Bo Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające do rozdzielenia ducha i duszy, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca; i nie ma stworzenia, które by się mogło ukryć przed nim, przeciwnie, wszystko jest obnażone i odsłonięte przed oczami tego, przed którym musimy zdać sprawę.
Hebr. 4.12,13.
Jedną ze znaczących przyczyn, wśród których upatrywałbym słabości i powierzchowności naszego dzisiejszego chrześcijaństwa jest „mieszanie”ducha i duszy. Jeżeli „ciało pożąda przeciw Duchowi, a Duch przeciwciału, a te są sobie przeciwne” (Gal. 5.17) to niezwykle ważną rzeczą jest wyraźne rozdzielenie pomiędzy naszym nowo narodzonym duchem, a duszą, która jest bardziej związana z ciałem, przeciwnikiem Ducha. Nowonarodzony duch w człowieku gorąco pragnie nieustannego przebywania w Jego chwale, dąży do wypełniania woli Bożej i stałej z Nim społeczności, podczas gdy ciało (z duszą) wcale się tam nie spieszy.
Jest przecież oczywistym faktem w naszym naturalnym świecie, że dwie drużyny sportowe walczące ze sobą, muszą się różnić między sobą, tym bardziej oczywiste jest, że dwie czy więcej walczących ze sobą na śmierć i życie armii, muszą mieć różne i łatwe do rozpoznania mundury.
Jeżeli więc ciało (dusza) i duch (Duch) są sobie przeciwne, to musisz mieć wyraźne rozeznanie tego, co jest czym. Każdy z przeciwników musi mieć na sobie inny „mundur”, według którego będzie można łatwo – na tzw. „pierwszy rzut oka” – rozróżnić, który z nich i czego żąda. Takim „mundurem” Ducha jest Słowo Boże, w które zostaje „przyobleczony” nasz duch – „przyobleczcie się w Chrystusa” (a imię Jego brzmi: Słowo Boże). Właśnie miecz – Słowo Boże, o którym mowa w liście do Hebrajczyków jest
zarówno główną pomocą w rozpoznawaniu mundurów walczących ze sobą stron, jak i samym mundurem. Wydaje się, że dziś chrześcijanie używają raczej policyjnej pałki; miękkiej, z każdej strony zaokrąglonej i do tego jeszcze zbyt krótkiej. Takie urządzenie z pewnością nie przypomina ostrego miecza obosiecznego, tym bardziej więc czegoś, co jest ostrzejsze i skuteczne bardziej niż taki miecz.
Łatwość z jaką ulegamy kompromisom, czyli pożądliwościom duszy jest, z jednej strony, wynikiem nieumiejętności posługiwania się mieczem, który, jako zabytkowe narzędzie walki, jest bardzo niewygodny (ciężki, długi i do tego właśnie ostry – można się przy samym noszeniu pokaleczyć), z drugiej zaś strony, jest bardzo skutecznie pobudzana hasłami o wolności, demokracji i, chyba najczęściej powtarzanym argumentem o tzw. tolerancji. Biblia nie zna takich słów i nie są one w żaden sposób zawarte w Bożym słowniku. Możemy prześledzić do czego taka tolerancja prowadzi na podstawie kilku postaci biblijnych.
Pierwszą z nich niech będzie najmądrzejszy z ludzi – Salomon. Otóż, gdyby Izraelitom zachciało się mieć króla, to przyszłemu królowi Izraelskiemu Pan dał takie zalecenia:
Tylko niech nie trzyma sobie wiele koni i niech nie prowadzi ludu z powrotem do Egiptu, aby mnożyć sobie konie, gdyż Pan powiedział do was: Nie wracajcie już nigdy na tę drogę. Niech też nie bierze sobie wiele żon, aby nie odstąpiło jego serce. Także srebra i złota niech wiele nie gromadzi. A gdy zasiądzie na swoim królewskim tronie, niech sporządzi sobie na zwoju odpis tego Prawa od kapłanów. Lewitów i będzie go miał u siebie, i będzie go czytał przez wszystkie dni swojego życia, aby nauczyć się bojaźni Pańskiej, przestrzegania wszystkich słów tego Prawa i spełniania tych wszystkich przepisów.
VMoj,17.17-20.
Można się spodziewać, że prorok Natan dopilnował tego, aby to Prawo było dla króla dostępne, jak nakazał Pan. Prawdopodobnie w czasie przygotowań do budowy świątyni spodobało się Salomonowi, zbieranie złota i srebra tak, że jako król:
doprowadził do tego, że srebra i złota było w Jeruzalemie jak kamieni, a cedrów co do ilości tyle, co
sykomor w Szefeli.
2 Krn. 1.15.
dopiero w późniejszym czasie postanowił zbudować imieniu Pana świątynię
2 Krn. 1.18.
ale Król nie poprzestał na zbieraniu bogactwa:
handlarze Królewscy zakupywali konie przeznaczone dla Salomona w Koe (w Egipcie) za określoną cenę
2 Król. 10.28
Kolejne ustępstwo na jakie Salomon się odważył, było już bezpośrednim zagrożeniem dla niego samego, o czym Bóg wyraźnie ostrzegał („aby nie odstąpiło jego serce”):
Król pokochał wiele kobiet cudzoziemskich; córkę faraona, Moabitki, Ammonitki, Edomitki, Sydonitki, Chetyteki, z narodów, co do których Pan nakazał Izraelitom:
Nie łączcie się z nimi i one niech się nie łączą z wami, nakłonią bowiem na pewno wasze serca do swoich
bogów. Otóż do tych zapałał Salomon miłością.
IKról. 11.1-2.
Złamał więc podwójny zakaz Boży; dla niego samego jako króla, aby nie brał wiele żon w ogóle, oraz dla Izraela, aby nie były to kobiety z narodów, co do których Pan powiedział.: „nie łączcie się z nimi…”
Tak właśnie wielki i mądry Król skończył jako odstępca od Pana.
Diabeł jest mistrzem w polityce drobnych kroków, powolutku, pomalutku, prowadzi Dzieci Boże do coraz większych kompromisów, za każdym razem podpowiadając, że to przecież nic takiego wielkiego się nie stanie, że przecież nie możemy z siebie robić durnia przed ludźmi i wyskakiwać z „takimi” poglądami, itp., itd.
Chciałbym ci drogi bracie i siostro zadać pytanie, na które musisz odpowiedzieć sobie samemu:
Kto w naszym chrześcijańskim życiu wyznacza granice, poza którymi rozciągają się krainy
„PRZESADA” i „NIC WIELKIEGO SIĘ NIE STANIE”?
Jak daleko jest granica w moim życiu, poza którą nie wychylam się wiedząc, że Bóg, Słowo Boże, ma zupełnie odmienne zdanie na ten temat, a jak blisko ta, poza którą sięgamy często, myśląc „och, nic takiego się nie stanie” lub „no, ale, przecież…..” ? Często te granice są w ogóle niewidoczne, a nawet
ślady po nich zostały już dawno i dokładnie zatarte. W takim życiu stwierdzenie „Jezus jest moim Panem” jest kłamstwem, czyli jeszcze jednym ustępstwem. Czy jest to granica ustalona przez naszego Pana, czy przez naszą duszę. Nie wiadomo na jakim etapie życia spotkał Judasz Pana Jezusa, jednak musiał być już bardzo „zaawansowany” w życiu z kompromisem, skoro nawet w obecność Pana
był złodziejem, i mając sakiewkę, sprzeniewierzał to, co do niej wkładano
Łuk. 12.6.
Ustępstwa na jakie stać było Judasza, doprowadziły go do stanu, w którym zdrada Jezusa nie była już wielkim problemem. Wydawać by się mogło, że „my którzy mamy Ducha”, nie damy się tak daleko wypuścić, ale to przecież nie kto inny jak Chrześcijanie, Ananiasz i Safira, pędzeni, jak sądzę, „chęcią próżnej chwały”, pozwolili na to, aby „szatan omotał ich serce ” (Dz. Ap. 5.3). Jest zupełnie niemożliwe, aby taki pomysł przyszedł do głowy komuś, kto stale żyje w czystości serca. Tak wielki kompromis (grzech) może być dopuszczony tylko przez kogoś, kto ma już za sobą wiele innych drobniejszych ” zupełnie niegroźnych grzeszków” i często „wyrywa” mu się stwierdzenie „to nic takiego takiego się nie
stało.”
Tacy letni i kompromisowi Chrześcijanie są również niebezpieczni dla innych Chrześcijan. Kiedyś zostałem zaskoczony przez następującą, zasłyszaną historię. Oto jeden brat drugiemu opowiada jak to źle z nim ostatnio było, że miał „duchowy dołek”, no i nawet zdarzyło mu się zgrzeszyć w „taki-to-a-taki” sposób, na co tamten odpowiedział: „ooo, braaacie, to nic takiego się nie stało” !!!!
Drodzy, czy słyszycie co ten człowiek mówi!! Oto Duch Święty pracuje w umiłowanym bracie Jezusa Chrystusa, starając się go przekonać, że to był jednak grzech, że należy go wyznać, przeprosić Boga za upadek i skończyć z nim raz na zawsze, a tu ktoś robi z Niego (Ducha) głupca i powiada nic się nie stało, zostawiając swojemu bratu szeroko otwarte drzwi do wejścia w następny dołek i grzech!!
Zasada działania tego rodzaju kompromisów jest następująca:
Im więcej masz za sobą nieuporządkowanych przed Bogiem kompromisów, tzn. takich z którymi normalnie żyjesz i nie przeszkadzają ci one w twoim chrześcijaństwie, na tym większy kolejny kompromis y grzech będzie cię stać w przyszłości.!!
Ktoś powiedział, że jeśli coś w swym życiu tolerujesz to się tego nie pozbędziesz!
Dzisiaj nie jest czymś niezwykłym Chrześcijanin oszukujący państwo na podatkach, no bo przecież to państwo go „kantuje”, Chrześcijanin, któremu zupełnie nie przeszkadza we wzroście palenie papierosów czy częste „piweczkowanie sobie”, a w skrajnym przypadku spotkacie ludzi (już chyba
nie Chrześcijan) żyjących w cudzołóstwie i nie pozwalających sobie zwrócić żadnej uwagi na ich rzeczywisty duchowy stan.
Jak zwykle zaczyna się bardzo skromnie, od drobiazgów, od „nic nie znaczących” ustępstw, najczęściej w mowie. Tak wiele miejsca Pismo poświęca językowi i temu co wypowiadamy, że warto na ten drobny element zwrócić uwagę, tym bardziej, że od tego zależy czy będziemy „mężami= (niewiastami) doskonałymi” (Jak.3.2).
Kiedy miecz Ducha stawia wyraźną granicę, nie należy jej przekraczać:
nie narzekajcie,
nie obmawiajcie,
o nikim źle nie mówcie,
bądźcie poddani przewodnikom waszym,
bo jest to mundur wyraźnie oznaczony wrogimi znakami i łatwo jest wkroczyć na drogę udawania, że nic się nie stało i spowodować wzrastanie „korzenia zgorzknienia”, nie tylko w sobie samym, ale przed wszystkim u słabszych w wierze. Jest to najprostsza droga do ostudzenia własnej gorliwości dla Pana i zatrzymania się w rozwoju duchowym na poziomie dla wroga zupełnie niegroźnym. Jest to nawet coś znacznie więcej, umożliwia bowiem przeciwnikowi dalszą pracę nad wyrwaniem nas z szeregów wojska o jednakowym kolorze munduru. Może to być znacznie bardziej groźny kompromis; nie ma przecież przymusu bywania na zgromadzeniach.
Pierwszą! najsilniejszą potrzebą zakochanych ludzi jest przebywanie razem, ileż to poezji powstało z powodów rozłąki z umiłowaną osoby.
Takie jest też pragnienie Ducha, który mówi do nas abyśmy:
nie opuszczali zgromadzeń wzajemnych,
jak to jest u niektórych w zwyczaju.
Hebr. 10.25.
Jeżeli więc Duch tego pragnie gorąco, tylko od przeciwnika ducha, czyli ciała pochodzą wszelkie usprawiedliwienia. Miecz, który rozdziela mówi: „nie opuszczajcie” i koniec. Nie ma żadnych innych wyjaśnień, które mogą pochodzić od tego samego Ducha i które mogą być uznane za „duchowe”, bez względu na to jak ładnie brzmią. W ładnie brzmiących samo-usprawiedliwieniach to jesteśmy zwykle bardzo mocni, a nawet tak mocni, że potrafimy i innych przekonać.
To samo Słowo podaje nam setki praktycznych zasad, jak prowadzić życie pełne Ducha i pokoju, w bezpieczeństwie i radości, którą często usiłujemy „wydrzeć” Bogu, wiedząc lepiej, co nam jest do szczęścia potrzebne.
Tak chrześcijanie płyną sobie w dowolnym kierunku, nie tylko nie rozróżniając, kto zwycięża w tej walce, ale nawet nie wiedząc gdzie jest ukryty wróg-ciało. Obaj przeciwnicy – duch i ciało – ubrani w takie same ochronne kolory, całkowicie do siebie podobni, jeden przez drugiego ciągną w swoją stronę. Skoro jednak Jezus „jest cichy i pokornego serca” i „nie będzie krzyczał, ani na ulicy nie usłyszy się jego głosu” duch szybko tą walkę przegrywa.
Wydaje się to nieprawdopodobne, że Ten który „ma wszelką moc na niebie i ziemi” przegrywa z „tym który jest na świecie”, ale to nie Jezus przegrywa, to przegrywa Chrześcijanin, który jest:
słuchaczem Słowa, a nie wykonawcą, oszukującym samego siebie.
Jak. 1.22.
Bracie, siostro, jak wiele wielkich i małych upadków uniknąłbyś w swoim dotychczasowym życiu, gdybyś zamiast budować zamki na piasku, używał ostrego miecza i podejmował decyzje, które są z Ducha.
Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej.
Gal. 5.16.
i zaledwie parę wersetów dalej: kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie, a kto sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie żywot wieczny.
Gal. 6.8.
Słowo Boże ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, rozdziela wyraźnie i jednoznacznie, nie pozostawiając żadnych wątpliwości co do tego, który przeciwnik się właśnie odzywa.
Walka którą prowadzimy nie może być:
jakby na oślep, jakbyś w próżnię uderzał,
2Kor. . 9.26.
Jest to miecz, który musi być używany przede wszystkim do rozdzielania własnego ducha i własnej duszy, nie brata czy siostry. Miecz na tyle delikatny, że świetnie radzi sobie z wybieraniem belek z oczu. Zwróćmy uwagę na kontekst w jakim słowo o mieczu się znalazło. Wersety te stanowią jakby podsumowanie wcześniejszych rozważań o upadku. Od 12w. poprzedniego rozdziału autor listu rozważa przyczyny upadku wielu spośród Izraela, których Bóg powołał, a którzy do pokoju nie weszli.
Bo czyż nie „ ci wszyscy, którzy wyszli z Egiptu, głos Jego usłyszeli?” (3.16).
Czyż my wszyscy, którzy uwierzyliśmy, nie usłyszeliśmy głosu Jego???? Czyż słowo nam zwiastowane ma się nie przydać na nic, z powodu nie związania go z wiarą tych którzy słyszeli? Może się to okazać trudne i bolesne, lecz wierzę, że to właśnie Ojciec niebieski jako winogrodnik również przy pomocy miecza Słowa, odcina z nas gałęzie nie wydające owocu, o ile mu na to pozwolimy. Sądzę, że jest to najłagodniejszy sposób pozbywania się własnych słabości, dlatego „przyjmijcie z łagodnością wszczepione w was Słowo, które może zbawić dusze wasze” (Jak. l,21)
Wierny i miłosierny Bóg pragnie widzieć wszystkie dzieci swoje całkowicie poddane Jezusowi- Słowu Bożemu. Zajdź do komory swojej i pozwól mieczowi Ducha na wykonanie operacji wycinania z twego wnętrza wszystkich kompromisów. Jeżeli odkryłeś, że znajdujesz się w stanie kompromisu i oziębłości dla Słowa Bożego, to pamiętaj, że Pan nigdy nie zostawia dzieci swoich bez nadziei „a cierpliwość Pana naszego uważaj za ratunek” (II Ptr. 3.15).
Zwróć się z tym, co zobaczysz w lustrze Słowa, do Boga, rozdziel wyraźnie na duchowe i cielesne mieczem Słowa i dziękuj Bogu za to, że nie wspomni ci tego więcej zgodnie z obietnicą swego Słowa. Nie jest to łatwe i proste i wymaga włożenia ciężkiej pracy starajMY się usilnie wejść do odpocznienia (4.11).
Jeżeli więc, tak często powtarzające się w ustach Pana i w listach ostrzeżenie, abyśmy czuwali i „mieli się na baczności, aby się nie okazało, że ktoś z was pozostał w tyle”, (4.1), ma znaleźć wykonanie w naszym życiu, to: weźmy w rękę miecz Ducha, którym jest Słowo Boże (Ef 6.17) i rozdzielajmy ducha i duszę, abyśmy dobrym bojem bojowali i biegu dokonali.