Marzec 14, 2003
Część 1.
Byłem w Anchorage na Alasce, gdzie razem z pewnym małżeństwem jedliśmy obiad. Byli małżeństwem pastorskim sprawującym służbę w tutejszym kościele, a ja zostałem zaproszony, aby spędzić tutaj kilka tygodni i pomóc im w budowaniu ich kościoła i innych misyjnych praca w tej okolicy. Opowiadałem im prawdziwą historię o tym, jak kilka miesięcy wcześniej „wziąłem autorytet” nad „księciem okręgu niebieskiego” i zatrzymałem bardzo intensywne opady – na czas wystarczająco długi, aby mechanik, który pracował przy naszym samochodzie na poboczu drogi nie zmókł. W pewnym określonym obszarze wokół samochodu było całkiem sucho. Gdziekolwiek wokół byś się nie rozejrzał były gęste chmury a ulewny deszcz, któremu towarzyszył silny wiatr, padał na kilka mil wokoło. Było natomiast zupełnie sucho i spokojnie w pobliżu samochodu. Barbara powiedziała:
– To śmieszne! Bóg tego nie robi! Biblia mówi, że Bóg sprawia, że deszcz pada na dobrych i złych jednakowo.
Barbara tak „się zagotowała”, że nie byłem w stanie jej wyjaśnić jaki i dlaczego coś takiego mogło zajść i pokazać jej solidne biblijne zasady stojące za tym. Dalej dyskusja przebiegała już miedzy Dickiem i Basią. Dick już kiedyś pracował ze mną przez pewien czas i był gotów zaświadczyć o kilku dziwacznych wydarzeniach jakie miały miejsce podczas mojego usługiwania. Powiedział jej, że nie rozumie dlaczego staje się coraz bardziej zdenerwowana i że właśnie jednym z powodów mojej wizyty tutaj było nauczenie „ich ludzi” przejmowania autorytetu nad wszelkimi dziełami przeciwnika.
Małżonka zaś była tak bardzo rozzłoszczona, że zacząłem obawiać się o jej zdrowie. Prawdopodobnie była po sześćdziesiątce i stwierdzenie, że miała lekką nadwagę byłoby zdecydowanym niedomówieniem. Jej twarz stała się czerwona i ostatecznie wstała od stołu i wyszła nie odzywając się do żadnego z nas. Dick, co zrozumiałe, był pełen zażenowania i w końcu powiedział:
– Da sobie z tym radę.
W pewnym sensie byłem przyzwyczajony do tego typu reakcji u ludzi.. lecz z pewnością nie spodziewałem się tego po tej parze. Przede wszystkim opierali swoją służbę na intensywnej modlitwie i oczekiwaniu na to, że w wyniku tej modlitwy cuda zaczną się pojawiać Było późne sobotnie popołudnie. Na szóstą rano umówione było spotkanie w kościele z grupą ludzi, którzy odpowiedzieli na moje wezwanie, aby codziennie rano przyłączyć się do mnie w modlitwie o Boże poruszenie w kościele i okolicy… aż do uzyskania wyników. Powiedziałem Dickowi, że idę do łóżka. Dick i Barbara już wcześniej nalegali, że również będą na porannym spotkaniu w kościele . Powiedziałem Dickowi, że rano to prawdopodobnie wybiorę się na spacer, co stanowiło jakieś trzy kilometry między ich domem a kaplicą. Końcówka lata dawała jaszcze całkiem sporo światła o 5.30 rano w Anchorage. Oboje spierali się ze mną, że będą czekać na mnie i zawiozą mnie do kościoła, lecz powiedziałem, że rzeczywiście wolę iść na spacer i wyruszyłem, gdy oni jeszcze jedli śniadanie. Ruszyłem do drzwi, a Dick zawołał:
– Ej, ma padać dziś rano!
Zwyczajnie powiedziałem, że sobie z tym poradzę. Mniej więcej w połowie drogi zaczęło padać. W ogóle nie myśląc o poprzednim wieczorze „wziąłem autorytet” i szedłem całkiem suchy, pomimo że wszędzie wokół mnie padało. Właśnie w chwili, gdy dotarłem do parkingu, dojechali tam też moi przyjaciele i wysiadali z samochodu, do tej pory już solidnie lało. Wszedłem pod okap znajdujący się nad wejściem do kaplicy dokładnie w chwili, gdy oni w dwójkę pędzili chodnikiem oddzielającym budynek od parkingu. Poruszali się ze spuszczonymi głowami, jak to ludzie zwykle robią, gdy mocno pada. Pomimo tak krótkiego odcinka, przemokli niemal całkowicie.
Weszliśmy do drzwi razem. Barbara spojrzała na moją suchą sportową marynarkę i suchą głowę i niemal wykrzyknęła: Zanosiło się na prawdziwy sztorm wewnątrz kościoła! Moja obecność stwarzała problemy, których mogło nie dać się rozwiązać. Barbara nie chciała ze mną na ten temat rozmawiać i coraz bardziej oddalała się do Dicka. Powiedziałem mu, że najlepsze co w tych okolicznościach mogę zrobić to wyjechać… i wkrótce potem mnie tam nie było. Dlaczego wierzący tak bardzo się denerwują, gdy ich teologia jest zagrożona? Jest na to kilka „dobrych” odpowiedzi… odpowiedzi, które ostatecznie spowodowały, że bardziej usługuję poza zorganizowanymi kościołami niż wewnątrz nich. Jest o wiele łatwiej przejść ludziom ponad ich tradycyjnymi doktrynami ku poruszaniu się w obecności i mocy Bożego własnego Ducha poza kościołem niż wewnątrz. Nie robię niczego, czego ktokolwiek inny nie mógłby zrobić, jeśli tylko zechcą uwierzyć, że oni również mogą. Nawet nauczyłem się w jaki sposób powstrzymywać bardziej skutecznie takie burze we wzajemnych relacjach, niż to umiałem zrobić w przypadku Dick’a i Barbary, lecz nie wewnątrz kościoła… i jest ku temu powód.
Szatan wywołujący pogodę? Hmmmmm.. brzmi trochę jak z mitologii. To mogło by być częścią zwiedzenia i wrogiej propagandy. Zanim podążymy dalej… wyjaśnijmy sobie coś… całkiem. Jezus powiedział, że Szatan jest przeciwnikiem, że on jest władcą rządzącym duchami, czy aniołami, nad pewnymi fizycznymi obszarami czy też tym, co widzimy naszym wzrokiem. Nie wymyślam sobie tego, ani nie wymyśliłem sobie powyższej historii ze sztormem. Jezus powiedział również, że jednym z głównych celów przeciwnika jest kraść, zarzynać i wytracać”. Zasadniczo każdy może zrobić cztery następujące rzeczy z powyższą częścią. Po pierwsze, potraktować to jako coś błahego. Po drugie, potraktować to poważnie, bardzo poważnie i nauczyć się radzić sobie z tym skutecznie. Po trzecie, potraktować to poważnie i niczego nie robić w obronie. Po czwarte, zrozumieć to, że jesteśmy na wojnie, w walce duchowej (w niewidocznej rzeczywistości) i fizycznej (rzeczywistości widocznej dla naszych oczu) i nauczyć się podstaw zwyciężania. W wielu dziedzinach wojna jest już skończona… bitwa wy-grana (skończona i kropka) i gorąco wierzę w to, że jest to prawda. Niemniej jednak, chciałbym powiedzieć, że ci, którzy werbalnie upierają się przy tym, że wojna jest skończona czy też, przede wszystkim nigdy nie istniała – a równocześnie żyją w porażce –tzn. efekty pochodzące z fizycznej rzeczywistości utrzymują ich z dala od doświadczenia tego, kim są w duchowej rzeczywistości… (na miliony sposobów takie porażki mogą się zdarzyć i zdarzają) – kpią sami z siebie.
Część 2.
Jeśli czytałeś powyższą historię o burzy to pamiętasz, że pewnego ranka powstrzymałem deszcz przed padaniem bezpośrednio na mnie, gdy szedłem. Pamiętasz też kobietę, która bardzo nerwowo reagowała na całą sprawę, równie ostro jak na opowiadaną przeze mnie historię dotyczącą takiego samego zdarzenia.
Po opublikowaniu pierwszej części „Sztormu” (tj. tego, co powyżej) otrzymałem e-maile, które wskazywały na to, że ludzie pragną wiedzieć więcej i w większości zgadzające się ze mną. Niektórzy mieli poważne pytania, które rozwinęły się w co najmniej interesującą korespondencję. Celem napisania Sztormu 1 było otwarcie duchowych oczu na inny wymiar życia, który przeważnie nie jest rozpoznawany przez większość „wierzących”.
Tym wymiarem jest po prostu działanie Szatana poprzez swoich niewidzialnych agentów, które wywołuje wszelkiego rodzaju spustoszenia. Jezus powiedział: „oto daję wam autorytet nad wszelkimi działami złego”. Zły czyni te rzeczy poprzez swoich agentów, których określamy jako „złe duchy” czy „demony”. Proszę zauważyć, że je nie szukam demonów pod każdym kamykiem. Nie zamierzam dyskutować z tymi, którzy nie wierzą, że takie istoty w ogóle istnieją. Dla tych zaś, którzy wiedza i wierzą (aczkolwiek ogólnikowo), że coś się dzieje poza fizyczną rzeczywistością, że coś powoduje, a nawet kontroluje wyzwania na jakie w życiu na tym fizycznym poziomie napotykają, mam dobrą wiadomość – wiem jak pozbyć się tych wrogich agentów, gdy tylko pojawi się okazja.
Dobrym przykładem jest tutaj opowiedziana w książce „Otwieranie skarbnicy darów” (dostępna całkowicie za darmo przez e-mail bradcullen333@yahoo.com i w j. polskim na stronach www.poznajpana.org) historia pastora, który był świadkiem dość dramatycznego epizodu „przed i po”. Wierzył w istnienie demonów po prostu dlatego, że takie jest świadectwo Biblii, lecz myślał, że „uzdrowienia”, których był świadkiem działy się „przez wiarę” i taktował pewne rzeczy, które słyszał ode mnie w czasie tych „uzdrowień’ jako takie “mumbo jumbo.” Tak właśnie myślał – do momentu, gdy był świadkiem uwolnienia z poważnych ograniczeń ruchu związanych z artretyzmem i problemów z oddychaniem związanych z astmą. Działo się to w raczej dziwacznym klimacie (choć całkowicie prawdziwie), gdy demony powodujące artretyzm i astmę wychodziły w dość dramatyczny sposób. Później, ten pastor usiadł z głową opartą na stole kuchennym, a jego żona zapytała mnie raczej dość oburzonym tonem, dlaczego pominąłem pewne rzeczy, które zwykle słyszała w takich przypadkach i zdała sobie sprawę z tego, że właśnie to spowodowało, że demony opuszczając kobietę powodowały pewne zaburzenia. Opowiedziałem: – Nie wiem, po prostu poprosiłem Ducha Świętego o prowadzenie i
zrobiłem to, do czego, jak czułem, prowadził mnie On. Pastor, z głową nadal zgiętą na stole, powiedział miękko:
– Ja wiem, dlaczego – po czym wyjaśnił, że nigdy by nie uwierzył, gdyby nie zobaczył.
Nazywaj sobie te istoty jakkolwiek chcesz… wytworami wyobraźni, negatywnymi myślami, czy czymkolwiek, one są realne… i ignorowanie ich „dzieł” to ignorowanie armii oddanej niszczeniu wszystkiego i nas wszystkich. „Poznaj swojego przeciwnika” jest tutaj właściwym powiedzeniem. Są, oczywiście, tacy, którzy przechodzą ponad tą „wiedzą”. Z pewnością nie jestem zainteresowany przekonywaniem tych, którzy powinni zmienić swoje myślenie. Chciałbym nieco odnieść się do tego „przechodzenia ponad potrzebą wiedzy”. Żyjąc i pracując w obszarach, gdzie malaria i febra (żółta gorączka) – obie choroby przenoszone przez moskity – są bardzo poważnymi i powszechnymi zagrożeniami, mogę powiedzieć, że jedną rzeczą jest odrzucanie możliwości, że ukąszenie moskita może mieć wpływa na człowieka, a zupełnie czym innym jest zostać ugryzionym i niemal umrzeć z powodu malarii czy febry… jak to się zdarzyło mojemu przyjacielowi.
Zaufaj mi… nie próbuję zasiewać strachu, lecz zrozumienie.
O co chodzi? Bardzo łatwo jest uwierzyć w diagnozę, która mówi, że zarówno malaria jak i febra są wywoływane przez moskity. Występuje bardzo prosty związek między przyczyną, efektem i medycznymi dowodami. W przypadku wspomnianej wcześniej kobiety, która cierpiała na artretyzm i astmę, jest trochę trudno uwierzyć, że to niewidoczny wróg był przyczyną…dopóki nie został wypędzony. Szczególnie trudno jest w to uwierzyć, gdy ktoś był leczony i brał leki przez wiele lat. Nie zamierzam powtarzać tej historii, lecz kilka faktów jak i cała historia może ci się przydać, a są zamieszczone w „Otwieraniu skarbnicy”.
Jak już napisałem wielokrotnie, miałem przywilej pracować z psychiatrą, który wcześniej, gdy rozmawiał ze swoimi pacjentami, mówił im o mnie w taki sposób:
– Ten mój przyjaciel, czubek, myśli, że pewne emocjonalne problemy mogą być wywoływane przez demoniczne wpływy.
Wprowadzał ten temat wtedy, gdy czuł, że pacjent jest gotowy do „uwolnienia”. Jedną z przyczyn tego, że piszę o tym, że było to przywilejem, jest nie tylko to, że był on lekarzem całkowicie przekonanym o tym, że przyczyną wielu problemów umysłowych są demoniczne działania, lecz przede wszystkim obserwowanie jak wzrasta jego autorytet do radzenia sobie z nimi. Dobrze również było usłyszeć jak ktoś z wieloletnim doświadczeniem w zawodzie, zaczyna mówić autorytatywnie o całkowitej niezdolności systemu leczenia umysłowego do radzenia sobie z wieloma, jeśli nie większością, problemów umysłowych. Na razie wystarczy tych opisów. Obiecałem, że zajmę się tutaj też biblijną podstawą, na podstawie której każdy wierzący może wziąć autorytet nad wszelkimi dziełami przeciwnika… i tym, co wchodzi w zakres tych „dzieł”.
Zaledwie dotknąłem tych rzeczy, lecz oto jest oferta, którą przedstawiam każdemu, jeśli jesteś zainteresowany szczegółami, masz pytania,… odpowiem ci prywatnie przez e-mail.
Chciałbym zakończyć raczej zabawną uwagą. Pewien, nowy przyjaciel i brat, który mieszka na tzw. „głębokim południu” zadzwonił do mnie pewnego dnia. Zaczynał jasno pojmować polecenie Jezusa, jakie jest zawarte w oryginalnym języku – a nie „porosić’ jak to jest w rozcieńczonych tłumaczeniach – aby, gdy rozmawiamy z Bogiem, DOMAGAĆ SIĘ . Był na rybach z kolegą, którego określił jako „brata chodzącego do kościoła” i pływali w lodzi kolegi. Gdy już mieli wracać, ten kolega powiedział do niego coś takiego, co miało wywołać określony efekt:
– Ej, mamy problem, lepiej módl się, żeby mi się udało odpalić silnik. Zapomniałem naładować akumulator i spadło napięcie.
– Panie, zakręć tym TERAZ! – wrzasnął i ku absolutnemu zdumieniu silnik ruszył natychmiast i popłynęli do brzegu.
Zabawny był dla mnie jego komentarz. – Wiedziałem, że to całe domaganie się jest w porządku, gdy ten mój brat powiedział do mnie, „Ej, to było żądanie, a nie modlitwa” I o to właśnie chodzi w całym „autorytecie wierzącego” – wskazówka: Gdy w czasie drogi przez morze powstał sztorm w czasie, gdy Jezus spał na łodzi, jego kompani bali się tego, że łódź się przewróci.. Pan zaś nie powiedział:
– O, Boże, jeśli taka jest twoja wola, proszę ucisz ten sztorm.
Łapiesz? Ty możesz. W rzeczywistości to ty możesz przejąć autorytet nad wszelkimi sztormami twojego życia, gdy zrozumiesz, kto je wywołuje i zajmiesz się przyczyną. To zależy włącznie od ciebie.
„Autorytet” jest bardzo interesującym terminem. Zasadniczo używam go w takim znaczeniu, że jest to prawna moc do działania lub mówienia autorytatywnego z całkowitym domaganiem się posłuszeństwa w danej sytuacji lub miejscu. Wielu ludzi myśli, że ja mam „dar dzierżenia cudów”, ponieważ widzieli ludzi uzdrawianych i uwalnianych z „mojej ręki”, że tak powiem. Nauczyłem się jednej bardzo ważnej rzeczy przez objawienie: „demony”, „agenci wroga”, „złe duchy” (czy jakkolwiek zechcesz je nazwać) działają w legalnym systemie i same są całkiem legalistyczne.
Ludzie często proszą mnie o innych, abym ich uzdrowił czy uwolnił od demonicznych wpływów, a ja zawsze od razu mówię im:
– „Ja” nie jestem żadnym uzdrowicielem, ani „ja” nie rozprawiam się z przyczynami powodującymi choroby, Ojciec we mnie robi te działa a ja nauczyłem się tego, żeby to „ja” nie brało za te dzieła żadnej korzyści. I co więcej, ja nie mogę niczego więcej, czego nie mógłby uczynić każdy inny człowiek, który zechce przejść przez niezbędny okres przygotowania i dyscypliny.
Chcę przekazać wam krótką historię tego procesu, który wprowadził mnie do miejsca działania w autorytecie.
Około 1980 roku czytałem księgę Samuela i następujące słowa „wyskoczyły na mnie”: „Słowo Pańskie było w tych czasach rzadkością, a widzenia nie były rozpowszechnione”. To brzmi zupełnie jak by było dziś. Wróciłem do czytania historii o młodym chłopcu, Samuelu, który usłyszał głos Boga. Mając za sobą zielonoświątkowe nauczanie i Biblijny dowód w postaci tekstu przed sobą, doszedłem już wcześniej do podjęcia tematu manifestacji Ducha Świętego, działającego przez słowo wiedzy, języki i ich interpretacje, wypowiedzi prorocze itd. Lecz nigdy do tej pory nie widziałem fragmentu, który tak wyraźnie wskazywałby na to, że Boga można usłyszeć fizycznie. Czwarty rozdział tej księgi otwiera nam umysł na to zjawisko. Jest wiele innych miejsce zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie – lecz nigdy wcześniej nie byłem świadom tego, że biblia odkrywa taką możliwość.
W kościele do którego zacząłem uczęszczać zaraz po przyjęciu Chrystusa w 1957 roku odrzucano takie rzeczy. Dopiero po przeprowadzce do innego miasta pięć lat później trafiłem na słowa ap. Pawła w 1 Kor 14: „usilnie starajcie się o dary duchowe, a najbardziej o to, aby prorokować… a językami mówić nie zabraniajcie”. Używam tego faktu, aby podkreślić, że w zorganizowanym kościele, nawet w kościołach deklarujące się jako „wierzące biblijnie”, znajdujemy wiele doktryn, które są sprzeczne z tym, co Biblia wyraźnie objawia, a co więcej sprzeczne z jasnymi poleceniami Jezusa Chrystusa. Widziałem ten efekt „nakrycia” stale i wciąż w życiu moim i wielu innych – po prostu nie jesteśmy otwarci na szersze patrzenie naprawdę, dopóki, z jakiejkolwiek przyczyny, nie wyjdziemy spod wpływów jakiegoś szczególnego kościoła, który zajmuje doktrynalnie przeciwne stanowisko do tego, co Biblia czy Jezusa powiedział.
Mniej więcej w tym czasie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem to, że „Samuel usłyszał Pana” zostałem zrekrutowany przez pewnego ewangelistę, który prowadził służbę uwalniania. Zaprosił mnie, abym chodził z nim do domów, do których zapraszano jego ze względu na reputację jaką się cieszył. Pierwszy był dom w południowo-wschodniej części stanu Waszyngton. Znaleźliśmy się u małżeństwa, którego dziewięcioletni chłopiec miał bardzo silną astmę, a jego siedmioletni brat cierpiał z powodu alergii na różnego rodzaju pyłki. Powiedzieli nam, że nawet takie rzecz jak koszenie trawnika powodowało poważne skutki u chłopców. Starszy mógł być wtedy na sygnale odwożony do pobliskiego szpitala a młodszy puchł jak balon.
Gdy weszliśmy do domu rodzice wyglądali na bardzo zdenerwowanych. John (nie jest to prawdziwe jego imię) zadał im kilka pytań takich jak to, kiedy pojawiły się symptomy chorób. W końcu matka zapytała Johna czy sądzi on, że te choroby (astma i alergie) mogą być wywoływane przez demony. Jego odpowiedź przylgnęła do mnie na wszystkie lata mojej służby:
– No, nie powiedział bym tego. Mogę tylko powiedzieć, że za każdym razem, gdy wypędzę demona z kogoś mającego astmę czy alergię, symptomy całkowicie znikają.
Przez następne trzy godziny John robił pewne rzeczy, które wydawały mi się dziwaczne, nawet jeśli były instruktażowe. Położył obu chłopców na podłodze, co zmartwiło rodziców obawiających się, że kurz może wywołać problemy z oddychaniem. John powiedział im, aby się nie martwili o to i zaczął:
– Związuję każdego demonicznego ducha w tym domu. Nie możecie się komunikować, wzywać zastępstwa, ani przenosić. Nie będziecie się manifestować w żaden sposób powodując jakąkolwiek niewygodę czy wywoływać jakichkolwiek zapachów i odejdziecie tam, gdzie wam Jezus Chrystus przeznaczył. Następnie powiedział chłopcom, aby nie koncentrowali się na tym, co on mówi, czy co się będzie działo, lecz aby myśleli o Jezusie Chrystusie i swoim całkowitym uwolnieniu od astmy i alergii. Zapytał ich czy chcą być uwolnieni. Obydwaj pokiwali głowami na potwierdzenie. Następnie namaścił ich czoła olejem, nosił ze sobą malutką buteleczkę i zaczął nakazywać demonom aby się pojawiały. Tak ustawił siedzenia rodziców i moje, abyśmy mogli obserwować to, co się dzieje. Po około dwudziestu minutach nieustającego nakazywania umiarkowanym głosem, John wezwał nas bliżej, abyśmy widzieli to, co się pojawiało na czołach chłopców, równocześnie mówiąc coś, co miało taki sens:
– Widzę cię, jak masz na imię?
Na czołach obu chłopców pojawiały się i znikały małe guzki. John wskazywał na nie i nadal nakazywał, żeby demony pozostawały widoczne. Gdy już guz ustabilizował się, nakazywał demonowi, aby ujawnił swoje imię. Działo się tak na zmianę między obu chłopcami do czasu, aż wszystkie demony przekazały swoje imiona i odpowiedziały na pytania takie jaki to, kiedy weszły do chłopca itp. Po uzyskaniu kilku raczej zadziwiających informacji od demonów, które weryfikowali rodzice, John rozkazywał każdemu demonowi odejść. Pewne rzeczy, które mówił wydawały mi się graniczyć z czymś podobnym do „zaklęć”. W którymś momencie zapytał chłopców, o czym myślą? W obu przypadkach chłopcy powiedzieli, że myśleli o Jezusie i nie mieli świadomości, że demony mówiły (pomimo tego, że były używane ich usta a wargi poruszały się). Ojciec w którymś momencie wykrzyknął:
– To zdumiewające, żaden z nich nie miał takiego brzemienia głosu jak normalnie.
– To proste – odpowiedział John – ponieważ to nie mówili oni. Nie potrafię wyjaśnić tego zjawiska lecz tak się dzieje w każdym przypadku.
Gdy jakaś setka demonów została wysłana tam „gdzie im Jezus Chrystus przeznaczył” (to było takie Johna stwierdzenie w każdym przypadku), John modlił się o to, aby Ojciec przysłał aniołów, aby chroniły w nocy, aby obaj chłopcy spali tak dobrze jak nigdy dotąd. Kazał wstać chłopakom i spytał jak się czują. Byli trochę nieśmiali, lecz stwierdzili zdecydowanie, że czują się lepiej. Odesłano ich do łóżek a nasza czwórka rozmawiała skupiona wokół kuchennego stołu. Po jakiejś pół godzinie matka podniosła rękę w geście uciszenia wszystkich i wyszeptała:
– Słuchajcie.
Z pokoju starszego chłopca dochodził dźwięk delikatnego kaszlu.
– Słuchajcie tego – zawołała – jest zupełnie inny.
Kaszel ustał a chłopak najwyraźniej nie został obudzony. Ojciec powiedział sucho:
– No, to po pierwsze. Kiedy tylko zaczynał kaszleć, zawsze przechodziło to w pełny atak chorobowy i jeśli inhalator i leki nie pomagały, musieliśmy z nim jechać na pogotowie. W końcu wyszliśmy od nich wśród wyrazów wdzięczności za przyjście.
Tej pierwszej nocy dowiedziałem się kilku interesujących rzeczy. Na przykład jeden z demonów przyznał, że wszedł w czasie napadu złości. Chłopak zaczął miewać napady gniewu w wieku około 3 lat. Później nasilały się i rodzice nic nie mogli poradzić na jego rzucanie się na ziemię, tłuczenie pięściami w podłogę i wrzeszczenie. Symptomy astmy pojawiły się w wieku czterech lat i z wiekiem nasilały się. John wyjaśnił rodzicom, że to właśnie ta złość i inne emocje otwarły demonom drzwi i że później demony rozwijają i kultywują te emocje ukrywając się w ten sposób za nimi.
John zwrócił nasza uwagę na to, że niektórzy lekarze poświęcili mnóstwo energii, aby udowodnić, że astma nie jest wywoływana przez emocje.
Mówił nam:
– No, i jak sami tego byliście świadkami, astma w tym przypadku niezostała wywołana przez emocje same w sobie, lecz przez demony ukrywające się z nimi. Konflikt wokół przyczyn wywołujących astmę służy tylko jako miejsc ukrycia, które umożliwiają demonom kontynuację ich pracy – mówił dalej.
Towarzyszyłem Johonwi w kilku takich sesjach i obserwowałem go. Któregoś wieczoru powiedział mi, abym przejął sprawę. Byłem bardzo zdenerwowany. Po prostu zachęcił mnie mówiąc, że widziałem już jak tosię robi i że to i tak było dzieło Ducha Świętego.
– Po prostu dostrój się i będziesz właściwie poprowadzony – tak o ujął.
W końcu kiedyś podeszliśmy do drzwi wejściowych jakichś ludzi, którzy go zaprosili. Włączyło się światło, otworzyły drzwi a John powiedział im, kim jest, przedstawił mnie i powiedział, że ja zajmę się tą sprawą. Pomachał mi na do widzenia i zostawił mnie w tej sytuacji. Od tej chwili wysyłał mnie i byłem na swoim własnym rozrachunku. Czasami spotykaliśmy się na lunchu. W pierwszym roku mojej działalności zdarzyło się coś, co zmieniło moje życie i kierunek.
Pewien człowiek przyprowadził do Jezusa chłopca:
– Mistrzu, proszę cię pomóż mi, Mój syna ma ataki, które powodują, ze wpada do wody a nawet ognia. Przyprowadziłem go do twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić.
I tu zdarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze Jezus zwrócił się do swoich uczniów i nazwał ich literalnie „bandą niewiernych renegatów”. Jest to właściwe tłumaczenie z oryginalnego języka!
Dalszy tekst mówi, że Jezus po postu zgromił demona i chłopiec został natychmiast uzdrowiony!
O! Postępowałem według tego, czego nauczył mnie John i było to całkiem skuteczne. Biblijną podstawą Johna’ był 16 rozdział ew. wg. Marka „w mieniu moim demony wpędzać będą” i z pewnością to właśnie robiliśmy.
A oto tutaj Jezus, po prostu „zgromił” demona i jest dowód na to, że on poszedł! Cóż ja wyprawiam przechodząc przez te wszystkie zaklęcia zajmujące mi trzy godziny a czasami więcej, podczas gdy wszystko, co zrobił Jezus to zgromienie. Przykuło to moja uwagę i czytając ten fragment dalej dokonałem mojego życiowego odkrycia!
Gdy tłum już się rozszedł, uczniowie przyszli do Jezusa prywatnie i pytali Go, dlaczego nie byli w stanie wypędzić demona z tego małego chłopca. W końcu, wypędzali już demony wcześniej, dlaczego nie tego?
Odpowiedź Jezusa było banalnie prosta:
– Nie mogliście tego zrobić, ponieważ nie macie dość wiary. Gdybyście mieli dość wiary to nic nie byłoby dla was niemożliwego (oczywiście włączając w to wypędzenie tego demona wywołującego epileptyczne ataki).
Wtedy Jezus powiedział im, że tego rodzaju demon wychodzi wyłącznie wtedy, gdy przygotowałeś się poprzez odpowiednią ilość postu i modlitwy!!!
Puk, puk, puk, puk, puk, ciało i ciało. Taka była odpowiedź.
Natychmiast wiedziałem, że odpowiedzią na to, abym mógł słyszeć głos Boga i wypędzać demony, które powodują te rzeczy, w które nikt nie wierzy, że są wywoływane przez demony (włączając w to ekspertów medycyny) było wiele postu i modlitwy.
Pierwszy mój post trwał trzy dni. Cały ten okres przeszedłem z nieprzepartą chęcią na pieczonego kurczaki. Gdy tylko post się skończył kupiłem trzy połówki kurczaka wstawiłem do grilla i zjadłem.
Gdy zwiększyłem długość postu i modliłem się o Bożą wolę, moja wiara wzrastała. Czasami ludzie byli uzdrawiani tylko przez dotknięcie ręki. Czasami wystarczyło jedno dwa słowo. Nie polegałem już więcej na mechanicznym powtarzaniu i werbalnej manipulacji. Również nie kończyłem postów skoncentrowany na zjedzeniu kurczaków.
A teraz, wracając do tego, czemu tak rzadko zdarza się w kościele, że ktoś może działać w swym autorytecie w Chrystusie na dziełami przeciwnika,. We wstępie powiedziałem, że to się zdarza, lecz pewne rzeczy muszą zostać w kościele wprowadzone, aby to się działo. Uznany lider musi dojść do pewnego punktu wiary i musi przekazać autorytet swojej pozycji Duchowi Świętemu, aby ten całkowicie przejął sprawy. Niewielu pastorów jest zdolnych do tego. Nieświadomie wielu z nich jest pod wpływem ducha kontrolującego i kościół jest pod kontrolą ducha religijnego. Zazwyczaj byłem tym zakłopotany dopóki nie zacząłem pościć i modlić się o to przez dłuższy okres. W wizji zobaczyłem swoją rękę w pozycji horyzontalnej z kciukiem w górze.
Pan powiedział mi, że jest to „pięcioraka służba Ducha” we właściwej pozycji, apostołowie, prorocy, ewangeliści i pastorzy-nauczyciele wszyscy pod Jego kierownictwem. Wtedy wizja zmieniła się i ręka odwróciła się małym palcem do góry. Powiedziano mi, że pastorzy – nauczyciele będący pod wpływem kontrolującego ducha znaleźli się na szczycie tej pięciorakiej służby i tłumią wszystkie inne służby. Jak mi pokazano, ten odwrócony obraz jest zorganizowanym kościołem. Ludzie, którzy mogliby funkcjonować jako apostołowie, prorocy i ewangeliści w obecności Ducha Świętego, byli tłumieni znajdując się jakby pod mokrym kocem kontroli.
Pokazano mi również w czasie tego okresu, że tak długo jak długo kościół będzie działał w nieposłuszeństwie wobec nakazów Jezusa Chrystusa to życie takiego kościoła będzie poważnie ograniczone i letnie jak w kościele w Laodycei.