Eddie Smith
Drodzy przyjaciele.
Nauczałem ostatnio na pewnej chrześcijańskiej konferencji na zachodzie USA. Na przerwę obiadową wybraliśmy się moim wanem wraz z grupą liderów modlitwy z całego świata na poszukiwanie restauracji.
Ci, którzy mnie nie znają dobrze, niech wiedzą, że nie jestem najlepszym kierowcą. A może właśnie jestem? Bo w końcu, jak można tak jeździć jak ja i tak długo żyć? Tak czy inaczej, przepchałem się przez korek, dojechałem do parkingu z budką z hamburgerami, gdzie niemal wpadłem coś, co okazało się dwoma mężczyznami. Nie było widać ich głów, do ramion byli zanurzeni w kuble na śmieci w poszukiwaniu jedzenia!
Gdy przejeżdżaliśmy, jeden z nich wynurzył się gryząc częściowo obgryzioną (przez kogoś innego) nogę kurczaka. Z moim poczuciem humoru rzuciłem: „Czy ktoś chce zjeść obiad z tymi dwoma facetami?” Odezwało się zbiorowe: „Nigdy!”.
Dotarłem do głównego przejścia po drugiej stronie parkingu i zacząłem przyglądać się drodze w poszukiwaniu restauracji, gdy nagle zostałem zatrzymany. Nie przez policję; przez Ducha Świętego. Powiedział a ja powtórzyłem to grupie: „Za szybko jedziesz, żeby mnie usłyszeć”. Przeprosiłem ich za niewygodę, gwałtownie zawróciłem i skierowałem się do śmietnika. Gdy zatrzymałem się tych przy wystających tułowiach, krzyknąłem: „Ej, co wy tam robicie?” Obaj wynurzyli się zaskoczeni: „Ech,… szukamy coś do jedzenia”, wyjaśnił Gilbert (jak się później dowiedziałem). Spojrzałem na tłumek w wanie i krzyknąłem do pasażerów: „Czas na kolektę”. Natychmiast zostało przekazane do przodu niemal 30$.
„Macie. – powiedziałem, wręczając pieniądze wraz z traktatem ewangelizacyjnym Pawłowi, drugiem młodemu mężczyźnie. – Z tego będziecie mieli na jedzenie, a co z waszymi grzechami?” Gilbert opuścił głowę i wymamrotał: „Nie wiem”. Nagle Pan dał mi słowo poznania (Słowo poznania, z 1Kor. 12, gdy Duch Święty daje informację niedostępną w naturalny sposób.) Powiedziałem: „Paweł, Bóg chce uwolnić was od ducha homoseksualizmu, który was związał”. „Wiem” – powiedział i wybuchnął płaczem. W kilka minut cały wan wstawiał się i płakał wraz Gilbertem i Pawłem, i ze mną, gdy ci dwaj mężczyźni oddali swoje życie Jezusowi. Nie trzeba mówić o tym, że po tym wydarzeniu obiad spożyliśmy z jeszcze większą radością.
Na podobnej konferencji dla krajowych liderów chrześcijańskich w głównym hotelu na środkowym wschodzie, nasza grupa przez trzy dni dyskutowała nad tym, jak zdobywać inne narody dla ewangelii Chrystusa. Trzeciego dnia po drodze na sesję plenarną zatrzymałem się przy kiosku z prezentami. Zapłaciłem za gumę do żucia i poświęciłem chwilę na podzielenie się ewangelią z młodym mężczyzną zza lady.
Grzecznie był zainteresowany i wdzięczny, za to. Widać było, że nie był zainteresowany przyjęciem Chrystusa. Na zakończenie zapytałem go: „Z jakiego jesteś kraju?” Odpowiedział: „Z Pakistanu”. „Cały dzień tutaj pracujesz” – pytałem dalej. Odpowiedział, że tak. „A jak ci idzie sprzedaż?” Odpowiedział, że dobrze. „Czy ktoś dzielił się już z tobą ewangelią w tym tygodniu?” Przyznał, że nikt. To mnie zasmuciło. Poszedłem na spotkanie i powiedziałem zgromadzonym liderom: „Panowie, Pan sprowadza te narody do nas. Kiedy my tu siedzimy godzinami i dyskutujemy jak je pozyskać, nie robimy tego wcale”.
Mam takie pytanie: czy jesteś zbyt zajęty „robieniem chrześcijańskich rzeczy”, aby BYĆ chrześcijaninem? Czy nie jesteśmy zbyt zajęci planami wypełnienia Wielkiego Przykazania, aby zająć się wypełnianiem go? Być może dziś będzie dobry dzień na to, aby zwolnić i zwrócić uwagę na możliwości, jakie Bóg stawia przed nami każdego dnia.