrasonograficzne typu  „4D”. Gdy klientki takiej kliniki aborcyjnej kładą się i  przeżywają, po raz pierwszy, realność ich nienarodzonego dziecka –  nie jakiś ziarnisty, trudny do zobaczenia staromodny sonogram, lecz  nowoczesny krystalicznie wyraźny obraz jej własnego dziecka –  nie decydują się w ogromnej większości przypadków planowanej aborcji.

To  jedna z wielu rewolucyjnych metod ataków na „prawo do  aborcji” – uważane, ze wielu naukowców  konstytucjonalistów za nieodwołanie podobne do  wczesno-amerykańskiego „prawa do niewolnictwa”. W  międzyczasie istnieje jeszcze wiele frontów walki, takich jak  programy abstynenckie w krajowych szkołach odnoszące zdumiewające  powodzenie. Całe legiony mądrych, młodych, specjalnie wyszkolonych  prawników przygotowuje obronę kobiet i pozwy dla aborcyjnych klinik, włączając w to Planned Parenthood (Planowane Rodzicielstwo).

A  to wszystko dzieje się w klimacie, który nieustannie ujawniają  ogólnokrajowe dane statystyczne mówiące, że tylko jeden  na czterech Amerykanów zgadza się z uwolnioną aborcją na  życzenie, jak dopszczono w Roe V. Wade. Kilka lat temu, w Ameryce  było około 2.000 klinik aborcyjnych, obecnie jest ich poniżej 800. Lekarze odmawiają wykonywania tej praktyki masowo.

Podsumowanie: Aborcja odpycha Amerykan coraz częściej.

*)Roe v. Wade, 410 U.S. 113 (1973)[1], był przypadkiem ustanowienia przez Naczelny Sąd Stanów Zjednoczonych zapisu stwierdzającego, że większość praw przeciwko aborcji pogwałca konstytucyjne prawo do prywatności, unieważniającym wszelkie stanowe przepisy wyjmujących z pod prawa i ograniczających aborcję. Jest to jedna z najbardziej kontrowersyjnych decyzji w historii Naczelnego Sądu Stanów Zjednoczonych.

сайта

Jak sprzedaje się seks i zepsucie dzieciom

© 2004 WND

Oryginał: Selling sex and corruption to your kids

Kupelian David

„Skaut jest wierny, . . . lojalny . . . pomocny . . .przyjacielski . . .odważny . . . dobry”

Patrzę na mojego 12 letniego syna Jozue i 24 innych chłopaków Skautów  recytujących wspólnie Prawo Skauta w czasie cotygodniowego spotkania. Jest w tym świeża nadzieja i męska winieta w erze obejmującego wszystko zamieszenia nastolatków. Gdy tak stoję obserwując w napięciu – przyglądam się mundurkom chłopców, ich oznakom, łatom, insygniom i innym kolorowym symbolom ich przynależności do wyższych ideałów skautowskich – wracam w myślach o kilka lat, gdy mój syn chciał nosić inny „mundur”.

Podróżowaliśmy z bliskimi krewnymi, których nie wiedzieliśmy całe lata do Cape May w New Jersey na wakacje nad ciepłe wybrzeże Atlantyku. Jozue ogromnie sie zaprzyjaźnił ze swym kuzynem starszym o kilka lat. Marek, kochający zabawy, bardzo przyzwoity dzieciak, nie miał w sobie niczego złego. Niemiej, jedna drobna rzecz: nosił naszyjnik. Oczywiście, Jozue zawsze uważał naszyjniki, bransoletki, kolczyki i tego typu rzeczy za zdecydowanie damskie wyposażenie i nigdy nawet we snach nie sądziłem, że założy coś takiego na siebie i będzie „wyglądał jak dziewczyna” (czy „dziwak”). Pewnie już zgadliście. Pod koniec tygodnia Jozue powiedział mi, że naprawdę chciałby dostać jakiś naszyjnik, jak ma jego kuzyn. On „po prostu, . . . czuje to, żeby taki nosić, i tyle. Żadna wielka sprawa, Tato”.

Wziąłem  go na spacer na skaliste tereny, gdzie mogliśmy pobyć sami. Szybko okazało się, że mój syn nie tylko rozwinął w sobie to potężne pragnienie, aby nosić na szyi kawałki punkowskiej biżuterii – coś, co poprzednio odrzucał – lecz w wyraźny sposób był wrogo do mnie nastawiony z jakiegoś dziwnego powodu, pomimo że przyznał, że niczym go nie uraziłem. W miarę rozmowy dotarło do mnie, co się dzieje. Oczywiście, że chciał być taki sam jak jego starszy kuzyn, na którego patrzył i z którym się związał, i stąd pragnienie, aby nosić głupio wyglądający naszyjnik. Lecz ja? Stałem się teraz niewygodnym kontrastem, widzialnym przedstawicielem jegostanu umysłu sprzed zniewolenia tym obcym pragnieniem. Byłem teraz zagrożeniem dla jego nowej przyjaźni, więc odrzucał mnie wraz z swoim własnym poprzednim punktem widzenia.

I jak się okazało, nie musiałem mówić wiele: „Jozue, dlaczego jesteś zły na mnie? Czy nie dlatego, że nie sądzę, abyś tam głęboko, wewnątrz faktycznie chciał nosić naszyjnik? Powiedz mi coś? Co byś powiedział dwa tygodnie temu, przed przyjazdem do Cape May, gdybym zapytał cię czy chcesz nosić ciężki drewniany naszyjnik. Czy chciałbyś?” „Nie, coś ty” – odpowiedział bez wahania. Został wybity z transu, zaświtało. Zapłakał krótko, przycisnął mnie i zapewnił mnie po męsku, że nie chce wyglądać jak dziewczyna i nosić naszyjnik. Gdy poszliśmy do sklepiku z prezentami na tamtej plaży, wskazał mi nawet, który to naszyjnik chciał mieć i zapewnił, że już nie jest zainteresowany. I taki był tego koniec, lecz to znakomicie pokazało mi jak wrażliwe są dzieci na presję rówieśników.

Pokolenie Gangsta.

Skoro Jozue poczuł ten niewidzialny nacisk na przyjęcie upodobań swego kuzyna, to co wpływało na kuzyna? Co faktycznie wywiera taką nie do pokonania presję na większość  współczesnej młodzieży, aby podporządkowywać się (przez  „buntowanie”)? Podobnie jak wojsko, szkoły prywatne, Skauci  mają mundury, tak też i młodzieżowa kultura: workowate portki, czapki  zakładane do tyłu, naszyjniki i inna biżuteria, kolczyki na ciele,  tatuaże itd. O ile jednak mundury symbolizują wartości i wierność,  lojalność jakiegoś wyższego (czy niższego) porządku, to w tym  przypadku jest to wierność coraz bardziej buntowniczej muzyce,  społecznemu, seksualnemu i kulturalnemu światowi, tajemnej (dla  rodziców) rzeczywistości, która wydaje się magicznie przyciągać do siebie miliony dzieci.

Przez  trzy lata dziennikarka Patricia Hersh podróżowała przez tą  egzotyczna subkulturę. Obserwowała, słuchała, pytała, związała się i  zyskała zaufanie ośmiu nastolatków w typowym amerykańskim  miasteczku Reston, w stanie Virginia, co ostatecznie zaowocowało jej  uznanym portretem: „Oddzielone plemię: podróż do serca amerykańskiego wieku dojrzewania”. Widok jaki opisuje, jako wszechobecny w całej Ameryce, powszechny jak McDonalds, naprawdę wywołuje zmartwienie:

To jest hip-hop na przedmieściach, kultura rapu. Uczniowie wszędzie noszą bejsbolowe czapeczki z daszkiem do tyłu lub nasunięte na oczy, za duże koszulki, śmieszne workowate dżinsy lub spodnie z obniżonym krokiem zwisającym aż do połowy uda, paski, które zwisają tak, aby obnażyć jasnokolorowe bokserki. Całokształtu dopełniają najmodniejsze drogie marki. Odmianę stanowią bluzy z kapturami (kaptur obowiązkowo noszony w szkole) oraz kawałki materiału czy bandaże wiązane z tyłu głowy, styl skopiowany z ulicznych gangów. Podobnie jak wszechobecne, swobodnie używane przekleństwa, twarde lądowania w stylu kamikadze całkowicie poza zasięgiem straży miejskich i nauczycielskiego wzroku…

Ku zrozpaczonej wyzwaniem społeczności dorosłych, czarny szał jest obecny, jako kulturalny styl dla dzieciaków średniozamożnej klasy. Podobnie jak kiedyś, w latach sześćdziesiątych, gdy synowie i córki tej średniej klasy zrzucili swoje tweedowe marynarki i dystyngowane zwierzchnie sukienki na rzecz pokoleniowego munduru Levi’sa, roboczych koszul i krótkich, cienkich płaszczy w wojskowym kolorze w uwielbieniu dla „blue collar workers” (pracowników żyjących z pracy rąk na godziny – przyp.tłum.), „Prawdziwej Ameryki”, tak dzisiejsza, dorastająca młodzież wybrała styl czarnej miejskiej ulicy jako autentyczny styl bycia. Zachowywać się jak czarny to, jak określają dzieciaki, być silnym, konfrontacyjnym i trochę strasznym.

„Żyjemy w pokoleniu gangsta” wyjaśnia jeden z białych seniorów średniej szkoły noszący bejsbolówkę Malcolm X daszkiem do tyłu. „Chodzi tylko o to, żeby to złapać. Patrze na to, co ci cool faceci robią i jak to wpływa na innych ludzi. Oni robią więcej niż te wszystkie pedalskie białe dzieciaki, które grają w kosza, są lubiani przez dyra szkoły i są bogaci przez całe swoje życie, no i może czasami w weekend się upiją. Te dzieciaki każdego dnia ryzykują zrypkę”.

Hersch opisuje w jaki sposób hip-hop – multimilionowy muzyczny przemysł przepełniony „silnymi politycznymi i seksualnymi obrazami rap” – złapał w niewolę pokolenie dramatem getta i jego codzienną walką o przetrwanie:

Hip-hopowa postawa mówienia prosto w twarz wydaje się silna i wolna dzieciakom, które czują się ograniczane przez oczekiwania przyziemnego świata klasy średniej, w którym się wychowali.  Rapersi stali sią najbardziej popularnymi gwiazdami MTV. W wywiadzie  na temat swego albumu „Home Invasion” rapper Ice T odnosi  się do „kulturalnej inwazji” jak ma miejsce, gdy nieznani  dorośli siedzią wraz ze swymi rasistowskimi poglądami, dzieci cicho  siedzą w swoich pokojach, a jego słowa wlewają się w ich umysły przez  słuchawki: „Gdy już ich raz dostanę pod moje p….y czar/ mogą  zacząć dawać ci p…e piekło” rapuje. „Zacznij zmieniać to  jak chodzą, mówią, działają, a teraz czyj to jest błąd”.  Świat rapu „kostiumowych gadżetów, dziwek, ziomali, i  policji” jest atrakcyjną odmianą dla tych „zwykłych”  sfer dentystycznych aparatów, szkolnych samorządów i  randek. Getto – przeżywane z drugiej ręki z filmów,  muzyki i porannych wiadomości, oglądane z wygodnych, podmiejskich,  rodzinnych pokojów – jest dla młodych ludzi nasączony ogromną dramaturgią i urokiem.

Czy  to jest to? Czy dzisiejsza dziwaczna młodzieżowa podkultura jest  ostatnim „kostiumem” młodocianego buntu, podobnie jak  długie włosy w latach 60-tych i inne mniej rzucające się w oczy,  buntownicze fazy rozwoju poprzednich pokoleń dzieciaków? Czy  zaniepokojenie dorosłych współczesną kulturą młodzieży jest  tylko wiecznym kręceniem kciukami wywołanym eksperymentami z  niezależnością ich dorastającej latorośli? A może jest tutaj zaangażowane coś innego, coś znacznie bardziej złowrogiego?

’Marszandzi Cool’.

„Oni chcą być cool. Są wrażliwi i  mają kasę. Są korporacyjnym, 150-cio miliardowym snem Ameryki”.  Jest to wstępna wypowiedź w zdumiewającym, czołowym dokumencie PBS z  2001 roku zatytułowanym: „Merchants of Cool” przekazanym  przez Douglas Rushkoff. To, co wychodzi na jaw to 60 minutowy  skandaliczny portret głównych korporacji – Viacom,  Disney, AOL/Time Warner i innych – które zajmują się  badaniem amerykańskich dzieci jak laboratoryjnych szczurów, po  to tylko, aby sprzedać im miliardy dolarów w towarze, kusząc, degradując i psując ich.

Myślisz, że to przesada? Jest to niedopowiedzenie.

„Kiedy  funkcjonuje kilka gigantycznych narodowych korporacji, obciążanych  długami, szaleńczo konkurując ze sobą o każdy centymetr przestrzeni  fizycznej i każdy umysł, jaki tylko mogą zdobyć, – mówi  profesor komunikacji na Uniwersytecie Nowojorskim Mark  Crispin-Miller. – są gotowi są zrobić wszystko, cokolwiek wydaje im  się najszybciej zadziałać i zdobyć najwięcej ludzi, co oznacza, że zaniżą standardy w dół”.

Zobaczmy jak bardzo w dół.

„Jest  to burza firm, walczących o te same dzieciaki – wyjaśnia  Rushkoff w „Merchants of Cool.” – Aby zdobyć lojalność  nastolatków, specjaliści rynkowi wierzą, że musza mówić  najlepiej ich językiem, więc badają ich bardzo uważnie, tak jak  antropolog badałby egzotyczną tubylczą kulturę. Dziś pięć ogromnych  firm jest odpowiedzialnych za sprzedaż niemal wszystkiego co  funkcjonuje w młodzieżowej kulturze. To są prawdziwi marszandzi cool: Rupert Murdoch’s Newscorp, Disney, Viacom, Universal Vivendi, oraz AOL/Time Warner.”

Ta  dokumentacja ukazuje w jaki sposób wielkie korporacje  dosłownie nasyłają „szpiegów”, aby infiltrować młodzieżowe środowiska w celu zdobycia informacji do jakich następnych zakupów mogą nakłonić te dzieci.

„Kompanie  rozrywkowe, są grupą ogromnego konglomeratu, które posiadają  cztery czy pięć muzycznych firm, sprzedających 90% muzyki w Stanach  Zjednoczonych – te same firmy, które posiadają wszystkie  studia filmowe, wszystkie główne sieci telewizyjne, wszystkie  telewizyjne stacje na 10 największych rynkach” ujawnia profesor  komunikacji z University of Illinois Robert McChesney w tym  dokumencie. „Są oni w posiadaniu wszystkich lub części każdego  komercyjnego kanału. Patrzą na rynek nastolatków jak na część  swego potężnego imperium, które kolonizują. Powinniście  widzieć to tak, jak Imperium Brytyjskie czy Francuskie z XIX wieku.  Nastolatki są traktowane jak Afryka. Wiesz, jest to środowisko, które  należy przejąć, a ich arsenałem broni są: filmy, muzyka, książki, CD,  internet, ubrania, rozrywkowe parki, zespoły sportowe. Wszystko to są narzędzia do ściągania z tego rynku pieniędzy”.

MTV.
o więc, z kablowym kanałem, który stawia  siebie w pozycji championa dzisiejszych nastolatków i tych  przed wiekiem nastoletnim – championa ich muzyki, ich buntowniczego  wolnego ducha, ich szczerego, zawsze zmiennego wyobrażenia tego, co  jest „cool”? Czymkolwiek innym mogłoby być MTV, w końcu  interesuje się dzieciakami, prawda? Tak, z pewnością, interesują się,  ale w taki sam sposób jak lew gazelą. Wszystko w MTV jest  komercyjne – wyjaśnia McChasney. – To wszystko czym jest MTV.  Czasami jest to wyraźna, reklama opłacana przez firmę, która  chce sprzedać swój produkt. Czasami będzie to wideo dla firmy  muzycznej, która sprzedaję muzykę. Czasami będzie to set  wypełniony ciuchami trendy i tym, co może sprzedać taki wygląd, do  którego potrzebne są produkty z tego seta. Będzie to też  czasami show na temat jakiegoś filmu, który ma dopiero wejść,  opłacony przez filmowe studio, choć ty nie wiesz o tym, aby zrobić  rozgłos temu, co wychodzi z Hollywood. Wszystko tu jest programem informacyjnym, nie ma nie-komercyjnych części MTV”.

Rushkoff  ilustruje działanie tej maszyny korzystając z przykładu Sprite. To,  co kiedyś było borykającym się z problemami producentem drugorzędnego  napoju zostało wyciągnięte przez wspaniałe marketingowe formy  działania jak: podpisywanie się pod głównymi hip-hopowymi wydarzeniami i ustawianie się w pozycji tego cool napoju  dla bezmiernego rynku pokolenia MTV. Łącząc Sprite, MTV, muzyków  rap i innych uczestników promocji, Rushkoff przedstawia nam  zakulisowa grę: „Sprite wynajmuje Roseland Ballroom, płaci  dzieciakom po 50 dolców, aby ją zapełniły i wyglądały cool.  Artyści rap, którzy koncertują dla tej opłaconej publiczności,  otrzymują bezpośrednie wejście w programie MTV, 'Direct Effects’,  którego Sprite jest sponsorem. MTV pożera tanią produkcję,  promując muzykę firm płytowych, które reklamują ich kanał i wszyscy są szczęśliwi”.

Cóż  więc, powiadasz? Co w tym złego? Czy MTV i rapersi, i producenci  ciuchów i inni nie dają dzieciakom tego, co one chcą? Właśnie to mówią, ale to nie jest to, co robią.

W rzeczywistości te firmy tworzą nowe, niższe i co bardziej szokujące – to jest słowo kluczowe szokujące – kampanie  reklamowe, udające szczery, autentyczny wyraz młodzieżowych  poszukiwań swej tożsamości i przynależności, wyłącznie w jednym celu osiągania finansowych korzyści z amerykańskich dzieci. Mają  oni swoje grupy, na których się skupiają, do których  wysyłają „kulturowych szpiegów” (których  nazywają „korespondentami”), którzy udają przyjaciół  i ludzi troszczących się o nastolatków, aby ich sondować –  co lubią, czego nie, co jest na topie, a co nie, co jest cool, a co  już nie. Angażują się w „brzęczący marketing” (gdzie ukryty  agent przebrany za „jednego z tłumu” mówi o nowym  produkcie). Wynajmują naganiaczy, którzy wchodzą z młodzieżą w  relacje przez internetowe czaty, oraz „ulicznych szpicli” (wędrujące grupy, które głośno publicznie omawiają zespół  czy jakiś produkt, aby wzbudzić zainteresowanie). Uruchamiają całą  maszynerię współczesnych badań rynkowych i psychologii  konsumenta, aby dotrzeć do tej złotej żyły – wyprzedzić  następne, zawsze bardziej dziwaczne i bardziej szokujące wcielenie  tego co „cool.” Samo to byłoby wystarczająco złe –  gdyby korporacyjna Ameryka po prostu postępowała za i handlowała tymi  najbardziej podstawowymi instynktami zmieszanych, niedoglądanych  nastolatków. Lecz oni nie idą za tym, oni prowadzą – ku dołowi.

Eksponaty A i B: „mook” oraz „midriff,” dwa stworzenia tego  korporacyjnego konsorcjum nastawionego na młodzieżowy rynek. „mook”  to marketingowa karykatura dzikiego, niemoralnego, żyjącego bez zahamowań seksualnego maniaka.

„Weźmy Howrad’a Stern, – mówi Rushkoff, – być może  pierwotnego i ciągle pierwszego króla mooków. Spójrzmy  w jaki sposób Viacom wynosi go na wszystkich swoich  posiadłościach. Jest sprzedawany przez 50 radiowych stacji Viacom’s  Infinity. Jego cotygodniowy show telewizyjny jest nadawany przez  Viacom’s CBS. Jego bestsellerowa autobiografia została wydana przez  Viacom’s Simon and Shuster, po czym ożywiona w filmie wyprodukowanym  przez Viacom’s Paramount Pictures, zarabiając 40 mln dolarów  na miejscu i wiele milionów więcej na sprzedaży wideo na Viacom’s Blockbuster video”.

Dodaje:
„Mook nie występuje w naturze. Jest to stworzenie wymyślone na  potrzeby spieniężenia sterowanego testosteronem szaleństwa dorosłych.  Łapie ich poniżej pasa, po czym sięga do ich portfeli”. Ogromna  części programów MTV prezentuje i reklamuje tego „mook’a”  w amerykańskich chłopcach. Na przykład, głównym miejscem  spotkania jest profesjonalny wrestling – program telewizyjny o  największej dziś oglądalności wśród dorosłych amerykańskich chłopców.

OK, a co z „midriff”? Dziewczęta, mówi Rushkoff,  „zostały ściągnięte tu na dół wraz z chłopcami. Maszyna  medialna wypluła drugą karykaturę. . . midriff nie jest bardziej  prawdziwa niż mook („midriff” – oznacza też w j.ang.  część ciała między piersiami, a talią – przyp. tłum.) . O ile  on utknął w wieku dojrzewania, to ona jest przedwcześnie dojrzała; on nie dba o to, co ludzie myślą o nim, ona jest pochłonięta swym  wyglądem. Jeśli do niego należy szorstkość, do niej – seks.  Midriff jest w rzeczywistości zbieraniną tych samych, starych  seksualnych stereotypów, lecz przepakowanych w nowe kobiece  możliwości. 'Ja jestem madriff, słuchaj jak wrzeszczę. Ja jestem seksualnym obiektem, lecz jestem dumna z tego'”.

Jaki  jest więc cel tych zdeprawowanych modeli dla amerykańskiej  przyszłości, wykrojony z marketingowych badań, skompilowany przez  wynajętych przez korporacje „kulturowych szpiegów”, których zadaniem jest rozpoznanie, jaki następny krok w dół – następna szokująca fala przebrana w autentyczny  „cool” – prawdopodobnie będzie do zrobienia dla pokolenia MTV? Dlaczego? Żeby sprzedawać dzieciakom jeszcze więcej, oczywiście.

„Gdy  korporacyjny zysk zależy od tego, aby być z przodu, przed zakrętem,  musisz słuchać, musisz dokładnie wiedzieć, czego oni chcą i  dokładnie, co oni myślą, abyś mógł dać im to, co chcesz, aby  wzięli” – wyjaśnia Crispin-Miller z nowojorskiego  uniwersytetu. I dodaje: „Maszyneria MTV nie słucha młodych ludzi  po to, aby dać im szczęście. . . MTV tak się dostraja, aby wyobrazić sobie, jak podać to, co Viacom ma do sprzedania”.

Jak  więc kierują dzieciakami, aby ich przywiązać – odcisnąć im ślad  – przy pomocy następnego kierunku muzyki, ciuchów, stylu życia, tych wyborów, które oni powinni kupić?

„Angażuje  się dzieci do udziału w seksualnej rywalizacji na scenie lub kamery  MTV podążają za nimi w ciągu tygodnia ich rozpusty” – mówi  Rushkoff. „Oczywiście, niektóre z nich zawsze zachowywały  się w sposób szalony, lecz nigdy te wybryki nie były tak  celebrowane w TV. Więc, oczywiście, dzieci traktują to jako  wskazówkę, jak tutaj na wybrzeżu Panama Beach, na Florydzie,  gdzie uczniowie szkół średnich zachowują się w publicznych  miejscach tak, jakby byli na scenie MTV. Kto kogo tutaj naśladuje?  Życie w realu i w MTV zaczynają się zacierać. Czy rzeczywiście media  odzwierciedlają świat dzieci, czy też jakiś inny? Coraz trudniej jest zrozumieć odpowiedź”.

Prawdziwie  diabelska część modus operandi speców od ryku pojawia się, gdy Rushkoff pokazuje swoją własną epifanię:

Nigdy nie zapomnę tego  momentu, gdy 13 letnia Barbara i jej przyjaciółki zauważyły  naszą grupę w czasie między ich próbami. Wydawało się, że  tańczą dla nas, dla naszych kamer, jakby sprzedawały z powrotem nam, mediom, to, co my sprzedaliśmy im.

Wtedy mnie to uderzyło:  jest to gigantyczne sprzężenie zwrotne. Media obserwują dzieciaki, po  czym sprzedają im obraz ich samych. Wtedy dzieci oglądają te obrazy i  aspirują do tego, aby być mook’iem czy midriff’ą w TV. A media są tu  na miejscu, aby ich obserwować jak to robią, aby wyszykować dla nich nowy obraz i tak dalej.

Czy  jest jakiś sposób na przerwanie tego sprzężenia zwrotnego –  pyta Rushkoff. Wyłącznie w umysłach dzieci, ujawnia, zauważając, że  „cool” – szukająca młodzież, która stale  sięga w dól do nowych, bardziej lubieżnych, bardziej skandalicznych środków wyrazu – jest to coś, wszystko,  tak długo dopóki nie zostanie to wykorzystane i zdarte przez korporacyjny świat.

Powiedziawszy  to, Rushkoff puszcza taśmę z nagraniem wielkiej, demonicznie  wyglądającej grupy młodzieży z wymalowanymi twarzami, szantującej i  wykrzykującej sprośności w centrum Detroit w noc Halloween i wyjaśnia:

Kilka tysięcy,przeważnie białych młodych mężczyzn zebrało się, aby wysłuchać koncertu ich ulubionego, lokalnego zespołu: Insane Clowne Posse
(Oddział Szalonych Klaunów). ICP pomógł w tworzeniu nowego stylu muzycznego zwanego rap metal lub rage rock, który  stworzył zamieszanie w całym kraju swymi szokującymi tekstami i wyszydzaniem kobiet i gejów . . Rockowa muzyka zawsze była  kanałem buntu, lecz do tej pory była kierowana przeciwko rodzicom,  nauczycielom czy rządowi, dziś jest kierowana przeciwko przebiegłej  komercji, samemu MTV. Fani czuli się lojalni wobec tego zespołu i  jego muzyki, ponieważ przeżywali ją jako swoja własną. Nie została  ona poddana żadnej obróbce przez korporacje, przetrawiona do popularnej kultury i sprzedana z powrotem im w markecie.

Członkowie  zespołu Insane Clown Posse wyjaśniają popularność zespołu: „Wszyscy,  którzy lubią nasza muzykę czują super łączność. To dlatego oni  wszyscy tu są, czują się tak bardzo złączeni z tym, ponieważ to jest  – jest wyłącznie ich. Widzisz, gdy coś jest w radiu, jest dla  wszystkich, wiesz o co mi chodzi? To jest piosenka wszystkich. 'O, to  moja piosenka’. To nie jest twoja piosenka, ona jest z radia. Należy  do wszystkich. Lecz posłuchaj ICP, czujesz się tak, jakbyś był jedynym, który wie o tym”.

„To  są skrajności – mówi Rushkoff. – na które  nastolatki pójdą, aby upewnić się co do autentyczności ich własnej sceny. Jest to frontowa linia oporu kultury nastolatków:  stań się tak nieokrzesany, tak nie do przyjęcia, złam tak wiele  zasad, abyś stał się niestrawny”. (Aby dopełnić wrażenie, w tle  Isane Clowne Posse rapuje: „Dziwka, hej, jest twoja. Hej, twoja jest dziwka, Chodź!” i inne budujące teksty.)

Wtedy  pojawia się zdrada: „Marszandzi Cool” pokazują jak Insane  Claoun Posse i inne „autentyczne” grupy – nietknięte  przez komercję – są w końcu wykupywane przez marketingową  „maszynę”, pakowne i sprzedawana z powrotem na młodzieżowy  rynek. Oczywiście, gdy ta szokująca wartość zużyje się, a szata  „cool” – nietknięta i nie zepsuta przez korporacyjna  Amerykę – przesuwa się dalej w dół do następnego,  jeszcze bardziej skandalicznego poziomu deprawacji – MTV,  Viacom i inne korporacyjne giganty są już tutaj obecne, aby spakować to i sprzedać ponownie naszym dzieciom.

A,  i nie próbuj nawet mówić swoim dzieciom o tej całej  diabelskiej grze. Widzisz, jak mawia Crispin-Miller, „to  oficjalna część punktu widzenia świata rockowych klipów, to  oficjalna część punktu widzenia świata reklam, że twoi rodzice to  sk…, nauczyciele to frajerzy, przedstawiciele władzy są śmieszni, i  tak naprawdę nikt nie jest w stanie zrozumieć dzieciaków oprócz korporacyjnych sponsorów”.

OK,  czy to tak jest? Amerykańskie nastolatki znajdują się w uchwycie  zgubnych kampanii marketingowych prowadzonych przez wielkie, chciwe,  nietroskliwe korporacje? – z nadzieją, że dzieci wyrosną z tego i staną się normalne kiedyś? Koniec historii?

Nie  całkiem. Bądź pewien, miliony młodych ludzi pochwyconych przez  destrukcyjny lecz korporacyjny aspekt sprawy to tylko ta widoczna strona. Spoza korporacyjnych manipulacji i młodzieży związanej  swymi egoistycznymi i haniebnymi wpływami czyha następna, znacznie  bardziej budząca grozę i całkowicie perwersyjna „kampania  marketingowa” – wrogi wymiar, w którym nie ma  żadnej troski o dobro innych i która jest zaprogramowana, aby pochłonąć wszystko na swojej drodze, od najwyższego do najniższego.

To  „coś”, co ujawnimy w drugiej części, jest literalnie  wycelowane w degradację tej młodzieży tak totalnie, że niewiele nadziei pozostaje dla następnego pokolenia Amerykanów.



комплексное продвижение сайтов

Soja robi z dzieci gejów

Opublikowano: 12 grudnia 2006

Oryginał: http://wnd.com/news/article.asp?ARTICLE_ID=53327

——————————————————-

Oto mamy do czynienia z działającą wolno trucizną, która dotkliwie niszczy nasze dzieci i zagraża rozdarciem naszej kulturze. Ironiczne jest to, że jest to tzw. „zdrowa żywność”, jedna z najbardziej popularnych.

Wiecie, ja jestem człowiekiem nastawiony na zdrową żywność, fanatykiem, który rzadko kiedy wpuszcza do kuchni cokolwiek, co nie jest organiczne.
Piszę o tym, abyście wiedzieli, że nie jestem przeciwny zdrowej żywności. To niebezpieczne jedzenie, o którym mówię to soja. Produkty powstałe z fasolki sojowej powodują wzrost cech kobiecych, soje zaś mamy wszędzie wokoło. Trudno się już od niej uchronić.

Osobiście nie mam nic przeciwko okazjonalnej sojowej przekąsce. Ta roślinka jest pożywna i zawiera mnóstwo dobrych rzeczy. Niestety, gdy spożywana (również w napojach) w dużych ilościach powoduje przyjmowanie solidnych ilości estrogenu. Estrogen to hormon żeński.
Jeśli jesteś kobietą i zalewasz swój system tą substancją, to organizm nie może znieść nadwyżki. Jeśli jesteś mężczyzną, tłumisz swoją męskość i stymulujesz „kobiecą stronę”, psychicznie i mentalnie.

W czasie rozwoju płodu domniemaną istotą jest kobieta. Wszyscy ludzie (nawet w starszym wieku) zwracają się ku kobiecości. Tym, co głównie trzyma mężczyzn przed zwróceniem się do kobiecych wzorców jest testosteron a testosteron jest tłumiony przez nadwyżkę estrogenu.

Jeśli jesteś dojrzały i już rozwinięty to masz możliwość zwalczania pewnych niszczących skutków działania soi. Dzieci takiego szczęścia nie mają. Obecne badania pokazują, że gdy karmisz swoje dzieci formułami soi, dajesz im (jemu czy jej) równoważnik pięciu tabletek na podtrzymanie dziennie. Endokrynologiczny system dziecka nie jest w stanie poradzić sobie z takim uderzeniem i pewne zniszczenia są nieodwołalne, a w skrajnych przypadkach mogą być naprawdę fatalne.

Soja powoduje niewieścienie i jej powszechnym skutkiem jest zmniejszenie rozmiaru penisa, seksualne zamieszanie i homoseksualizm. To właśnie dlatego większość medycznej winy (nie społeczno-duchowej) za dzisiejszy wzrost homoseksualizmu musi spaść na wzrost spożycia wszelkich produktów sojowych. (Większość dzieci jest karmiona z butelki przez pewien czas swojego niemowlęctwa, a jedna czwarta z nich dostaje mleko sojowe!). Homoseksualiści często upierają się przy tym, że ich skłonności są wrodzone, ponieważ „nie pamiętam takiego czasu, żebym nie był homoseksualistą”. Nie, homoseksualizm zawsze jest dewiacją, lecz teraz wielu z nich może szczerze powiedzieć, że nie pamiętają, aby kiedykolwiek nadmiar estrogenu nie miał na nich wpływu.

Lekarze mieli nadzieję, że soja zredukuje uderzenia gorąca (wary – objawy występujący w czasie menopauzy – przyp.tłum.), zapobiegnie rakowi i chorobom serca i uchroni przed głodem miliony ludzi żyjących w Trzecim Świecie. Tak było zanim zostały poznane wpływy długiego używania soi. Teraz wiemy o tym, że jest to typowy przykład lekarstwa, które jest gorsze od choroby. Czy jeśli twoje dziecko dostaje kolki po krowim mleku to zmieniasz je na sojowe? Nawet o tym nie myśl.

Poziom jego fitoestrogenu skoczy dwudziestokrotnie ponad normę. Jeśli to dziewczynka to przygotuj się na to, że jej pierwsza miesiączka wystąpi już wieku siedmiu lat, okradając ją z lat dziecięcych. Jeśli to jest chłopiec to jeszcze gorzej: może osiągnąć dojrzałość znacznie później niż normalnie powinien.

Badania przeprowadzone w 2000 roku pokazały, że dieta oparta na soi bez względu na wiek spożywającego może prowadzić do osłabienia tarczycy oraz powszechnych problemów z sercem i nadmiarem tłuszczu. Czy wyjaśnia to współczesny dramatyczny wzrost obżarstwa?

Ostatnie badania na szczurach pokazują, że pojawia się zanik czynności jąder, niepłodność męska, oraz hipertrofia macicy (powiększenie). Pomaga to wyjaśnić epidemię bezpłodności mężczyzn i nagły rozrost klinik leczących ją. Lecz niestety, do czasu, gdy dziecko zniszczone soją dorośnie do wieku dojrzałego i chce założyć rodzinę jest już za późno na kliniczne leczenie. Co gorsza, mamy teraz naukowe dowody na to, że estrogen zawarty produktach sojowych może powodować gwałtowny wzrost częstotliwości występowania u dzieci białaczki. Ostatnio statystyki w USA, podniosły się o 27% – w ciągu jednego roku!

Istnieją również poważne związki między soją a rakiem u dorosłych – szczególnie rakiem piersi. To dlatego rząd Izraela, Wielkiej Brytanii, Francji i Nowej Zelandii zdecydowanie ograniczają spożycie soi.

Smutne jest to, że 60% rafinowanej żywności w amerykańskich supermarketach obecnie zawiera soję. Co gorzej, ilość soi może zostać podwojona w najbliższych kilku latach (ostatnio słyszałem o tym) z powodu nietykalnym medyko-kratów z hierarchii FDA (Federalny Urząd Żywności i Leków), którzy rozważają pozwolenie producentom płatków zbożowych, kostek energetyzujących, sztucznego mleka, sztucznych jogurtów itd., aby głosili, że „soja zapobiega rakowi”. Nie zapobiega.

Ps.: Sos sojowy jest w porządku. W przeciwieństwie do sojowego mleka jest całkiem bezpieczny, ponieważ jest sfermentowany, co zmienia jego molekularną strukturę.

Miso, natto i tempeh (japońskie potrawy ze sfermentowanej soi – przyp. tłum.) są również w porządku, lecz unikajcie tofu.

Problem z soją – cz. 2

Oryginał:
http://wnd.com/news/article.asp?ARTICLE_ID=53425

Opublikowano: 19 grudnia 2006

Artykuł opublikowany w poprzednim tygodniu (Soja robi z dzieci 'gejów’) wywołał ogromne zainteresowanie – 500 e-maili i 40 wywiadów w mediach – z powodu niespodziewanego uderzenia, które przygniotło większość czytelników.

Prawdopodobnie mniej niż 10% z nas ma świadomość tego, że fasolka sojowa jest obecnie gorącym tematem w medycznych kręgach. Produkty sojowe – spożywane, pite i wprowadzane do tysięcy komercyjnych produktów – są słusznie oskarżane o horrendalną różnorodność medycznych stanów, z których kilka ma status epidemii, a niektóre należą do nieodwracalnych. Pediatrzy oraz lekarze innych specjalności zaczynają dostrzegać narastający zalew pacjentów cierpiących na różne symptomy, które jeszcze jedno pokolenie wstecz pojawiały się niezwykle rzadko.

Szokujące stwierdzenie zawarte moim artykule wywołały sporo niedowierzania, bardziej dlatego, że nie było przypisów ani żadnych szczegółów. Po prostu nie miałem na tyle miejsca, żeby wprowadzać wszystkie większe problemy jakie pojawiają się przy temacie soi i zrobić to w bardziej naukowy i systematyczny sposób.

Postaram się ten brak wyrównać w tym i kilku następnych artykułach.
Pozostając przy ograniczonych rozmiarach, postaram się dodać przypisy i rozszerzyć tekst dodają linki do odpowiednich miejsc w internecie.
Wystarczy kliknąć na „przypis”, aby zobaczyć pełny artykuł na dany temat.

Zacznijmy od tego: Najczęściej zadawanym w ciągu ostatnich dwóch tygodni pytaniem było: „Jeśli soja ma tak niszczące działanie, że może potencjalnie zmieniać seksualną psychologię i zachowania, to dlaczego Chińczycy i Japończycy jeszcze nie wymarli czy też nie stali się homoseksualistami wiele wieków temu?”

Są tego trzy przyczyny: Kliknij tutaj, aby znaleźć dwie pierwsze. Trzecia jest taka, że świat orientalny wcale nie zjada tak dużo soi, jak się nam wydaje. Średnia dzienna konsumpcja w Japonii (kraju zjadającym najwięcej soi ze wszystkich państw Azji) to około 8 gramów sojowej proteiny. Chiny i pozostałe kraje konsumują znacznie mniej.

Soja nigdy nie była głównym składnikiem jakim jest ryż, ryby czy wieprzowina. Nawet sięgając wstecz do lat 30 XX wieku spożycie kalorii z produktów pochodzących z soi w Chinach rzadko kiedy stanowiło więcej 1.5% ich diety, podczas gdy wieprzowina – 65! Nie ma żadnego porównania! Tradycyjnie plantacje soi były zakładane na polach dla ich nawożenia.
Soja była pożywieniem dla biednych, jedzona z oporem wyłącznie w czasach biedy i głodu. (Zwierzęta roślinożerne również nie lubią soi.) Ludzie jadali soję zawsze w małych ilościach jako przyprawę lub suplement mięsa. Najwyższe spożycie soi w Japonii notuje się wśród zakonników, którzy jedzą ją, aby obniżyć presję seksualną. (Pomyśl o tym, gdy następnym razem wybierzesz się do sklepu.)

Porównajmy to teraz do zaleceń FDA, która zachęca Amerykanów do spożywania 25 gramów protein z soi dziennie, jako sposób na zabezpieczenie się przed chorobami serca. To stwierdzenie FDA spowodowało dwukrotny wzrost spożycia sojowych protein w Stanach, choć zostało ostatnio zdyskredytowane przez Amerykańskie Stowarzyszenie Serca, które zmieniło swoje zdanie na temat soi, twierdząc teraz, że soja nie obniża poziomu cholesterolu i nie zabezpiecza przed chorobami serca!

Nie można powiedzieć, że opinie FDA są na sprzedaż dla lepszych oferentów, lecz Urząd był pod wpływem kampanii i żądania formalnego poparcia przez przemysł sojowy, w tym giganty typu: Monsanto, Archer Daniels Midland, Cargill oraz DuPont.

Gdy jednak w czasie badań szydło wyszło z worka, FDA szybko zmodyfikowało swoje stanowisko, ograniczając swoje poparcie do podstawowej proteiny soi, zamiast izoflawonów (zamiennik estrogenu). Problem z tym jest taki, że proteiny soi zawierają też niebezpieczne roślinne estrogeny. To dlatego dwóch najbardziej uznawanych naukowców z FDA, doktorzy Daniel Sheehan i Daniel Doerge, oprotestowali twierdzenia FDA w publicznym liście.

Jeśli sądzisz, że nie jesz tak dużo soi, pomyśl jeszcze raz. Choć tylko 15% z nas je produktu składające się w większości z soi raz w tygodniu to 55-70% wszystkich przetwarzanych produktów spożywczych sprzedawanych w supermarketach zawiera nieco soi. Nie możesz przed tym uciec. Szacuje się, że sojowy olej zajmuje gigantyczną ilość 79% rynku z pośród jadalnych tłuszczy używanych rocznie w USA.

Ludzie świadomi spraw zdrowotnych zwykle jadają tego najwięcej. Nawet umiarkowani wegetarianie czy fani soi nie zastanawiają się wiele nad zjedzeniem 25dkg tofu, ćwiarteczki kubka smażonych orzeszków sojowych i szklanki mleka sojowego dziennie, co jest znacznie więcej, niż jakikolwiek przeciętny Japończyk wziąłby pod uwagę.

Lecz największymi ofiarami soi są dzieci. Na jeden kilogram ciała, przeciętny Japończyk w 2000 roku zjadał 0.47 miligrama sojowych izoflawonów, podczas gdy w USA dzieci pijąc sojową formułę otrzymują 6.25 miligrama. Izoflawony to żeńskie hormony osłabiające testosteron.

Jakie powoduje to skutki dla ich narządów płciowych i seksualnej orientacji? Zajrzyj w przyszłym tygodniu.

Będzie gorzej, znacznie gorzej.

продвижение

Próżnia Boża: Ameryka a barbarzyńskie narody

David Kupelian

9 września 2006

W Starym Testamencie Bóg objawiał się wielokrotnie karząc dom  izraelski, Jego często nieposłuszne dzieci, dopuszczając do inwazji  barbarzyńskich krajów, plądrowania ich miast i zabijając wielu  z nich mieczem. Właśnie tego, odwróciwszy się od Boga,  doświadcza dziś zachodni świat, włączając w to Amerykę. Ten szalejący  konflikt między islamem i Zachodem, to „zderzenie cywilizacji”,  które wielu nazywa III Wojną Światową, jest wojną o duchowych korzeniach.

Powiedziano,  że do walki z religią potrzebna jest religia. Mówiąc  dokładniej, potrzebna jest prawdziwa wiara do pokonania fałszywej.  Przez „prawdziwą wiarę” nie mam na myśli zestawu reguł,  rytuałów i doktryn zestawionych w księdze, bez względu na to  jaka to księga. Ale „prawdziwa religia” to szczera osobista  wieź z jedynym prawdziwym Bogiem, to również naród  takich ludzi, którzy postępują zgodnie z tymi samymi prawami sumienia, które Bóg włożył w serca każdego z nich.

Jaka jest  odpowiedź na rozrastające się zagrożenie islamskim dżihadem? Prostą i  przerażającą odpowiedzią jest to, że nie ma odpowiedzi, dopóki  Ameryka w końcu nie zbudzi się i nie porzuci szalonego buntu przeciwko swoim własnym fundamentom i wartościom.

Dumni  jesteśmy czcząc naszych przodków, pokolenie II Wojny, którzy  wygrali ten straszliwy konflikt z inną formą demonicznego,  ekspansjonistycznego faszyzmu. Lecz tamto „Największe Pokolenie” było inne od naszego – oni wierzyli w Boga.

Jeszcze raz, proszę? Mówisz, że my również wierzymy dziś w Boga?

Nie, nie wierzymy – jako naród.

Pokolenie II Wojny Światowej wierzyło w Boga. Oni wierzyli, że Bóg jest  Bogiem Dziesięciu Przykazań i Kazania na Górze. Wierzyli, że  ON stworzył nas na Swój obraz a zatem ludzkie życie jest  święte, co oznacza, że nie mordujemy naszego potomstwa w łonie, ani  nie zabijamy naszych rodziców, gdy się zestarzeją i  rozchorują. Oni wierzyli w biblijną moralność, gdy chodzi o seks, co  oznaczało, ze homoseksualizm, cudzołóstwo i życie „na kocią łapę” są grzeszne i złe.

Oni wierzyli  również, że Bóg w wyjątkowy sposób pobłogosławił  Stany Zjednoczone Ameryki, czymś co Alexis De Tocqueville nazwał  „American Exceptionalism” – przekonanie, że  amerykańska światła Konstytucja, potęga przemysłowa i militarna,  nieprzeciętny standard życia i przede wszystkim legendarna wolność  były bezpośrednim wynikiem błogosławieństwa Wszechmogącego dla tego  szczególnego narodu. Wraz z tą wiarą domniemane było  rozumienie tego, że podobnie jak w przypadku starożytnego Izraela,  ten boski strumień niezasłużonego błogosławieństwa mógł zostać (i został) zamknięty w przypadku odwrócenia się od Boga.

Taka więc,  to była narodowa jedność „Największego Pokolenia”, oparta  na szeroko rozpowszechnionej kulturowej i religijnej wierności tym  fundamentalnym prawdom – które nazywamy  „judeo-chrześcijańskimi wartościami” – która  dawała im przekonanie do walki, wytrwania i zwycięstwa bez względu na  wysiłek i ofiary światowej wojny, z którą zostali skonfrontowani.

Dziś Ameryka  i Europa zostały przemienione przez islam co jest wynikiem duchowej  próżni panującej w tych niegdyś chrześcijańskich obszarach.  Szczególnie dotyczy to Wielkiej Brytanii i Europy, gdzie  inwazja islamu jest już bardzo zaawansowana. Analitycy przyznają, że  jest to tylko kwestia czasu, kiedy w tych krajach zapanuje  muzułmańska większość. Wtedy pojawi się prawo Szarjachu i totalna  transformacja byłych chrześcijańskich krajów w represyjne islamskie stany.

Myślisz, że  przesadzam? Holenderski minister sprawiedliwości, Piet Hein Donner,  ostatnio ogłosił, że pozwoliłby na to, aby prawo Szarjahu zapanowało  w jego europejskim kraju – już błyskawicznie napełniającego się  muzułmanami – jeśli większość to przegłosuje. Podobnie jak w  innych arabsko-muzułmańskich krajach pozostających obecnie pod  rygorystycznym islamskim systemem prawnym, europejskie kraje pod  szarjahem będą oglądać amputację kończyn – jak przewiduje Koran  – jako karę za niektóre przestępstwa; kobiety publicznie  chłostane, a czasami wieszane czy kamienowane na śmierć za  cudzołóstwo, czy inne tak zwane „przestępstwa przeciwko  czystości”; wyroki śmierci za odejście do islamu, czy nawet za  głoszenie chrześcijaństwa, jak to sie zdarza w Pakistanie z jego stale funkcjonującymi „prawami bluźnierstwa”.

Wszelkie  próżne i pyszne fantazje o po-chrześcijańskich, świeckich,  szanujących wielokulturowość Europejczykach sypią się w gruzy.  Francja jest tak zastraszona muzułmanami, których jest około  10%, że paryska policja nawet nie wchodzi do dzielnic muzułmańskich  społeczności na peryferiach stolicy. Po przehandlowaniu  chrześcijaństwa swych ojców na samozadowolenie i państwo  socjalistycznego dobrobytu znajdujące się w ekstazie  samo-sprawiedliwości, nie mają oni żadnej duchowej siły, którą mogliby się sprzeciwić najeżdżającym hordom.

A co z  Ameryką? Pomimo, że procentowy udział muzułman w tym potężnym kraju  jest znacznie mniejszy niż w Europie, radykalny islam już uzyskał  silne przyczółki w wielu częściach amerykańskiego  społeczeństwa. Pomijając zupełnie oczywiste znaki – jak  gwałtowne rozprzestrzenianie się w Stanach Zjednoczonych fundowanych  przez Saudyjczyków meczetów, islamskich centrów  i szkół uczących niezadowolenia a nawet nienawiści do Ameryki  – rozważmy tylko jeden z wielu mniej oczywistych „obszarów wzrostu” – nasz system więziennictwa.

Stephen  Schwartz w książce pt.: „Islam w Białym Domu” pisze:  „Muzułmańscy kapelani ustanowili w amerykańskich więzieniach  radykalny islamski rygor wobec muzułmańskich skazanych. Ci radykalni  kapelani, wyszkoleni w obcej ideologii, zatwierdzonej w szkołach  finansowanych z zagranicy i współpracujący ze sobą, aby  narzucić ekstremistyczne zasady, zdobyli całkowity monopol nad  islamską aktywnością religijną w amerykańskich stanowych, federalnych  i miejskich więzieniach i aresztach”. Dodaje zimno: „Wyobraźcie  sobie w każdym więzieniu islamską społeczność zorganizowaną za  ścianami zakładu karnego, jak saudyjskie królestwo bez żadnych  udogodnień. Skutecznie nakłonili amerykańskie władze, aby ustanowić  formę „islamskiego państwa” czy „zatwierdzonego przez rząd islamu” w ramach systemu penitencjarnego”.

Na jakim koszmarze się to skończy? Skończy się to tylko wtedy, tak jak kończy się koszmar, gdy się przebudzimy.

Musimy  powstać i pamiętać o tym, kim rzeczywiście jesteśmy. Musimy zdać  sobie sprawę z najbardziej fundamentalnej rzeczywistości, że człowiek  jest duchowym stworzeniem i będzie miał wiarę taką lub inną. Jeśli  nie uchwyci się prawdziwej wiary to złapie za fałszywą. Nie dzieje się to automatycznie – taki jest Boży porządek.

Najbardziej  wzruszająca scena z filmu „United 93” – kroniki  wydarzeń prowadzących do 11 Września 2001 roku, wypadku feralnego  odrzutowca na polach Pennsylwanii – zbliża się do końca, gdy  zarówno pasażerowie jaki terroryści zostali przedstawieni w  modlitwie. Było to tuż przed chwilą, gdy grupa odważnych pasażerów  zbuntowała się przeciwko terrorystom i można było zobaczyć kilku z  nich modlących się cicho; gorliwie powtarzających modlitwę Pańską,  jakby prosili Boga o nadludzką siłę i skupienie, których  potrzebowali do pokonania terrorystów w obliczu niemal pewnej  śmierci. W tej samej chwili pilot terrorysta został ostrzeżony, że  bunt pasażerów jest nieunikniony i również zaczął się  modlić do swego boga, błagając Allaha o pomoc i siłę do wytrwania  wobec wielkich trudności. Ten obraz dwóch śmiertelnych wrogów  modlących się o zwycięstwo, każdy do swego boga był elektryzujący – doskonała kwintesencja konfliktu, w który zostaliśmy włączeni.

Nie możemy  wygrać – i nie wygramy – tej wojny bez Boga. On wie,  gdzie i kiedy jest planowany następny atak przeciwko Ameryce. On wie  gdzie ukrywa się Bin Laden. Tylko On może dać nam nieziemską mądrość  i moc konieczną do wytrwania i miłosierdzia, gdy konieczne będzie  powstrzymywanie się – a brak miłosierdzia, gdy konieczne do  pokonania wroga będzie pełne, mrożące krew w żyłach, szokujące  zniszczenie. Przede wszystkim, wyłącznie szczera wierność Bogu da nam  dar prawdziwej sprawiedliwości – cnotę z innego świata, która  przeraża złych, inspiruje przyzwoitych i cudownie przekazuje zwycięstwo w ręce Jego ludzi.

Gdy Bóg  ograniczał swoją ochronę starożytnego Izraela z powodu ich  nieposłuszeństwa i niewierności Jego ludzi, było tylko jedno  rozwiązanie: Musieli pokutować ze swej pychy i szaleństwa, i wrócić do Niego.

 

Czy jakoś spodziewamy się, że Wszechmogący znajdzie inny sposób dla nas?

 

 

seo раскрутка сайта обучение

Marketing zła

Dawid Kupelian, wydawca WorldNetDaily, właśnie opublikował książkę pt.: „Marekting of Evil” (Marketing zła). Czytelnicy mówią, że ogromnie otwiera oczy na wiele rzeczy. Zastanawiamy się, jak to się stało, że na Zachodzi sprawy poszły w tak złym kierunku i to tak daleko w duchowej i moralnej dziedzinie w ciągu jednego pokolenia. Kupelian dowodzi (popierając to wieloma dowodami), że jest prowadzona swego rodzaju kampania „marketingowa” mająca na celu przemianę naszego społeczeństwa na gorsze. Poniżej znajduje się jego przemówienie na ten temat:

JAK NAPRAWDĘ DZIAŁA „MARKETING ZŁA”

David Kupelian. (GRUDZ. 14, 2005)
Dobrze jest znowu znaleźć się na swoich starych śmieciach. Teraz mieszkam na wielkim Północnym-Zachodzie, lecz dorastałem kilka mil stąd w Montgomery County, Maryland.

Pamiętam, jak wracałem ze szkoły do domu i oglądałem „Samotnego Jeźdźca” i „Klub Myszki Miki” na małym czarno białym ekranie telewizora. Nie było wtedy MTV czy Howarda Sterna. Lubiłem popowe piosenki takie jak: „The Battle of New Orleans” i „The One-Eyed, One-Horned, Flying Purple People Eater”; nigdy nie słyszałem gwiazd rapu deklamujących monotonnie o zabijaniu policjanta i gwałceniu k kobiety. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek słyszał cokolwiek o aborcji czy homoseksualizmie. Wydaje się, że wszyscy moi przyjaciele mieli zarówno matkę jak i ojca w domu; nawet szkoła była w porządku. Przysięgaliśmy wierność fladze każdego dnia, i nigdy nigdy nie straszył mnie więzieniem, jeśli powiedziałem słowa „w Bogu”. Nikt mnie też wtedy nie uczył tego, że Kolumb był ludobójcą, że pielgrzymi wykorzystywali Indian czy, że Ameryka była rasistowskim uciskającym i złym krajem. Wtedy myślałem, że Ameryka jest najlepszym krajem na ziemi.

Tak naprawdę, to wtedy wszyscy po prostu wiedzieli o tym, że Ameryka jest największym i najbardziej godnym szacunku krajem. W tym miejscu powinienem powiedzieć: jakie zmiany mogą nastąpić w ciągu 50 lat. A jeśli ujmę to w taki sposób: Jaką różnicę może zrobić 50 lat – plus kilka naprawdę obrzydliwie błyskotliwych kampanii marketingowych – w przemianie kraju.

Zatytułowałem swoją książkę „Marketing zła”, ponieważ jest to dokładnie to z czym mamy do czynienia: opakowywanie, perfumowanie i dar – opakowanie niszczących filozofii i zachowań i sprzedawanie ich Amerykanom tak, jakby miały wielką wartość. Zanim jednak przejdziemy do szczegółów, chciałbym poświęcić chwilkę, aby powiedzieć wam pewną historię o sobie, abyście mogli zrozumieć dlaczego napisałem tą książkę na temat zła.

Straciłem wielu członków rodziny w tureckim ludobójstwie Armeńczyków – być może około setki – wraz z moim dziadkiem, który był lekarzem. Zło i złość jaka zostały wywarte na niewinnych ludzi zaszczepiona jest nie do wyobrażenia. Mój ojciec, który wtedy był małym chłopcem, uciekł konno wraz z matką ratując swoje życie. Aby skrócić przerażającą historię powiem, że mój ojciec i babcia wyrwali się z barbarzyństwa i sadystycznej brutalności, która pochłonęła 1.5 miliona ich pobratymców. Udało im się dostać na statek i po długiej podróży dotrzeć do kraju, który przywitał ich i zaoferował możliwość rozpoczęcia nowego życia – Ameryki. Było tutaj ciężko, bardzo ciężko. Ojciec podjął się pracy szkolnego dozorcy, gdy miał dziewięć lat, aby pomóc matce. Ojciec wraz z babcią przetrwali i dostali się do koledżu i odbudowywali swoje własne życie. Gdzieś po drodze mama i tata spotkali się, pobrali, i całkiem szybko osiedlili tutaj w D.C tworząc rodzinę.

Byłem środkowym z trójki dzieckiem. Mój ojciec został naukowcem, specjalistą rakietowym, pracując nad obroną tego kraju. Pamiętam jego wizytówkę, na której było napisane: „”U.S. Army Chief Scientist for Ballistic Missile Defense.” Nie wiedziałem wtedy dokładnie, co to znaczy, ale brzmiało znakomicie. (Naukowiec Armii Stanów Zjednoczonych do spraw Rakietowej Obrony Balistycznej).

Moja babcia wiele lat później zdecydowała się wrócić do starego kraju, aby po raz ostatni odwiedzić krewnych i wzięła mnie ze sobą. To było pamiętne wydarzenie, ale najbardziej wbiła mi się w pamięć ta noc, gdy wróciliśmy do Ameryki. Wylądowaliśmy w Porcie Lotniczym Kennediego w Nowym Yorku, lecz z powodu spóźnienia, nie zdążyliśmy na połączenie do Waszyngtonu i spaliśmy na drugim pietrze terminalu. W pewnej chwili babcia udała się do damskiej toalety, a kiedy wróciła, opisała mi – łamiącym się ze wzruszenia głosem – jak czyściutko wszystko błyszczało, było nowoczesne, że była ciepła i zimna woda, wszystko doskonale funkcjonowało – coś zupełnie innego niż tam, gdzie dopiero byliśmy i mówiła mi, że tak bardzo była wdzięczna, że mogła wrócić do USA, że była gotowa uklęknąć i pocałować Amerykę – właśnie tutaj na lotnisku JFK. Nie miałem absolutnie żadnych wątpliwości co do tego, że uczucia mojej babci, jej miłość dla tego kraju, były typowe dla milionów imigrantów. Ameryka byłą po prostu największym, najwspanialszym najbardziej hojnym krajem na ziemi – ja o tym wiedziałem, ona wiedziała, wszyscy wiedzieli.

Kiedyś było tak było.

Dziś, niezliczona ilość z pośród nas została nauczano tego, aby nienawidzić Ameryki. W naszych absurdalnie drogich szkołach, uczenie niezadowolenia z Ameryki jest absurdalnie normalne. Nie macie pojęcia jak wielu Churchill’ów Ward’ów i jest tutaj wokół, zatruwając umysły waszych dzieciaków.

Następnie, jest teraz ruch antywojenny, w którym oczywiście jest paru szczerych ludzi, którzy myślą, że wojna jest pomyłką, lecz najbardziej widoczni są ci, których widzieliśmy tutaj w D.C.zeszłym tygodniu. Ci ludzie otwarcie wyrażają swoją głęboką nienawiść –nie tylko dla prezydenta i jego administracji – lecz dla samej Ameryki. Cindy Sheehan, tak ceniona przez wiadomości powiedziała, cytuję: „Ten kraj nie jest wart tego, aby za niego umierać”.

Liderzy i organizatorzy demonstracji takich, jak w ostatnią sobotę, to grupy otwarcie sprzyjające komunistycznymi i terrorystycznym reżimom. Grupa taka jak ANSWER, którą Washington Post opisał jest „po prostu z czołową grupą antywojenną ultralewicowej Światowej Partii Pracy, która entuzjastycznie popiera Płn. Koreę i inne niebezpieczne, zwariowane reżimy, a nawet gorzej – popiera „iracki ruch oporu”, który zabija naszych żołnierzy w Iraku.

Lecz anty-amerykanizm nie jest jedynym kłopotliwym zachowaniem. Dziś, miliony Amerykanów przyjęło wszelkiego rodzajuwierzeń i zachowań, które przeraziłyby pokolenie ich rodziców – a w rzeczywistości zszokowały by każdego warchoła z każdego pokolenia Amerykanów od czasu, gdy Deklaracja niepodległości została podpisana.

  • Jakiego rodzaju wierzenia i zachowania?
  • Nieograniczona aborcja, legalna w całej Ameryce i to niemal do samej chwili narodzin.
  • Dziwaczna dążąca do samozniszczenia kultura młodzieżowa.
  • Szalejące rozwody,które są dostępne praktycznie z każdej przyczyny – a na dowód 50% stosunek rozbitych małżeństw.
  • Zakaz umieszczania 10 przykazań i prowadzenie modlitwy w publicznych miejscach. Nauczanie o homoseksualizmie pięciolatków w szkołach publicznych.Najbardziej całkowite zniszczenie tradycyjnych zasad moralnych co do seksu, dzięki czemu mamy epidemię seksu wśród 11, 12, 13 i 14 latków w krajowych szkołach średnich. Jak to się stało? Co rzeczywiście spowodowało tak dramatyczną przemianę Ameryki w ciągu naszego życia?

W książce „Marketing Zła” pokazuję w jak Amerykanie zostali wmanipulowani, okłamani i zwiedzeni do odrzucenia narodowego kręgosłupa, judo-chrześcijańskich wartości. Pokazuję również w jaki sposób zostało to wykonane przy wykorzystaniu środków i tych samych taktyk, które Medison Avenue używa do sprzedawania nam samochodów, papierosów i ostatniej mody.

Pięćdziesiąt lat temu ukazał się bestseller Vance Packards „The Hidden Persuaders” (dosł: „Ukryci Przkonywacze”), pokazując Amerykanom w jaki sposób przemysł reklamowy wykorzystuje potężne techniki umysłowej i emocjonalnej manipulacji. Odkładając na bok wątpliwą etykę zwodzenia kogoś do tego, aby kupił coś, czego faktycznie nie potrzebuje – czy w niektórych przypadkach w ogóle nie jest dla niego dobre – specjaliści odkryli cały nowy świat narzędzi i technik skutecznych do nakłanianiu ludzi do zakupów.

Dziś, bez względu na to czy sprzedaje się papierosy, czy punkt widzenia, celują w nasze uczucia i emocje, – a faktycznie w nasze słabe strony – a nie do naszego rozsądku.

Na przykład, dobrze znamy Marlboro Man, reklamę Filipa Morrisa, która sprawiła, że Marlboro stało się najlepiej sprzedawanymi papierosami na świecie. A teraz spójrzmy, co ten cowboy na koniu ma wspólnego z papierosami? Nic, lecz ten obraz w jakiś sposób przekazał milionom mężczyzn pozytywne wrażenie wolności, niezależności, męskości, a te uczucia zostały w zamian połączone z tą szczególną marką papierosów.

Powiedzmy, że ktoś ogląda reklamę Marlboro wiele razy – reklama robi swoją pracę w nim – po czym idzie do marketu kupić papierosy i mówi: „Daj mi paczkę Marlboro”. A dlaczego nie inną markę? Nieświadomie chce ponownie rozpalić to wrażenie wolności i męskiej twardości z obrazu Marlboro Man. Jak? Zapalając papierosa. Jeśli brzmi to jak podwórkowa psychologia: przepraszam, ale jest to w skrócie ostatnie 50 lat marketingu. Pobudza szczególne uczucia, które potem łączysz z produktem.

W jaki sposób można wziąć wierzenia i zachowania, które są złe i niszczące, ubrać je i opakować tak, aby wyglądały na dobre? Jak molestowanie dzieci staje się „miłością mężczyzny i chłopca”? Jak rozgniatanie czaszki dziecka i wysysanie jego umysłu staje się „konstytucyjnym prawem”. Jak cytowanie Biblii staje się „mową nienawiści”?

Spójrzmy, w ciągu następnych kilku minut, na specyficzne przykłady marketingowego szaleństwa.

Zacząłem książkę od „prawy gejów”, ponieważ marketingowcy tego programu bardziej niż ktokolwiek inny tak niewiarygodnie jasno, szczegółowo i bezwstydnie wyjaśniają w jaki sposób manipulować postawami Amerykanów.

Marketingowa biblia praw gejów, zatytułowana „After the Ball” (Po kłębku) została napisana przez dwóch błyskotliwych, wykształconych na Harvardzie specjalistów od marketingu: Marshall Kirk oraz Hunter Madsen. Wyłożyli wiele wszechstronnych technik przekonywania, z których wszystkie polegają w ogromnej mierze na manipulacji i zastraszeniu.

Skupmy się tylko na dwóch z nich: „desensitization” oraz „jamming”

(sprawianie, że jakieś sensacyjne zdarzenie przestaje być sensacyjne – czyli znieczulanie – oraz zagłuszanie – przyp.tłum.)

Zasadniczo „desnsalitization” oznacza, że jeśli powtarzasz coś oburzającego – a nawet coś oburzająco fałszywego – stale i wciąż, i bez przerwy, to ludzie stopniowo stają się coraz mniej oburzeni, i ostatecznie zaakceptują to. Oto, na przykład, co nasi guru od marketingu gejów piszą na temat przyzwyczajania Amerykanów do homoseksualizmu:

„Główną rzeczą jest to, aby mówić o gejach tak długo, aż sprawa stanie się męcząca. Staraj się zmęczyć ludzi i nic więcej… Jeśli możesz wyjaśnić, że homoseksualizm jest po prostu jeszcze jednym zachowaniem – uzyskując choćby wzruszenie ramion – to twoja walka o prawne i społeczne przepisy jest rzeczywiście wygrana”.

A co ze spamowaniem? Zostało ono nazwane „psychologicznym terroryzmem”. Pamiętasz jak Sowieci używali zagłuszania, gdy wolna Radio Europa nadawało swoje audycje poza żelazną kurtynę? Dziś „zagłuszanie” literalnie oznacza uciszanie twoich krytyków czy oponentów przez atakowanie i zastraszanie ich. Słuszne czy niesłuszne to nie ma znaczenia – ty atakujesz drugą stronę w każdy możliwy sposób tak, aby się zamknął. Amerykańskie debaty polityczne są pełna zagłuszania.

Jeśli krytykujesz któregokolwiek z amerykańskich samozwańczych przywódców takich jak Jesse Jackson to ryzykujesz, że zostaniesz nazwany rasistą, no i oczywiście większość polityków boi się tego bardziej niż swojej własnej śmierci. Powiedz cokolwiek o radykalnych aktywistach homoseksualizmu, bez względu na to z jak dobrymi intencjami to powiesz, zostaniesz zaatakowany jako bigot, homofob i człowiek pełen nienawiści. Żadna rzeczywista dyskusja nie jest tolerowana; skrytykuj rząd za astronomiczne wydatki na socjalne programy a senator Kennedy ekskomunikuje cię jako człowieka pozbawionego troski, nienawidzącego starych ludzi – całkiem podobnie, jak z rasistami. To jest zagłuszanie.

Te techniki dominują w naszej narodowej debacie…

Język jest potężnym narzędziem.
Nie myśl, że bawimy się słowami na pograniczu, to jest istota. Cała Konstytucja to są wszystko „słowa”. Deklaracja Niepodległości i Biblia to też po prostu „słowa”. Zmień znaczenie słów, a zmienisz rzeczywistość. Aborcja jest legalna w Ameryce z powodu jednego słowa: „wybór”. Pierwsi marketingowcy aborcji wykombinowali, że będzie znacznie łatwiej bronić abstraktu, pozytywnie brzmiącą zasadą taką jak „wybór”, niż nieograniczonego mordowania nienarodzonych dzieci. Media kupiły to i wojna o „wybór” została wygrana, zanim się jeszcze zaczęła. Jak możesz być przeciwny „wyborowi”?

Inny przykład: Jaka jest marketingowa fraza numer jeden dzisiaj? „Bush skłamał”.
Jest już niemal jak znak firmowy.
„Bush lied us into war” (Dosł.: „Bush wkłamał do wojny”, czyli „Bush przekonał nas kłamstwem do wojny” – przyp.tłum.) Jest kilka odmian tego. „Bush lied about Saddam’s WMD.” „Bush lied, thousands died.” (Bush kłamał o broni chemiczne Saddama.” „Bush skłamał, tysiące zginęły”.

Czy pamiętasz szok jaki przeżyłeś, gdy usłyszałeś to za pierwszym razem, „Bush skłamał”? Oskarżenia stały na skraju cywilizowanej dyskusji, a wyglądało to jak Howard Dean na prochach (czy Howard Dean nie na prochach). Teraz mamy „Mamuśkę Pokoju” Cindy Sheehan, wielbioną przez prasę, a oto kilka epitetów, którymi nazwała ona prezydenta Stanów Zjednoczonych. Cytuję: „palant”, „zły maniak”, „kłamiący gnój”, „terrorysta”, „wojenny kryminalista”, „gangster” i „morderczy zbir”.

„Desensitization” – znieczulanie. Gdy słyszysz tego rodzaju retorykę dzień po dniu to szybko przejdzie ci uczucie oburzenia, po prostu zmęczysz się tym. Gorzej, zaczniesz wierzyć w to. Zastraszenie jest potężną siłą, większość z nas nie wie, jak sobie z tym radzić bez poddania się rezygnacji w taki czy inny sposób. Jeśli dostateczna ilość ludzi mówi, że Bush jest kłamcą to musi to być prawda? Pamiętasz, gdy psycholog William James powiedział: „Nie nic tak absurdalnego, w co ludzie nie uwierzyliby, jeśli będziesz to powtarzał wystarczająco często”.

Kłamstwo

Jeśli jesteś zaangażowany w reklamowanie zła to jest jeszcze jedna technika gotowa do wykorzystania – faktycznie jest bardzo ważna. Nazywa się to: kłamstwo. Aby sprawić, że coś złego będzie dobrze wyglądać, musisz kłamać na ten temat.

Weźmy pod uwagę aborcję. W książce „Marketing zła” zamieściłem wywiad z współzałożycielem amerykańskiego ruchu aborcyjnego, Bernardem Nathansonem. Założył największą klinikę aborcyjną na Zachodzie oraz był współzałożycielem NARAL, awangardowej grupy, która doprowadziła do legalizacji aborcji w Nowym Yorku w latach sześćdziesiątych. Usiadł z grupą innych ludzi i dosłownie wymyślili oryginalne slogany marketingowe: „wolność wyboru” i „kobiety muszą mieć kontrolę nad swymi ciałami’. Oto co powiedział mi Nathansoon, cytuję: „Pamiętam śmiech, gdy wymyśliliśmy te slogany… Wtedy były to bardzo cyniczne slogany, podobnie jak i dziś te wszystkie slogany są bardzo, bardzo cyniczne”.

Innymi słowy: wiedzieli o tym, że tworzą zwodnicze marketingowe przesłanie.

Dziś Nathanson przyznaje, że on sam i jego koledzy kłamali na prawo i lewo. Fabrykowali statystyki i wyniki ankiet i karmili nimi chętne media. Jaki jest najbardziej skuteczny slogan marketingowy? „Kobiety umierają”. Wydaje się, że zdeptał on wszystkie inne punkty. W latach poprzedzających Roe v.Wade, stale słyszeliśmy o tym, że w Stanach Zjednoczonych rocznie umiera 5.000-10.000 kobiet wskutek wykonywania nielegalnej aborcji. To właśnie Nathan i jego kohorty głosili, choć była to nieprawda, a nawet w pobliżu prawdy i oni o tym wiedzieli. Niektórzy ludzie mówią: „Hej, Nathason staje w obronie życia, jak więc możesz wierzyć jego krytyce przemysłu aborcyjnego? (Nathanson w latach 90’tych zobaczył, że aborcja jest zła i stanął przeciw niej). Jeśli nie wierzysz Nathansonowi, to może uwierzysz Centers for Disease Control (Centrum Kontroli Chorób)? Czy wiesz ile kobiet faktycznie umarło z powodu nielegalnej aborcji w 1972 roku, ostatnim pełnym roku przed Roe v.Wade? Zgodnie z danym CDC to nie było 5.000 czy 10.000, to nie było nawet 1.000 – lecz 39.

Przypuśćmy, że powiedziano by nam, że 10.000 amerykańskich żołnierzy zginęło w wojnie w Iraku, że wpłynęło to na nas tak, że odeszliśmy, po czym sprawy niepomiernie pogorszyły się po naszym wyjściu. Przypuśćmy teraz, że odkryliśmy, że to nie 10.000 Amerykanów zginęło w Iraku, lecz tylko 39. Czy nie czulibyśmy się zdradzeni?

Amerykanie zostali zdradzeni przez marketingowców aborcji, a w szczególności przez media, które były przekonane, że legalizacja aborcji jest oświeconą i postępową szansą, której Ameryka potrzebowała i wzięły udział w propagandowej kampanii, które doprowadziła do Roe v.Wade.

Przyjrzyjmy się innemu przypadkowi – „konstytucyjnemu oddzieleniu kościoła od państwa”. Jest to znakomity slogan marketingowy dla ciebie – dowód na to, że jeśli coś powtórzysz wystarczająco dużo razy to ludzie w to uwierzą. Posłuchaj, mam nagrodę w wysokości 10.000$ dla każdego, kto znajdzie słowo „rozdział” czy „kościół”, czy „państwo” w pierwszej Poprawce a jednak, niewiele jest bardziej znanych Amerykanom zwrotów. Moi prasowi koledzy szczególnie często powtarzają ten zwrot jak hipnotyczną mantrę. Czy nie słyszysz tego? „Sędziowie ACLU (American Civil Liberties Union – amerykańska unia na rzecz swobód obywatelskich) cytujący konstytucyjne rozdzielenie kościoła od państwa, ogłosili dziś, że podawano do sądu Boga” – czy cokolwiek takiego. Marketingowcy płacą miliony dolarów, aby okleić ich produkt czy politycznego kandydata takim zwrotem.

Jest to kolejna jadowita manipulacja słowami. Przez 150 lat od ustanowienia Karty Praw, słownictwo Pierwszej Poprawki dotyczące „ustanowienia religii” znaczyło, że federalny rząd nie będzie wymuszał istnienia państwowego kościoła, jakiejś szczególnej denominacji, na pozostałych stanach. Dziś, wydaje się, że już wyszeptanie czegokolwiek o Bogu, Biblii, Dziesięciu Przykazaniach czy, Boże uchowaj, modlitwie w miejscu publicznym, stanowi nielegalne „ustanowienie religii”.

Czy pamiętacie jak wkrótce po 11.września 2001 szkoła publiczna w Kalifornii wzniosła transparent,mówiący po prostu „Boże Błogosław Ameryką” aby uczcić zabitych w terrorystycznych atakach. Transparent został natychmiast zaatakowany przez UCLA jako niekonstytucyjne ustanowienie religii. Czy ktokolwiek z fundatorów tego transparentu – i w ogóle ktokolwiek – rzeczywiści miał taki zamiar?

Porozmawiajmy o być możne najważniejszej części naszego życia – o naszych dzieciach.

Nie sądzę, aby istniało gdzieś takie miejsce, gdzie marketingowcy zła byliby bardziej bezduszni niż w przypadku sprzedawania seksu i buntu naszym dzieciom. Jeśli chodzi o dolary to rynek nastolatków wart jest dosłownie miliardy dolarów i to przez duże M. Czy wiesz, co robią te potężne rozrywkowe korporacje po to, aby wyciągnąć od naszych dzieciaków tyle pieniędzy ile tylko się da? Mają takie grupy zainteresowania, do których wysyłają „kulturowych szpiegów” (których nazywają „korespondentami”), którzy udają przyjaciół troszczących się ę o nastolatków, aby wybadali w jaki najlepszy sposób można ich oddzielić od pieniędzy ich rodziców. Angażują się w „brzęczący marketing” (tam właśnie ukrywają swoich agentów w przebraniu, jako „jednego z tłumu”, aby w rozmowach z klientami podnieść wartość nowego produktu). Wynajmują takich ludzi, którzy kontaktują się z dziećmi przez Internet na czatach. Innymi słowy, wprowadzają całą maszynerię współczesnego marketingowego badania rynku i psychologii konsumenta, aby rozeznać tą kopalnię złota rynku – twoje dzieci. Czy masz pojęcie jak wiele młodych pięknych dzieci ma liszaje i syfilis oraz inne przenoszone drogą płciową choroby, których nigdy by się nie nabawili, a wszystko tylko dlatego, że słuchali jakiś złych handlowców, którzy sprzedali im łatwy seks? W mojej książce ujawniam rzeczywiste techniki, których używa się, aby zwieść młodych ludzi do buntu przeciwko swoim rodzicom i wciągnięcia ich w seksualną rewolucję.

Pozwólcie, że zadam wam zagadkę.
Przypuścimy, że w następnym tygodniu ukaże się książka o seksie, która stanie się międzynarodowym bestsellerem a z autora zostanie zrobiony przez media narodowy bohater? Kiedy jednak przeczytasz ją, odkryjesz, że tutaj czarno na białym i w szczegółach, jawnie, i z aprobatą znajdują się setki rzeczywistych przypadków aktów seksualnych między dorosłymi i dziećmi, włączając w to małe dzieci i szkraby, zaczynając od kilkumiesięcznych. Pamiętaj, że nie jest to fikcja. Czy nie powiedziałbyś: „Ooo, gdzie autor zdobył te materiały? To jest ciężkie przestępstwo, w każdych okolicznościach uprawianie seksu z małymi dziećmi. Coś strasznie złego jest tutaj”? Wiesz co? To, co opisałem nie jest hipotetyczne. Opisałem międzynarodowy bestseller „Sexual Behavior in the Human Male” („Seksualne zachowania mężczyzn” napisaną przez Dr. Alfred C. Kinsey’a i opublikowaną w 1948.) Kinsey był uwielbiany przez prasę jak wielki naukowiec, człowiek rodziny i odważny badacz, rozwijający naszą naukową wiedzę o ludzkiej erotyce. W rzeczywistości Alfred C. Kinsey prawdziwym seksualnym psychopatą, co każde z jego współczesnych biografów może udowodnić.

Szczegółowe tabele, o których wspomniałem – niemowląt i dzieci molestowanych przez „badaczy” z wykorzystaniem stoperów, aby zmierzyć i opisać ich przypuszczalne reakcje seksualne – są straszliwie realne. Znajduje się to w Tabelach 30-34. Nie wierz mi na słowo, idź do biblioteki i sam sprawdź. Nie mogę powtarzać w takich rodzinnych okolicznościach jak teraz, co robiono tym biednym dzieciom lecz gdy poczytasz własne słowa Kinsey’a zobaczysz, że nie promował on niczego innego jak tylko seksualne torturowanie setek małych dzieci, przypominając niesławnego nazistowskiego doktora Józefa Mengele. Dwóch „badaczy”, na których w największym stopniu polegał, byli to seryjni pedofile: Rex King i zatwardziały kryminalista nazistowski Fritz von Balluseck.

A oto zagadka. Jesteś gotowy? Jak to możliwe, że nikt nie powiedział słowa na rzeczy tych dzieci, które były seksualnie wykorzystywane, co zostało opisane w najlepiej sprzedawanej książce Kinsey’a? Te przestępstwa były zapisane wyraźnie, czarno na białym. Jak to możliwe, że nikt nie powiedział: „Chwila! Czy tu ktoś jest? Jak mógł ten zwariowany naukowiec otrzymać takie dane, bez popełnienia straszliwych przestępstw? Dlaczego jest sławny, a nie w więzieniu?”

Dlaczego trzeba było 33 lat od tej publikacji, aby w 1981 roku jedna samotna badaczka, Judith Reisman, doktor nauk, uczona – dmuchnęła w gwizdek?

Co się z nami stało? Czy wzięliśmy jakieś ogłupiające tabletki?

Czy stajemy się bezmyślnymi zombi, gdy ktoś wkłada biały fartuch i nazywa siebie samego naukowcem?

Tak, tak się stało.

Makabryczne „badania” Kinsey’a nad seksualizmem dzieci w oczywisty sposób nikogo wtedy nie trapiły i, prawdę mówiąc, niewiele nas niepokoją i dziś. Większość ludzi słysząc te informacje będzie zszokowanych przez jakieś pięć minut, a potem pod naciskiem swoich problemów i zadań, po prostu przejdzie do czegoś innego – i zapomni.

Lecz nie jest to zapominane tutaj, w kulturze. Cały gmach seksualnej rewolucji we wszystkich swych przejawach – galopująca rozwiązłość, prawa gejów, aborcja, pornografia i tak dalej – włączając w to ostatni ruch na rzecz liberalizacji aborcji, zbliżający się wkrótce, dominujący dorosłych – seks dziecięcy – tutaj usłyszałeś o tym po raz pierwszy, uwierz mi – wszystko to wyrasta z Kinsey’a i jego badań, w których ten ruch ciągle opiera szuka naukowego usprawiedliwienia. A jednak było to prawdopodobnie najgorszy przypadek zaniedbania w nauce XX wieku. Zostaliśmy nabici w butelkę na długi czas, ale dlaczego tak się stało?

William Penn daje nam pewną wskazówkę: „Człowiek musi być rządzony przez Boga, bo inaczej poddaje się tyranom”.

Widzicie, po II Wojnie Światowej, Amerykanie rozwinęli w sobie niemal cześć dla nauki. W początkowych latach mężowie Boży byli mędrcami w społeczeństwie, dziś naukowcy, bez względu na swoje tajemnice, prywatne sprawy, bez względu rodzaj ukrytego, szalonego, wewnętrznego buntu przeciwko Bogu, który może panować nad nimi, są naszymi kapłanami. Dyskutowanie nad Kinsey’em było by jak dyskutowanie nad Pismem, byłoby niemal świętokradztwem. Czy to w komercji, gdy oglądamy aktora ubranego w biały fartuch i noszącego stetoskop, czy w życiu, uznajemy naukowców i profesorów, „badaczy” i innych „ekspertów” za nasze autorytety i dajemy ich słowom więcej zaufania niż naszemu własnemu Bogu – a przy zdrowym rozsądku – nawet wtedy, gdy to co mówią, jest bez sensu.

Istota jest taka: Im bardziej odchodzimy od naszych judeo-chrześcijańskich korzeni, jako jednostki i jako naród, tym bardziej jesteśmy wciągani do tych społecznych rewolucji i innych śmieci, do wszelkiego zniszczenia i nieszczęścia, które oszukańczo opakowane są jako wolność i postęp.

Zbliżamy się do końca, wiec czas na to, aby zadać pytanie: „Czy jest nadzieja?”

Oczywiście jest nadzieja. Jest nadzieja dla każdego z nas, dla naszych rodzin zarówno na poziomie indywidualny, jak i dla tego największego z krajów.
Indywidualnie, ten bezmyślny bunt, w który tak wielu z nas wpadło, przeciwko naszym narodowym judeo-chrześcijańskim wartościom – w pogoni za fałszywymi ruchami wolnościowymi i szalonymi filozofiami – musi się skończyć. To nas zabija, musimy ponownie szczerze czcić Boga i 10 przykazań, oraz Kazanie Jezusa na Górze

Jest jednak znacznie więcej do zrobienia. Aby poradzić sobie z obrzydliwymi wpływami z zewnętrznej kultury, Amerykanie muszą uczyć swoje dzieci zasad stania w łasce wobec zła.

Ci „marketingowcy zła”, jak ich lubię nazywać, dominują, bardziej niż cokolwiek innego, dzięki sianiu zamieszania i zastraszaniu nas, abyśmy porzucali nasze postawy, abyśmy wątpili w to, co do czego kiedyś byliśmy przekonani i szli za nimi. Aby wyjść na przeciw temu, musimy po prostu rozwijać łaskę pod naciskiem – Ronald Regan miał ją – tą wspaniałą, oświecającą zdolność do patrzenia prosto w oczy , nawet jeśli nas okłamują, abyśmy nie dali się przez nich zastraszyć, zmieszać, czy zdenerwować. W ten sposób, ich plany zostaną z nimi, i nie wpłyną na nas i na nasze dzieci.

Patrząc szerzej, jedną wielką nadzieją zmiany, jaką widzę w Ameryce jest powstanie czegoś, co nazywamy Nowymi Mediami.

W książce „Marketing zła” stwierdziłem, że nie ma w Ameryce instytucji, która byłaby bardziej odpowiedzialna, bardziej brała udział w doprowadzeniu do tego, aby zło wyglądało na dobro, niż media parające się wiadomościami, ponieważ jest to filtr, przez który wszyscy uzyskujemy informacji. Prasa ma moc do tego, aby ujawniać i obalać marketingowców zła w każdym ruchu, lecz ma również moc do tego, aby przekazywać ich przesłanie dalej i dawać im nieuzasadnioną wiarygodność. Niestety, to przez ostatnich kilka dekad było ich głównym zajęciem.

Lecz co by było, gdyby cierpliwie, odważnie i zawzięcie zorientowane na prawdę media informacyjne byłby tutaj, aby ujawniać kłamstwa i zwiedzenie i pokazywać, czym one są w rzeczywistości? Nie liczyłoby się wtedy tak bardzo to, co marketingowcy zła robili czy mówili, czyż nie?

Nowe Media – jak internet, radio, kablówka, blogi, to wszystko równoważy zakorzenione, świeckie, lewicowe media jak New York Times i wielkie sieci telewizyjne i radiowe – wzrastają swoim wielkim wpływem na Amerykę.

Jeden drobny, osobisty przykład:
organizacja, której służę jako dyrektor WorldNetDaily.com, doniosła ostatnio o wydaniu naukowej książki, która ma się wkrótce ukazać, w której wyraźnie popiera się uprawianie seksu dorosłych z dziećmi. Pokazaliśmy to na pierwszej stronie poniedziałek i wtorek, a ja skontaktowałem się z wydawnictwem, Howorth Press, skąd otrzymałem informację, że zdecydowali się w końcu nie wydawać tej książki. Po wysłuchaniu wielu rozgniewanych czytelników, chcieli, aby wszyscy wiedzieli o tym, że nie są zainteresowani wykorzystywaniem dzieci w jakiejkolwiek formie i zrezygnowali z wydania tej książki.

Jeden mały kroczek dla ludzkości, prawda? Po prostu jedna z wielu codziennych bitw, które Nowe Media prowadzą. Lecz pomyśl o tym tak: Przypuśćmy, że media zrobiły by podobnie, gdy Kinsley publikował swój bestseller promujący pedofilię, książkę, od której zaczęła się rewolucja seksualna. Być może Ameryka mogłaby uniknąć trochę tych cierpień i nieszczęść, które tak rozbiły i zrujnowały wiele milionów ludzi przez minione od tamtej pory dziesięciolecia.

Dlatego właśnie napisałem „Marketing zła”. Moim zamiarem było pokazanie tych ludzi i ukrytych technik, których używają od dziesięcioleci, aby nas złapać w pułapkę, wprowadzić w zamieszanie i zasiać zwątpienie w prawdy, które kiedyś znaliśmy. Jest to wstrętna gra i stawka jest bardzo wysoka – lecz, dzięki Bogu, gdy raz zrozumiemy, jak to działa, gra jest skończona.

Oryginał: TUTAJ

i/ Ward Churchill (Keetoowah Band of Cherokee – znana w Stanach grupa Indian Cherokee z kwaterą główną w Tahlequah, Oklahoma) jest jednym z najbardziej otwartych mówców z pośród aktywistów rodowitych Amerykanów i naukowcem w Północnej Ameryce, oraz wiodącym analitykiem spraw dotyczących rdzennych mieszkańców kontynentu. W swych licznych opublikowanych pracach Churchill rozwija tematy ludobójstwa w obu Amerykach, rasizmu, historycznej i prawnej (re)interpretacji podboju i kolonizacji, środowiskowego wyniszczenia ziemi Indian, rządkowych represji ruchów politycznych, krytyki literatury i kina i wszelkich rodzimy alternatów dla status quo.

ii/ Roe v. Wade, 410 U.S. 113 (1973) [1], był przypadkiem ustanowienia przez Naczelny Sąd Stanów Zjednoczonych zapisu stwierdzającego, że większość praw przeciwko aborcji pogwałca konstytucyjne prawo do prywatności, unieważniającym wszelkie stanowe przepisy wyjmujących z pod prawa i ograniczających aborcję. Jest to jedna z najbardziej kontrowersyjnych decyzji w historii Naczelnego Sądu Stanów Zjednoczonych.