Historia porażek demokracji palestyńskiej

Zbigniew Szczęsny

W istocie – mamy tu do czynienia z katastrofą humanitarną i ogromnym ludzkim cierpieniem, ale jest ono konsekwencją 80 lat nieustannych wręcz prób likwidacji państwowości izraelskiej prowadzonych przez Arabów. Pomimo tego, że Izrael zdołał znormalizować stosunki z Jordanią, Egiptem a nawet z Arabią Saudyjską – za sprawą działań mocarstw światowych nie udało się rozwiązać problemu palestyńskiego. Rozwiązanie tego problemu nie jest możliwe, gdyż w istocie różni aktorzy po stronie muzułmańskiej wciąż nie uznają prawa Izraela do istnienia i uważają Żydów za „obce ciało” na Bliskim Wschodzie, którego należy się za wszelką cenę pozbyć.

Jak Hamas został demokratycznie wybrany, wywołał wojnę domową w Strefie Gazy, nigdy więcej nie przeprowadził wyborów i rozpoczął serię wojen z Izraelem, czyli o porażkach palestyńskiej demokracji:
W 2006 roku Hamas wygrał pierwsze palestyńskie wybory (44%), zdobywając 74 z 132 miejsc w parlamencie, pokonując rywalizującą organizację terrorystyczną Fatah (41%).
Zwycięstwo Hamasu zszokowało USA, które spodziewały się, że Fatah, pod wodzą nowego przywódcy OWP Mahmuda Abbasa (następcy Jasera Arafata, który zmarł w 2004 roku), wygra wybory. Jednak frustracja społeczeństwa spowodowana korupcją przywództwa Fatahu w Gazie przyczyniła się do wzrostu poparcia dla Hamasu.
Hamas został założony w 1987 roku przez sparaliżowanego szejka Ahmeda Jassina jako zbrojne skrzydło palestyńskiej gałęzi Bractwa Muzułmańskiego. Już około 1970 roku Jassin był jednym ze współzałożycieli tej palestyńskiej gałęzi Bractwa.
Pomimo działalności bojowniczej podczas pierwszej i drugiej intifady (w tym organizowania zamachów samobójczych), kampania wyborcza Hamasu w 2006 roku koncentrowała się na reformach gospodarczych i walce z korupcją, a nie na islamizmie czy zbrojnej walce.
Jednak po wyborach w 2006 roku Hamas i Fatah starły się w walce o władzę. Hamas odrzucił międzynarodowe żądania uznania Izraela i wyrzeczenia się przemocy. Latem następnego roku Hamas przejął władzę w Strefie Gazy podczas krwawej wojny domowej, zabijając 4000 członków Fatahu.
Ponieważ Hamas odmówił wyrzeczenia się przemocy i wywodzi się z Bractwa Muzułmańskiego (znienawidzonego przez egipskie elity władzy), zarówno Izrael, jak i Egipt nałożyły na Strefę Gazy blokadę po 2007 roku. Hamas skonsolidował władzę i wprowadził dyktaturę.
Po przejęciu władzy w Gazie Hamas nasilił ataki rakietowe na Izrael. W grudniu 2008 roku Izrael odpowiedział ofensywą wojskową przeciwko Hamasowi w Gazie – operacją „Płynny Ołów”. W ciągu niespełna miesiąca zginęło 1400 Palestyńczyków i 17 Izraelczyków.
W 2012 roku Hamas ponownie nasilił ataki, wystrzeliwując ponad 100 rakiet w ciągu mniej niż 24 godzin. Izrael odpowiedział nalotami w ramach operacji „Filar Obrony”. Zginęło 160 Palestyńczyków i 6 Izraelczyków.
W 2014 roku terroryści Hamasu porwali i zamordowali trzech izraelskich nastolatków. Izrael przeprowadził operację wojskową w Gazie – operację „Ochronny Brzeg”. W ciągu 7 tygodni zginęło około 2000 Palestyńczyków i 72 Izraelczyków.
10 maja 2021 roku Hamas wystrzelił 150 rakiet na Izrael, rozpoczynając 11-dniowy konflikt. Izrael odpowiedział nalotami. Zginęło około 250 Palestyńczyków i 17 Izraelczyków.
Nie wyciągając wniosków z poprzednich konfliktów, Hamas przeprowadził masakrę 7 października 2023 roku, zabijając 1200 osób. Izrael odpowiedział rozpoczęciem operacji wojskowej, która wciąż trwa. Wiele osób na świecie zapomniało, dlaczego IDF wkroczyła do Gazy, ale Izraelczycy nadal pamiętają. Wszyscy dotychczasowi przywódcy Hamasu szli tą samą drogą przemocy. Ismail Haniyeh, Jahja Sinwar i Muhammed Sinwar – wszyscy żyli mieczem i zginęli od miecza. Nic nie wskazuje na to, by miał się pojawić przywódca Hamasu gotowy wyrzec się przemocy.
Korzenie Hamasu w Bractwie Muzułmańskim sprawiają, że jest to organizacja islamistyczno-terrorystyczna. Bractwo Muzułmańskie zostało założone w 1928 roku w Egipcie przez Hassana al-Bannę. Od samego początku było ruchem islamistycznym, którego celem było ustanowienie państwa rządzonego przez szariat w ramach kalifatu.
Podsumowując, Hamas został demokratycznie wybrany w 2006 roku, ale nigdy więcej nie przeprowadził wyborów, rządząc Gazą w sposób represyjny. Pokój z Izraelem będzie niemożliwy, dopóki Hamas pozostaje u władzy. Nieszczęciem Gazy jest jednak to, że Hamasowcy skutecznie eliminują fizycznie każdego Palestyńczyka, który sprzeciwia się władzy Hamasu. Sprawia to, że Gazie nie ma alternatywy dla politycznego przywództwa Hamasu, jednym słowem – nie ma tam z kim poza Hamasem rozmawiać. Tymczasem rozmowy z Hamasem nie mają sensu – raz za razem sprawy przyjmują zawsze jeden i taki sam obrót: Hamas konsoliduje władzę, ponownie się militaryzuje i powraca do ataków na Izrael – jak nie rakietowych, to terrorystycznych a jak nie terrorystycznych, to rakietowych. Robi tak, bo taka jest ideologia tej organizacji. Jej właściwym celem nie jest stworzenie państwa palestyńskiego, ale destrukcja Izraela i eksterminacja Żydów. W ramach tej ideologii nieszczęścia Palestyńczyków służą niekończącemu się jątrzeniu sytuacji na Bliskim Wschodzie i mobilizowaniu żywiołu muzułmańskiego na całym świecie do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Koszt ludzki nie ma znaczenia.


W efekcie – sytuacja stała się dosłownie tragiczna. Strona izraelska, która też ma swoje za uszami, niemniej latami próbowała przystać na suflowaną przez mocarstwa zachodnie koncepcję dwupaństwową, pod przywództwem Benjamina Netanyahu doszła do wniosku, że nie ma wyjścia i musi „ostatecznie rozwiązać” kwestię palestyńską. Gaza jest równana z ziemią, gdyż przywództwo izraelskie utraciło wiarę w możliwość politycznego rozwiązania tego sporu wobec niemożliwości pozbycia się Hamasu z Gazy w inny sposób niż fizyczna destrukcja całego organizmu palestyńskiego w Gazie.
W istocie – mamy tu do czynienia z katastrofą humanitarną i ogromnym ludzkim cierpieniem, ale jest ono konsekwencją 80 lat nieustannych wręcz prób likwidacji państwowości izraelskiej prowadzonych przez Arabów. Pomimo tego, że Izrael zdołał znormalizować stosunki z Jordanią, Egiptem a nawet z Arabią Saudyjską – za sprawą działań mocarstw światowych nie udało się rozwiązać problemu palestyńskiego. Rozwiązanie tego problemu nie jest możliwe, gdyż w istocie różni aktorzy po stronie muzułmańskiej wciąż nie uznają prawa Izraela do istnienia i uważają Żydów za „obce ciało” na Bliskim Wschodzie, którego należy się za wszelką cenę pozbyć.
Problem ten jest cały czas podsycany przez zachodnią lewicę, która chociaż do 1967 r. popierała Izrael widząc w nim (kibuce) realizację socjalistycznego modelu społecznego (trochę podobnie jak dziś widzi realizację lewicowej wizji społecznej w kurdyjskiej Rożawie), po Wojnie Sześciodniowej zaczęła zmieniać swój stosunek do państwa żydowskiego. Wzrost znaczenia lewicy postkolonialnej i antyimperialistycznej po roku 1968 sprawił, że Izrael zaczął być utożsamiany z zachodnim imperializmem, a Palestyńczycy z walką narodowowyzwoleńczą. Najbardzie radykalne ruchy trockistowskie w Europie i Ameryce Łacińskiej zaczęły wprost wspierać OWP i terroryzm palestyński. Po roku 1977, kiedy po raz pierwszy w Izraelu do władzy doszedł prawicowy Likud i rozpoczął stopniową liberalizację gospodarki i odchodzenie od modelu socjalistyczno-kolektywistycznego, zachodnia lewica straciła do państwa żydowskiego wszelki sentyment, co uległo pogłębieniu po roku 1985, kiedy w Izraelu doszło do zasadniczych przemian wolnorynkowych. Od tej pory dla zachodniej lewicy Izrael to już tylko brutalny, imperialistyczny opresor a Palestyńczycy, to jego niewinne ofiary.
W latach 90-tych minionego wieku mocarstwa zachodnie próbowały doprowadzić do „pojednania” w Palestynie w ramach tzw. procesu pokojowego „Oslo”. Oczywiście, Hamas i Islamski Dżihad natychmiast sprzeciwiły się temu procesowi, co przełożyło się na falę zamachów terrorystycznych w Izraelu (np. seria zamachów autobusowych w Tel Awiwie i Jerozolimie w latach 1994–1995). Wobec fali palestyńskiej przemocy w Izraelu doszło do radykalizacji po stronie prawicowej. W 1995 r. prawicowy radykał żydowski Jigal Amir zastrzelił premiera Icchaka Rabina uważając, że jego „działania pokojowe” prowadzą do narastania arabskiego terroryzmu.
Kolejna fala samobójczych zamachów palestyńskich miała miejsce na początku pierwszej kadencji Netanjahu (np. zamachy w Dizengoff Center i na autobusach). Utrzymujące się ataki były przez wielu w Izraelu wykorzystywane jako dowód na to, że porozumienia z Oslo są jednostronne i nieskuteczne, skoro Palestyńczycy nie są w stanie (lub nie chcą) powstrzymać przemocy. W tej sytuacji władze izraelskie zaczęły traktować kontrolę terytorialną (poprzez rozwój osadnictwa żydowskiego na terenach palestyńskich) i militaryzajcę kraju (w tym kontrolę dróg i rewizje w środkach transportu) jako niezbędne środki bezpieczeństwa. Wkrótce potem (jesienią 2000) wybuchła druga Intifada, jeszcze bardziej brutalna niż pierwsza. W latach 2000-2005 w Izraelu doszło do prawie 140 zamachów terrorystycznych, oraz ok. 25 tysięcy strzelanin, ataków nożowniczych, ostrzałów, porwań i eksplozji. Zginęło w nich ok. 1100 Żydów, w tym ponad 700 cywili. Ponad 7000 osób zostało rannych.
Izraelczycy żyli w stanie ciągłego zagrożenia: zamachy miały miejsce w autobusach, kawiarniach, klubach, restauracjach, hotelach, centrach handlowych. Fala przemocy doprowadziła do masowego poparcia społecznego dla budowy muru separacyjnego, dalszej rozbudowy osadnictwa żydowskiego na terenach palestyńskich oraz zaostrzenia kontroli nad Palestyńczykami. Hamas był najbardziej aktywnym i najskuteczniejszym organizatorem zamachów, a jego popularność po intifadzie wzrosła – co utorowało drogę do jego zwycięstwa w wyborach w 2006 roku. Co było dalej – już opowiedziałem.
Niestety – moim zdaniem problem palestyński jest z gruntu nierozwiązywalny. Ma on głębokie podłoże religine i jest podsycany przez rosnącą nienawiść zwaśnionych stron, które już obie są mocno przekonane, że jedyną drogą jest całkowite unicestwienie przeciwnika.
Oczywiście – w Izraelu jest silna opozycja „tzw. demokratyczna” wobec rządu Benjamina Netanyahu – zwłaszcza w znanym z progresywizmu Tel-Avivie. Jednak trudno powiedzieć na ile będzie zdolna do przejęcia władzy (brak jej charyzmatycznego lidera) wobec poparcia udzielanego Netanyahu przez partie religijne i narodowe. Trudno też powiedzieć na ile opozycja będzie w stanie wpłynąć na sam konflikt w Gazie. Opozycja generalnie krytykuje rząd za koncentrację na środkach wojskowych oraz „brak stategii”, jednak sama żadnej „strategii” nie ma również a proponowane przez nią zmiany koncentrują się na „aspektach humanitarnych” bez głębszej wizji politycznej w zakresie ułożenia się z Palestyńczykami. Izraelscy liberałowie i lewica jak zawsze (rytualnie) podkreślają znaczenie „dialogu i negocjacji”, ale w praktyce nie wychodzi to poza ogólniki.
W tej sytuacji obie strony koncentrują się (jak u nas) na rzekomym „łamaniu praworządności” przez prawicę. Wystarczy tu przypomnieć niedawne wielkie demonstracje związane z podejmowanymi przez rząd próbami ograniczenia władzy Sądu Najwyższego (chodzi większą kontrolę Knesetu nad obsadą Sądu oraz o możliwość odrzucania przez Kneset decyzji Sądu w sprawie zgodności ustaw z konstytucją) oraz na różnych zarzutach korupcyjnych wobec premiera. Powiedzmy sobie szczerze – na problem palestyński nikt tam lepszego pomysłu niż Bibi Netanyahu obecnie nie ma a podziały polityczne w Izraelu dotyczą bardziej spraw wewnętrznych oraz ogólnego nastawienia niż konkretów w sprawie palestyńskiej. Jeśli zaś coś lewicę izaraelską łączy z Palestyńczykami, to lęk przez wzrostem demograficznym żydowskich ortodoksów religijnych (Haredi). Tutaj lewica izraelska zachowuje się jak nasz Sławomir Sierakowski widząc w możliwości włączenia ludności palestyńskiej do grona obywateli Izraela (odejście od apartheidu) szansę na zwiększenie swojego poparcia.

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *