Kościół: Zamieszanie, a nie oddanie
1 Krl. 19:12
Po trzęsieniu ziemi był ogień, lecz w tym ogniu nie było Pana. A po ogniu cichy łagodny powiew (BW)
A za drżeniem ziemie ogień, lecz i w ogniu Pan nie był, a zasię za ogniem głos cichy i lekki (BB)
Leonard Ravenhill, brytyjski ewangelista, mówi, że: „Współczesny kościół naciska dziś nie na oddanie, lecz na zamieszanie”.
Religijny ekstrawertyzm został w ewangelicznych kręgach doprowadzony do takiej skrajności, że mało kto ma pragnienie, nie wspominając o odwadze, kwestionować tego zasadność. Zwyciężyło to co zewnętrzne.
Teraz Bóg mówi wyłącznie przez wiatr i trzęsienie ziemi; cichy i łagodny głos nie jest już więcej słyszany. Cała religijna machina stale produkuje tylko hałas. Smak młodocianego kochający głośną trąbę i grzmiącą kolumnę przebił się do działalności współczesnych chrześcijan. Stare pytanie: „Jaki jest naczelny cel człowieka?” znajduje teraz taką odpowiedź: „Popisać się światem i dodać zgiełk do tego…”
Musimy zacząć reformę od zakwestionowania duchowej wartości tego, co zewnętrzne.
To, czym jest człowiek, musi być widoczne jak ważniejsze od tego, co człowiek robi. O ile moralna wartość każdego czynu jest nadawana przez stan serca, to można mieć cały świat religijnej działalności, która powstaje nie z wewnętrznej potrzeby, lecz bez niej i z czymś, co ma mały lub żaden związek z moralną zawartością. Takie religijne prowadzenie jest imitacją czy refleksem. Wyrasta ono z obecnego kultu zamieszania i nie brzmi w tym wewnętrzne życie.
Korzenie sprawiedliwości str. 84,85.
„Panie, jeśli to było prawdą wczasach Ravenhill’a i Tozer’a, o ileż bardziej jest obecnie! Ucisz dziś moje serce pośród pośpiechu i harmidru zaganiania kościoła, abym mógł usłyszeć ten „cichy, spokojny głos”. Jakże rozpaczliwie potrzebujemy go usłyszeć, lecz jak rzadko słyszymy. Amen”.