Zbyt wielu z was przeżywa trudności,wyzwania i bolesne okoliczności:
Dzieliłem się ostatnio innym patrzeniem na to, w jaki sposób Jan Chrzciciel otrzymał informacje o Jezusie, o tym, że królestwo eksploduje wszędzie wokoło, TYLKO NIE U NIEGO! Idźcie i powiedzcie Janowi: ślepi widzą, chromi chodzą, ewangelia jest głoszona ubogim. To wspaniale! (Janie, zastanawiałeś się, czy to Ja jestem Tym. Tak, Janie, Ja jestem, a tak przy okazji, nie zamierzam wyciągać cię z tego, ty zaś stracisz głowę!)
Możesz to sobie wyobrazić, przez jakie emocjonalne stany przechodził Jan, gdy JEGO WŁASNY KUZYN, z powodu którego on sam ZAKOŃCZYŁ swoją służbę, któremu torował drogę, Jeszua, NIE DAŁ MU CUDU UWOLNIENIA?
Tak, Jezus był tak poruszony wieścią o śmierci Jana, że musiał udać się na ustronie, aby być sam i to przeżyć. Czasami praktyczna rzeczywistość synostwa, czyli wykonywania wyłącznie tego, co widzisz, że Ojciec czyni, jest bardzo głęboko bolesna. Pomyśl o tym, jak skonfliktowane było Jego człowieczeństwo… kochając Jana, Swego kuzyna, uwalniał i uzdrawiał innych, a jednak Ojciec mówił Mu: „NIE” na przypadek Jana? Nie było to emocjonalnie łatwe. Pismo nigdy nam tego nie obiecuje, że będzie łatwe.
Obiecał być z nami i w nas, aż do skończenia czasu. Obiecał, że nie istnieje nic takiego, co by nas pokonało, co należy do powszechnego ludzkiego doświadczenia. Obiecał, że nigdy nas nie opuści, ani nie porzuci. Obiecał prowadzić nas nawet w cierpieniu, abyśmy wiedzieli czy mamy się sprzeciwiać w wierze, czy przyjąć w wierze. Obiecał nam, że BĘDĄ próby i problemy w tym życiu, pomimo tego jak „uważnie i skrupulatnie będziemy przestrzegać Słowa Bożego”. Jesteśmy posłuszni, ponieważ jest to słuszne, ponieważ jest to zgodne z nową naturą, aby być posłusznym, a NIE dlatego, że takie jest wymaganie czy też dlatego, że gwarantuje to oczekiwane „bezbolesne życie”.
Czasami po prostu nie wiemy dlaczego przeżywamy ból i trudności, które nam się zdarzają, i w tym czasie, który wcześniej czy później WSZYSTKIM się nam zdarza, ostatnie czego nam potrzeba to durna chrześcijańska, tryskająca, uproszczona, naiwna i ZŁA teologia „coś za coś” – o „otwartych przeciwnikowi drzwiach”, o grzechu w twoim życiu i takie tam nonsensy.
Musimy UTOŻSAMIAĆ się z ludźmi w ich cierpieniu, a nie pouczać ich biblijnymi banałami z fizycznie czy emocjonalnie bezpiecznych kieszeni naszego schludnego, nietkniętego życia. Jezus: arcykapłan DOTKNIĘTY uczuciami naszych niedoskonałości. Nie chcemy być dotknięci, chcemy pouczać cierpiących biblijną błyskotliwością. Kiedy to wystartowaliśmy z wiarą w to, że wystarczy mieć „dość wiary”, abyśmy uniknęli cierpienia?
Po prostu, naszemu rozumieniu Ewangelii w Ameryce brak jest praktycznej teologii cierpienia.
W tym z wami,
Steve
p style=”text-align: justify;”