(Autor nieznany).
Jest to relacja z pierwszej ręki, opowiadanie kobiety, która wraz z rodziną jadła obiad w dzień Bożego Narodzenia w małej restauracji wiele kilometrów od swego domu.
Nancy, matka, opowiada takie zdarzenie:
Znaleźliśmy się w restauracji jako jedyna rodzina z dziećmi. Posadziłam Eryka na wysokim barowym krześle i zauważyłam, że wszyscy jedzą cicho i rozmawiają. Nagle Eryk zapiszczał z radością i powiedział:
– Hey, tam!
Walną swymi grubymi,dziecięcymi rączkami w wysoką ladę. Oczy miał szeroko otwarte z podniecenia a usta rozwarte w szerokim bezzębnym uśmiechu. Wiercił się i chichotał wesoło. Rozejrzałam się wokół i zauważyłam źródło jego wesołości. Był to człowiek w podartym płaszczu, brudny, tłusty i zniszczony. Wisiały na nim workowate spodnie z zamkiem zapiętym do połowy a z butów wystawały wierzchołki dużych palców. Koszule miał brudną a włosy niemyte i nieczesane od wieków. Bokobrody były zbyt krótkie, aby je nazwać brodą a nos był tak żylasty, że wyglądał jak mapa drogowa. Byliśmy zbyt daleko od niego, aby czuć woń, lecz z pewnością śmierdział. Wyciągnął rękę i machną luźną dłonią i powiedział do Eryka:
– Hej tam, dzieciaku!
– Hej tam, wielki chłopie!
– Widzę cię, chłopie!
Wymieniliśmy z mężem spojrzenia: „Co robimy?”
Eryka zaśmiewał się i odpowiadał;
– Hej, hej, tam!
Teraz wszyscy w restauracji zauważyli nas i spoglądali, to w naszą stronę, to na mężczyznę. Ten stary gość wraz z moim pięknym dzieckiem stali się powodem utrapienia.
Otrzymaliśmy posiłek a ten człowiek zaczął wykrzykiwać przez całą salę:
– Czy ty wis co to herbatniki? Wis co to peek-a-boo?
– Hej, paczcie, on zna peek-a-boo!
(“peek-a-boo” to zabawa z małymi dziećmi polegająca na tym, że ukrywa się na chwilę twarz, po czym nagle „wyskakuje się” na dziecko z okrzykiem “pikabuu” – przyp. tłum.)
Nikomu nie wydawało się to zabawne. Było oczywiste, że jest pijany. Byliśmy z mężem zażenowani. Jedliśmy w milczeniu;
wszyscy poza Erykiem, który przerabiał cały swój repertuar okazując podziw dla włóczęgi, który z kolei, odwzajemniał się swoimi fajowymi komentarzami.
Skończyliśmy wreszcie posiłek i skierowaliśmy się do drzwi. Mąż poszedł zapłacić rachunek i powiedział mi, żebyśmy się spotkali na parkingu. Starzec siedział pewnie między mną, a drzwiami. Pomodliłam się:
– Panie, pozwól mi wyjść stąd, zanim odezwie się do mnie czy Eryka.
Gdy zbliżyłam się do niego, odwróciłam się tyłem do niego, aby uniknąć choćby powietrza, którym mógłby tchnąć na mnie. Gdy tak zrobiłam, Eryk oparł się na moim ramieniu, wyciągając obie rączki w geście “weź mnie”. Zanim mogłam go powstrzymać, Eryk przepchał się z moich ramion w jego. Nagle stary, śmierdzący mężczyzna i malutkie dziecko zostali pochłonięci więzami miłości Eryk w akcie totalnego zaufania, miłości i poddania położył swoją malutką główkę na obdartym ramieniu. Mężczyzna zamknął oczy i mogłam dostrzec łzy kręcące się pod powiekami. Jego stare, brudne, spracowane i pełne bólu ręce delikatnie, tak bardzo delikatnie, utuliły siedzenie mojego dziecka i pogłaskały jego plecy. Nigdy, żadne dwie istoty nie kochały się tak głęboko w tak krótkim czasie.
Stałam pełna respektu. Stary człowiek przez chwile kołysał i tulił w swych ramionach Eryka, otworzył oczy i spojrzał prosto do mnie: Powiedział zdecydowanym, rozkazującym głosem:
– Troszcz się o to dziecko.
– Będę – jakoś wyjąkałam ze ściśniętym gardłem.
Ociągając się, niechętnie, tęsknie, jakby z bólem odsunął Eryka od piersi. Odebrałam dziecko, a on powiedział:
– Niech ci Bóg błogosławi, mamo. Dziś podarowałaś mi bożonarodzeniowy dar.
Nic nie odpowiedziałam poza mętnym podziękowaniem. Pobiegłam do samochodu z Erykiem w ramionach. Mąż był zdumiony, czemu płaczę i tak mocno trzymam dziecko mówiąc:
– Mój Boże, mój Boże, przebacz mi!
Właśnie byłam świadkiem Chrystusowej miłości pokazanej mi przez niewinne, maleńkie dziecko, które nie zobaczyło grzechu ani nie osądziło; dziecko, które zobaczyło duszę i matkę, która dostrzegła tylko zewnętrzny strój. Byłam ślepą chrześcijanką, trzymającą w ramionach dobrze widzące dziecko. Czułam, że Bóg pyta mnie:
Czy gotowa jesteś podzielić się swoim synem na chwilę? – podczas, gdy On podzielił się Swoim na wieki.
Obdarty starzec nieświadomie przypomniał mi o tym, że:
„Aby wejść do Królestwa Bożego musimy stać się jak małe dzieci”.
/span