Joe McKeever
12.10.2011
Mój przyjaciel, kaznodzieja, mieszka w nowiuteńkim domu, który zapewniła mu służba, którą prowadzi. „Trzeba było wyburzyć ten stary – powiedział mi. – Wszędzie była pleśń i po latach prób ratowania go, musieliśmy przestać”.
Znajomy z tego miasta powiedział mi, że poprzedni lokatorzy nieustannie chorowali i nie można było znaleźć powodu. Co roku robiono remont wnętrz.
„Kiedy rozebrano dom, znaleziono winowajcę. Po domem znajdowała się rura, która nie była zaznaczona na żadnych planach. Ta rura przeciekała nieustannie i fundamenty były stale mokre”.
Ten kaznodzieja powiedział: „W końcu, próbując rozwiązać ten problem, musieliśmy zainstalować dodatkowe zewnętrzne okna w całym domu. Uszczelniono dom, lecz skutek był odwrotny niż zamierzano. Architekt powiedział mi, że „Tego dnia dom zaczął umierać. Z uszczelnionymi oknami nie mógł już dłużej oddychać”.
Dzień, w którym dom zaczął umierać.
Intrygujące zdanie.
Kościoły również zaczynają umierać z chwilą, gdy nie mogą już dłużej oddychać.
Widziałem martwe kościoły i widziałem, jak następował proces umierania. Winowajca, morderca, sprawca – duszenie się. Niezdolność do oddychania.
1. Kościoły duszą się, gdy nie chcą poddawać się zmianom.
Zmiana jest życiem, nasze ciała są w nieustannym procesie pozbywania się martwych komórek, które zastępują nowymi.
Ostatnio, w pewien młody pastor, który służył w lokalnym kościele, gdy był jeszcze w seminarium, powiedział do mnie o zgromadzeniu, w którym usługuje ostatnio: „To najstarszy kościół naszej denominacji w naszym stanie, lecz jest znacznie młodszy, niż kościół w Nowym Orleanie, który usiłowałem prowadzić, jako pastor”.
Przypomniał mi się tekst: „…nikt napiwszy się starego wina, nie chce od razu młodego; mówi bowiem: Stare jest lepsze” (Łu 5:39). To jest ten problem i dlatego Pan powiedział bezpośrednio wcześniej: „Nowe wino należy lać do nowych bukłaków”.
Pobożni starzy ludzie, i chciałbym wierzyć, że dotyczy to starych wiernych kościołów – mają ciągle wiele do zrobienia dla Pana. „Jeszcze w starości przynoszą owoc, Są w pełni sił i świeżości” (Ps 92:14).
2. Kościoły zaczynają dusić się i umierać, gdy nie chcą nowych członków, którzy mają odmienne idee.
Nie tylko pastorzy słyszą śmiertelną szantę, pt.: „Nigdy wcześniej nie robiliśmy tego w taki sposób”. Nowi członkowie kościołów też to słyszą. Znałem oddanych i pobożnych ludzi, którzy przeprowadzili się do jakiegoś miasta, przyłączyli do zmagającego się kościoła, który rozpaczliwie potrzebował transfuzji życia i zdrowia, którym, gdy sugerowali coś, powiedziano bez ogródek: „Nasz kościół, taki nie jest”. Wkrótce przenosili się dalej.
Dla takiego obserwatora, jak ja – kogoś, kto kocha kościoły i nienawidzi tego, gdy podejmuje się decyzje uszczelniania ich – frustrujące jest widzieć, jak ci sami liderzy odwracają się i rozpaczają: „Czemu nikt do nas nie przychodzi, aby nam pomóc. Potrzebujemy młodych dorosłych ludzi, który pomogą nam zdobywać ludzi”.
Nie będą ich mieli, po prostu. Zdecydowali już, że ich kościół umrze, lecz zaprzeczają temu.
3. Kościoły przyspieszają proces duszenia się, gdy ich liderzy dochodzą do tego, że wolą utrzymać status quo.
Oczywiście, wszystko to się splata razem i trudno dokładnie określić linię graniczną oddzielającą je od siebie. Jednym z powodów tego, że nowi członkowie z pomysłami nie są mile widziani jest to, że przywódcy polubili obecny stan spraw. Szczególnie pastorzy stoją wobec niebezpieczeństwa zadowolenia, gdy liczba członków dołuje, lecz stan finansów jest nadal zadowalający. Nie ma paniki, dopóki leniwy pastor ciągle dostaje wypłaty.
Dobrzy i pobożni liderzy zawsze popychają zgromadzenie w stronę wychodzenia na zewnątrz, służenia, wzrostu, dawania i usługiwania. Gdy tylko przestaną to robić, odkrywają, że wygodniejsze i mniej stresujące jest zaakceptować to, co jest i kościół zaczyna obumierać.
4. Kościoły zaczynają się dusić, gdy zniechęcają do różnicy zdań.
Żaden kościół nie dokona tej ostatecznej drogi na kościelny cmentarz, jeśli jest kilku mężczyzn i kilka kobiet protestu wiary. Wygłaszają swoją troskę o stan spotkań, odwiedzają pastora z naglącymi prośbami, zamieniają niedzielną szkółkę na spotkania modlitewne.
Jeśli kościół – a głównie aktualni przywódcy – postrzegają te starania, jako wywoływanie problemów, idą dalej i wzywają grabarza. Taki kościół przepadł.
Pewien mój przyjaciel, pastor, który przeczytał to, mówi, że musimy podkreślać, że w kościele są właściwe formy wyrażania różnicy zdań, że rzeczywiście jest to wywoływanie problemów i przynosi efekt przeciwny do zamierzonego, jeśli krytycyzm jest obficie rozsiewany na prawo i lewo. To prawda, lecz wiele kościołów nie ma żadnej propozycji dla ludzi, którzy wyrażają swoje niezadowolenie z tego, co się dzieje.
Inny przyjaciel, który zmienił plany organizacyjne swojego zgromadzenia, usuwając wszystkie comiesięczne służbowe spotkania, powiedział mi później, że to był błąd. „Uwalnia to małe grupy szarych eminencji, którzy walczą niemal o wszystko zaczynając od odpowiedzialności za wszystko wobec członków. Gdybyśmy nadal mieli te comiesięczne spotkania całego kościoła, członkowie mogliby stanąć i pytać dlaczego coś zostało zrobione i kto był za to odpowiedzialny”.
Gdy byłem pastorem, wstawiłem pewnego razu pół czystej kartki papieru do biuletynu i poprosiłem członków, aby dali mi znać, co ich nurtuje, jakie mają pytania i skargi. Jeden z liderów powiedział: „Kaznodziejo? Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? Sam się prosisz o problemy”. Powiedziałem mu, że ludzie muszą mieć odpowiednie miejsce do dzielenia się swoim niezadowoleniem, ponieważ jeśli takiego nie będzie, to wyleją swoją truciznę na innych i nic dobrego z tego nie będzie.
5. Kościoły przestają oddychać, gdy zarzucają modlitwę.
Już słyszę, jak ktoś protestuje: „Przecież każdy kościół modli się. Na każdym uwielbieniu jest modlitwa”.
Tak, modlą się, lecz mnie chodzi o takie głębokie, badające duszę, łamiące serce modlitwy, w czasie których opróżniamy siebie przed Bogiem, a Niebo wzywa się do działania.
Jednym z pierwszych pytań, jakie zadaję, gdy przybywam do kościoła, w którym mam głosić jest: „Pastorze, powiedz mi coś o twoich ludziach. Czy nie krępuje ich wychodzenie do przodu i modlitwa na publiczne zaproszenie?”
Rzadko kiedy odpowiadają: „Tak, nie ma problemu. Na każdym nabożeństwie całkiem sporo klęczy z przodu”.
Zazwyczaj są to różnego rodzaju wariacje: „Chciałbym. Nie, nasi ludzie nie często to robią”.
Zły znak. Gdy przestajemy modlić się, odcinamy siebie i nasz kościół od linii ratunkowej niebios. Przez brak modlitwy pieczętujemy ludzi, odcinamy i pozostawiamy ich samych sobie i własnym siłom. Tego dnia kościół zaczyna umierać.
6. Kościół zaczyna umierać wtedy, gdy Święte Pisma nie zajmują centralnego miejsca na nabożeństwach, w klasach i w głoszeniu.
„Całe Pismo natchnione jest” napisał Paweł do młodego Tymoteusza (2Tym 3:16). Nie znaczy to, że Bóg „raz” tchnął te dające życie słowa, lecz stale tchnie w nie i przez nie. One są żywe. Autor Listu do Hebrajczyków ujął tak: „Słowo Boże jest żywe i skuteczne…” (Hbr 4:12).
Jak tylko Pismo zajmie dalsze miejsce za przedstawieniem, gośćmi, przeglądem książek, dyskusjami na temat, a nawet służbą, tchnienie zaczyna uciekać z takiego kościoła.
7. Kościół dusi się wtedy, gdy zwraca swoją uwagę do wewnątrz, i wykorzystuje większość swoich zasobów i energii na siebie.
Ktoś mówi: „Tak, lecz czy Biblia nie mówi o tym, aby troszczyć się o trzodę?” Tak, tak mówi. Może to być J 21:15-17 i Dz. 20:28 oraz wiele innych miejsc.
Niemniej do „troski o trzodę” należy wyprowadzenie ich na pola, gdzie wykonają swoją robotę, reprezentują swego Pana, przynoszą owoce i stają przeciwko wrogowi. Ochraniaj ich przed wyzwaniami, strzeż przed ciężarami, izoluj od ataków przeciwnika, zabezpieczaj przed wszelkimi pytaniami i różnicami zdań, a podpisujesz wyrok śmierci na nich.
Kościół istnieje dla ewangelizacji, tak jak ogień by płonąć.
Nic tak nie daje nowego życia do starej, introwertycznej kongregacji, jak udanie się na parking zniszczonych przyczep kempingowych na skraju miasta i usłużenie ich mieszkańcom. Nic tak nie ożywia i nie odświeża nudnego nabożeństwa kościelnego, jak człowiek, który został zbawiony i zachowuje się tak, jakby to było coś największego na świecie (czym jest).
Nie twierdzę, że znam myśli Pana co do tego, któremu kościołowi On mówi: „Od lat przychodzę tutaj szukać owoców na tym drzewie i nic nie znajduję. Wytnij je, po co próżno miejsce zajmuje” (Łu 13:7).
Tak naprawdę, to nie jestem pewien czy w ogóle coś takiego powie. Wydaje mi się, że raczej pozostawi je w rękach przywódców, których posłał, aby zadecydowali swoim zachowaniem – wiarą, odwagą, posłuszeństwem – czy kościół będzie żył czy umrze.
Jakże ogromna odpowiedzialność.
Moja jedna rada dla każdego kościoła, który jest na systemie podtrzymywania życia, który pomaga złapać oddech jest taka: jeśli siedzisz tutaj, gdzie siedzisz, umrzesz. Wstań i zrób cokolwiek. Uchwyć się szansy. Co masz do stracenia? Jeśli zrobisz coś i to nie zadziała, a kościół nie przetrwa, to przynajmniej będziesz mógł odejść, mówiąc, że próbowałeś, lecz jeśli nie zrobisz niczego i kościół umrze, znajdziesz się między obwinionymi.
Każdy komu odzywa się echo z 2Krl 7:4 i Ez 3:19 w tej sprawie, niech idzie do szefa klasy.
„Ojcze, daj nam ludzi, którzy kochają twój kościół tak, jak kocha Chrystus (i oddał za niego swoje życie). Daj nam przywódców pełnych odwagi i wiary, którzy bardziej cenią sprawiać Ci przyjemność, niż robić karierę. Daj nam zbawcze idee i służbę rodzącą przenikliwość oraz świeżość w pracy dla Ciebie.
„Następnie daj nam wolę, aby stanąć przed zadowolonymi z siebie zgromadzeniami, usatysfakcjonowanymi sobą członkami, którzy prędzej dopuszczą do śmierci kościoła, niż wprowadzenia, jakichkolwiek zmian, oraz abyśmy stanęli na rzecz Chrystusa, jak też zdobywania tłumów, które ciągle są w zasięgu zdobycia dla Jezusa przez żywy, funkcjonujący w tym sąsiedztwie kościół.
Panie, daj nam członków i liderów, którzy rozumieją to, że idąc za Duchem Świętym nie mają niczego do stracenia poza łańcuchami i nudą. Dla Jezusa. Amen”.