Stan Tyra
5 sierpnia 2018
Jestem krytykiem współczesnego fundamentalistycznego kościoła. Niemniej jest krytykiem „wewnętrznym”, który stoi za kościołem, a nie jest przeciwko niemu. Chcę, aby kościół służył boskiemu celowi, a przestał służyć w imieniu Jezusa swoim własnym celom. Aby tak mogło się stać, musi przestać myśleć, że jest taki wspaniały (dosł.: cat’s meow). Musi zacząć funkcjonować w znacznie większym zakresie niż poranne niedzielne nabożeństwa czy imprezy, na które każdy przynosi jedzenie. Musi też zacząć być o wiele bardziej niejednolity niż grupy zautomatyzowanych fanów.
Obserwuję rozpad instytucjonalnego kościoła i uważam to za boskie wstrząsanie. Kościół oskarża ludzi i świat o to, że jest niedoceniany, a dzieje się tak dlatego, że odmawia poddania samego siebie głębokiej i znaczącej krytyce.
Odkrywamy, że jedna osoba, bądź kilka, jako cześć ciała Chrystusa, może znacznie lepiej reprezentować Chrystusa. Wygląda na to, że nie da się zbudować grupy ludzi, którzy nie rozwiną w sobie ekstremalnego myślenia: „najpierw my oraz wyłącznie grupowe myślenie”, po czym każdy, kto myśli inaczej, musi odejść. Fundamentalistyczny kościół nie ma żadnego problemu powiedzieć komuś: „nie potrzebujemy ciebie”, skoro nie mówisz tego, co my mówimy, nie wierzysz tak, jak my wierzymy. Grupowe myślenie każdego kto jest inny nazywa zwiedzionym, złym a nawet diabłem. To nie „grzesznicy” nazwali Jezusa „diabłem” (J 8:38) , lecz kościół Jego czasów. To byli najbardziej „duchowi” ludzie, tłum chodzący do kościoła; „dobrzy”, nabożni, chodzący do kościoła (synagogi) ludzie, którzy musieli się ustrzec przed zmianą obrazu samych siebie, utrzymać swoją teologię i zachować własny kościelny system.
Fundamentalizm nie będzie głosił przesłania o prawdziwej wolności, ponieważ wie, że ludzie, którzy staną się „prawdziwie wolni”, nie będą tego więcej potrzebować. Większość pastorów zrobi niemal wszystko, aby strzec swoich posad. Uwierzcie, wielu powiedziało mi: „Stan, wiem, że to prawda, lecz jeśli powiem to lub będę tego nauczał, stracę wszystko”. W kręgach denominacyjnych kościołów panuje ogromny strach przed tym, że możesz zrobić cokolwiek niezależnie od nich.
Przez wiele lat prowadziłem coroczne weekendowe spotkania dla mężczyzn. Przyjeżdżali ze wszystkich stron, po różnych życiowych przejściach i wyjeżdżali obdarzeni znacznie większą wolnością niż w chwili przyjazdu. Pomyślałbyś, że pastorzy powinni temu przyklasnąć, lecz zapewniam cię: tak nie było. Nawet pastor z mojego kościoła był wściekły, że to robię i ukarał mnie w taki sposób, żebym nie miał w przyszłości żadnego dostępu do „jego” ludzi. Zacząłem odbierać telefony od ludzi, którzy mówili mi, nie muszę już więcej wracać, i że nigdy nie będę nauczał nikogo w „ich” kościele. O!
Był to ogromny snobistyczny kościół, którego pastor miał ego wielkości małego kraju. Kiedy odszedłem i chciałem założyć mały kościół, podpisałem umowę wynajmu sąsiedniego budynku, ale w tajemniczy sposób została anulowana. Jeden z pracowników mojego byłego kościoła zadzwonił do mnie z przeprosinami. Powiedział: „Stan, ‘taki a taki’ unieważnił ten kontrakt. Budynek, który chciałeś wynająć był za blisko naszego”.
Jeśli jakakolwiek cegła czy murowany kościół ma się utrzymać, to musi zwolnić ten duszący ludzi uścisk i zgodzić się na to, aby ludzie szli koniecznymi dla nich ścieżkami oraz podjąć całe wiążące się z tym ryzyko. Czy ludzie będą popełniać błędy? Oczywiście! Dlaczego jednak uważamy, że tak sprawiedliwe życie prowadzimy? Wolność zawsze niesie ryzyko.
Powtarzam, w duchowym życiu sukces bardzo niewiele uczy nas – tu upadki i fiaska są wspaniałymi nauczycielami! Podoba mi się taki tytuł książki: „Upadki i niepowodzenia: podróż boskiej wolności”.
Nieustanne ofiarowanie swego życia niewiele nas uczy, podczas gdy grzech jest znakomitym instruktorem. Uczymy się znacznie więcej z przeżytych boleści niż przyjemności. O wiele skuteczniej rozwijamy się, gdy odpuszczamy/rezygnujemy z pewnych rzeczy niż kiedy uparcie trzymamy się ich.
Świetne.Stan dobrze pisze o systemie koscielnym .