David Servant
Czytając krótki przekaz historii o uzdrowieniu paralityka w Karafrnaum, wyobraźmy sobie, co musiało się dziać.
Po pierwsze: przyjaciele tego mężczyzny, gdy usłyszeli o tym, że Jezus ma być znowu w mieście, musieli zastanawiać się, co zrobić. Ktoś wymyślił, aby zabrać go do Jezusa i mógł to być równie dobrze ten chory. Jeśli nie, z pewnością musiał zgodzić się na plan przyjaciół. Wzięli więc go na nosze i skierowali się do domu, gdzie nauczał Jezus; wszyscy, cała piątka, mieli wiarę.
Gdy tam dotarli, okazało się, że drzwi i okna były zablokowane przez ludzi. Zastanawiam się, dlaczego po prostu nie zaczekali, aż Jezus wyjdzie po zakończeniu spotkania. Być może, obawiali się, że Jezus, który ogólnie był dość nieuchwytny, ulotni się również im! Zastanawiam się też, dlaczego nie spróbowali przekonywać ludzi, aby im ustąpili miejsca i przepuścili pod drzwi. Być może robili tak, lecz nikt nie chciał ustąpić z miejsca. Jeśli tak było to tylko rozpaliło ich determinację. Podejrzewam, że jeden z nich był właścicielem domu, ponieważ tylko wtedy miał prawo zniszczyć dach tego domu.
Wnieśli więc sparaliżowanego przyjaciela na dach – który był płaski – prawdopodobnie jakimiś zewnętrznymi schodami. Dach budynku był tak skonstruowany, że składał się z ubitej, utwardzonej gliny i wspieranego drewnianymi belkami. Zewnętrzna strona dachu i sufit od wewnątrz konstrukcyjnie były tym samym. Tak więc, pisze Marek, ci czterej mężczyźni musieli „zdjąć” dach, aby otworzyć (2:4). Z pewnością nie uszło to uwagi znajdujących wewnątrz. Musiało to wiązać się hałasem i sypiącą się z sufitu gliną, pył zaczął napełniać pomieszczenie. Ostatecznie przebili się i silny promień światła wpadł do środka. Ile czasu musiało zająć im rozbieranie dachu, aby zrobić otwór wystarczająco duży, żeby mógł się tam zmieść dorosły, leżący mężczyzna?
Nie wyobrażam sobie, żeby ludzie będący w środku nie wyrażali głośno swego niezadowolenia, a w szczególności z powodu sypiącego się kurzu. Ponieważ otwór znajdował się tuż nad Jezusem, zastanawiam się czy Jezus był w stanie kontynuować Swoje kazania wobec tego, co się działo nad głową. Oczywiście, biblijny zapis nie podaje, żeby Jezus krzyczał w stronę poszerzającego się otworu: „Ej, nie widzicie, że przeszkadzacie w naszym spotkaniu, napełniając nasze płuca kurzem?”. Osobiście wyobrażam sobie, że usunął się trochę stając pod ścianą z lekkim uśmiechem na twarzy, ciesząc się widokiem wiary w działaniu.
W końcu otwór w suficie był na tyle duży, że można było zobaczyć cztery zaglądające do wewnątrz twarze. Byli u celu! Znowu trochę ruchu na górze, otwór zaciemnia się i powoli spuszczają na linach sparaliżowanego mężczyznę – niełatwe zadanie, aby go nie zrzucić z noszy. Jeden błąd i mógł skończyć w jeszcze gorszym stanie!
Ostatecznie, po mniej więcej pół godzinie zamieszania, mężczyzna leżał przed Jezusem,. Jego wiara była oczywista. Jezus zapewnił go, że jego grzechy zostały przebaczone (doskonale odgrywając rolę Boga) po czym powiedział mu, aby wstał. Mógł powiedzieć: „O, tak bym chciał, ale jestem sparaliżowany”, lecz działa zgodnie ze swoją wiarą i przekonał się, że może zrobić to, co było niemożliwe.
Ależ historia! Czego możemy się nauczyć? Przede wszystkim tego: wierzący nie rezygnują. Nie rezygnuj!
Marek, podobnie jak Mateusz, pokazuje rosnące animozję faryzeuszy i uczonych w Piśmie do Jezusa, który w ogóle nie był entuzjastycznie nastawiony do ich tradycji, nie mających żadnych podstaw w Słowie Bożym. Byli oni jak stare, sztywne skórzane bukłaki – nie nadające się do trzymania prawdy, która buzuje jak fermentujące nowe wino wewnątrz tych, którzy wierzą! To sprawia, że dobrze czujemy się wewnątrz i jesteśmy szczęśliwi na zewnątrz
– – – – – – – – – – – –
Książkę D. Servanta „Pozyskujący uczniów sługa Boży” można nabyć TUTAJ