Otwieranie skarbnicy Bożych darów 05 – Cele 2

Cullen Brad

V

Realne cele… realne przeszkody (ciąg dalszy)

Musimy otworzyć się na to, co dzieje się w niewidzialnej rzeczywistości ducha. Część naszej nie-wiary jest zasiewana przez duchy. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że współczesne podejście do tego, co zazwyczaj określało się w czasach Jezusa, jako „duchy” czy „demony”, jest rozumiane wyłącznie jako negatywne myśli czy uczucia, to możemy powiedzieć, że „oni, wtedy, nie wiedzieli nic więcej od nas”. Jeśli to jest prawdą to musimy odrzucić rzeczywistość tego o czym Jezus nie tylko nauczał, lecz również pozbyć się całego doświadczenia jakiem otaczało autorów Ewangelii pisali, o czym pisali.

Weźmy na przykład współczesne psychologiczne szkolenie, które, przynajmniej częściowo, uzyskuje większość studentów seminariów a o którym sporo czytali liderzy większości kościołów. To szkolenie generalnie zasila intelektualny ukryty „dowód” na to, że demony nie są realne. Podam wam dwie historie, które mogą być potwierdzone przez ludzi, którzy byli w nie zaangażowani.

Miałem przyjaciela lekarza medycyny. Spotkaliśmy się w małym ewangelicznym zborze w Płn. Kalifornii, którego później obaj zostaliśmy członkami Rady. Po kilku latach uczenia matematyki w średniej szkole w Portland w stanie Oregon, Jim zdecydował się wrócić do szkoły i zdobyć uprawnienia lekarskie tak, aby mógł zostać lekarzem psychiatrą. Kończył swoją pracę w wielkim szpitalu stanowym w tym mieście, gdzie spotkaliśmy się, a ja w tym czasie prowadziłem całkiem sporą firmę przewozową produktów leśnych. Po raz pierwszy spotkałem Jima w klasie biblijnej dla dorosłych w czasie mojej pierwszej wizyty w tym zborze. Okazało się, że to były właśnie ostatnie jego miesiące w stanowym szpitalu chorób umysłowych i że wkrótce ma rozpocząć prywatną praktykę psychiatryczną w Portland. Poprosiłem go, aby powiedział grupie jaki procent populacji szpitala to chrześcijanie. Stwierdził, że odpowiedź zależy od tego jak wąsko zdefiniujemy termin „chrześcijanie”. Dalej zapytał:
– Czy chodzi ci o to, ilu pacjentów pochodzi z domów, gdzie był silny nacisk na wiarę w Biblię i boskość Chrystusa?
– Nie – zdecydowałem się pozostać na bezpieczniejszym gruncie – myślę, że chodzi o ludzi wyznających, że w którymś momencie przyjęli Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela do swojego życia?

Nie byłem przygotowany na takie szacunek:
– Około 90% jeśli uwzględnisz moją definicję silnego wychowania biblijnego z wiarą w boskość Chrystusa, ilość prawdopodobnie bliższa jest 98%.

Nie byłem przygotowany na taką statystykę. Lepiej byłoby powiedzieć, że byłem zszokowany nią!

Złapałem go przy drzwiach, gdy wychodził z rodziną i powiedziałem, że chciałbym się z nim kiedyś spotkać i przedyskutować to, co powiedział. Zaprosili mnie na obiad w niedzielę i tak zaczęła się nasza przyjaźń. To było lato 1962 roku. Przez następne 16 lat widywaliśmy się kilka razy w tygodniu… na początku lat siedemdziesiątych stworzyliśmy służbę nazwaną Christian Interaction Center (Chrześcijańskie Centrum Interakcyjne). Jednym z celów były duszpasterskie szkolenia liderów kościoła. Napisaliśmy wspólnie program zajęć zatytułowany: „Jak doradzać w mocy Ducha Świętego” i prowadziliśmy seminaria dla stowarzyszeń usługujących w różnych miastach i obszarach. W ten sposób zaczęliśmy docierać do ludzi, którzy byli tak niespokojni emocjonalnie, że wychodzili poza „doradztwo” i byli zarówno destrukcyjni jak i sami nie byli w stanie normalnie funkcjonować.

Niektórym z nich powiedziano i byli o tym przekonani, że są „opanowani przez demona”. Wielokrotnie dyskutowaliśmy z Jimem na temat naszego systemu wiary dotyczącego „demonów”. W tym czasie obje nie wiedzieliśmy przeciwko czemu stajemy lecz obaj byliśmy przekonani, że demony rzeczywiście istnieją i odczuwaliśmy, że niektórzy z tych ludzi, których widzieliśmy, wydawali się być kontrolowani przez demona. Ostatecznie schowaliśmy się za historią z Dziejów Apostolskich (piąta księga Nowego Testamentu), o siedmiu synach żydowskiego kapłana Scewy, którzy chodzili i wypędzali demony i byli szeroko znani ze swojej praktyki. Ostatecznie trafili na człowieka opanowanego przez demona, który pokonał ich wszystkich siedmiu naraz, zbił ich i rozebrał z ubrań! Zdecydowaliśmy się nie bawić w z takimi rzeczami.

Ponieważ byliśmy zaangażowani w pracy w wielu różnych kościołach trafialiśmy na wielu ludzi, którzy byli w czymś, co nazywali „służbą uwalniania”. Częściowo to, co słyszeliśmy, że działo się w czasie takich sesji, niepokoiła nas bardzo. Słyszeliśmy też o pewnych interesujących raczej „sukcesach”, lecz ciągle nie byliśmy jakoś zadowoleni, ponieważ ci sami ludzie mówili nam (z powodu naszej opinii „doradców”) o swoich „porażkach” a my widzieliśmy nasze własne „sukcesy” w porównaniu z ich niepowodzeniami. Mowa o związaniu przez ducha pychy!  Mniej więcej w tym czasie wyprowadziliśmy się stamtąd na dziewięć lat. Utrzymywaliśmy ze sobą kontakt telefoniczny, lecz nie mogliśmy się spotykać.

W tym nowym miejscu, gdzie mieszkałem, spotkałem ewangelistę, który należał do Adwentystów Dnia Siódmego. Przeszliśmy ponad naszymi doktrynalnymi różnicami i zdecydowaliśmy, że w Jezusie Chrystusie możemy być przyjaciółmi. Zaprosił mnie, abym wybrał się z nim do domu, z którego dostał gwałtowne wezwanie gdyż słyszeli, że ma dar uzdrawiania z astmy. Ich siedmioletni syn był chronicznie chory. Często musiał udawać się do szpitala na dotlenianie, był na bardzo silnych lekach, które mu najwyraźniej nie pomagały. To, co zobaczyłem tego wieczora zdumiało mnie. Zaczęło się całkiem niewinnie: rodzice wyjaśnili jak ciężki atak astmy miał chłopiec. Zapytali Ralfa (imię zmienione), czy może coś zrobić. Powiedział im, że nie wie jak, lecz Duch Święty może i poprosi Go o prowadzenie. Zacytował słowa Jezusa, że On: „pośle Ducha Świętego, który wprowadzi nas we wszelką prawdę” i zaczął modlić się cicho. Nagle podniósł głos, a jego słowa brzmiały jakoś tak:
– Ojcze, w imieniu Jezusa Chrystusa, poślij aniołów wokół nas. Dziękuję ci za to, że dałeś mi wszelki autorytet nad dziełami Szatana. Wiążę każdego demona atakującego ten dom, przez krew Jezusa Chrystusa sprzeciwiam się wam. Nie wolno wam się porozumiewać, nie wolno wam wzywać posiłków, nie wolno się wam przenosić.

Po czym położył chłopca na kanapie, podczas gdy my siedzieliśmy na stołkach wokół niego. Powiedział chłopcu, żeby się skupił na Jezusie i nie zwracał uwagi na to, co będzie mówił. Chłopiec zgodził się. Ralf zaczął mówić do demonów. Nakazywał im, aby manifestowały się tak, aby je można było widzieć. Dziwnie wyglądające guzki zaczęły pojawiać się na twarzy chłopca i znikać… Ralf kazał nam się zbliżyć, abyśmy mogli lepiej widzieć manifestacje. Dziwaczne odgłosy wychodziły z chłopca i jeden po drugim, w miarę jak im nakazywał, wychodziły na miejsce, „które Jezus Chrystus dla nich przeznaczył”. Zajęło to około trzech godzin. Ralf nastawił magnetofon i wszystko było nagrane. Chłopiec został uzdrowiony z astmy. Spotkałem tą rodzinę około 5 lat później, ich syn był opalony, zdrowy i wolny od astmy.

Byłem z Ralfem jeszcze kilka razy, aż w końcu w jednym z domów powiedział mi, aby ja przejął zadanie. Zasadniczo zrobiłem te same rzeczy, które on pokazywał. Tej szczególnej nocy poszedł ze mną i z kobietą, która miała dobrze po sześćdziesiątce, a które dość często chodziła z nim, po prostu po to, aby siąść w pokoju i modlić się. Nazwijmy ja Arlene.

Stanęliśmy przed drzwiami i Ralf powiedział nam:
– Okay, mam jeszcze jeden dom, do którego muszę iść, zajmij się więc tą sprawą – i obiecał wrócić zanim „skończymy”.

Otworzył nam mąż, któremu powiedzieliśmy, że przysłał nas Ralf. Około dwie i pół godziny później było po wszystkim – kobieta miała silny artretyzm w rękach i szyi i brała zastrzyki. Nakazałem duchowi, który powodował artretyzm, aby z niej wyszedł, palce wyprostowały się i mogła swobodnie poruszać szyją. Arlene, która siedziała na dodatkowym krześle wstała i krzyknęła:
– Patrz, mogłam wstać!

Zauważyłem w czasie poprzednich sesji, że siadała i wstawała z wielkim trudem. Siedemnaście lat wcześniej miała wypadek samochodowy, w którym auto prowadzone przez jej zięcia przekoziołkowało trzy razy, w wyniku czego złamany został jej kręgosłup. Artretyzm umieścił się w dolnej części jej pleców.

Powiedziałem jej, aby się schyliła i dotknęła dużych palców u nóg. Powiedziała, że tego to nie mogła robić nawet przed wypadkiem, lecz czułem, że należy nacisnąć. W końcu zrobiła to i dosięgła podłogi… po siedemnastu latach!
Powiedziałem:
– Chwała Bogu! – i zacisnąłem pięści..

I zostałem zaskoczony widząc, że mogę to zrobić. Przez kilka lat miałem opuchnięte kostki a ręce nieustannie mnie bolały w czasie zimnej pogody. To było pobudzające dla mnie i dla Arlene. Jako Adwentystka wierzyła, że nie możesz mieć Jezusa Chrystusa i demona równocześnie w sobie. W moim wykształceniu „pełnej Ewangelii” zasadniczo wierzyłem w to samo, a oto nakazałem demonom, które powodowały artretyzm u tej kobiety, aby odeszły i Arlena i ja zostaliśmy „uwolnieni” również. Jest wiele doktrynalnych podejść do kwestii demonów, żadna z nich nie wydaje się sprzeciwiać mojemu osobistemu doświadczeniu, więc po prostu pozostawiam je tak…. a ci, którzy mają uszy ku słuchaniu niech słuchają.

W końcu dotarło do mnie to, że celem Ralfa było zrekrutowanie mnie do „służby uwalniania”.  On czuł, że to było Bożym powołaniem dla mnie. Przeprowadziłem się do innego miejsca i nie mieliśmy z Ralfem kontaktu od tej pory.  Zacząłem modlić się o „uwolnienie” w ogóle, a w szczególności w ten sposób w jaki Ralf mnie nauczył. Uwagę moją zwróciła historia z siódmego rozdziału ew. Mateusza, gdzie Jezus zwyczajnie zgromił demona powodującego epileptyczne ataki i demon wyszedł a chłopiec został natychmiast uzdrowiony. Pytałem:
– Dlaczego mnie zajmuje to trzy godziny?

Odpowiedź znajdowała się w tej samej historii – ponieważ miałem małą wiarę. Niezbędnym przygotowaniem do poprawy stanu rzeczy, jakie Jezus przewidział, było wiele postu i modlitwy.

Modliłem się i zobaczyłem szklankę czystej wody. Poprosiłem o interpretację i odczułem, że mam przez trzy pełne dni pozostać bez jedzenia pijąc tylko wodę. Pod koniec tych trzech dni moja wiara ogromnie wzrosła. Odkryłem, że nie muszę już przechodzić przez to całe przemawianie do demonów, one zrobiły to, co im kazałem zrobić i nie musiałem słuchać wszystkich ich kłamstw. Nie musiałem również przechodzić tego wszystkiego, co zobaczyłem jako legalistyczny nonsens i bełkot.
Miałem polegać na Duchu Świętym i wiedziałem, co mam robić krok po kroku. Im więcej pościłem… następnym razem siedem dni… tym bardziej rosła moja wiara. Coraz bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że jedzenie nie jest nawet potrzebne! Spotkałem człowieka na wyspach Pacyfiku, który, który przez sześć miesięcy nic nie jadł i był sfrustrowany tym, że nie może wytrzymać bez wody dłużej niż dwa, trzy dni! Był przekonany, że powinien móc zdobywać wodę z powietrza! Skrajność? Oczywiście, lecz podkreśla fakt, jak bardzo zostaliśmy „nauczeni” przez naszą własną szkodę, że potrzebujemy jedzenia.

Nie ma ani jednej osoby, które nie spierała by się ze mną, że jej lekarz powiedział, że post jest niebezpieczny… kto później, gdy zdecydował się na to i miałby kiedykolwiek negatywne doświadczenia – poza utratą wagi i jakiś drobnych psychicznych trudności.
Zgodnie z moim doświadczeniem dyscyplina w koncentracji na Bogu i modlitwie o zbliżenie do Boga i Bożej woli i post zawsze są bardzo korzystne.
Dobrze pamiętam pewną kobietę, która miała cukrzycę, która ostatecznie pościła przez dziesięć dni i została uzdrowiona z cukrzycy!

Wracając do mojego przyjaciela psychiatry. Po dziewięciu latach odwiedziłem Portland zadzwoniłem do Jima. Chciał, żebyśmy spotkali się na obiedzie, abyśmy mogli się podzielić swoimi doświadczeniami. (Nie byłem za bardzo pewny, jak podejdzie do moich, lecz ja bardzo chciałem zobaczyć mojego przyjaciela ponownie.)

Jak to zwykle przyjaciele, którzy dawno się nie widzieli zwykli są robić zapytałem go, co robi. Powiedział, że przyjął stanowisko dyrektora w prywatnym szpitalu psychiatrycznym i mógł prowadzić swoją prywatną praktykę na pół etatu. Powiedział, że ten szpital znany jest z leczenia pacjentów z zaburzeniami osobowości. Musiał dostrzec moją reakcję na twarzy, ponieważ zapytał mnie, co wiem na ten temat.
Powiedziałem mu:
– Nie będziesz chciał wiedzieć.
– No, dawaj, znam cię znacznie lepiej, powiedz mi co słyszałeś lub czytałeś na o tym.

Odpowiedziałem, że nie jestem pewny czy rzeczywiście jest gotowy na moją odpowiedź.
– Wypróbuj mnie – powiedział.
– W porządku – powiedziałem niezdecydowanie – wszystko, co mogę ci powiedzieć to fakt, że za każdym razem jak spotykam się z rozdwojeniem osobowości … to są demony, a nie osoba.
– O, nie. Nie stałeś się jednym z tych ludzi, którzy szukają pod każdym kamykiem demonów.

Nieprzekonująco powiedziałem mu, że już powiedziałem, że nie będzie chciał wiedzieć.

– W porządku, to całkiem kontrowersyjna diagnoza – stwierdził stanowczo
– Ale powiem ci coś. Jest nas w szpitalu, włącznie ze, mną dziewięciu psychiatrów i każdy z nas stwierdza, że jest obecny jakiś zły wpływ, który da się wyczuwać, gdy zajmujesz się rozdwojeniem osobowości. Nie jestem więc tak całkiem przeciwny temu, co mówisz.
– Jesteś gotowy na coś jeszcze – zapytałem .
– Na co? – zapytał podejrzliwie.
– Za każdym razem, gdy wypędzam z człowieka demona, który kształtuje rzeczywistą osobowość, to te pozostałe osobowości przestają się manifestować.

Mogłem powiedzieć, że nie był przekonany. Powiedział mi:
– Czemu nie przyjedziesz do nas na Wybrzeże w ten piątek na noc i nie spędzisz tego weekendu z nami. Mam pracę w tym czasie, lecz i tak będziemy mieli mnóstwo czasu.

„Praca” polegała na tym, że każdy z lekarzy brał jeden weekend co dwa miesiące, aby zastąpić pozostałych. W ten sposób każdy z nich miał przez dwa miesiące wolne weekendy. Gdy pielęgniarki potrzebowały zaleceń lekarskich co do leków lub zastosowania środków wobec pacjenta, dzwoniły do domu lekarza. Prawną odpowiedzialnością było to, że musiał się stawić w ciągu godziny.
Ta noc w piątek była koszmarem dla mnie. Mając bardzo lekki sen, całą noc słyszałem dzwoniący telefon; szpital wzywał Jima co chwilę. Siedzieliśmy przy śniadaniu przyglądając się pięknemu Pacyfikowi z Wybrzeża Oregon. Zapytałem go o te telefony dzwoniące przez całą noc.

– Niebezpieczni pacjenci z rozdwojeniem jaźni – wymamrotał – pełnia – zawsze tak się dzieje. Mamy ich kilku w szpitalu i wszyscy się uaktywnili.

Mniej więcej w tym czasie zadzwonił telefon i musiał wyjść z pokoju. Wrócił zrzędząc na rozdwojenie.

– Nie chciałbyś się nauczyć się modlić w taki sposób, aby powstrzymać ich przed tymi napadami?
– Taaak, jasne – odpowiedział sarkastycznie.

Wzruszyłem ramionami.
Telefon zadzwonił i znów wyszedł. Kiedy wrócił miał w ręce Nową Wersję Biblii Króla Jakuba.
– Możesz mi pokazać to, o czym mówisz tutaj? – zapytał wskazując na Księgę.
– A załóż się – odpowiedziałem.
– Kochanie – zawołał do żony – idziemy się przejść po plaży – wskazał na północ, aby mogła go wezwać w razie telefonu ze szpitala.

Rozmawialiśmy o „autorytecie wierzącego”. Powiedziałem mu, że odkryłem coś na temat modlitwy „ w imieniu Jezusa Chrystusa.” Słowo użyte w tym miejscu w oryginale określające „imię” wzięte jest literalnie z dwóch słów, które oznaczają „charakter” i „autorytet” …Jezusa Chrystusa. Powiedziałem mu, że pierwszym krokiem do modlitwy w mocy jest zrozumienie czym był/jest charakter i autorytet Jezusa Chrystusa. Słuchał uważnie.

Charakter Jezusa był personifikowany przez fakt, że On chciał pełnić wyłącznie wolę Ojca. Zatem, aby modlić się skutecznie trzeba, aby to co mówisz lub o co modlisz się było zgodne z wolą Bożą. Autorytet Jezusa zawiera się w fakcie, że jest On Stworzycielem wszechświata i wszystkiego, co jest w nim. Pokazałem mu Kol 1.15/16 oraz Jan 1:1-3… i zapytałem go, co widzi. Powiedział mi, że jest zdumiony:
– Nigdy wcześniej tego nie widziałem!
– Gdzie teraz jest Jezus, Jim – zapytałem.
– Po prawicy Ojca – odpowiedział.

Powiedziałem mu, że to jest prawidłowa, biblijna odpowiedź, po czym wskazałem na wers z Listu do Kolosan, który mówi: „Chrystus w was…”.

– Jeśli zrozumiesz głęboko w swojej istocie, kto mieszka w tobie, będziesz mógł wypowiadać Bożą wolę i oczekiwać jej wypełnienia a stanie się. Powiem ci coś jeszcze o autorytecie. Czy nie masz prawnego i praktycznego autorytetu jako medyczny dyrektor szpitala?
– Absolutnie – natychmiast odpowiedział – zgodnie z prawem Stanu Oregon mam całkowitą odpowiedzialność za szpital jeśli chodzi wszelkie medyczne praktyki zespołu pielęgniarskiego, lekarskiego i politykę, która nawet z grubsza może wpływać na opiekę nad pacjentami.
– Inni słowy – odpowiedziałem – cokolwiek powiesz dzieje się?
– Poczekaj, widzę dokąd zmierzasz. – miał na twarzy wyraz zdziwienia – Nikt w szpitalu nie rozumie tego, jak rozmawiam z pacjentami z rozdwojeniem, gdy znajdują się w stanie odmiennej osobowości. Mogę mu powiedzieć, że chcę rozmawiać wyłącznie z podstawową osobowością, która nazywam nadanym pacjentowi imieniem i zawsze mi jest posłuszny. Pielęgniarki próbują tego i nie wychodzi.

Powiedziałem mu, że mogę pokazać mu w jaki sposób może również uzdolnić do tego pielęgniarki. Jim będzie mógł powiedzieć każdemu, kto go o to zapyta, że już więcej nigdy nie otrzyma nocnego telefonu w sprawie pacjentów z rozdwojeniem!

VI – Cele 3

seo оптимизация яндекс

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.