Stan Tyra
01.08.2018
Pierwsze nauczanie Jezusa zaczyna się w taki sposób: „Błogosławieni ubodzy w duchu, ponieważ do nich należy Królestwo Boże” (Mt 5:3).
Święty Augustyn powiedział: „Wielu należy do kościoła, który nie należy do Boga i wielu należy do Boga, który nie należy do kościoła”. O ile rozumiemy, że wszystko należy do Boga to istota jest tutaj dobrze oddana. W ramach naszego grupowego egocentryzmu pomyliliśmy kościół z Królestwem. Królestwo to nie miejsce, to pewne perspektywa, i to perspektywa Boża. Faktem jest, że Jezus ostrzegał przed twierdzeniem, że Królestwo jest „tutaj” czy „tam” (Mt 24:23).
Najtwardsze słowa Jezus kierował ku hipokrytom, a w następnej kolejności ku ludziom, którzy szczególnie troszczyli się o majętności. Mówi o tym, że władza, prestiż i posiadłości to są te trzy rzeczy, które powstrzymują przed rozpoznaniem i przyjęciem Królestwa.
To, że do ubogich należy Królestwo oznacza tych, którzy nie mają czego strzec. Ani obrazu samych siebie, ani reputacji, posiadłości, teologii, moralnego wysokiego gruntu, ani swej pewności. Tylko ci, którzy nie mają czego strzec mogą wierzyć, że są kochani tacy, jacy są.
Ci, którzy swoje życie spędzili na wspinaniu się po duchowej drabinie ciężko znoszą tą prawdę, ponieważ prawda nie znajduje się na szczycie tej drabiny, lecz u jej dołu. Wydaje się, że gdy mówię o tym do „dobrych chrześcijan” to reagują z oburzeniem. Za to Jezus został nazwany diabłem.
Jestem przekonany o tym, że tak bardzo byliśmy zajęci czczeniem posłańca, że całkowicie zignorowaliśmy przesłanie. Duchowość nie jest piramidą, jest kręgiem. To dlatego religia jest pozbawiona prawdy i dlatego właśnie autentyczna społeczność rzadko się zdarza. Ewangelia jest dobrą nowiną tylko dla ubogich, nigdy dla tych, którzy mają wiele do obrony (Łk 4:18).
2 sierpnia o 06:07
Nie jesteś w stanie intelektualnie postanowić, aby się nawrócić czy zostać przebudzonym, jest to coś, co dzieje się w tobie. W jednej chwili śpisz w pustynnym miejscu, które wydaje ci się pozbawione obecności Boga, a w następnej budzisz się, o mój Boże, ze świadomością tego, że Bóg zawsze był w tym nieoczekiwanym miejscu, a ty nawet nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Duchowych problemów nie da się rozwiązać przy pomocy intelektualnych rozważań. Możemy żyć wyłącznie z otwartymi rękoma i chętnym sercem, ćwiczyć i przygotowywać się w sztuce odpuszczania i mówienia „tak” temu, czego nie rozumiemy.
Stan Tyra
3 sierpnia o 07:54
Religia i świat były przez większość historii tak zjednoczone, że niewiele nas to kosztowało, o ile w ogóle, aby ogłaszać się „chrześcijaninem”. Po prostu powtórz za mną, podpisz tą kartkę i jazda! Presto!!! Jesteś narodzonym na nowo wierzącym!! Konsekwencje są takie, że nie budujemy swego życia na nowej rzeczywistości, lecz na tym samym starym systemie wierzeń, dyscypliny, siły woli, decyzji, władzy, prestiżu i posiadłościach. Nie pozwalamy na to, aby nasza podróż otwierała nas od wewnątrz, zatem podjęliśmy decyzję i powiedzieli: „Jeśli to jest prawdą (że Jezus jest w moim sercu), muszę doprowadzić do tego, że będzie się to przejawiać na zewnątrz”. Powinno być dla nas jasne, że ta uboga teologia jest nieskuteczna i jedyne czego uczy to ukrywania się i lepszego zabezpieczenia.
Nazbyt długo już prawdziwą religią kościoła jest Kościół. Nie poznałem nigdy nikogo, kto by został wyrzucony z kościoła za to, że nie troszczy się o innych, ale za złamanie jakiejś reguły, bądź przeżycie czegoś, co wychodzi poza przyjęte rytuały, tak. A chodzi o to: „zobaczcie, nie chcecie być tacy!”
Myślę, że większość głęboko zakorzenionych ludzi chodzących do kościoła (którym z pewnością nie jestem przeciwny), byłoby całkiem zniechęconych czytając 25 rozdział Ewangelii Mateusza nie znajdując żadnego miejsca, gdzie wymieniona byłaby lista ich ważnych duchowych osiągnięć, a całkowicie pominięte to, co powtarza się czterokrotnie: „Czy rozpoznałeś Chrystusa w najmniejszym z nich?” Nie tych największych, lecz tych najgorszych?
Podstawą od której musimy zacząć jest to, aby odkryć w sobie coś, co wymaga MNÓSTWO miłosierdzia, stałego przebaczania i całkiem całej masy współczucia. Wyłącznie takie odkrycie upoważni ciebie do tego, abyś właśnie to mógł oferować innym. Pamiętaj o tym, że wyłącznie ci, którzy otrzymali wiele przebaczenia są w stanie kochać bardzo.
Najpierw musimy nauczyć się obejmować trędowatego w sobie. Aby móc obejmować trędowatego poza nami, musimy najpierw nauczyć się obejmować trędowatego w sobie. Gdy już raz dotkniesz tego w sobie, nigdy więcej nie będziesz obawiał się dotykać tego, który stoi przed tobą.
04 sierpnia 2018
Osobiście nie wydaje mi się, żeby Jezus miał na myśli doskonały świat wiecznej szczęśliwości, przynajmniej nie jest to oczywiste na podstawie Nowego Testamentu. Zamiast tego, Jezus dał nam proces, sposób na słyszenie, widzenie i jedność, która uzdalnia nas do tego, aby spoglądać poza widzialny stan tego świata i iść przez wiarę ku prawdzie. Jedynym sposobem na to, aby być „rzeczywiście wolnym” to żyć nie pozwalając sobie na zrobienie bałwana z jakiegokolwiek systemu. Jest to ten jedyny rodzaj wolności, który sprawia, że możliwa jest miłość zarówno widoczna i autentyczna, jak i obejmująca społeczność.
Funkcjonujemy w społeczeństwie, które ogromną wagę przywiązuje do zewnętrznego powodzenia i ważności, co zapewnia nam oraz innym to, że jesteśmy cenni i ważni, i jest to przyczyna tego, że mamy problemy z dostrzeżeniem naszej wartości wewnątrz. To dlatego tak szybko wskazuje się na upadek i tak łatwo przytakuje powodzeniu.
Szczęście jest sprawą wewnętrznej pracy i jak tylko znajdujemy je gdzieś na zewnątrz, szybko następuje rozczarowanie bądź okazuje się, że nie jest tak spełniające jak tego oczekiwaliśmy. W takim razie szukamy „wyższego” czy większego doświadczenia, co umieszcza nas na spirali zmierzającej do coraz większego uzależnienia, nawet od tego, co nazywamy „duchowością”.
Więcej mądrości czerpie się z przeżycia i właściwego podejścia do upadku, bólu i cierpienia niż przyklaskiwanego powodzenia. Nie zostawiliśmy wewnętrznego miejsca na pokorę, dzięki której nabiera się umiejętności znoszenia życia, paradoksów, sprzeczności i zamieniania tego na mądrość. Stąd zarówno świat jak i kościół wydali mnóstwo ludzi „sukcesu”, lecz niewielu mędrców..
Jeśli o naszym podejściu do życia decyduje zewnętrzy sukces, nie rozwija się wewnętrzne miejsce na miłość, współczucie czy przebaczenie. Skutek jest taki, że zamieniamy ludzi na produkt konsumpcyjny i oceniamy ich według tego, jak dobrze potrafią cenić i wywyższyć nas. Fakt, że się zgadzają z moimi wnioskami sprawia, że są bardzo wartościowi dla mojego ego. Nawet Bóg stał się takim konsumpcyjnym produktem, który, kosztem przemiany naszego serca, służy zaspokojeniu naszego ego. Zawsze, gdy ogłaszamy, że „zaprosiłem Jezusa do mego serca” jako własne osiągnięcie „JA” pozostaje w centrum mojej własnej ewangelii. Jest bałwochwalstwo bo Bóg staje się kolejną posiadłością „Mojego” ego, a nie „przyjacielem, który jest bliższy niż brat”.