Rick Frueh
Czy obchodzi cię może, jak Kościół Szatana prowadzi swoje sprawy? A może jesteś zainteresowany wewnętrznymi prawami Świadków Jehowy? Jak myślisz, gdzie Kościół Mormona będzie miał swoją konferencję w 2013 roku? Jakie masz zdanie na temat parlamentarnych procedur w Korei Północnej? Jakie masz zdanie o przywódcy sąsiedniej świątyni buddyjskiej? Lecz, mówisz: Ja tak naprawdę nie mam żadnego zdania na ten temat? Nie należę do tych instytucji, które wymieniłeś i nie obchodzi mnie, co oni tam robią. Nie należą do mnie”.
Tutaj właśnie leży pewna wielka i przeszywająca zasada. „Niech umarli grzebią umarłych”. Jeśli obchodzi cię to, w jaki sposób upadłe instytucje prowadzą swoje sprawy, to jesteś jakoś zaangażowany w nie. Rodzi to pewne znaczące i badawcze pytania. Oczywiście, jeśli jest to twoja firma, która należy do ciebie, musisz pragnąć czystości i uczciwości, lecz jeśli należysz do gigantycznej kompanii i ta kompania nie traktuje właściwie swoich pracowników jeśli chodzi o wypłaty, korzyści, wakacje i inne sprawy? Czy, jako wierzący, powinieneś brać udział w narzekaniu i utyskiwaniu, a ostatecznie w otwartym proteście? Czy wierzący nie jest powołany do wyższego standardu i większego samo-wyrzeczenia? Czy Słowo Boże nie zaleca nam, abyśmy dla sprawy Chrystusa sami znosili nawet okradanie? Jakże łatwo jesteśmy przyciągani do ziemskich bitw i nieumyślnego kompromisu sprawy Chrystusa, nie tylko przez nasze słowa i postawy, lecz również przez nieświęte związki z niewierzącymi.
Nie jest to jakiś ozdobny punkt doktryny. Jest to podstawowy element tego, co naprawdę znaczy być uczniem Jezusa Chrystusa. Jakże często czytamy te słowa:
Kol 3
„A tak, jeśliście wzbudzeni z Chrystusem, tego co w górze szukajcie, gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej; o tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi. Umarliście bowiem, a życie wasze jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu”.
Jak często czytamy te słowa, a jednak idziemy dalej z tą samą ziemską perspektywą? Czy te słowa mają jakiekolwiek praktyczne znaczenie dla uczniów Chrystusa, czy też są to jakieś puste doktrynalne cele, które tworzą chwilowe wyobrażenia i rozpływające się w miarę czytania? Jesteśmy wzywani, zachęcani i zalecane jest nam, abyśmy żyli w wiecznym Królestwie Jezusa Chrystusa. Nie jest to jakieś mieszkanko w większej zachodniej egzystencji. Chodzi o to, że jesteśmy wezwani do uczniostwa, które czasami bywa ulotne, czasami rozdzierające, lecz zawsze pokorne i zawsze dające satysfakcję. Życie, które szuka wyłącznie Chrystusa i Jego woli, jest sprzeczne z tym, co się dzieje w upadłych duszach tego tymczasowego świata.
Tak więc, w świetle tego wyższego powołania, jak to jest, że mamy tyle opinii o tym, co się dzieje w królestwie ciemności? Czy nie dlatego, że zdjęliśmy oczy z Chrystusa i przerzucili wzrok na ten świat? Czy nie dlatego, że czcimy moralne wartości bardziej niż czcimy Odkupiciela? Czy nie dlatego, że chcemy wygodniejszego życia w czasie, gdy znajdujemy się na pielgrzymce, prowadzącej do Bram Chwały? To wszystko razem i znacznie więcej. Jeśli jesteśmy pochłonięci Chrystusem i spotykamy się z Nim codziennie w całej Jego chwale, po co przejmować się tym, jak wierzą upadli? Czy po skłonieniu się przed Najwyższym, nie jest oczywiste, jak bardzo są upadli i jak wielka jest ich potrzeba? A jeszcze to: jak wielu angażuje się w sprawy tego życia, równocześnie lekceważąc sprawy Chrystusa?
Co więc powinniśmy czuć jeśli chodzi o ustanawiane w królestwie złego prawa? Jakie powinno być nasze zdanie o podatkach? O prawach gejów? O polityce zagranicznej? Zaprawdę, powinniśmy mieć zdanie na temat moralnych standardów w ramach kościoła, a nie królestwa ciemności. Problemem jest to, że nie postrzegamy dwóch odrębnych królestw, które są oddzielone duchową przepaścią, między którymi nie ma innego mostu, jak tylko ewangelia Jezusa Chrystusa. Zostaliśmy zaślepieni przez sprawy obecnego świata i na nie poświęcamy czas, myśli i sporo gadania.
Pielgrzymi Chrystusa nie mają tutaj na ziemi miejsca odpocznienia. Nie mam żadnych inwestycji w tym, co przeminie. Nie mamy miejsca przy okrągłym stole, przy którym są wszystkie religie. Nie mamy społeczności z tym, którzy nie służą Chrystusowi. Oni są w dramatycznej potrzebie zbawienia, a my nie możemy, wolno nam, dać się rozpraszać bezużytecznymi rozmowami o ekonomii, polityce i wprowadzaniu moralności prawem. Na wadze znajdują się ludzkie dusze, a wieczność wyziera poważnie.
Co zrobimy z tymi słowami:
„Bo kto by chciał życie swoje zachować, utraci je, a kto by utracił życie swoje dla mnie, odnajdzie je. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami swymi, i wtedy odda każdemu według uczynków jego”.
Gdybyśmy nawet mogli zmienić cały świat w miejsce pokoju i powodzenie a nawet moralności, a jednak pozostawilibyśmy niezbawione ludzkie dusze to co uczynilibyśmy? Jaką wieczną wartość ma to, że wierzący wykorzystują całą swoją energię i opinie na próby oczyszczanie zewnętrznej strony michy, człowieka, pozostawiając ich dusze w stanie upadłym i bez nadziei na wieczność? Czy Chrystus przyszedł szukać i zbawiać to, co zginęło czy szukać dusz na pół etatu i ustanawiać królestwa ziemskie? Czy również służba Ducha Świętego to zmieniać ludzkie dusze od wewnątrz czy też zmieniać ludzkie zachowania bez zmiany ich serc?
Jako wierzący i uczniowie Jezusa nie powinniśmy mieć zdania na temat tego, jak upadłe systemy ludzkie działają i w co wierzą. Jak wiele rozmów przeprowadził Jezusa ze Swymi uczniami o tym, jak rząd rzymski prowadzi swoje sprawy? Czy kiedykolwiek zadumali się nad tym, ilu ludzi zabija Rzym? Nawet wtedy, gdy Chrystus został zapytany o niesprawiedliwy system podatkowy, polecił nam płacić je bez narzekania. Czy Jezus nie wiedział, jak niesprawiedliwe były te podatki i tego, że Rzym wykorzystywał je do niesprawiedliwych celów? Oczywiście, że wiedział, lecz Jezus wiedział też, że atakowanie ziemskich problemów było by głupim zaleceniem i tylko wieczne przesłanie ewangelii może zmieć serce.
Ach, jakże zostawiliśmy Chrystusa i poszliśmy łowić to, co nie ma mocy. Kościół stracił oślepiającą wizje Chrystusa Zmartwychwstałego w całej Jego chwale! Gdy pierwszy męczennik, Szczepan, umierał, zobaczył Chrystusa i poprosił o przebaczenie jego prześladowcom. Cóż za obraz! Dziś kościół ściąga na dół boski gniew na wszelkiego rodzaju grzeszników i zamiast szukać ludzkiej duszy, przyłączył się do niewierzących, aby bronić narodu pełnego bałwochwalstwa i złości. O muzułmanach mówi się jak o wrogach i bez miłości, którą polecono nam okazywać.
Meczety budowane są w naszym sąsiedztwie i zamiast modlić się i pościć o ich dusze, ewangeliczna społeczność bierze udział w protestach. Jakiego rodzaju religię zbudowaliśmy? Ziemskie wolności są dla nas cenniejsze niż wieczne dusze. Stawmy temu czoło: kościół nie wierzy już więcej w wieczną duszę i, sądząc po naszym życiu, musimy wierzyć, że to ziemskie życie to wszystko co faktycznie istnieje. Jesteśmy chodzącymi trupami, pochłoniętymi przez religię i ziemską kulturę. Nie mamy już soli i światła, a mamy za to tak liczne opinie o tym jak upadli powinni się zachowywać. Dlaczego? Ponieważ chodzimy teraz w ich królestwie i uchwyciliśmy się ich spraw.
Gdzie są ci, którzy są tak napełnieni Chrystusem, że ich życie jest listem polecającym, który świeci zupełnie innym światłem, niż większość kiedykolwiek pozna? Powinniśmy być tak napełnieni miłością Bożą, żeby grzesznicy doprowadzali nas do łez i wywoływali wyciągnięcie rąk, które mają na sobie rany Tego, który poniósł ich grzechy. Czy widzimy w nich to, co było kiedyś naszym udziałem, czy też widzimy kulturalnych i moralnych łajdaków, którzy rozjątrzają naszą moralną wrażliwość i wyższe religijne przekonania? Widzimy Kalwarię czy widzimy Washington D.C.? Czy widzimy Jezusa Chrystusa, czy widzimy Thomasa Jeffersona? Czy widzimy konserwatystów czy widzimy zgubione dusze? Czy nasze opinie są przykute do ziemskich spraw czy też mamy wiecznie trwałą opinie o Krzyżu Chrystusa? Wszystkie nasze przekonania powinny być zakotwiczone w Bożym słowie. Powinniśmy mieć przekonania, a nie opinie, o Jezusie i Jego ofercie łaski. I nie powinny to być tylko spisane przekonania, lecz Jezus powinien być samym naszym życiem, z Nim żyjemy lub z Nim umieramy!
Czy żyjemy i służymy Panu Jezusowi w tak głęboki i zauważalny sposób, że nikt nawet nie pomyśli o tym, żeby nazwać nas „konserwatystami”?
Nie możemy służyć dwóm panom. Możemy służyć tylko Jednemu Mistrzowi. Nich inni martwią się o ziemskie sprawy , nasze życie oczekuje na nas w wiecznym świecie chwały i nie możemy się dać rozpraszać w tej podróży. Czy budujemy na ruchomych piaskach czy na Skale? Wiem, wobec rzeczywistości wydaje się to tak ezoteryczne i nieprzekonujące, lecz to zależy od tego, w której rzeczywistości teraz żyjesz.