07.08. 2018
Z samej swej istoty być „profesjonalnym chrześcijaninem” to niebezpieczne miejsce, pewna forma „dobytku”. Jest to uzależnienie od systemu wierzeń i teorii na temat nawrócenia i zbawienia. Podobnie jak ten Gedareńczyk, błąkamy się po cmentarzu, patrząc na posągi, które niegdyś reprezentowały życie, dalej przywiązani i przykuci przez oskarżenia i religijne wnioski innych. Robią to ci sami „chrześcijanie”, którzy są wkurzeni na Jezusa, że pojawił się na cmentarzu, a nie na ich spotkaniu modlitewnym. Czy można sobie wyobrazić szok jaki przeżyliby, gdyby odkryli, że został posłany po to, aby ich uwolnić? Łatwo jest zaprzeczyć, że to my możemy potrzebować uwolnienia.
Wydaje się, że nasza zdolność do tuszowania własnej ciemności jest nieograniczona a to, czego nie da się zatuszować, wrzucamy na innych. Szok podobny do mieszkańców tego miasta – oto mężczyzna, którego związaliśmy łańcuchami pojawia się z dobrą nowiną o Jezusie. No, przede wszystkim, co on sobie myśli? Kim on jest?
Dla nas, podobnie jak dla nich, nie ma problemu z obecnością Jezusa dopóki nas to nic nie kosztuje. Jak tylko Jego obecność dotknęła ich ekonomii (stado świń), chcieli, żeby opuścił ich strony.
Jestem przekonany, że religia jest najbezpieczniejszym miejscem, w którym można uniknąć Boga, ponieważ Bóg chce poprowadzić nas do poddania siebie, podczas gdy religia uczy nas wyłącznie samokontroli. Samokontrola jest owocem ducha, lecz nigdy nie jest przyczyną jego powstania.