Chip Brogden
W Ewangelii Jana 3:30 mamy podaną zasadę, mówiącą, że mnie (nas) musi ubywać. Jak pewne jest to, że Chrystus musi wzrastać, tak mnie musi ubywać. Tak po prostu musi być, więc tak będzie. Jedno bez drugiego nie będzie funkcjonować.
Ponieważ wszystko, cokolwiek Bóg zrobił, robi i będzie robił jest w jakiś sposób związane z wzrastaniem Chrystusa to całkowicie pewną konsekwencją będzie to, że wszystkiego innego będzie ubywać. Taki proces funkcjonuje w każdym mężczyźnie, kobiecie, chłopcu, dziewczynie: doprowadzić każdego na sam skraj własnych możliwości tak, aby uchwycili się Chrystusa i byli gotowi zostawić znoszone, brudne szaty życia skupionego na sobie i zamienić je na sprawiedliwe szaty życia skoncentrowanego na Chrystusie. Jest to proces, który zachodził w tobie na długo zanim oddałeś swoje życie Panu. Nie musisz rozumieć korzyści jakie z tego procesu płyną dla ciebie, lecz sam proces będzie przebiegał znacznie łagodniej, jeśli je zrozumiesz i podejmiesz współpracę z procesem.
Najlepszym sposobem współpracy z Bogiem jest skoncentrować się na tym, co powoduje wzrost Chrystusa. Wielu słyszy nauczanie na temat Krzyża i pomniejszania siebie, spędza mnóstwo czasu (zbyt wiele) bardzo starając się umniejszyć się. Zwykle prowadzi to do nieskończonych introspekcji, analizowania i ostatecznie do frustracji. Wygląda na to, że im więcej uwagi poświęcamy sobie, tym więksi stajemy się i znajdujemy więcej złych rzeczy. Tak już jest, że koncentracja na jakiejś dziedzinie powoduje wzrost w tym obszarze. Jeśli więc skupimy się na Sobie, nawet jeśli jest to odważna próba pomniejszenia Siebie, to właśnie Ja staje się silniejsze.
Pismo nie uczy nas, aby trzeba było pomniejszać siebie przez ascezę, ubieranie na siebie szmat czy mówienie wszystkim, że jesteśmy tak małym robactwem. W ten sposób niczego się nie osiąga, a w rzeczywistości skutek jest przeciwny – zwracamy nadmiernie dużo zbytecznej uwagi na siebie. Wręcz przeciwnie, Pismo uczy nas szukać najpierw Królestwa Bożego i modlić się codziennie o Wolę Bożą. Jest to o wiele bardziej pozytywne i skuteczne podejście. Skupiając się na ty, na czym chcemy – na wzroście Chrystusa – otrzymujemy dokładnie to, o co prosimy: wzrost Chrystusa. Skrajnym skutkiem wzrastania Chrystusa jest automatyczny ubytek Ego. Nie musimy bezpośrednio starać się o pomniejszanie siebie, wystarczy dążyć do tego, co powoduje wzrost Chrystusa.
Jeśli, na przykład, naprawdę kocham Boga z całego serca, umysłu i sił, i kocham bliźniego jak siebie samego to tak naprawdę nie ma miejsca tutaj na zajmowanie się sobą. Dać Bogu „wszystko” to nie pozostawić niczego sobie. Gdy nasze poddanie jest bezwarunkowe, całkowite to nie pozostaje miejsce na nic z własnego życia. Wszystko, co mam, wszystko, czym jestem, zostało w pełni i całkowicie poddane Bogu. To dlatego Pan Jezus tak skutecznie przeciwstawiał się licznym pokusom i sprawdzianom, który stawały na Jego drodze. Gdy ktoś żyje dla miłości Bożej i stara się pełnić wyłącznie Jego Wolę to w jego życiu nie ma żadnych ubocznych egoistycznych wpływów i staje się odporny na pokusy. Każda pokusa ma swoje źródło w żywym Ego. Skoro tylko zostaje ono doskonale odrzucone, grzech nie ma żadnego wpływu, całkowicie przestaje być pociągający.
Cel prób i sprawdzianów
W miarę jak spędzamy w modlitwie czas z Bogiem, gdy badamy Pismo w poszukiwaniu prawdy, Duch Święty pracuje nad wzrastaniem Chrystusa, udzielając nam mądrości, objawienia, zrozumienia i duchowego rozeznania. Wraz z każdym nowym objawieniem Chrystusa, ubywa Ego. Jeśli jest bardzo dużo Jezusa to pozostaje bardzo niewiele miejsca dla mnie.
Niemniej, taka droga skoncentrowanego na Chrystusie oddania jest przeciwna do dróg tego świata, więc trafiamy na mnóstwo rzeczy, które usiłują zahamować postęp i udaremnić nasze dążenie na tej wąskiej drodze. Na przykład, wraz z objawieniem miłości Bożej, możemy oddać się miłości Boga i bliźniego, lecz właśnie wtedy nasz bliźni obraża nas bądź rani. Zostajemy skonfrontowani z życiową sytuacją, która zagraża duchowej prawdzie, której właśnie, jak twierdzimy, poświęciliśmy się. Możemy na to zareagować tak, jak zwykle i wrócić na znane terytorium samoobrony i usprawiedliwiania, bądź możemy zawierzyć temu, że życie Pana zrobi dla nas i poprzez nas coś, co wykracza poza naturalne pojmowanie spraw.
Wszystkie te próby i sprawdziany pojawiają się, aby wykazać wartość objawionych nam duchowych prawd. Co to znaczy miłować bliźniego? Czy to tylko zwykłe nauczanie? Doktryna? Coś, o czym wiemy, że należy czynić? A może doświadczenie? Coś, czym rzeczywiście żyjemy, co faktycznie czynimy. Tych rzeczy nie da się nauczyć siedząc w kościelnej ławie czy na biblijnym studium. Możemy wysłuchać tysiąca kazań na temat miłowania bliźniego i może nam się wydawać, że zrozumieliśmy, gdy jednak stajemy twarzą w twarz z naszym bliźnim to już jest zupełnie inna sprawa.
Tak więc, próby i sprawdziany są konieczne, aby dowieść wartości naszej wiary. Pomagają nam zobaczyć w jakim miejscu znajdujemy się na naszej drodze z Bogiem i przekonać się jak bardzo jesteśmy już ukształtowani na obraz Chrystusa. Okazuje się, że nie jesteśmy tak blisko, jak nam się wydawało. Popełniamy błędy, potykamy się i upadamy. Stajemy się sfrustrowani i rozczarowani sobą, lecz jeśli wyznajemy nasze niepowodzenia i, niosąc swoją słabość, idziemy dalej za Nim, dzieje się coś wspaniałego. Odkrywamy, że to doświadczanie siebie, jakkolwiek może być zniechęcające, nauczyło nas nie ufać swemu ciału. O wiele więcej uczy nas niż jakiekolwiek nauczanie czy kazanie na temat „wyrzekania się siebie”.
Jest to trudna nauka, lecz najlepsza i bardzo często jedyna.