John Fenn
Wychowałem się w wielkim domu, w którym był długi korytarz prowadzący do 4 sypialni i 1 łazienki. Na drugim końcu było pomieszczenie, które nazywaliśmy pokojem rodzinnym, bądź legowiskiem (dosł.: den), jak się mówi w Teksasie i sporej części amerykańskiego południa (oraz jak mówią rozsiani po całych Stanach Zjednoczonych południowcy i ich potomkowie).
W rodzinnym pokoju spędzaliśmy czas ze sobą oraz oglądając telewizję. Tam też mama i tato składali przed świtem, w zmroku, bożenarodzeniowe prezenty ułożone w oddzielne 4 stosy, tak aby się nie pomieszały.
Tato miał jedną z tych wówczas nowoczesnych, choć obecnie zabytkowych, kamer z jedno metrowym wysięgnikiem, na którym były umieszczone 4 reflektory oświetlające cały pokój, coś jak atomowy wybuch. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem zwrot: „Nie patrz w światło”.
Stawaliśmy na końcu korytarza, jak olimpijscy sprinterzy, oczekując na sygnał do biegu do rodzinnego pokoju, aby zabrać prezenty. Wiedzieliśmy, że ta chwila się zbliża, gdy tato włączał światło, ponieważ tamten koniec korytarza nagle stawał się jaśniejszy niż dzień.
Mały dzwoneczek i co potem
Rodzice pierwsze dwa lata małżeństwa spędzili w pobliżu Stuttgartu, w Niemczech. W tamtych czasach każdy Amerykanin służył 2 lata w wojsku i tam właśnie stacjonował tago. Gdzieś w tym czasie odwiedzali Oberamagau i kupili szopkę bożenarodzeniową, wyrzeźbioną przez lokalnego rzeźbiarza. Były tam figurki Józefa, Marii, pasterzy, zwierząt, mędrców, anioła na górze i dzieciątka Jezus a żłobie.
Mama kupiła również malutki porcelanowy ozdobny dzwoneczek na choinkę, który jako ostatni element był umieszczany na drzewku. Nie wolno nam go było dotykać, ponieważ miał dla mamy szczególne znaczenie – wyłącznie ona miała władzę zadzwonić nim i robiła to wyłącznie jeden raz w roku. Jej zdaniem, gdy zadzwoniła oznaczało to, że Chrystus przyszedł jako największy dar Ojca dla ludzkości, a Boże narodzenie oficjalnie zaczynało się.
Dzwonek miał jeszcze jedno znaczenie: cztery dzieciaki oczekiwały na drugim końcu korytarza, a dźwięk dzwonka był strzał z pistoletu na bieżni – START! Pędziliśmy wzdłuż korytarza, no, oni pędzili, a ja będąc najstarszy, byłem za poważny by okazywać taką ekscytację, jak moi mali bracia i siostra.
Powiedziawszy to, podejrzewam, że gdy będę w niebie i poproszę, żeby zobaczyć to jeszcze raz, może się okazać, że byłem bardziej poruszony i i szybciej gnałem po korytarzu niż teraz pamiętam. Ale na pewno ten dom będzie wydawał się mniejszy niż go pamiętam.
Gdy wpadaliśmy do rozświetlonego pokoju rodzinnego, tato stał z boku wszystko nagrywając, mama zaś zatrzymywała nas i kazała spojrzeć na szopkę. Stała tam już kilka tygodni wcześniej, przygotowana, brakowało tylko jednego: nie było tam dzieciątka Jezus. Nie było go nigdzie wcześniej widać, jak wyjaśniała nam mama, był ukryty przed ludzkością, aż do Swego narodzenia.
W Bożenarodzeniowy poranek, zanim mogliśmy otworzyć nasze prezenty, cała uwaga była skupiona na mamie, która pokazywała rzeźbioną figurkę dzieciątka Jezus i delikatnie umieszczała ją w żłobie – wskazując, że teraz już przyszedł i jest powód, aby dawać sobie nawzajem prezenty. Kiedy już On był na miejscu, rzucaliśmy się w stronę prezentów.
Szacunek, cześć i uniżenie
Wielu chrześcijan bierze wszystko, cokolwiek o czym mówi się, że jest to „nowa rzecz”, którą Bóg robi i bawi się tym jak dziecko w bożenarodzeniowy poranek, nie zatrzymując się, aby uszanować to, co nam dano. Jak możecie się zorientować po tym, co pisałem o mojej mamie, to coroczne zatrzymanie się, aby uczcić Największy Dar jest dziś ze mną. Odziedziczyłem tą szopkę i dzwonek, i utrzymuję tą tradycję.
Pomimo, że w czwórkę rzucaliśmy się do naszych prezentów, nasze zdumienie było zbudowane na głębokim szacunku i czci dla Prawdziwego Daru. Gdzie jest ten fundament wśród dzisiejszych wierzących? Istnieje coś takiego, jak zrównoważona mieszanina zdumienia i respektu wobec Boga oraz dziecięca ekscytacja dla tego, co Bóg robi, jak to było z dzwonkiem i umieszczaniem figurki w żłobie, jako czegoś świętego.
Kiedy badam Nowy Testament i wiarę opierającą się na relacjach i spotkaniach domowych, i porównuję to do współczesnego instytucjonalnego kościoła, odkrywam, że we wczesnym nowotestamentowym kościele domowym Boże rzeczy były szanowane i cenione, i dostrzegam ten szacunek dla Niego we współczesnym kościele domowym; co najmniej w CWOWI. Mogę mówić tylko w ramach łaski, która mi jest dana, nie mogę więc mówić o wszystkich innych domowych kościołach, ani odmiennych lecz podobnych prądach „prostego kościoła”.
Paweł napisał, abyśmy NIE byli jak dzieci, które są rzucane tam i z powrotem przez „lada wiatr nauki”, który się pojawia. Napisał o porządku w małżeństwie „ze względu na aniołów”, które są wyznaczone do strzeżenia małżeństwa, a źle działające małżeństwo utrudnia ich pracę. Napisał o tym, abyśmy sprawowali nasze zbawienie z bojaźnią i drżeniem, oraz aby nasze zgromadzenia były święte i miały cel. Choć inni w tamtym czasie (jak i w naszym) zwodniczo traktują Słowo Boże (p Ef 4:14, 1Kor 11:10, Flp 4:12, 2Kor 4:2)
Kapryśna wiara
(abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu – tu: „lada kaprysem nauki”…- przyp. tłum.)
Dziś kaprysem są przemijające upodobnia, chwilowa koncentracja grupy ludzi na czymś, co szybko blaknie w pamięci. W chrześcijańskich kręgach zawsze było wielu takich, którzy ogłaszali, że są na samym przedzie tego, co Bóg robi. Jednak Bóg musi dość często zmieniać zdanie, bo za kilka lat pojawia się nowy kaprys i TO jest ogłaszane, jako nowy, najnowszy skraj tego, co Bóg robi, a poprzedni zapominany.
Niektórzy tak bardzo skupiają się na jakimś kaprysie, że zatrzymują się na nim, robiąc mu w duchu i umyśle domostwo, zachowując to ulubione przekonanie w centrum swego życia. Często, gdy budzą się pewnego ranka, stwierdzają, że blask przeminął i zastanawiają się, gdzie się podział. Gdy tak się dzieje, pojawia się zamieszanie, kwestionowanie połączone z wątpliwościami co do siebie i poczuciem tęsknoty, bądź zwiedzenia. Zdają sobie sprawę, że umieścili swoją wiarę w osobie bądź w jakimś ruchu, zamiast w Ojcu i naszym Panie.
Nie jestem tak stary jak proch ziemi, lecz mam na tyle lat, aby pamiętać jak dorośli bawili się, jak dzieci w Boże Narodzenie, w udzielanie osobistych proroctw w połowie lat 70tych, co dopełniali „prorocy”, gorliwie sadzający ludzi na „gorącym miejscu” i udzielający osobistych proroctw, które były chaotyczne, lecz rzadko kiedy mówiły cokolwiek. Jakieś 25 lat później nowa i nowoczesna wersja osobistego proroctwa stała się najnowszą rzeczą, którą Bóg robi ponownie, a która też skończyła się tak samo, jak ta z lat 70tych. . .
Choć, podobnie jak w przypadku każdego kaprysu, kieszenie ludzi będą się ich jeszcze trzymać całymi latami.
Czy Ojciec wykorzystuje nasza dziecinną niedojrzałość? To, że bawimy się z Nim jak zabawkami w Boże Narodzenie? Z pewnością tak. On jet Mistrzem, który wszystko potrafi obrócić ku Swojej chwale. Czy ludzie byli ranieni przez ruch osobistego proroctwa? Z pewnością byli tacy, tak jak na pewno pogniecione i połamane bywają zabawki świąteczne jeszcze przed Nowym Rokiem.
Nadużywanie rzeczy Boży
(Używanie na próżno)
W pierwszych dwóch przykazaniach Bóg nakazał czcić Jego jedynie jako Boga oraz nie używać Jego umienia na próżno (nie nadużywać). Wyrażenia „na próżno” (daremnie) używa się czasami wtedy, gdy pracuje się na coś i nic z tego nie otrzymuje. Mówi się „Wszystko na próżno”. Używamy tego wyrazu (w j. ang. również: próżny, daremny, bezowocny – przyp. tłum.) też na określenie osoby, która jest tak zajęta sobą, że staje się nieprzydatna. „Próżny” znaczy „bez celu”, „bezsensu”, „niepotrzebny”.
Użycie Jego imienia na próżno (nadużywanie) rozciąga się od okrzyków typu: „Ach, mój Boże” do mówienia „Chwała Panu” bez rzeczywistej chwały stojącej za tym – jak pusty okrzyk. Jest w Teksasie taki nauczyciel występujący w telewizji, którego przestałem słuchać kilka lat temu z powodu jego częstych zawołań, „O, mój Boże!” w czasie nauczania. Zasmucało to mojego ducha tak bardzo, że nie mogłem dalej słuchać.
Czasami, gdy słyszę jak wierzący używają jego Imienia na próżno, bądź bawią się Jego rzeczami jak dzieci świątecznymi zabawkami, chcę krzyczeć: „Zanim otworzycie Jego prezenty zatrzymajcie się i umieśćcie Jezusa na właściwym miejscu!” Jak to się stało, że znaleźliśmy się jako ciało Chrystusa obecnym położeniu, pozbawieni szacunku i czci dla Boga?
O tym, następnym razem… a do tej pory wiele błogosławieństw.
John Fenn
—————-
Remember to use cwowi@aol.com for email to me
Dziękuję…