Richard Murray
(Tytuł dodany przeze mnie – PZ.)
„Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne/przynosi korzyść” (1Kor 6:12).
Czy kiedykolwiek dogłębnie zastanawiałeś się nad tym? Rzekłbym, że większość ewangelicznych nigdy tego nie przemyślała, ponieważ zrozumienie tego powoduje odrzucenie wszelkiego fundamentalizmu, który polega na modyfikowaniu zachowań przy pomocy restrykcji. Ponieważ myśleliśmy, że tylko „niewiele wolno…/nieliczne rzeczy są dopuszczalne…” stworzyliśmy faryzejską teologię tego, czego „NIE” wolno, uciszając bardzo potrzebne „TAK”. Wiara pozwala ci być cierpliwym wobec brata, który odkrywa „tak”, a ucisza wszelkie „nie”. Gdy masz wiarę nastawioną na „nie” to restrykcje są jedyną możliwością. Fundamentalizm w swej istocie polega na ćwiczeniu zmian zachowania w imieniu Jezusa. W 15 rozdziale Ewangelii Łukasza ojciec wypuszcza swego młodego syna, w podróż udzielając mu łaski, która mówi: „wszystko jest dopuszczalne”/wszystko mi wolno”, zgadzając się na to, że on odkryje również to wszystko, co nie jest korzystne. W rzeczywistości to Ojciec zafundował tą całą podróż!
Ponieważ jednak kościół usunął z tej podróży wszystko, nieliczni „wierzący” nie odkryli niczego wywołującego podziw. Jeśli motywacje zostają okopane myśleniem: „jak będzie wyglądała nasza grupa i nasz system przez to, co zrobisz”, wtedy ochrona własnej reputacji jest związana wyłącznie z ograniczaniem wyborów. Jeśli więc wyjdziesz poza te zaznaczone granice mogę stanąć z boku i uważać się za bardziej sprawiedliwego od ciebie, nie zgadzając się na to, aby nazywać ciebie bratem. Nie będę sławić cię ani twojej drogi, lecz oczekiwać, że wylejesz łzy, dokonasz długiej i ważkiej spowiedzi oraz zgodzisz się na poddanie się mojemu opartemu na strachu, dwunastostopniowemu programowi, w którym spełniasz się ku Bożej i mojej akceptacji.
Ponieważ odrzuciliśmy prezentowany przez Jezusa model współczucia, zasłony i niepotępiania, przyjęliśmy teologię oskarżania i staliśmy się faryzeuszami, którzy wierzą, że, kamienując cię, czynią święte dzieła dla Boga.
Dokładnie tak było w „kościele” gdzie mnie już dawno nie ma. Zakaz za zakazem, rozliczenie z standardów biblijnych, publiczne napiętnowanie za nie dorównywanie do nich.. Więcej było na temat czego nie wolno niż co wolno.
W wyniku takich sekciarsko-despotycznych rządów nikt już nie był samodzielny w decyzjach bo nie wiedział co jest dopuszczalne a co nie..musiał o wszystko pytać najlepiej oświeconych liderów ” kościoła”! No, może poza paroma bezczelnymi i faworyzowanymi osobami, które z racji swego charakteru tak łatwo nie ulegały.
Jak to dobrze się stało, że ta kontrolująca i manipulująca grupa praktycznie już przestała istnieć. Tylko problem w tym, że uwolnieni ludzie teraz nie wiedzą jak żyć bo tak bardzo zostali zatruci i skrzywieni przez bycie w tej „organizacji”!