Być osobą widzianą, chwaloną, lubianą, akceptowaną i popieraną stało się w naszej kulturze zarówno narkotykiem jak i religia wyboru. Pytanie o to, kim jestem, gdy nie nie zawraca na mnie uwagi, gdy nikt nie zgadza się ze mną, nie dziękuje, nie uznaje mojej pracy czy tego jak fantastyczne są moje duchowe osiągnięcia i biblijna wiedza, są istotą naszej egoistycznej retoryki, więc ciągle domagamy się uwagi i słuchania.
Niestety, nie zauważamy, że ten głód nigdy nie jest zaspakajany. Im więcej chwały i uprawomocnienia otrzymujemy, tym bardziej domagamy się tego. Im bardziej ludzie zgadzają się z nami, tym więcej ich do poparcia potrzebujemy. To, czego nie widzimy to fakt, że takie stałe domaganie się więcej ujawnia pozbawione zaufania i wiary serce. Skoro nie czujemy się bezpieczni w Chrystusie, próbujemy zapewnić sobie bezpieczeństwo w pozytywnych opiniach innych.
Wyzwaniem dla nas jest powrót do naszej wiecznej tożsamości, powrót do domu, do Ojca, który mówi do nas z gracją, potwierdza nas w taki sposób, w jaki nie może tego nigdy zrobić ludzki głos. Tylko to może nas prawdziwie uwolnić od naszego egoistycznego wewnętrznego przymusu, aby być widzianym, słyszanym, chwalonym i wielbionym. Uwalnia nas to od naszego ubogiego ego i tworzy przestrzeń, w której możemy zwracać bezinteresownie uwagę na innych.
Co tu komentować.Po prostu AMEN!