W ciszy


5 lutego 2012

bjcorbin

Żyjemy w kulturze, niemal nieustannego ruchu i hałasu, gdzie wiele firm działa 24 godziny dziennie, 7 dni w tygodniu; stacje radiowe i telewizyjne dostępne są przez całą dobę; znamy ludzi, których trudno zastać bez telefonu komórkowego  czy iPoda przy uchu. Są już nawet takie telewizory, które pozwalają na podzielenie ekranu, aby można był oglądać więcej programów równocześnie.To ciekawe, że sumaryczny skutek działania tych wszystkich stymulacji nie doprowadził do zaostrzenia naszych zmysłów, lecz ich otępienia. Wygląda na to, że dziś przeciętny obywatel potrzebuje znacznie więcej pobudzania, aby trzymać jego uwagę przez dłuższy czas i smutne jest to, że wraz z tymi wszystkimi kulturalnymi trendami widzimy, że dzieje się to również w kościele. Technologicznie zaawansowane systemy dźwiękowe, wyposażenie wideo i prezentacje Power Point stały się powszechnymi elementami kościelnych nabożeństw,  i taka współczesna, stylizowana, multimedialna prezentacja jest przychylnie przyjmowana. O ile te wszystkie rzeczy mają potencjał wzmóc prezentację Ewangelii i/lub przeżywanie uwielbienia, równocześnie mają potencjał do zredukowania wierzących do roli obserwatora.
W przeciwieństwie do współczesnej kultury Biblia mówi o Bożym “cichym głosie” i mówi nam o tym, że Pan pragnie prowadzić nas do “cichych wód”; Salomon zaś wychwala: „Lepiej mieć niewiele w i przy tym spokój, niż pełne garście w mozole i niepokoju”. Również Piotr mówi o wartości, jaką Bóg przykłada do „cichego i łagodnego ducha”. W całej służbie Jezusa widzimy jak odchodzi od tłumów, a nawet od Swoich uczniów, aby znaleźć ciche miejsce ze Swoim Ojcem. Pismo oczywiście przedstawia nam Ojca działającego w różnorodny sposób, wydaje się jednak, że szczególne miejsce mają miejsca spokoju i ciszy przed Panem. W mojej własnej drodze wiary odkryłem, że te najgłębsze spotkania z Panem często charakteryzowały oba te atrybuty. Pomimo faktu, że niektórzy chcieliby odpowiedzieć na ten aspekt mojego świadectwa, wydaje się, że w przypadku zgromadzenia, w ciszy i spokoju jest jakiś stopień niewygody, jakby brak przekonania co do wewnętrznego działania Ducha Świętego, dopóki nie widzimy jakichś Jego zewnętrznych (tj. fizycznych) manifestacji.

Po niemal 15 latach w zielonoświątkowym/charyzmatycznym ruchu zaobserwowałem, że bardzo rozkochaliśmy się w tym „krzyku”, który wydaje się być ulubioną formą reakcji wielu zaangażowanych w służbę  dla zbiorowości. Nikt, kto przebywa w tym ruchu bardzo długo, nie mógł uniknąć łajania ze sceny za niewystarczające reakcje (tj.: Oj, nie złapaliście tego, gdybyście to złapali, krzyczelibyście; ktoś tu powinien biegać wzdłuż ławek; czy jest tu ktoś żywy dzisiaj?; lepiej głoszę niż wy amenujecie…”) O ile faktem jest, że zgromadzenie może nie angażować się tak, jak powinno, to prawdą jest również, że brak pokrzykiwania i podskakiwania może nie być dobrym wykładnikiem tego, co ludzie czerpią. Służba zrodzona z Ducha prawdopodobnie wzbudzi przekonanie i/bądź głębsze objawienie z Ducha, czemu może towarzyszyć zewnętrzna reakcja, lecz nie musi. Niestety, wielu mających dobre intencje duchownych przerywa wewnętrzną pracę Ducha domagając się okazania zewnętrznej reakcji. Niewątpliwie istnieje krzyk, który powstaje z Ducha i bywa czasami tak, że ktoś może być poruszony do tego, aby zerwać wszelkie zahamowania i biec wzdłuż ławek, lecz jeśli nie jest to zainicjowane przez Ducha Świętego, nie jest to niczym innym jak tylko bieganiem i hałasem. Byłem na takich nabożeństwa, gdzie czułem, jak Duch Święty unosi się (tj. gęstą obecność, choć niekoniecznie  mówiącego czy poruszającego się), oczekując na nas, czy będziemy czekać na Jego ruch czy inicjację jednego z nas; niestety jest to sprawdzian, który często jest oblewany.
Zgodziłbym się z tym, że przeciwnik dusz naszych nie sprzeciwia się kościołowi, który skacze i krzyczy, dopóki nikt nie jest prawdziwie przemieniany na obraz Chrystusa. W istocie przypuszczałbym nawet, że dopóty to drugie jest prawdą, to pierwsze tak naprawdę jest korzystne dla jego dzieła.

Zrozumiałe jest to, że usługujący, którzy z pasją wykonują swoją służbę, mają też nadzieję, że będą wywoływać jakieś gorliwe reakcje u tych, którym usługują, lecz ta żarliwość może przejawiać się w różnych formach, a wiele z nich jest głęboko osobista i trudna do wyrażenia. Są takie chwile hałaśliwego ruchu i dźwięku, tak też są chwile, kiedy powinniśmy milczeć i wiedzieć, że On jest Bogiem. Podobnie jak Jezus, który powiedział, że nic nie czyni, dopóki nie zobaczy, że Ojciec to czyni pierwszy, tak i my musimy czekać na Pana, aby zainicjować Jego poruszenie. On jest tym Oblubieńcem, który inicjuje; my jesteśmy Oblubienicą, która reaguje. Jeśli Pan tańczy, klaszczmy; Jeśli Pan płacze, mozolmy się; jeśli On wojuje, walczmy; oraz jeśli On jest cicho, bądźmy spokojni.

Chciałem się podzielić z wami tekstem pieśni, której Bóg  w bardzo użył w moim życiu

(Niestety nie znalazłem dobrego tłumaczenia – P.Z.)
In the Silence –Jason Upton
Tired of telling you, you have me
When I know you really don’t
Tired of telling you I’ll follow
When I know I really won’t
Cause I’d rather stand here speechless
With no great words to say
If my silence is more truthful
And my ears can hear how to walk in your way

In the silence
You are speaking
In the quiet I can feel the fire
And it’s burning, burning deeply
Burning all it is that you desire to be silent in me

Oh Jesus can you hear me?
My soul is screaming out
And my broken will cries teach me
What Your Kingdom’s all about
Unite my heart to fear You
To fear Your holy name
And create a life of worship
In the Spirit and Truth of Your loving ways

продвижение сайта самостоятельно

Click to rate this post!
[Total: 3 Average: 3.7]

One comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.