Stan Tyra
5 lipca 2018
W naszej zachodniej kulturze nie lubimy mówić o własnych uczuciach, chyba że na jakimś płytkim, powierzchownym poziomie. Unikamy rozmawiania o polityce i religii, ponieważ to gorące tematy, więc gadamy o pogodzie.
W religii jest bardzo podobnie. Pozwólcie, że korzystając metaforycznie z miejsca najświętszego Mojżesza, spróbuję to opisać. Nie potrafimy mówić o tym, co jest w Miejscu Najświętszym, ponieważ brak nam odpowiedniego języka. Najlepiej oddaje się to poprzez „głębina przyzywa głębinę” czy „niewysłowione westchnienia”. Jeśli spróbujemy i mówimy o tym, co się dzieje w „Świętym Miejscu”to zazwyczaj jest to krytykowane i przez większość niezrozumiane. Może chodzić o chrzest Duchem Świętym, dary, „nadnaturalne” rzeczy, pięcioraką służbę itd. Większość kościoła, albo zaprzecza tym rzeczom, albo nie rozumie, pompując je i wynosząc do totemów „Miejsca Najświętszego”, dlatego też rozmawiamy o tym, co znajduje się na „dziedzińcu zewnętrznym” – obmywaniach, ofiarach, kto jest w środku, komu nie wolno, o ciemności i światłości (ponieważ nie było zadaszenia nad zewnętrznym dziedzińcem, więc oczywiście, o „pogodzie”).
Jeśli religia nie ma na tyle pokory, aby uznać to, czego nie wie, czego nie jest w stanie w pełni opisać to mówi dużo o zewnętrznych rzeczach a jej język kończy na sprawiedliwości własnej, zadowoleniu z siebie, głupocie i zabobonach. Niedojrzała religia nienawidzi metaforycznego i paradoksalnego języka, ponieważ nie jest w stanie, z powodu swej konstrukcji, zbudować na nich absolutnych wniosków, bez względu na to, jak bardzo by się starała. Metafora wskazuje, lecz nigdy nie mówi ci, co masz widzieć. Paradoks pozwala ci dotrzeć do jakiegoś miejsca tylko po to, aby powiedzieć, że nie jest to miejsce, w którym powinieneś być. „Słyszeliście, że powiedziano… a ja wam powiadam…”
Osobiście czuję się czasami przymuszony do wyjaśniania rzeczy, których nie da się wyjaśnić, nawet gdyby to było możliwe – korzystać ze słów, aby usunąć tajemnicę. Dać odpowiedzi, aby usunąć pytania. Przedstawić fakty o tym, czego w pełni nie można wiedzieć oraz „mówić o tym, czego nie powinienem powiedzieć nikomu”. Nie lubimy tego, że to, co pochodzi z „Miejsca Najświętszego” może być wyłącznie doświadczone czy uświadomione, po czym, gdy chcesz o tym mówić, staje się oczywiste, że widzimy jak „w zamglonym zwierciadle” (1KOr 13:12). Nie czujemy się wygodnie, gdy „Święty, Święty, Święty” to nasze jedyne słowa wyjaśnienia, a nie chcemy usłyszeć: „idź i nie mów o tym nikomu”.
Tak więc, zbudowaliśmy sobie podwójny język, który pozwala nam mówić o ogniach i męczarniach bądź o dzieciach Gerbera ze skrzydełkami, ulicami ze złota i miejscami do zamieszkania. Daje nam to co najmniej poczucie pewności i ostateczności co do tego, co nazywamy „rzeczami najważniejszymi”.
Zwróć uwagę,ze Jezus nie przejmował się zbytnia pewnością, wiedział, że będzie interpretowany na trzydzieści tysięcy sposobów. Oczywiście, mam pełną świadomość tego, że z tego wszystkiego to ty „masz rację”, co powinno być rozśmieszające nawet dla tych najbardziej zadowolonych z siebie. Wygląda na to, że uwielbiał paralele, paradoksy, tajemnice i niewiedzę. Kurcze, ukryj i szukaj jest ulubioną zabawą.
Dobrze zrobimy jeśli będziemy pamiętać o tym, że to ubóstwo w duchu i poznaniu, są naprawdę dobrymi miejscami i jedyną drogą do odziedziczenia Królestwa (które, tak przy okazji, nie jest tą naszą tradycyjną wersją Królestwa). Jezus NIGDY nie powiedział: „musisz mieć rację” czy choćby to, że to jest ważne, lecz sporo mówił o pokorze i wierze. Najwyraźniej był całkowicie gotowy być niezrozumianym czy nierozumianym na wiele sposobów, bądź po prostu napisał Ewangelie dla siebie i zostawił te głupie historie, żeby wymienić tylko kilka, o naturze, rolnictwie i dwóch synach. Mógł usunąć te wszystkie tajemnice i paradoksy i po prostu zostawić nam fakty i wnioski, abyśmy mieli rację.
Myślę, że nigdy nie było to Jego celem.
6 lipca 2018
Biblia w całości pokazuje wspaniałą równowagę miedzy wiedzą, a niewiedzą, między używaniem słów, a pokorą ich nieużywania. W przeciwieństwie do tego „kościelnictwo” musi wypowiadać się z pewnością i absolutem, ponieważ bez twierdzeń prawd totalnych brakuje mu poczucia bezpieczeństwa, staje się kruchy i zagrożony.
Na początek, gdy zaczynamy jako niedojrzali, potrzebujemy jednak pewnego rodzaju przeświadczenia, przekonania. Ciekawe jest to, że „tajemnica”, „mistyczność” i „mętne dźwięki” to wyrazy pochodzące od jednego greckiego „muein”, który znaczy tyle co: „zamilcz lub zamknij usta”. Ponieważ nie korzystamy z tego, zostaliśmy zamknięci w niedojrzałych absolutach i niezdolni do budowania jakichkolwiek mostów z innymi. Dowiedliśmy tego, co chcemy na podstawie jednego wersu, zniekształcając rzeczywistość tak, aby pasowała do egoistycznego gustu/upodobania. Wielu „tak zwanych” oświeconych ludzi zwyczajnie zamieniła jeden zestaw absolutów na inny zestaw absolutów i określiła siebie jako mistyków. To, ze zmieniły się twoje słowa, nie znaczy, że ty się zmieniłeś.
Najlepszym biblijnym sposobem na nazwanie zarówno wiedzy jak i niewiedzy jest ciemność i światłość – jedno i drugie konieczne jest do ukształtowania wyższej świadomości, zwanej wiarą. Niestety, zwykle jesteśmy w ramach zachodniego kościoła potępiani za niewiedzę, a więc przyjęliśmy bardzo gniewną i obronną postawę.
Musimy pamiętać o tym, że gdy Bóg oddzielił ciemność od światłości, nie nazwał tego „dobrym” i my również nie powinniśmy. Jezus powiedział: „Jedynie Bóg jest dobry”. Pamiętajmy również, że imię „Lucyfer” oznacza „Niosący Światło”, a myśleć o sobie jako o czystym świetle jest zawsze demoniczne! O, mój Boże! Z pewnością rzuca to świętą krowę na ołtarz. Wygląda na to, że bardziej wolimy rzucać w ogień ludzi, niż nasze bałwany.