Przekonujący i możliwy do przyjęcia przez świeckie społeczeństwo wywód.
Część 2: Co oznacza nieproporcjonalnie wysoki stosunek uszkodzeń
dr Robert A. J. Gagnon
19 maja 2009
Pod koniec części pierwszej wspomniałem o tym, że stosunek homoseksualny, podobnie jak kazirodczy, jest problematyczny z powodu nadmiernej ucieleśnionej identyczności uczestników; co więcej, te problemy z prokreacją zarówno w przypadku kazirodztwa jak i homoseksualizmu są tylko symptomami centralnego problemu nadmiernej strukturalnej identyczności.
Musimy sięgnąć dalej, ponieważ problemy z homoseksualną aktywnością nie są ograniczone do niemożliwości prokreacji. Stosunki homoseksualne ujawniają również nieproporcjonalnie wysoki współczynnik naukowo mierzalnych uszkodzeń. Te mierzalne uszkodzenia nie mogą być zawsze wyjaśnione jako zwykły efekt społecznej „homofobii”, lecz przeważnie są przypisywane brakowi prawdziwej seksualnej kompatybilności (czy komplementarnej symetrii) między osobami tej samej płci.
Jeśli ten nieproporcjonalnie wysoki współczynnik mierzalnych szkód przejawiający się w homoseksualnych relacjach jest przypisywany wyłącznie czy choćby głównie społecznej „homofobii” to powinniśmy oczekiwać, że te proporcje będą zbliżone w przypadku męskich i żeńskich homoseksualnych stosunków, tzn. powinny występować podobne proporcje w przypadku podobnych rodzajów mierzalnych szkód, niemniej tak się nie dzieje.
Homoseksualiści, mężczyźni, mają w ciągu życia nieproporcjonalnie wysoką ilość partnerów, chorób wenerycznych, nie tylko w stosunku do mężczyzn heteroseksualnych, lecz również w odniesieniu do homoseksualnych kobiet. Przyczyna tego nie jest trudna do wyobrażenia. Przeciętny mężczyzna ma 7 do 8 razy więcej głównego hormonu odpowiedzialnego za sprawy seksualne, testosteronu, niż mają kobiety. Ma to oczywisty wpływ na seksualność mężczyzn, relatywnie do kobiecej seksualności, tak więc doprowadzenie do seksualnej jedności dwóch mężczyzn nie koniecznie jest receptą na monogamię. Nawiasem mówiąc, zostało naukowo wykazane, że poliseksualny charakter męskiej seksualności jest zjawiskiem przekraczającym nie tylko ramy kulturowe, lecz również w znacznym stopniu ramy gatunkowe.
Jeśli chodzi relacje lesbijskie ograniczone badania, które posiadamy na dzień dzisiejszy wskazują na to, że u lesbijek rejestruje się nieproporcjonalnie wysoki współczynnik mierzalnych szkód jeśli chodzi o krótkoterminowe relacje seksualne i więcej przypadków chorób umysłowych towarzyszący tym relacjom, nie tylko w stosunku do heteroseksualnych mężczyzna lecz również homoseksualistów.
Te sprawy dotyczące zdrowia psychicznego kobiet nie są zaskakujące, średnio kobiety mają wyższy, w porównaniu do mężczyzn, procent problemów psychicznych oraz wyższe oczekiwania co do zaspokojenia potrzeb wartości własnej i intymności w relacji seksualnych. Mówiąc prosto:
nieudane seksualne związku nakładają większy stres na zdrowie psychiczne kobiety niż jest to u mężczyzn. Wierzę, że większość ludzi rozpoznaje to, że przeciętnie mają one większe od mężczyzn oczekiwania intymności w seksualnych relacjach. To dlatego niemal niezmiennie w małżeństwach między kobietą i mężczyzną to żony narzekają na to, że mężowie nie dzielą się zbyt często z nimi swymi wewnętrznymi uczuciami. Jak w słynnym powiedzeniu pewnego doradcy małżeńskiego: „Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus”.
W pierwszej chwili może wydawać się, że sprawa krótkoterminowych związków wydaje się nielogiczna, ponieważ kobiety ogólnie lepiej od mężczyzn dają sobie radę w monogamii (jest to prawdziwe również dla lesbijek w stosunku do gejów). Niemniej, fakt, że kobiety mają wyższe oczekiwania wobec seksualnych relacji jeśli chodzi o zaspokojenie osobistej potrzeby bezpieczeństwa, afirmacji i intymności wywołuje większe napięcia w tych relacjach. Gdy dwie kobiety znajdą się w seksualnym związku, każda ma ogromne oczekiwania wobec drugiej, stres jeszcze bardziej wzrasta i wzrasta prawdopodobieństwo rozpadu relacji.
W skrócie: nieproporcjonalnie wysoki współczynniki mierzalnych szkód towarzyszący homoseksualnym relacjom dotyczy zarówno mężczyzn jak i kobiet. Dzieje się to w różny sposób, niemniej odpowiedni do zasadniczych seksualnych różnic między nimi. Gdy dwie osoby tej samej płci znajdują się razem w związku, skrajności danej płci nie są uciszane, a luki nie są wypełniane. Na poziomie anatomicznym, fizjologicznym i psychologicznym właściwym uzupełnieniem mężczyzny jest kobieta a prawdziwym uzupełnieniem seksualnym kobiety jest mężczyzna.
Podobnie jak w przypadku praktyk homoseksualnych, zarówno kazirodztwo jak i poliamoria wykazują nieproporcjonalnie wysoki współczynnik naukowo mierzalnych szkód. Z powodu bliskich rodzinnych struktur kazirodztwo często zachodzi między dorosłym a dzieckiem, choć nie zawsze tak jest, i nie musi. Dodatkowo, jeśli zajdzie prokreacja z takiego związku, pojawia się następny problem z wysokim ryzykiem wrodzonych wad dzieci. Żaden z tych problemów nie stanowi wrodzonej szkody wyrastającej z kazirodczych związku, lecz każdy z nich obejmuje zwiększone ryzyko towarzyszące społecznemu zatwierdzeniu relacji seksualnych między krewnymi.
Poliamoria zwiększa ryzyko rozwiązłości (jeśli przez rozwiązłość rozumie się coś takiego jak „przypadki na jedną noc” zamiast długoterminowych relacji), zazdrość domową i dysonans posiadania wielu współmałżonków oraz (w tradycyjnych poligamicznych relacjach, gdy tylko jeden mężczyzna może mieć kilka żon) obalenie patriarchatu. Tak jak w kazirodztwie, zmagamy się z zwiększonym ryzykiem szkód, jeśli nie właściwymi im szkodami. Niewątpliwie są pewne relacje poligamiczne, które „działają” lepiej niż inne monogamiczne. Podobnie jak w przypadku relacji homoseksualnych, nieproporcjonalnie wysoki procent wymiernych szkód nie jest problemem per se (jakby ich brak usprawiedliwiał istnienie tych relacji), lecz jest symptomem istoty problemu.
dr Robert A.J. Gagnon jest profesorem Nowego Testamentu na Pittsburgh Theological Seminary, autorem książki: „The Bible and Homosexual Practice: Texts and Hermeneutics” (Abingdon Press) oraz współautorem: „Homosexuality and the Bible: Two Views” (Fortress Press).