Poniżej znajduje się tłumaczenie krótkiego opracowania kazania, które w całość, w j. ang. jest TUTAJ:
Mam pewien problem z biblią, oto on..
Nie jestem starożytnym Egipcjaninem. Jestem wygodnym Babilończykiem, jestem Rzymianinem mieszkającym we własnej willi.
To jest mój problem. Spójrzmy na to, że próbuję czytać Biblię, aby wykorzystać każdy najdrobniejszy element, lecz nie jestem hebrajskim niewolnikiem, cierpiącym w Egipcie. Nie jestem pokonanym Judejczykiem deportowanym do Babilonu Nie jestem Żydem z I wieku, żyjącym pod rzymską okupacją.
Jestem obywatelem supermocarstwa. Urodziłem się wśród zwycięzców. Mieszkam w imperium, lecz chcę czytać Biblię i wydaje mi się, że ona do mnie mówi. To jest pewien problem.
Jeśli chodzi o Biblię to jedną z najważniejszych rzeczy, jest to, że narracja jest prowadzona z perspektywy człowieka biednego, uciśnionego, zniewolonego, pokonanego, okupowanego, pokonanego. Dzięki temu jest to prorocze. Wiemy, że historia jest pisana przez zwycięzców i to prawda, lecz wyjątek stanowi tutaj Biblia – jest wprost przeciwnie! Jest to wywrotowy geniusz hebrajskich proroków. Oni pisali z perspektywy żaby, patrząc z dołu w górę!
Wyobraź sobie historię kolonialnej Ameryki napisaną przez Indian Cherokee i afrykańskich niewolników – była by to zupełnie inna opowieść! Tak właśnie robi Biblia, jest to historia Egiptu opowiedziana przez niewolników; historia Babilonu zanotowana przez wygnańców oraz historia Rzymu zostawiona przez okupowanych. A co z tymi krótkimi chwilami, gdy Izrael wdawał się być na szczycie? W tych przypadkach prorocy opowiadali historią Izraela z perspektywy ubogiego wieśniaka, co miało być krytyką królewskiej elity. Coś takiego, jak czytamy w Księdze Amosa, gdzie prorok ogłasza, że żony izraelskich arystokratów są „tłustymi krowami baszańskimi” (Am 4:1).
Każda historia jest opowiedziana z jakiegoś dogodnego do obserwacji punktu widzenia; ma jakieś obciążenie a tym obciążeniem Biblii jest patrzenie z punktu widzenia marginesu społecznego. Co się jednak dzieje, gdy tracimy ów proroczy wywrotowy, dogodny punkt widzenia? Co się dzieje z tymi, którzy żyją 'na górze’, a którzy czytając te wydarzenia widzą tam siebie (wczytują w nie), lecz nie uważają siebie za imperialnych Egipcjan, Babilończyków czy Rzymian, lecz postrzegają się jako Izraelitów? W taki właśnie sposób mamy do czynienia dziwacznym fenomenem elity i tak uprawomocnionego wykorzystywania Biblii, aby zdobyć dominację jako akt Bożej woli. Takie jest rzymskie chrześcijaństwo po Konstantynie.
Jest to chrześcijaństwo na krucjacie. To są koloniści postrzegający Ameryką jako ich Ziemię Obiecaną a tubylczych mieszkańców jako Kananitów, których należy pokonać. Taka jest cała historia europejskiego kolonializmu, to jest Jim Crow (mianem Jim Crow w USA nazywano pogardliwie Czarnoskórych – przyp. tłum.), to jest amerykańska ewangelia prosperity, to jest udomawianie (oswajanie) Pisma, to skoczny taniec ku naszej własnej rozrywce.
Kiedy Jezus głosił przybliżenie się Królestwa Bożego, często podkreślał rewolucyjny charakter Bożego panowania, mówiąc takie rzeczy jak: „ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”. Jakie wrażenie robi na was aforyzm Jezusa „pierwszy-ostatni”? Nie wiem nic o was, lecz współcześni Rzymianie robią się przy tym nerwowi.
Wyobraź sobie coś takiego: Wspaniałą charyzmatyczna osobowość przybywa na światową scenę i gromadzi tłumy zwolenników, ogłaszając nastanie nowego porządku świata, w którym ci z samego dołu, będą promowani, a tym z góry zostanie „zrekonstruowane” życie. Jak ludzi przyjmą takie coś? Wyobraź sobie, że mieszkańcy Bangladeszu powiedzą: „A kiedy to się zacznie?!”, Amerykanie zaś: „Chwila, chwila, no, nie przesadzajmy!”
Pomyślmy teraz o Jezusie, który ogłasza zbliżanie się Królestwa Bożego, opowiadając sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem Błogosławieństwa: „Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię”. Jak to było przyjęte? To zależy od tego, kto słuchał. Biedni galilejscy wieśniacy uznawali to za dobrą nowinę (Ewangelię), podczas gdy Rzymianie mieszkający w willach słuchali tego bardzo podejrzliwie. (Wiem, że to anachronizm, lecz mogę sobie wyobrazić Klaudiusza, który mówi coś takiego: „ Dla mnie to brzmi jak socjalizm!”)
To są właśnie wyzwania, na które trafiam czytając Biblię. Nie jestem galilejskim wieśniakiem. Kogo oszukuję! Jestem Rzymianinem mieszkającym w willi i muszę to szczerze przyznać. Również ja mogę usłyszeć ewangelię królestwa jako dobrą nowinę (ponieważ taka jest), lecz najpierw muszę uznać jej radykalną naturę i nie starać się jej oswajać, aby notować tylko moje dziedziczne uprawnienia.
Jestem (względnie) bogatym, białym amerykańskim mężczyzną, co jest w porządku, co jednak oznacza, że muszę ciężko pracować, aby właściwie odczytać Biblię. Zasadniczo muszę widzieć siebie w jednym szeregu z faraonem, Nabukadnezarem i Cezarem. Z czym w takim przypadku zwraca się do mnie Biblia? Dobrowolne ubóstwo? Niekoniecznie. Lecz z pewnością Biblia wzywa mnie do głębokiej pokory – pokory, która jest okazywana przez gościnność i hojność. Być dobrze mającym się Amerykaninem nie jest złe, lecz lepiej dla mnie, abym był pokorny, gościnny i hojny!
Jeśli czytam Biblię z właściwej perspektywy i w pokorze to nie korzystam z opowieści o Bogaczu i Łazarzu jako tekstu dowodzącego potępienie innych, lecz traktują ją jako przypomnienie, że to ja jestem bogatym człowiekiem, a Łazarz leży u moich drzwi. Nie traktuję bojowej narracji Jozuego, aby usprawiedliwiać politykę imperializmu uzasadnionej konieczności (Manifest Destiny), lecz widzę siebie jako Rahab, która musi zaprosić obcych przybyszy. Nie wyobrażam sobie siebie jako Eliasza wzywającego ogień z nieba, jestem raczej Nabukadnezarem, który musi się upokorzyć, aby nie oszaleć.
Mam problem z czytaniem Biblii, lecz nie wszystko jest stracone. Po prostu muszę czytać ją stojąc na swojej głowie. Muszę zmienić perspektywę. Jeśli mogę przyjąć do wiadomości to, że Biblia usiłuje podnieść tych, którzy nie są do mnie podobni to być może mogę poprawnie czytać Biblię.
BZ
(Opracowanie: Marc Chagall)