J. Lee Grady
Eksperci od zdrowia psychicznego mówią, że pandemia covid zebrała ogromne żniwo w dziedzinie ludzkich emocji. Z powodu przedłużającej się izolacji ogromna ilość Amerykanów cierpi na depresję, niepokój, bezsenność i myśli samobójcze.
Od dawna psycholodzy wiedzą, że kobiety zazwyczaj cierpią z powodu depresji bardziej niż mężczyźni. Czy rzeczywiście tak jest – czy może po prostu mężczyźni lepiej ukrywają swoje uczucia?
Przede wszystkim, o ile kobiety przyznają się do stanu depresji, to ponad 77% samobójstw jest popełnianych przez mężczyzn i ponad 80% przestępstw z użyciem przemocy.
Wydaje się, że kobiety są bardziej zaznajomione ze swoimi bolesnymi emocjami, podczas gdy mężczyźni utrzymują je wewnątrz, aż do stanu wybuchu.
Ta prawda dotyczy nie tylko zewnętrznego świata, nawet w kościele mężczyźni doprowadzili do mistrzostwa sztukę maskowania swego bólu. Znacznie rzadziej angażują się w grupy domowe, budują ważne przyjaźnie czy szukają pomocy w małżeńskich problemach. Pandemia nie pomogła w tym. Znam kilku mężczyzn, którzy odeszli z kościoła korzystając z wirusa jako wymówki do ucieczki w samotność i izolację.
Znaczy to, że w miarę jak powoli wracamy po zakończeniu pandemii do „normalności”, kościół musi zrobić co tylko może, aby zrozumieć mężczyzn oraz to w jaki sposób usługiwać ich emocjonalnym potrzebom.
Rozpoznałem cztery główny przyczyny tego, że mężczyźni zazwyczaj ukrywają się:
- Brak wspierających relacji. Gdy byłem chłopcem, wszyscy znali Marlboro Man, jedną z najlepiej rozpoznawalnych ikon amerykańskiej reklamy. Ten twardy cowboy zawsze na koniu na tle Zachodu, zawsze palił papierosa. Ten obraz twardego faceta niósł potężne podświadome przesłanie: Prawdziwi mężczyźni zawsze są sami.
Ta reklama już dziś nie jest dopuszczana w magazynach, lecz idea mówiąca, że mężczyźni powinni być odizolowani ciągle funkcjonuje w powszechnym przekonaniu. Fakt jest taki, że młodzi amerykanie w 2021 rok są jeszcze bardziej wyizolowani niż ci sprzed 50 lat z powodu rozwodów, niższego współczynnika zawieranych małżeństw, pornografii i gier wideo. W dzisiejszej kulturze jesteśmy świadkami pandemii samotności, a jest to oczywiste również w kościołach.
David Smith, autor książki „The Friendless Amerycian Male” („Opuszczony Amerykański Mężczyzna”), pisze: „to rozbicie społecznego życia, korporacyjna presja, rozbicie podstawowej i rozszerzonej jednostki rodzinnej, pęd do sukcesu oraz skala mobilności zebrały ogromne żniwo na ilości intymnych przyjaźni, w które wchodzimy i utrzymujemy”.
- Mamy głębokie ojcowskie rany. Samo słowo „ojciec” uderza wywołuje nerwowe reakcje u mnóstwo chłopaków. Wielu mężczyzn cierpi z powodu czegoś, co moglibyśmy nazwać „bólem ojca”. Wielu ma w swych sercach głęboką pustkę, ponieważ ojcowie byli całkowicie nieobecni, emocjonalnie odlegli, agresywni czy uzależnieni. Jest to bardzo poważną przyczyną ich zmagań z tym, aby zrozumieć bezwarunkową miłość niebiańskiego Ojca.
Najlepszym sposobem na to, aby pokonać to jest silna, zdrowa, ojcowska postać, która wkroczy w ich życie i stanie się mentorem. Gdzie są jednak ci mentorzy we współczesnym kościele? - Zmagamy się z naszą tożsamością jako mężczyzna . Wielu mężczyzn obecnie ma coś do udowodnienia. Są sfrustrowani i cierpią na brak poczucia bezpieczeństwa ponieważ nie otrzymali afirmacji, której potrzebowali od rodziców, a szczególnie ojców. Napędza ich zatem działanie. Chrześcijanie, którzy są skłonni do tego opierają swoją tożsamość na tym, co robią, a nie na tym, kim są.
Skierowanie na działanie prowadzi do wszelkiego rodzaju dysfunkcji. Doprowadza do utrzymywanie szalonych harmonogramów pracy, napędza konkurencyjną atmosferę w pracy, popycha do wspinania się na drabinę sukcesu, aby mogli nabyć najnowsze zabawki. U niektórych mężczyzn wzbudza głębokie poczucie niepowodzenia i tego, że się nie nadają.
Jedynym sposobem na pokonanie przez mężczyzn tych zmagań jest otwarte rozmawianie o nich. Tak więc, kościół musi stać się bezpiecznym miejscem, gdzie mężczyźni mogą być bardziej otwarci i czuli na swój ból.
- Wolimy leczyć emocjonalny ból farmakologicznie. Bóg dał nam zdolność do uwalniania emocji.
Dał nam usta, abyśmy mogli rozmawiać o naszych zmaganiach. Dał nam łzy jako kanał, abyśmy mogli płakać, gdy zachodzi taka potrzeba. Dał nam uszy, abyśmy mogli słuchać innych, gdy cierpią. Dał nam ramiona i ręce, abyśmy mogli siebie nawzajem obejmować, gdy zmagamy się z bólem czy tragedią.
Jedynym sposobem na pokonanie przez mężczyzn tych zmagań jest otwarcie rozmawiać o nich. Tak więc, kościół musi stać się bezpiecznym miejscem, gdzie mężczyźni mogą być bardziej otwarci i czuli na swój ból.
Bólem trzeba się zając, nie można go ukrywać. Co się dzieje, kiedy nie korzystamy z tych danym nam przez Boga ujść? Gdy mężczyzna zakopuje swoje problemy, niemal zawsze znajdzie sposób na leczenie, właśnie dlatego tak wielu mężczyzn, w tym chrześcijan, uzależnia się od alkoholu, nikotyny, pornografii, nielegalnych narkotyków oraz farmakologii.
Czy mężczyźni w kościele zmagają się? Czy są sparaliżowani przez wstyd, samotność, ukryte uzależnienia, bark duchowej pasji? Nie da się budować zdrowego kościoła, jeśli nie mamy zdrowych mężczyzn, ale współczesne kościoły są źle wyposażone do zaspokajania wymienionych wyżej potrzeb.
W miarę jak pandemia przycicha, poszukajmy nowych strategii, które pomogą połączyć mężczyzn i uzdrowić ich potrzeby.
Jeśli uczynimy z tego priorytet to Bóg zmieni emocjonalnie przyduszonych mężczyzn w uzdrowicieli.