Światowość jest grzechem zgody na to, aby czyjeś pragnienia, ambicje czy sposób życia były kształtowane zgodnie ze światowymi wartościami.
W SWIECIE LECZ NIE ZE SWIATA.
W swej książce “Zawstydzeni Ewangelią” John Mac Arthur pisze:
„Światowość nawet nie jest wymieniana dziś, a jeszcze mniej rozpoznawana, czym tak naprawdę jest. Sam „świat” zaczyna brzmieć atrakcyjnie. Światowość jest grzechem zgody na to, aby czyjeś pragnienia, ambicje czy sposób życia były kształtowane zgodnie ze światowymi wartościami. „Wszystko, co jest ze świata, pożądliwość ciała, oczu i pycha życia, nie są z Ojca lecz ze świata. A świat przemija wraz z pożądliwością jego; ….(1 J2:16,17)…
A jednak mamy dziś nadzwyczajne przedstawienia kościelnych programów przeznaczonych właśnie do tego, aby zatroszczyć się o cielesne pragnienia, zmysłowe apetyty i ludzką pychę – „pożądliwość ciała, oczu i pychę życia”.
Godne uwagi jest to, że dziś jest wielu młodych wierzących, którzy przyswoili sobie etos „fajnego chrześcijaństwa” noszą krzykliwą światowość niemal jak znak honoru – oglaszajacą:
Ej, my chrześcijanie nie jesteśmy nudziarzami. Jesteśmy modni, jesteśmy fajni – „cool”.
Wierzą szczerze, że reprezentując go w taki sposób i podążając stale za pragnieniem noszenia najnowszej mody czy alternatywnych ubiorów jakie panują wśród młodzieżowych kręgów, robią Bogu przysługę. Czują, że ich światowy obraz jest żywotną częścią ich chrześcijaństwa i że mówi to wiele o nich, jako o ludziach i chrześcijanach. Tak, mają rację – mówi lecz być może niedokładnie to, co zamierzali.
Porozmawiajmy więc nieco więcej o grzechu „światowości ”. Jak już wcześniej powiedziałem, jednym z najważniejszych (choć mało uświadomionych) podejść do całego tego „fajnego” chrześcijaństwa jest ogromy wpływ jaki ma ono na samą Ewangelię, którą głosimy. Bardzo trudno jest być „cool” i równocześnie demaskować grzech jako zło czy uwydatniać świętość, sprawiedliwość i „branie krzyża” czy potępiać pożądliwość cielesną czy materialną bądź szukanie przyjemności.
W rzeczywistości kształtując „fajne” chrześcijaństwo, musimy stworzyć całkiem nowego „Jezusa”, który będzie pasował do naszego nowego obrazu, ponieważ w dzisiejszym świecie nie jest „cool” bezkompromisowość wobec grzechu czy wzywanie ludzi do pokuty. „Cool” jest synonimem mówiącym, że ktoś jest ukształtowany na wzór tego świata i według ducha tego wieku. Nie możesz być cool” jeśli nie dostosujesz się do tego, czego oczekuje od ciebie świat, a to wpływa na absolutnie wszystko (jak mówisz, jak chodzisz, jakie ubrania nosisz, jakiej muzyki słuchasz i ewentualnie jak myślisz). A jedno, co jest całkowicie pewne jeśli chodzi o bycie „cool” – to powoduje, że jest BARDZO, BARDZO TRUDNO głosić przeciwko światowości i próżności ( ponieważ jest to własnie częścią i samą istotą bycia „cool”).
Mówiąc bez ogródek, bycie „cool” jest zdecydowanie przeciwne samemu duchowi prawdziwej Ewangelii i każdemu uczuciu wyrażanemu w całej Biblii. Bycie „cool” jest subtelną pychą. „Cool” to jawna światowość. Czy Bóg jest cool? Nie! On nie może być kształtowany według popularnych (frywolnych i pysznych) oczekiwań światowego człowieka. Światowość jest wszechstronnie potępiana w całym Nowym Testamencie.
Sądzę, że wielu młodych, współczesnych chrześcijan byłoby zszokowanych wiedząc, co Biblia ma do powiedzenia na temat poddawania się kształtowaniu przez świat.
Mówiąc o prawdziwych chrześcijanach Jezus powiedział: „Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego świat was nienawidzi” (J. 15:19).
Stwierdził również: „Wy jesteście solą ziemi; jeśli sól zwietrzeje czymże ją nasolą? Na nic więcej się już nie przyda, tylko aby była precz wyrzucona i przez ludzi podeptana. Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze (Mat. 5:13-14). Zwróć uwagę na to, że Jezus powiedział: „jeśli sól straci swój smak”. Dokładnie to dzieje się gdy chrześcijanie nie korzystają już więcej z wpływu jaki ma PRAWDA, lecz raczej poddają się kształtowaniu przez świat wokół nich. „Sól” zatem stała się bezużyteczna zarówno dla Boga jak i ludzi.
Ap. Jan napisał takie ostra słowa: „Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca” (1 Jn 2:15). Podobne zdanie miał Ap.Jakub (Jk 4,4): „Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga”. Nie sądzę, aby Pismo mogło być bardziej wyraźne w tej sprawie, a Ty? Pozwólcie, że będę bardzo jednoznaczny tutaj: całe to „fajne chrześcijaństwo” jest całkowitym zaprzeczeniem prawdziwej Ewangelii. Jak już widzieliśmy, prawdziwe posłanie Ewangelii zawiera: „umrzyj dla siebie, weź swój krzyż i idź za Jezusem”, lecz ta nowa ewangelia, która jest „cool” w zasadzie mówi: „dogadzaj sobie, ciesz się wszystkim, wyglądaj fajnie, bądź fajny (cielesna pycha ludzka we wszystkim to chwała typu „patrzcie na mnie”) i przy okazji miejcie również Boga”. Prawdziwy krzyż Jezusa mówi o śmierci dla siebie, śmierci dla szumu wokół nas, śmierci pychy i „światowego cool”, śmierci dla umiłowania przyjemności bardziej niż Boga. To właśnie dlatego prawdziwe posłanie Ewangelii i prawdziwe posłanie krzyża były zawsze „głupstwem” dla cielesnego człowieka. Mówią one o czymś PRZECIWNYM niż światowości – w rzeczywistości mówią o ŚMIERCI dla świata! Czy różnica jest bardzo wyraźna? („Cool” jest przede wszystkim, inną nazwą „pychy”).
Mówiąc to wszystko, chcę wyjaśnić, że nie zostaliśmy powołani przez Boga do „oddzielenia” się od tego świata. Tutaj problemem jest DOSTOSOWANIE SIĘ do wzorców i postaw świata. Sam Jezus jadał z grzesznikami, żył i poruszał się wśród zwykłych ludzi tamtych dni, lecz nigdy nie dostosował się do ducha wieku, w którym żył. Prawdziwie „BYŁ NA ŚWIECIE, LECZ NIE ZE ŚWIATA!”. Był w samym środku tego wszystkiego, lecz nie był tego samego ducha. W rzeczywistości On rzucał duchowi tego wieku wyzwanie i wzywa nas do tego samego w naszych czasach. Lecz czy to oznacza, że wszyscy mamy ubierać się i zachowywać jak „równo zasznurowany” dziwak? Wcale nie! Lecz znajdźmy tutaj jakąś równowagę. Zapomnijmy o tym, aby wyglądać „fajnie” i zamiast tego zacznijmy się koncentrować na prawdziwym chodzeniu w Chrystusowym duchu. Bycie fajnym jest bardzo, bardzo świadomą i zamierzoną decyzją, wymaga włożenia pewnej energii i podjęcia wysiłków (przeważnie zmarnowanych). Zatem zapomnijmy o tym, aby być „cool” i zacznijmy zamiast tego szukać „głębokiego chodzenia z Bogiem”. Nasze ubrania mogą być w pewnym stopniu symbolem tego kim jesteśmy, lecz zacznijmy bardziej skupiać się na Bożych sprawach niż światowych.
Mówiliśmy wcześniej o błędzie, który obecnie zalewa kościół w imieniu „odpowiedniości” (tj. usiłowania uczynienia naszego chrześcijaństwa „odpowiednim” dla ludzi z poza kościoła czy też dopasowania chrześcijaństwa do świata). Faktem jest, że ja sam jestem gorącym zwolennikiem „dopasowania”, lecz musi to być dopasowanie, które GŁOSI ORYGINALNĄ EWANGELIĘ Z JEJ ORYGINALNYM BEZKOMPROMISOWYM PRZESŁANIEM, przy użyciu nowoczesnych środków. Innymi słowy Ewangelia musi pozostać skupiona na krzyżu; równie przekonująca i radykalna w swych wymaganiach jak to było na początku, lecz środki wykorzystywane do przekazu mogą się zmienić (choć nigdy na rzecz bycia „cool”). Wierzę, że Bóg może w potężny sposób używać muzyki, video i każdej formy przekazu (nawet świeckiej telewizji) do zdobywania „zgubionych”, jeśli będziemy współpracować z Nim, aby robić to w zalecany przez Niego sposób. Nie odrzucam również pewnej odrobiny bycia „wszystkim dla wszystkich” ( w końcu Jezus przyszedł jako ubogi głosząc ubogim). Jeśli jednak naszą motywacją do robienia tego jest, aby okazać się „cool” czy stać się kimś w rodzaju modniś/alternatywny, czy pojawić się jako brygada pn.: „Bóg jest wesoły”, to wierzę, że zaszliśmy zbyt daleko i nasze skłanianie się przed duchem tego świata znacznie zniekształci przesłanie, które niesiemy.
Mam nadzieje, że rozumiesz to, że ja nie jestem za jakiegoś rodzaju prostym, klasztorny, pozbawionym radości chrześcijaństwem czy też do powrotu do dni konformistycznego konserwatyzmu w kościele.
To, za czym obstaję to żywe, ogniste zespoły PRAWDZIWEJ NOWOTESTAMENTOWEJ WIARY – unowocześnione stosownie do XXI wieku, lecz pełne istoty wszystkiego, co sprawiało, że pierwszy kościół był tym, czym był. Wydaje się, że jedynym sposobem w jaki wpłyniemy na obecne pokolenia to: życiodajna moc krzyża Jezusa Chrystusa.
Wierzę w chrześcijaństwo, które jest naprawdę „uwalniające” a jednak całkowicie skromne, praktyczne (a nie „ciuchowo-fajne” czy „imprezowo- zabawne”).
To zdeterminowana, żelazna wiara – prawdziwie „na świecie, lecz nie ze świata” – zdobywająca ludzi na ulicach i niesamowicie uwielbiająca Boga.
Prawdopodobnie obecnie, bardziej niż kiedykolwiek w historii, występuje ogromna potrzeba poszukującego, przekonującego do ‘pokuty’ kaznodziejstwa w naszych kościołach. Letni kościół dramatycznie potrzebuje czegoś dobrego – kaznodziejstwa w starym stylu na temat „grzechu, sprawiedliwości i sądu” (J 16:8). Nie wierzę w to, że Bóg chce mieszkać razem z kościołem pełnym kompromisu i umiłowania dla przyjemności. Wyraźnie widać, że dzisiejsi chrześcijanie powinni trwać na kolanach, błagając Boga o przebaczenie, a nie imprezować na wolności.
Podsumowując ten rozdział, chciałbym przyjrzeć się prostemu pytaniu, którego jeszcze nie przeanalizowaliśmy dogłębnie: Skąd dokładnie pochodzi koncepcja, że chrześcijaństwo powinno być sprzedawane jako „radosna” zabawa, a Bóg przedstawiany jako „fajny szef”? Co takiego wydarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu lat, że tak wielu młodzieżowych liderów zawstydziło się prawdziwą, nawołującą do pokuty z grzechów, historyczną Ewangelią? (A w wielu przypadkach słowo „zawstydzenie” nie jest przesadne). Z mojego punktu widzenia jest faktem, że diabeł i świat, potyczka za potyczką „okładał” kościół przez ostatnie 30 lat . (z kilku krótkimi akcjami wstępnymi, takimi jak ruch „Jezus” na początku lat ’70-tych).
Wpływy kościoła na dzisiejszy świat zachodni jest tylko częścią tego, co było na początku lat ’60-tych i wcześniej (choć należy wspomnieć, że Zachodnie społeczeństwo jak i kościół tego okresu były przeważnie konserwatywne) i ciągle spadają. Jest to jeden z głównych faktów, który dostrzegamy wśród dzisiejszej młodzieży. Tak długo przegrywaliśmy, że podświadome podejście może mówić nam: „jeśli nie możesz wroga pokonać to przyłącz się do niego”. Innymi słowy, więcej możesz zyskać odrzucając twoje historyczne posłanie (choć udowodnione i pełne mocy) i stać się jak świat (a nawet jeszcze „fajniejszy” – jeśli to możliwe) i w ten sposób przyciągać wielu. Nie wiem czy kiedykolwiek słyszałem bardziej samo-destrukcyjne podejście.
Dla mnie wydaje się bardzo widoczne to, że kościół przejmował coraz więcej i więcej światowych wartości, etosu i metodologii przez ostatnie dwadzieścia lat, aż do takiego stanu, że płycizna i pobłażanie samemu sobie osiągnęły rozmiary epidemii w wielu aspektach życia kościoła. Wynaleźliśmy na własny użytek bezpieczne, wygodne i poręczne chrześcijaństwo, które niemal w niczym nie przypomina odważnej, pełnej poświęcenia siebie wiary Nowego Testamentu. Rzeczywiście staliśmy się obrazem kościoła laodycejskiego, który tak zdecydowanie został zgromiony przez Jezusa w Objawieniu Jana; kościoła, który został przez Pana opisany jako „pożałowania godzien nędzarz, biedak, goły i ślepy” (3:17). Chory, egoistyczny i letni kościele – czy nie obchodzi cię to, że Bóg obiecał „wypluć” cię ze Swoich ust?
Kompromis, łatwizna i apatia są teraz na porządku dziennym w wielu dziedzinach chrześcijaństwa. (pomijając „pozytywne” rozmowy o tym, jak cudowne i „błogosławione” jest wszystko w naszych kościołach). W rzeczywistości należało by powiedzieć, że nasza „ewangelia” często wydaje się bardziej przypominać jedną z tych telewizyjnych maszyn reklamowych (wszyscy uśmiechnięci wśród błyskotliwych rozmów), niż historyczne posłanie o pokucie i wierze. Lecz kogo jeszcze obchodzi PRAWDA, skoro tylko zyskujemy FREKWENCJĘ – prawda??
Jak John MacArthur elokwentnie stwierdza, wydaje się, że „burleska szybko staje się liturgią w pragmatycznym kościele”. Z pewnością wiemy jak zrobić w tych czasach dobry „show” dla siebie, czyż nie? I wielu z nas jest widocznie zadowolonych po prostu z siedzenia i zabawiania się na śmierć.
Jestem zdecydowanie przekonany, że jeśli nie wydarzy się coś drastycznego, przyszłość prawdziwego, szczerego chrześcijaństwa jest w wielkim niebezpieczeństwie, nawet w okresie najbliższych 30 lat. Sprawy zaszły znacznie dalej (a raczej niżej) niż większość chrześcijan zdaje sobie sprawę. Istotne, przenikające podstawowe prawdy Ewangelii są obecnie nieustannie niszczone i pozbawiane ważności przez chrześcijaństwo, które staje się z roku na rok coraz bardziej i bardziej cielesne. i dopóki nasze uszy są łechtane, wydaje się, że wielu z nas nie chce o tym wiedzieć. Przyjaciele, kiedy słudzy Boży powstaną i zawołają:
DOSYC!