Długoterminowe powodzenie każdego kościoła, służby czy ruchu, w tym również tego przebudzenia, z pewnością zawiera w sobie konieczność przekazania namaszczenia, platformy i wartości następnemu pokoleniu. Umożliwienie „synom” i „córkom” w wierze tego, aby stanęli na ramionach i sięgali po to, co jest na następnym poziomie jest koniecznością dla dzisiejszych pastorów i przywódców. Lecz jak tego dokonać? Czego potrzebują młodzi ludzie? W jaki sposób mają być szkoleni do przejęcia odpowiedzialności? W jaki sposób mamy podejść do karcenia niedoświadczonej i niedojrzałej młodzieży w drodze do ich namaszczonej służby Ewangelii?
Poprowadź ich ku uzdrowieniu
Tak jak my sami potrzebujemy uzdrowienia, musimy poprowadzić ich do uzdrowienia serc i emocji. Zanim zaczną dawać, muszą przyjąć. Proces uświęcenia, jak wierzę, jest w rzeczywistości procesem uzdrawiania i uwalniania. W ew. Łuk 4,18 Jezus cytuje Iz 61:11-12 deklarując, że przyszedł aby uwolnić ludzi o złamanych sercach i pocieszyć tych ich w cierpieniu. Faktycznie, ta wolność przychodzi wyłącznie przez Jezusa, w miarę jak pozwalamy, aby moc krzyża usługiwała głęboko w naszym życiu.
Współcześnie, wśród tak wielu młodych ludzi zniszczone jest podstawa jakim jest zdolność do zaufania, a jest to spowodowane szturmem złych doświadczeń życiowych. Spisani na straty zostali ojcowi i matki wokół nich, wzniesione zostały mury obronne, młodzi zdecydowali o podjęciu próby załatwienia spraw po swojemu, co wywołało ducha niezależności, którego działanie dowodzi wiary w „twardy indywidualizm.” Dlaczego?
Wielu z nich stało się przedmiotem nierealistycznych oczekiwań, fizycznego i seksualnego wykorzystania, zostało obrzuconych krytycyzmem wygłaszanym w złości, czy też porzuconych wskutek rozwodów. Inni zaginęli gdzieś w przetasowaniach zagonionego życia nigdy nie otrzymując miłości i wychowania, którego potrzebowali od swoich troskliwych rodziców. Żyjemy w społeczeństwie, w którym często oboje rodzice pracują, a dzieci zbyt często są pozostawione sobie samym i wychowaniu przez telewizję i niezdrowe grupy rówieśników. To niezbędne przywiązanie, które wynika z rodzicielskiego wychowania i wspólnie spędzonego czasu jest albo bardzo słabe, albo nie ma go wcale. To uczy młodzieży podejrzliwego traktowania ludzi władzy i często jest przenoszone na Boga. Ów niezależny duch rozwija w nich zdolność do dopasowania się i zajęcia swojego miejsca w Ciele Chrystusa. Jeśli te charakterystyczne cechy nie zostaną uzdrowione, spowodują później wyłonienie się kontroli, obraźliwości i problemów seksualnych, które zarówno ranią innych jak i wywołują zarzuty wobec Królestwa Bożego, również w ich życiu osobistym i małżeństwie. Uzdrowienie umożliwia młodemu człowiekowi do chodzenia w Duchu, w poczuciu synostwa i służby wobec niebiańskiego Ojca.
Stale i wciąż obserwowałem to wśród studentów naszej Szkoły Służby (School of Ministry), którzy przyjeżdżali z całego świata. Staramy się o to, aby poznali to, że Bóg Ojciec kocha ich. Ojcowska miłość jest fundamentem, prawdą opartą na łasce, która uwalnia ich w miarę jak pozwalają Mu wejść głębiej w ich serca i uzdrawiać zranienia, obawy i wstyd wynikające z przeszłych życiowych doświadczeń.
Uzdrowienie uwalnia ich, po czym Duch Święty może poruszać się poprzez nich w mocniejszy sposób. Stają się potężnymi sługami Ewangelii w bardzo krótkim czasie.
Stwórz możliwości
Po drugie, młody człowiek potrzebuje punktu startowego, możliwości zaangażowania się w służbę, w tym możliwości głoszenia dobrej nowiny o Jezusie Chrystusie i modlitwy o uzdrowienie chorych, a co za tym idzie oglądania uzdrowień, znaków i cudów po ich modlitwie. Muszą nauczyć się, tak jak my nauczyliśmy się, przez działanie, próby i błędy tego, że Bóg chce, rzeczywiście może ich używać i zrobi to w przyszłości w nadzwyczajny, potężny sposób. Musi nastąpić uzdrowienie serca, wyposażenie w dary do służby, a następnie zagwarantowanie możliwości głoszenia, nauczania i modlitwy o innych. Doświadczenie zaś musi zostać połączone z dobrym mentorstwem oraz odpowiedzialnością w relacjach.
Prowadź ludzi (mentoring)
Modelowanie to wszystko o co chodzi w mentorstwie. Nic nie jest w stanie zastąpić rodzicielskiego wychowania swoich synów i córek. W ten sposób, bez względu na zawód rodziców, młodzież uczyła się przez tysiące lat. Ojcowie uczyli synów wszystkiego, co sami umieli, a matki uczyły córki. Jako początkujący, młody człowiek uczy się nie tylko teorii tego, co robić, lecz nabywa „zręczności” przez podjęcie najpierw prostszych, koniecznych zadań, a później stopniowo pracując nad dochodzeniem do pełnej produktywności i odpowiedzialności. W miarę upływu czasu, pod uważnym okiem rodzica, wzrasta jakość i ilość tak, aby nie marnować rodzinnych zasobów.
Zatem skuteczna służba jest osiągana z nauczaniem. Podobnie jak istotna jest teologia i zdrowe doktryny, nie wystarczy wysłać ludzi do seminarium i napchać im głowy samą teorią. Muszą mieć przecież współczucie dla ludzi i serce sługi, nie wspominając o zręczności, pewności siebie i umiejętności, które zdobywa się wyłącznie przez ciągłe powtarzanie pewnych czynności.
Wychowywanie zdolnych sług
Przejmuje mnie dreszcz emocji, gdy przyglądam się jak zespół starszych wraz ze mną i Carol pracuje w TACF. W ciągu wielu lat przyglądania się i uczenia od nas, wszyscy wyrośli na bardzo mocnych i zdolnych pracowników Bożych. Zostali zaangażowani we wszystkie aspekty służby i w ciągu lat stali się zdolnymi namaszczonymi przywódcami. Gdy w TACF prowadzimy przebudzeniowe spotkania okazuje się, że jest wiele różnych sposobów usługiwania: prowadzenie uwielbienia i spotkań, wprowadzanie świadectw, planowanie i organizowanie zgromadzeń, głoszenie kazań i prowadzenie zespołów liderów. W miarę jak podążamy za Duchem Świętym i płyniemy w darach, które Bóg nam dał, uczymy się uczymy się tego, przez ciągłe powtarzanie.
Wesley, Whitfield, Roberts, Seymour.
Przywódcy poprzednich przebudzeń byli młodsi niż sobie wyobrażamy. John Wesley miał 32 lata, gdy zaczęło się wielkie przebudzenie w latach trzydziestych i czterdziestych XVI wieku. Było już wtedy na polach misyjnych w Georgii. Georg Whitfild, jego bliski przyjaciel i towarzysz, miał 21 lat, gdy po raz pierwszy przekroczył Atlantyk, aby głosić i przyciągał dziesiątki tysięcy. Evan Roberts, przywódca przebudzenia walijskiego 1904-1906 miał 24 lata, a jego siostra, główny lider śpiewu, miała 16. William J. Seymour, przywódca przebudzenia na Azusa Street 1906-1909 miał około 31 lat. Jestem tym zdumiony, szczególnie biorąc pod uwagę to, że mam obecnie 61 lat, a miałem 53, gdy po raz pierwszy Duch Święty zstąpił na zgromadzenie.
Jednak młodzi ludzi chętniej podejmują ryzyku i przyjmują nowe paradygmaty i innowacyjne sposoby. Tradycje nie zapadły w nich tak głęboko i dzięki temu wchodzą w nowe rzeczy i zmierzają do odległych miejsc. Pójście za Bogiem zawsze oznacza robienie czegoś nowego. On nigdy nie wpada w koleiny. Jakże budzące respekt jest chodzenie za Bogiem, robienie nowych rzeczy i skuteczne usługiwanie wraz z młodzieżą. Potrzebny jest nam i wigor, ich potrzeba naszej stałości, dodające otuchy nasze doświadczenie.
Każdy powinien mieć swojego „Tymoteusza”
Wierzę, że każdy pastor, ewangelista, misjonarz i każdy będący na pełnoetatowej służbie u Boga powinien mieć swojego „Tymoteusza” lub dwóch, których uczy wszystkiego, co zdobył i angażuje się w proces mentorski. Apostoł Paweł miał Tymoteusza, swojego własnego syna w wierze. Tymoteusz najpierw był szkolony w Piśmie przez matkę i babkę (2 Tym 1:50-6). Później był mentorowany przez wielkiego apostoła Pawła, który zabierał go ze sobą w podróże misyjne, a ostatecznie ustanowił go jako pastora seniora wielkiego zboru w Efezie, mającego, jak wierzą niektórzy, 50 000 członków. Możesz nawet brać pod uwagę dwunastu „Tymoteuszy,” jak miał Jezus. Wyobraź sobie, gdyby każdy starszy przywódca przekazał wszystko, czego się przez lata nauczył, swoim synom i córkom w wierze; wartości, priorytety, praktykę! Zatem wy wszyscy młodzieżowcy znajdźcie sobie matkę i ojca w wierze, którzy przekażą wam swój charakter, wartości, namaszczenie i miejsce.