Czy kiedykolwiek czułeś, że Pan dał ci obietnicę dotyczącą bliskiej ci osoby, ale osoba ta nie chodzi teraz z Panem? Czy zastanawiałeś się kiedyś, czy powinieneś dalej się o nią modlić, czy może porzucić nadzieję?
Na przykład: pewnej mamie prorokowano wspaniałe rzeczy dotyczące jej syna, kiedy był jeszcze młody. A teraz ten chłopiec jest już dwudziestoparoletnim mężczyzną i żyje jak świat, nie chcąc mieć nic wspólnego z Bogiem swojej matki, z Bogiem swojej młodości. Ale przecież ona czuła, że to Pan powiedział jej w sercu pewne rzeczy na temat powołania chłopca i celu jego życia, więc co teraz ma z tym zrobić? Jak odnaleźć się w takiej sytuacji z „według twojej wiary niech ci się stanie”?
Każdą osobę spotykają okoliczności sprzeczne z jej wiarą – niewyjaśnione rzeczy, jak np. gdy dziecko, zapada na śmiertelną chorobę, gdy rak szybko zabiera ukochaną osobę, gdy dzieje się tragiczny wypadek z udziałem chrześcijańskich nastolatków, gdy praca, którą myślała, że ma od Boga, a kilka miesięcy później firma upada. Pan pozwala, aby wydarzyło się wiele sytuacji z rzeczami, które są dla nas ważne i dzieje się tak bez żadnego wyjaśnienia z Jego strony. Co mamy wtedy robić? Jak możemy „stać na Słowie”, kiedy wydaje się, że wszystko potoczyło się już w przeciwnym kierunku?
2 Król. 4:8-37 – historia kobiety, która okazała dobroć Elizeuszowi Elizeusz regularnie przechodził obok domu jej i jej męża, a ona okazywała mu gościnność. W końcu ludzie ci wybudowali nawet dodatkowy pokój, aby miał się gdzie zatrzymywać w razie potrzeby. Elizeusz chciał się czymś za to zrewanżować. Gdy jego sługa – Gehazi wspomniał mu, że nie mają dzieci, wtedy Elizeusz powiedział jej, że „w przyszłym roku o tej porze będziesz piastowała własnego syna”. Wtedy odpowiedziała mu „Nie, mój panie, mężu Boży, nie łudź twojej służebnicy.” Wersety 16 i 17 mówią nam, że wkrótce poczęła i urodziła syna tak, jak prorokował Elizeusz. Werset 18 mówi, że gdy chłopiec podrósł, pracował raz z ojcem w polu i najwyraźniej się przegrzał i zaczął uskarżać się na ból głowy i kilka godzin później zmarł. Pamiętajmy o słowie obietnicy, które Elizeusz dał jej w wersecie 16, i że od tego czasu minęło już kilka lat.
Bóg nie doświadcza nas złem, ale nas bada. W czasie próby znajdujemy możliwość wzrostu zgodnie z naszą wiarą.
W Jak. 1:2 nakazano nam: „Poczytujcie to sobie za najwyższą radość, bracia moi, gdy rozmaite próby (próby / testy / pokusy) przechodzicie wiedząc, że doświadczenie wiary waszej sprawia wytrwałość”.
Zauważcie, że powiedziano nam, abyśmy uważali to za radość, która to jest owocem ducha, nie mając na myśli „bycia szczęśliwym”, co jest emocją. Aby zaliczyć próby / testy / pokusy do radości, musisz trwać w owocu ducha z Gal. 5:22-23. Mamy przynieść nasze zmagania do Pana i zająć się nimi w sposób duchowy i nie ma tu mowy o poczuciu religijnego szczęścia, czy też zakładaniu najlepszej kościelnej maski na twarz. Uwaga: Powodem, dla którego napisałem „owoc ducha” (ducha z małej litery) wynika z kontekstu. W języku greckim nie ma wielkich liter ani znaków interpunkcyjnych, więc rozumujemy na podstawie kontekstu, czy mowa jest o owocu Ducha Świętego, czy o owocu narodzonego na nowo ludzkiego ducha. Ponieważ kontekst mówi o wojnie między uczynkami ludzkiego ciała a ludzkim duchem, jasne jest, że jest tu mowa o owocu ludzkiego ducha. Możemy również powiedzieć, że Duch Święty JEST miłością, radością, pokojem itd. Owoc jest zatem potomstwem swojego macierzystego drzewa. Tak więc chodzi tu o ludzkiego ducha.
Aby upewnić się, że wszyscy rozumieją, co chce powiedzieć, Jakub mówi w wersecie 13: „Niechaj nikt, gdy wystawiony jest na pokusę (jest doświadczany, próbowany, kuszony) nie mówi: Przez Boga jestem kuszony; Bóg bowiem nie jest podatny na pokusy ani sam nikogo nie kusi”.
Często gdy mówimy innym i samym sobie, że wierzymy, tak naprawdę ukrywamy nasze lęki. Czasem ukrywamy własny strach i obwiniamy diabła za wszelkie nasze kłopoty, i nasze gromienie go nie przynosi żadnego pożytku.
Rachunek za telefon W czasach przed telefonią komórkową korzystaliśmy z telefonów stacjonarnych. Dzwoniąc wtedy poza obszar zamieszkania naliczało ci dodatkową opłatę za każdą minutę rozmowy. A jeśli dzwoniłeś naprawdę daleko, to kosztowało to jeszcze więcej. Nie byłem w stanie zapłacić miesięcznego rachunku za telefon i firma telefoniczna jeszcze wtedy poczekała, ale potem nie zapłaciłem za kolejny miesiąc. Dług wynosił około 600 dolarów (dzisiaj równowartość około 1600 dolarów). Mój krewny miał kłopoty, a ja godzinami rozmawiałem z nim przez telefon, udzielając wskazówek i wsparcia. Wyłączono nam wtedy telefon. Żegnaj telefonie, ponieważ nie stać mnie za ciebie zapłacić…
A co z moją wiarą? Myślałem, że przecież „stałem w wierze” o pieniądze na rachunek, lecz pieniądze w żaden magiczny sposób się nie pojawiły. No ale ja przecież niosłem pomoc, dawałem komuś dobre i pobożne rady, więc dlaczego Pan się o mnie nie zatroszczył? Co się stało?
Prawda jest taka Że bałem się zadzwonić do firmy telefonicznej w celu ustalenia planu spłaty długu. Po części myślałem, ze nie jestem w stanie szczerze powiedzieć im, kiedy będę w stanie zapłacić. Nie wiedziałem, czy zażądają natychmiastowej spłaty, czy też może rozłożą mi to na kolejne miesiące. Bałem się tego, co mogą mi powiedzieć i tego, do czego nie jestem w stanie się zobowiązać. Dlatego do nich nie zadzwoniłem. Przez cały ten czas „stałem w wierze” o pieniądze na spłatę długu. Później dowiedziałem się, że gdybym jednak zadzwonił, to dogadalibyśmy jakiś plan spłaty. Tak więc mój strach na nic się nie przydał, bo to, co uważałem za swą wiarę, było tak naprawdę mną kryjącym się przed własnymi lękami.
Widziałem, jak ludzie postępowali podobnie z pójściem do lekarza. Obawiali się, że diagnoza może okazać się niepomyślna lub będzie to kosztować ich pieniądze, których nie mieli. Były takie sytuacje, że ludzie w końcu umierali, ponieważ nie chcieli iść do lekarza, bojąc się wysokich kosztów i wyników badań. Widziałem, jak ludzie odkładali naprawę domu, naprawę samochodu lub innych rzeczy z powodu strachu, że nie będzie ich na to stać. Wtedy „stawali w wierze” myśląc, że ich modlitwa poruszy Boga, aby coś uczynił. Nie przyszło im na myśl, że być może Pan chce, aby uporali się ze swoim strachem i zaufali Mu. Potem, gdy zaczyna dziać się naprawdę źle, zmuszani są radzić sobie z tym sami i ponoszą konsekwencje zwłoki będącej następstwem strachu.
Niczego szczególnego nie było, gdy w środę 08 lutego o 10 rano zaczęło się nabożeństwo na Uniwersytecie Asbury. Gościnnie kaznodzieją był Zach Meekkerebs, który dzielił się przesłaniem na podstawie 12 rozdziału Listu do Rzymian o demonstracji Bożej miłości. Ostatnie, co powiedział, zamykając modlitwą usługę to: „Przebudź nas Twoją miłością”.
Nagrywający, przestał nagrywać, świadkowie mówią, że po kazaniu studenci zaczęli podchodzić do przodu, aby wyznać swoje grzechy. Ci, którzy opuścili audytorium (na 1500 miejsc) wrócili, aby uwielbiać. Zespół grał, śpiewał dalej. Coraz więcej studentów przybywało, do wieczora było już oczywiste, że dzieje się coś nadzwyczajnego.
Nieustanna modlitwa, uwielbienie i świadectwa charakteryzowały następnych kilka dni. Nie było znanych mówców, ani celebrytów uwielbienia. Nie ma niczego wyrafinowanego w samym budynku- po prostu przestarzałe siedzenia i przybrudzone okna, niemniej tak wielu ludzi zaczęło napływać do miasteczka akademickiego Asbury, w Wilmore, Kentucky, że trzeba było otworzyć dwie dodatkowe audytoria, które szybko zostały przepełnione.
Do niedzieli, studenci z 21 kampusów odwiedzili spotkania w nadziei zabrania ze sobą duchowego przebudzenia do swoich szkół. Pewna grupa studentów z Mount Vernon Nazarene University przyjechała o północy autobusem, aby wziąć udział w spotkaniu. Pastor, który później odwiedził Asbury, powiedział, ze wykładzina w pobliży sceny w Hughes Auditorium była dosłownie wilgotna od łez.
Trauma religijna: to prawda! 26 STYCZNIA 2023 R. DANIEL HENDERSON (Drugi artykuł autora: TUTAJ)
Publiczny odczyt książki „Confessions of a Recovering Evangelical”.
Wyznania powracającego do zdrowia ewangelika
Jakiś czas temu byłem w księgarni w Des Moines gdzie publicznie przeczytałem i podpisałem moją niedawno opublikowaną książkę “Confessions of a Recovering Evangelical” („Wyznania wracającego do zdrowia ewangelika”). To był wspaniały czas na spotkanie dawnych znajomych, przyjaciół, a nawet niektórych byłych studentów i nawiązanie nowych znajomości. Sala była pełna. Pracownica księgarni powiedziała mi, że egzemplarze, które dałem im kilka tygodni wcześniej, szybko się wyprzedały, więc chcieli więcej. Najwyraźniej tytuł, w którym pojawia się „Recovering Evangelical” („Powracający do zdrowia ewangelik”), trafił w gusta wielu osób. Dowiaduję się, ilu.
Trauma religijna jest wszędzie Rozmawiałem z kilkoma osobami, które przyszły, a których nie znałem. Byli tam byli katolicy, członkowie Kościoła Świętości, baptyści i ludzie z szeregu innych eklektycznych przynależności religijnych. Wspólnym tematem, było to, że prawie wszyscy szukali drogi wyjścia z religijnej toksyczności lub już odeszli i byli na własnej drodze do duchowości. Niektórzy byli podekscytowani krokami, które podejmują, a inni z kolei bardziej letni i powściągliwi. Strach jest prawdziwą emocją, gdy rozważasz porzucenie swojej religii. Ludzie mówili o swoich doświadczeniach w różnych tradycjach religijnych i wyrażali ból, konsternację i rozczarowanie tym, w czym zostali wychowani i „praniem mózgu”, na które się zgodzili. Niektórzy nawet pytali, czy mam kurs lub zajęcia z dekonstrukcji wiary. Rozważam zrobienie tego.
Od czasu opublikowania mojej książki w 2022 roku zaczęły docierać do mnie pytania tego typu od wielu osób. Gdzie mogę znaleźć więcej wsparcia lub pomocy? Istnieje głód i potrzeba ludzi, którzy decydują się na porzucenie religii, ale nadal chcą znaleźć i zaangażować się w duchowość. Odejście od religii nie jest aktem antyduchowości, ale aktem odwagi i samostanowienia. I wiele osób tak robi.
Kim są „nones” (nie należący nigdzie)? *) Pew Research Center opublikowało sprawozdania z badań na temat przynależności religijnej. Okazało się, że liczba osób, które deklarują, że nie mają żadnej określonej przynależności religijnej, jest najwyższa w historii i nadal rośnie. Te „nones ”, jak się je nazywa, stanowią około 27% dorosłej populacji Ameryki. Wśród pokolenia milenialsów odsetek ten jest wyższy i wynosi około 33%. Ta grupa jest zróżnicowana pod względem wieku, pochodzenia etnicznego i obejmuje zarówno katolików, jak i protestantów. I niekoniecznie stają się ateistami lub agnostykami. Statystyki dla tych grup zwykle pozostają stałe. Jasne jest, że wielu, wielu ludzi nie jest już spełnionych ani usatysfakcjonowanych tradycjami religijnymi, w których zostali wychowani. Szukają czegoś bardziej autentycznego i dającego nadzieję. *) Więcej na ten temat: „The Nones and Dones – sfrustrowani kościołem, straceni_1„
Pod koniec lat osiemdziesiątych byłem pastorem małego kościoła w wiejskiej społeczności we wschodnim Kolorado. Chociaż kościół miał się całkiem dobrze, było to małe miasto rolnicze, gdzie zimy były ciężkie. W styczniu, po opłaceniu przez kościół czynszu i mediów, nasz dochód zostawał 15 dolarów (dziś byłoby to około 40 dolarów). W ostatnim tygodniu miesiąca brakowało nam jedzenia.
Około godziny 16.00 Barb zapytała, co planujemy na kolację, ponieważ nasza spiżarnia i lodówka świeciła pustką. W akcie desperacji otworzyła lodówkę, aby uzmysłowić mi, że my wraz z trójką naszych małych chłopców nie mamy co jeść. Potem pokazała mi wszystkie szafki – były puste. Naprawdę się martwiła.
Odpowiedziałem: „Nie wiem, co powiedzieć, ale zajmuję się tym, do czego powołał mnie Pan, więc wiem, że On zapewni nam pożywienie”. Powiedziałem jej też, że mam pokój w moim duchu. Wcześniej dwukrotnie sprawdziłem własne motywy i Ojciec dał mi pokój, więc na nim się skupiłem. Jednak Barb była matką, więc normalne, że chciała wiedzieć, co jej rodzina będzie dzisiaj jadła? Była gotowa zawierzyć pokojowi, który odczuwałem, lecz znając jej naturę mogła się zastanawiać, czy to na pewno Pan nas tam przyprowadził, czy może nie chciał, abym znalazł jakąś pracę (chociaż miałem pełno roboty w kościele)? Mogła myśleć, co jest ze mną nie tak, skoro ryzykuję swoją rodziną dla czego – dla wiary? Czy może to była tylko moja duma? Co dalej zrobimy? Każda żona czy matka zadawałaby sobie podobne pytania w trudnej sytuacji, ale Barb jednak mi zaufała.