Wyznanie
Bardzo skuteczny lek, jeśli jest prawidłowo zastosowany.
Jakiś czas temu nasz młody przyjaciel (już nie taki młody) uświadomiło sobie, że duch faryzeizmu – pomimo wszystkiego, co sam zrobił i wszystkiego, co było zrobione dla niego – ciągle był bardzo blisko przy nim. I, choć mówimy o leczeniu, z pewnością pierwszym krokiem jest związanie tego mocarza i ten pierwszy krok musi być zrobiony. Tylko wtedy, po wstępnym kroku, po ustaleniu leczenia i przystąpieniu do niego, możliwe jest otrzymanie pozytywnych wyników i przejście dalej do następnego ważnego działania. I tak należy postępować.
Od młodej kobiety, której usunięto pierś jako radykalny lecz konieczny pierwszy krok, nadal są wymagane regularne wizyty u lekarza. On wykonuje odpowiednie testy, po których robi aktualne diagnozy. Czasami decyduje o wprowadzeniu terapii lampami radiowymi, chemioterapii czy w ostatecznych przypadkach wymagana jest dodatkowa operacja.
W duchowym stanie jest podobnie. Gdy wykona się testy, może być zalecone dalsze leczenie. Wróćmy do naszego nie tak młodego już przyjaciela. W wyniku szczegółowych badań odkryto, że nadal znaki faryzeusza są ciągle bardzo silne w nim, zarówno jeśli chodzi o motywacje jak i działania. Zatem przepisano następujące leczenie:
– Wyznaj swój oczywisty grzech. Powiedz zgromadzeniu: Ja jestem faryzeuszem.
JESTEM FARYZEUSZM!
Oczywiście, to tylko słowa, lecz, z tego wszystkiego, słowa, których, jak przypuszczam, większość z nas nie wypowiedziałabym tak szybko przed grupą, której usługuje. Lecz on zrobił to, początkowo niechętnie, a później, gdy zdał sobie sprawę, że nie jest to tylko sztuczka, którą mu Lekarz zadał, bardziej swobodnie i bez wstydu. Przede wszystkim, mówił ludziom po prostu jaki jest.
Rzeczywiście był faryzeuszem.
Moc wyznania nie leży w samych słowach, lecz w tym prostym zrozumieniu. Jest to zewnętrzna reakcja na to, co Duch Święty ci wykazał. Spowodował, że stało się to tak oczywiste, tak proste i ponad wszelką możliwością zaprzeczenia czy nadziei na obalenie. Wtedy, i tylko wtedy, jesteśmy zdolni do ruchu naprzód, nie tylko w przebaczeniu dla siebie samego (co jest dane dziecku łaski), lecz do oczyszczenia siebie: „jeśli wyznajemy grzechy nasze, wierny jest Bóg, opuści nam grzechy i oczyści nas od wszelkiej nieprawości„.
Jest to oczyszczenie, którego szukamy a wyznanie jest nie tylko dobra terapią, lecz również skutecznym środkiem czyszczącym.
Mógłby ktoś przypuszczać, że to wyznanie („Jestem faryzeuszem”) to zbyt wiele i bardziej umiarkowane słownictwo mogłoby być lepsze. No, na przykład „byłem faryzeuszem, lecz Bóg cudownie mnie uwolnił z rąk pychy”? To ma sens, gdy o tym pomyślisz. Nie znajdziesz ani jednego ślepego, który uzdrowiony przez Pana Jezusa, biegałby wokół i wołał, że nadal jest ślepy, prawda? Przeciwnie, zdecydowanie ogłaszali i wymieniali to, że „byłem ślepy, a teraz widzę, dzięki człowiekowi z Galileii”!
Tak, mógłbym się zgodzić z tobą, poza tym, że to nie było to, co Lekarz zalecił w tym szczególnym przypadku. On powiedział pacjentowi, że ma powiedzieć ludziom: „jestem faryzeuszem”. Kropka Znak wykrzyknika. Czas teraźniejszy. W tym czasie, jestem faryzeuszem.
Dopiero później zdał sobie z tego sprawę. Później, gdy już otrzymał korelację między tym, co przeżywał a tym, co przeżywają alkoholicy, którzy przystępują do Anonimowych Alkoholików.
Przypomniał sobie, że w procesie leczenia alkoholika, nigdy nie pozwala mu się (na spotkaniach) mówić o procesie wychodzenia z choroby jak o czymś z przeszłości tzn. nigdy nie pozwala się mu (czy jej) mówić, że był(a) alkoholikiem, lecz….
Nie. To, co wymaga się od nich to powiedzenie,
– Jestem Bill, JESTEM alkoholikiem.
Teraz rozumiał dlaczego grupa liderów naciska na to, żeby to proste stwierdzenie wypowiedzieć.
Zamiast czegoś, co mogłoby się wydawać bardziej właściwe, powiedzmy:
– Hej, jestem Bill, byłem kiedyś alkoholikiem, lecz już nie jestem, nie piłem już dwa lata.
Nacisk był, całkiem po prostu, przypomnieniem.
Był to sposób na powiedzenie, że nie ma żadnego „lekarstwa” na alkoholizm, Bill, a szczególnie twój, ponieważ ty, Bill, nie jesteś jak inni ludzie. Oni mogą pić umiarkowanie. Ty nie możesz. Oni mogą robić różne numery, ty nie. Jest coś takiego w tobie, że jesteś inny.
Jesteś podatny, a oni nie i ty nigdy nie będziesz wolny, całkowicie wolny od twojej podatności. To dlatego jesteś ciągle alkoholikiem, nawet jeśli nigdy nie dotkniesz ani kropli do końca życia.
– Hej, jestem Bill, jestem alkoholikiem.
– Hej, jestem Bill, jestem faryzeuszem.
Tak, jestem podatny, jeśli ktoś klepnie mnie w plecy lub śmieje się z moich dowcipów czy (o, Boże pomóż) krzyczy „Synu Dawidowy, zmiłuj się nade mną!” coś dzieje się w moim środku. Zaczynam czuć się tak, jakbym wreszcie otrzymał to uznanie, na które tak bardzo zasługuję.
Lub kiedy mówię przez Ducha i w pomieszczeniu zaległa cisza, a oni zaczynają mówić:
– Nigdy nikt nie przemawiał tak, jak mówi ten człowiek.
To rzeczywiście jest powalające.
Jestem bardzo podatny.
Nie wystarcza, abym sprzeciwiał się słowom.
Oj, wiecie! No, słuchajcie, chłopcy, to faktycznie nie ja robię ten cały kram. To faktycznie Duch Boży działa” itd., itd… W większości jest to po prostu próba zbierania jeszcze większej czci, podziwu i nadskakiwania, jak Johnny Carson, którego prawa ręka jest podniesione do wyciszenia aplauzu podczas, gdy lewa, ta poza kamerą, nagabuje o jeszcze więcej.
Tak, jestem podatny.
Jestem faryzeuszem.
Raduję się, naprawdę, rozkoszuję uznaniem.
Przyjmuję całą cześć jaką mogę otrzymać… od człowieka.
Jestem faryzeuszem.
Skutek dodatkowy.
Wyznanie ma skutek dodatkowy.
Pozbawia ono Oskarżyciela mocy do szantażowania jednostki.
Większość z nas jest „dobra” (wygląda na sprawiedliwych przed ludźmi), ponieważ jeśli by tak nie było to może zdarzyć się bolesne zdemaskowanie. Nawet my, którzy radowaliśmy się łaską Bożą nie chcielibyśmy, aby w pewnych momentach wpadł na nas bliźni.
Mówimy, że nie czujemy, aby Bóg nas potępiał, a jednak boimy się, że nasz bliźni może i z tego powodu nauczyliśmy się nie rozpowszechniać, a raczej ukrywać; mówić kłamstwa, że to nie całkiem kłamstwo i to wszystko w imię dyskrecji.
„Nie, o twoim dobru nikt źle nie mówi” – nie jest to takie dalekie od nas. Nawet nie chcielibyśmy, aby o naszym złu, mówiło się źle.
I jest tego dobra przyczyna.
Jest dokładnie taka sama, jaką miał nasz przyjaciel z siódmego rozdziału księgi Jozuego. Achan, stary kumplu, czemu otwarcie nie pokazałeś tego wspaniałego babilońskiego płaszcza, który ukryłeś w mroku? Tego srebra, nie mówiąc o pięknej (i całkiem wartościowej) sztabie złota. Dlaczego nikt z ludzi nie byłby dumny z takiego dobytku, Achanie. Dlaczego wiec ukryłeś w ziemi, w środku swego namiotu?
Co to było, Achanie?
O, tak, już wiem.
Aby to pozyskać, zrobiłeś coś, niezgodnego z prawem! A to już coś innego. To z pewnością coś innego. W pewnych warunkach. Uznaję, że nie mogę cię oskarżać za to, że byłeś tak tajemniczy.
Czytając całe zdarzenie z Achanem i jego sztabką złota można zorientować się dlaczego Achan miał poważny powód, aby ukryć te skarby. To, co zrobił było zabronione, przeciwne rozkazom, całkowicie sprzeczne z wyraźnymi instrukcjami jakie otrzymał.
A to, faktycznie, zmienia postać rzeczy.
Cóż wiec z gościem, który nie ma takich zakazów, lecz ciągle uchyla się, unika, wykręca i odwraca? Ciągle mknie w ciemności i ma obsesję chowania różnych rzeczy przed wzrokiem innych?
Co z wierzącym, który żyje po tej stronie krzyża Chrystusa, lecz zachowuje się tak, jakby to zdarzenie nigdy nie miało miejsca.
To jest bardzo, bardzo smutne. Smutne jest to, że zdarza się to w codziennym życiu praktycznie niemal każdego. Niemal dwa tysiące lat po tym zdarzeniu, Chrystus ciągle „umarł na próżno” dla większości kościołów na świecie.
Dobrze byłoby dla nas zastanowić się nad takim kumplem, który ciągle ukrywa swoje skarby, babiloński płaszcz, srebro i sztabę złota, na bardzo długo jeszcze po tym, jak zostało wypowiedziane słowo zakazujące posiadania tych rzeczy.
Dopóki twoja opinia jest taka, że jest coś z natury złego w noszeniu babilońskiej szaty (może niemodna?), albo że to złoto i srebro to podłe metale, twoja reakcja będzie nielogiczna.
Myślę, że martwe jest to słowo, po które sięgam.
Nie dlatego, że nie ma wśród nas mądrych ludzi, jak się później okaże.
Więc, zróbmy to.
A ponieważ to robimy, ciągle jest grunt do mentalnego i emocjonalnego szantażu. Ciągle boimy się, że ktoś zakradnie się do naszego namiotu jakieś ciemnej nocy i odkryje nasz straszliwy sekret. Takie strachy trzymają nas w więzach hipokryzji.
Dlaczego więc nie wykopiemy ich sami?
Dlaczego nie mamy stanąć naprzeciw oskarżyciela.
Czemu po prostu nie powiemy:
– Tak, mam ten płaszcz. Mam również trochę srebra i całą sztabę złota. Może wam się wydawać, że coś z posiadania tych rzeczy mam i powinienem być ukarany w jakiś sposób za ich przywłaszczenie, lecz (i tego możecie nie być świadomi) to szczególne ‘cielesne przykazanie’, którym ktoś zabronił posiadać tego, zostało uchylone dawno temu. W takim razie, zdecydowałem, że nie mogę już dłużej bać się tego, co możecie pomyśleć na ten temat.
Prohibicja wycofana, nie będę już więcej odwiedzał zakazanych barów ani popijał za zamkniętymi drzwiami.
Zdarzało mi się prychać co jakiś czas.
Nic mnie to nie obchodzi, że wy nie.
Faktycznie, cieszę się razem z wami.
Lecz, proszę, zrozumcie i znieście mnie trochę w mojej głupocie (okazjonalny drink) a ja zniosę was w waszej (okazjonalne popadanie we własną sprawiedliwość).
Moja żona opowiada historię kobiety, która dała jedną z najlepszych ripost na poczucie winy jakim usiłował ją obarczyć jej mąż.
– Ty po prostu nie próbujesz – powiedział do niej – Nie będziesz ze mną współpracować. Wszystko zawsze opóźniasz i utrudniasz mi bardziej niż powinno być. Ty wcale nie próbujesz.
Gdy atak został wyrażony i należycie zauważony przez jego żonę, ona odwróciła się, spojrzała na swego męża i słodko odpowiedziała
– Taa….aaa..ak?
Każdy ma takie miejsce, w którym może znieść oskarżenia w tak skuteczny sposób jak powyżej, bez względu na to czy one pochodzą z wewnątrz (przyjaciele, mężowie, żony bracia) czy z zewnątrz (gdzie, dla większości z nas oskarżyciel postawił swój stragan).
– Taaa…aa…aak?
Nigdy nie było rozkazu przeciwko miłości, słodyczy i światłości i temu wszystkiemu dobru.
Nie.
Lecz, co z tym głębokim, ciemnym sekretem? Nieujawnionym grzechem? A, tak. To właśnie staramy się ukryć, lecz przed kim?
Przed Bogiem?
Przed Tym, który wie wszystko, co kiedykolwiek było do poznania na temat każdego z nas? Ten który nigdy nie drzemie ani nie zasypia i widzi równie dobrze za rogiem jak i w środku namiotu?
Przed Wszechobecnym?
Nędzna szansa.
Może powinieneś przeczytać historię Achana jeszcze raz. Z pośród milionów ludzi, tysięcy rodzin, i wielu mężczyzn z tego samego rodu, wiesz co?
Ty to masz!
„Achan, syn Karmiego, syna Zabdiego, syna Zeraha, Syna Judy został zatrzymany.”
Nie tylko został wzięty, lecz pochwycony przez tego samego Kumpla, z którym ty i ja mamy do czynienia.
Nie przypuszczasz chyba, że robimy coś takiego, o czym On nie wiedziałbym, prawda? To była główna przyczyna tego ukrycia-w-ziemi-w-środku-namiotu. Dlaczego nie przyznać, że jesteśmy tym kim jesteśmy, dzięki łasce Bożej, faktycznie ludźmi, którzy mają pewne słabości i rozliczne niedostatki.
Wiem, że bycie człowiekiem to jest męka, wiem jak wiele czasu i wysiłków musimy włożyć w to, aby nie być, lecz czy się to podoba czy nie, jesteśmy! Nawet ten skarb, który mamy, mamy w „glinianym naczyniu” (dosł. w ziemskim naczyniu – przyp. tłum.). Gdybyś miał jakieś pojęcie na temat wyrobów garncarskich to wiedziałbyś również jak kruche są naczynia z gliny.
Lecz, być może staramy się ukryć przed naszym bliźnim?
Czy ciągle nie rozumiesz, że każdy, kto wchodzi musi wejść przez bramę?
Gdzie dzwony biją, syreny wyją i żandarmi biegają?
Nie ma absolutnie niczego, co nie miałoby być ujawnione, nic, co ukryte nie pozostanie w ukryciu.
NIC!
Szczerze mówiąc, czasami działamy tak, jakby to wielkie zbawienie było w rękach ludzi, a nie Boga. Wiesz, że tak nie jest.
Ale jest taki opór (lub coś w tym rodzaju). To, co ktoś mógłby nazwać typowym miejscem ukrycia, najgłębszą dziurą w samym środku najbardziej odizolowanego namiotu w najciemniejszą noc, tj. ukrycie tego w sobie. Ciągle usiłujemy ukryć siebie przed „naszym własnym ciałem”.
O, mój Boże.
To faktycznie pokazuje problem.
Problem, z którym będziemy się stale spotykali w czasie zmagań z poszukiwaniem „innego sposobu”.
Szukaj pojednania miedzy najświętszym prawem Bożym a najbardziej nieświętym naszym ciałem.
O, mój…
Niezdolny do wypełnienia tego, co wydaje się, dla wszystkich innych oczywiste. ????
Nie chcesz (czy nie możesz) zrzucić liści figowych?
Proszę, przejdź ze mną do siódmego rozdziału Rzymian. Wydaje się, że tak niewielu jest w stanie (czy nawet chce) doświadczyć tego przeżycia ‘ jedną – nogą – w – niebie, jedną – nogą – w – piekle’, o którym mówi tutaj nasz przyjaciel.
Lecz, podobnie jak Paweł, musimy. Jesteśmy zmuszeni do tego. Po prostu nie możemy długo trwać w tej męczarni generowanej przez religijne przeżycia. Po prostu musimy, musimy, oderwać się od tego „ciała śmieci”.
Paweł to zrobił. W końcu i dawno temu, Paweł to zrobił. Przez zrozumienie i objawienie, przez łaskę Bożą, która przyszła „przez Jezusa Chrystusa” do niego. Przeciąganie liny skończyło się, mentalne cierpienia odeszły i wszedł w szeregi „błogosławionych”, jako że „błogosławieni ci, którym odpuszczone są nieprawości i których grzechy są zakryte. Błogosławiony mąż, któremu PAN GRZECHU NIE POCZYTA!”
Wow!
Trochę zrozumienia! Trochę objawienia! I małym cudem kończy się ten rozdział….
Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego, który nie uczynił mnie doskonałym „według ciała” lecz uczynił mnie doskonałym „w umyśle”.
O to właśnie rozbija się cała łaska Boża!
„Zewnętrzny wygląd” to nasz numer, nie Jego.
On jest w wolności.
Ponieważ Syn Człowieczy nie przyszedł aby świat potępić”… lecz aby dać tym, którzy w tym świecie mają dość hartu ducha, aby powiedzieć wszystkim, buntowniczo, jeśli trzeba:
– Jeśli mam brodawkę, zamalujcie mi ja i to wszystko! Jeśli mamy całe ramie w brodawkach (pomóż Boże mi) nie będę tego ukrywał więcej w dłuższych fałdach moich szat, lecz wyciągnę na wierzch, aby wszyscy widzieli.
– Pójdę w świat „nago”.
– Z odsłonięta twarzą ujrzę mojego Boga, bliźniego i siebie.
– Wykopię moją własną sztabę złota, ubiorę mój babiloński płaszcz i sam sprzedam całe moje srebro.
– Zatem zapraszam do mojego namiotu!
– Kopcie jeśli chcecie!
Jeśli odkryjecie coś, czego o czym nie wiem, Boże błogosławię cię, dzięki ci.
NIE ZAMIERZAM ZOSTAWIĆ ANI PIĘDZI ZIEMI DLA OSKARŻYCIELA.
Tak. Wyznanie daje pomocniczy skutek i pełne ujawnienie cnoty.