John Fenn
Przed wyjazdem Chrisa na Warsztaty Terapii Zajęciowej (trwające cały tydzień) po pobycie w domu zawsze jemy w restauracji. Czasem zamawiamy i zabieramy do samochodu tylko hamburgera zabieranego, którego zjadamy stojąc w oczekiwaniu na przejazd pociągu, czasem wchodzimy do środka i siadamy na dłużej. Zdarzyło się, że chciałem zajść do Brauma (lokalna sieć z hamburgerami i lodami), ponieważ Chris miał ochotę na kurczaka i szeika z czekoladowego mleka.
Lubi zajmować miejsce przy narożnym stoliku, ponieważ łatwo mu tam wjechać wózkiem inwalidzkim i jest dobry widok na ludzi składających z samochodów w okienku na zewnątrz zamówienia. Chris ma 37 lat lecz z powodu uszkodzenia mózgu przy porodzie, owinięcia się pępowiny wokół szyi, jest na poziomie 4 letniego dziecka. Jest więc najbardziej przyjaznym 4 latkiem w 37 letnim ciele, jakiego kiedykolwiek mógłbyś spotkać, dla którego nie istnieją obcy. Nieustannie wylewają się z niego komentarze na temat samochodów, pociągów, ludzi, psów, wszystkiego i wszystkich, cokolwiek znajdzie się na naszej drodze.
Siedliśmy w tym rogu i spekulowali, co też ludzie podjeżdżający w samochodach do okienka zamawiają, gdzie jadą itd. W pewnym momencie usłyszałem na tle całego wewnętrznego zamieszania dochodzący jakby z oddali sygnał alarmu samochodowego wyjący na parkingu. Wydawało mi się, że jak zwykle to bywa się wyłączy po 30 sekundach, lecz ten nie wyłączał się. Musiał to być jeden z tych, które trąbi co 1.5 sekundy. Ponieważ odzywał się z zewnątrz wydawało mi się, że słychać go jakby w tle.
W miarę jak alarm nieustannie funkcjonował pomyślałem sobie: „Prawdopodobnie jakieś starsze małżeństwo mające problemy ze słuchem, czy coś takiego, nie wie, że to ich samochód alarmuje. Powinienem się rozejrzeć, do kogo może należeć”. Przeleciałem wzrokiem salę i okazało się, że byłem najmłodszym, poza Chrisem, konsumentem na sali. Wtedy Chris zapytał o coś, o kolejny samochód przy okienku, zastanawialiśmy się co zamawiają, dokąd jadą, jakim to samochodem jadą – w tle cały czas słychać było wycie alarmu. Pomyślałem sobie, że muszę znaleźć tą starsza osobę i powiedzieć o tym.
W tym momencie wyciągnąłem szyję na tyle, żeby przyjrzeć się parkingowi, aby znaleźć miejsce, gdzie stoi samochód robiący tą wrzawę i okazało się, że był to mój! To ja byłem tym starym prykiem, nie mającym pojęcia, że wyjący alarm odzywa się z jego samochodu. Szybko wsunąłem rękę do kieszeni, gdzie nawet z zewnątrz dało się wyczuć breloczek z kluczem do samochodu i kilka monet, które dostałem reszty. Gdy usiadłem, kieszeń zacisnęła się i monety przyciskały alarmowy przycisk – cały czas to ja sam robiłem!
Irytujący 'samochodowy alarm” Ducha Świętego.
Dzięki Chrystusowi w nas, nadziei chwały, Pan stara się, abyśmy wzrastali od wewnątrz. Jego głos jest jak uruchomiony alarm samochodowy, jakiś hałas odzywający się z dala, wypływając z naszego duchowego człowieka ku naszemu umysłowi, brzmiący jak sugestia – delikatny, łagodny jak myśl z jasnego nieba, niemniej zawsze obecny aż do chwili, gdy odsuniemy ten głos tak daleko do tyłu, zdeterminowani, aby słyszeć inne, albo zajmiemy się sprawą, którą On przynosi.
Czy nie zwróciłeś już uwagi na to, że, powiedzmy, gdy masz bardzo pilny rachunek do zapłacenia, Pan zwraca ci w sercu uwagę na jakąś siostrę czy brata? Jeśli jesteś do mnie podobny myślisz: „W porządku, Panie, wiem, że mam ich kochać, lecz czy nie moglibyśmy zamiast tego porozmawiać o tym rachunku?”
Przeżyliśmy to już przed pojęciem decyzji o uwierzeniu Jezusowi – pamiętacie? Gdy usłyszałeś o Jezusie, nie byłeś w stanie pozbyć się tej myśli, a pytanie o to, co „z Nim zrobić” zawsze gdzieś w tle brzmiało. Bez względu na to, jak bardzo byłeś zajęty, zawsze gdy umysł przełączał się na funkcję „wyciszenia” to pytanie pojawiało się w świadomości. Pan tak działa. To jest Jego wewnętrzny „alarm samochodowy” w każdym nas aż do chwili, gdy wyłączymy go, bądź zdecydujemy się słuchać Go wejść w to, co On ma dla nas.
Jest taka pieśń Margaret Becker z albumy wydanego „Falling Forward” w 1998 roku pt „Clay and Water” („Glina i woda”). Jest tam taki tekst: „Jestem gliną, jestem wodą, padającą na przód w tym porządku, kiedy świat wiruje wokół szybko, ja pomału staję się tym, kim jestem. Wszystko ciągle się zmienia, koła zawsze się kręcą. Czuję ten ogień zmiany, lecz jakoś nie parzy. Jak pobłogosławiony żebrak, potykam się w łasce, sięgając dłonią po to, co czeka…” („I am clay and I am water, falling forward in this order, while the world spins round so fast, slowly I’m becoming who I am. Nothing ever stays the same, the wheel will always turn. I feel the fire in the change, but somehow it doesn’t burn. Like a beggar blessed, I stumble in the grace, reaching out my hand for what awaits…”).
Możesz potykać się, lecz jeśli serce jest zdecydowane, to w wyniku procesu trwającego całe życie stajesz się tym, kim jesteś. Jego sąd, Jego sprawiedliwość nie parzy, jeśli szybko radzimy sobie ze sprawami serca.
Istota
Wielu z nas to dobrze zaprawieni obywatele, którzy żyją na tyle długo, że byli świadkami różnych charyzmatycznych i ewangelicznych wzlotów i upadków, zaczynając od odpadnięcia od łaski ulubionych usługujących aż po dziwaczne doktryny i kościelne podskoki. Mieliśmy okazję poznać ludzi, którym wydawało się, że są Duchem Świętym, mających potrzebę wskazywania wszystkim na każdy błąd i grzech, którzy nigdy nie skierowali oskarżającego palca w swoją stronę. Widzieliśmy to wszystko bądź większość. Zaprawieni obywatele mają za sobą dość czasu (i 'przebiegu’), aby na tej drodze co najmniej skosztować nieco niezrównoważenia, czy może nawet być jego częścią, zanim Pan sprowadził ich z powrotem do równowagi.
W pewnym momencie większość zdała sobie sprawę z tego, że to tylko „głupoty”, niedojrzałość, rzeczy rozpraszające i nie mające w sobie nic wspólnego z Chrystusem, że jest to po prostu zwykła duchowa krzątanina udająca duchowy wzrost i dojrzałość. Początkowo są zaskoczeni brakiem zainteresowania najnowszym „wylaniem” czy debatami, których zakres sięga od płaskiej ziemi do porwania przed uciskiem – oraz wszystko, co pośrodku – i dziwią się, co jest z nimi nie tak. Kiedyś wskakiwali tam, gdzie była najgłośniejsza, najbardziej spektakularna ekipa, a teraz chcą czegoś rzeczywistego. Chcą rzeczywiście poznać Boga – nic innego nie satysfakcjonuje. Chcą widzieć jak wpływa na nich sprawiedliwość, chcą poznać drogi sprawiedliwości. „Zmądrzeli” i zdali sobie sprawę z istoty tego, czego faktycznie szukają – chcą poznać Ojca i Pana Jezusa. Chcą społeczności z Duchem Świętym, chcą wzrastać w miłości, radości, pokoju, cierpliwości, dobroci, uprzejmości, dobroci i wierności, moralnej doskonałości i braterskiej miłości – agape. Chcą być doskonali, tacy, którym niczego nie brakuje w Chrystusie. Chcą ważnego duchowego życia, prawdziwych przyjaciół, a nie takich, którzy pozbędą się ich, jeśli zmienią kościół, czy zdarzy im się ich urazić raz czy dwa.
Zmierzasz w jednym z tych kierunków – tylko w którym?
„A na tym polega sąd, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo ich uczynki były złe. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światłości, aby nie ujawniono jego uczynków. Lecz kto postępuje zgodnie z prawdą, dąży do światłości, aby wyszło na jaw, że uczynki jego dokonane są w Bogu” (J 3:19-21).
Być takim samym, nie zmieniać się, oznacza trwać w ciemności. Ruszaj do przodu, biegnij do sądu, ku światłu.
Stań się tym, kim jesteś – na tym zakończę
Od lat kształtowania mojej osobowości serce utwierdzane było w poszukiwaniu przede wszystkim i najusilniej sprawiedliwości. Czasami działo się to dzięki takim rzeczom jak album Nancy Honeytree’s 'Evergreen’ z 1975 roku, który mam na telefonie i komputerze do dziś, i czego słucham regularnie. Tekst „Searchlight” („Reflektor poszukiwawczy”) zawiera takie słowa: „Reflektorze, skieruj swój strumień na mnie, gdy jestem nie taka, jak wydaje się być. Gdy ciemność skrada się, włącz światło na mój grzech. O, reflektorze, zwróć strumień na mnie. Jezu, gdy zakończy się życie i wezwiesz mnie przed swój tron, jak bardzo chcę usłyszeć w dniu zmartwychwstania: dobrze zrobione, moje dziecko, dobrze zrobione! Zapraszam do domu, dziecko”.
Drogi sprawiedliwości to pewien proces i najlepiej sprzyja mu patrzenie na niego z długoterminowej perspektywy. Ojciec i Pan zainwestowali w nas na wieczność. W Liście do Efezjan (2:7) czytamy, że on będzie okazywał nam Swoją łaskę i dobroć w Chrystusie „w nadchodzących wiekach”. Rozpraw się ze sprawami, na które On wskazuje ci wewnątrz, popraw, naucz się czegoś na tym błędzie i idź do przodu. Nie zatrzymuj procesu tarzając się w błocie. Zgadzaj się na działanie dróg sprawiedliwości w tobie na swój sposób. Ustal, że wzrastanie w Nim jest twoim głównym celem, więc dostosuj emocje, decyzje, zachowania do tego, jak On chce, żebyś myślał czuł, i czynił. Nagrodą za sprawiedliwość jest pokój. Ahhhh.
Drogi sprawiedliwości_6
Następnym razem nowy temat,
mnóstwo błogosławieństw
John Fenn
email me at: cwowi@aol.com