Cullen Brad
Uczestnictwo w kościele
Niektórzy chrześcijanie mają problemy z tego powodu, że ja nie chodzę do zboru. Od 1957 roku gdy zaprosiłem Jezusa Chrystusa do mojego życia aż do 1993 brałem udział w kościele „wiernie”. Na początku lat osiemdziesiątych zostałem ordynowany (przez ludzi) i wyjechałem jako misjonarz z największą na świecie niezależną organizacją misyjną. W 1987 roku zostałem zaproszony, aby być drugim pastorem w kościele w Alaska. Po wielu modlitwach i poście zdecydowałem się przyjąć propozycję, przy pewnych spisanych warunkach, które zostały przyjęte przez pastora seniora i zarząd kościoła. Dwoma podstawowymi warunkami były:
Pierwszy: Ponieważ zostałem zaproszony jako drugi pastor nie było niedorzeczne przypuszczenie, że będzie to połączona służba. Nie chciałem być nazywany „pastorem” i koniec. Wyjaśniłem, że moje obdarowanie wydaje się być w roli ewangelisty i nauczyciela. W szczególności zajmowałem się nauczaniem na temat tego, jak modlić się, aby uzyskać wyniki zgodnie z instrukcjami Jezusa, oraz w jaki sposób dotrzeć tam, gdzie pozwala dar wiary i w jaki sposób go odkryć.
Dwa: gdy mówię i nauczam będę miał autorytet udzielony mi przez zespołu przywódczy, aby mówić i nauczać cokolwiek zostanie mi przez Ducha Świętego dane.
Otrzymałem list entuzjastycznie akceptujący a nawet popierający moje warunki.
Później zrezygnowałem i napisałem następujący artykuł, który wstawiam tutaj w całości.
Bunt? Przeciw komu?
Ponieważ nie uczestniczę w powszechnie tak zwanym „kościele”, często jestem nazywany rebeliantem, Chrześcijanie, którzy znają mnie lepiej, często niepokoją mnie, ponieważ odrzucam ich zaproszenia do wspólnego „uwielbiania”. Ci sami ludzie często bywają zaskoczeni tym, że wiele wierzeń mamy wspólnych poza tym, że nie jestem częścią zorganizowanego kościoła.
Czy złe jest dla kogoś „chodzenie do kościoła”?
„Złe” zgodnie z czyimi standardami?
To, czy dobrze jest chodzić do kościoła, jest sprawą wyłącznie między nimi a Bogiem.
Najpewniej mam duchową jasność wtedy, gdy unikam osądzania czy krytykowania tego, co robią inni ludzie. Pytanie, które muszę zadać jest takie:
– Czy dla mnie jest w porządku „uczestniczyć w kościele”?
Gdybym to ja miał chodzić do kościoła to byłoby to niezgodne z tym, do czego, jak wierzę, Bóg mnie powołał i jest to sprawa wyłącznie między mną i Ojcem.
Jezus, w pewnym momencie swojej służby, zadał retoryczne pytanie:
– Czemu nazywacie mnie Panem, jeśli nie czynicie tego, co mówię?
I dalej kontynuował:
– Dlaczego mówicie do mnie: Panie, Panie, a nie czynicie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo jest podobny każdy, kto przychodzi do mnie i słucha słów moich, i czyni je. Podobny jest do człowieka budującego dom, który kopał i dokopał się głęboko, i założył fundament na skale. A gdy przyszła powódź, uderzyły wody o ów dom, ale nie mogły go poruszyć, bo był dobrze zbudowany. Kto zaś słucha, a nie czyni, podobny jest do człowieka, który zbudował dom na ziemi bez fundamentu, i uderzyły weń wody, i wnet runął, a upadek domu owego był zupełny.
Kwestia, którą tutaj poruszał Pan powinna być oczywista dla każdego i nie ma sensu mówić o boskości i suwerenności Jezusa Chrystusa dopóki nie wykonujemy tego, co On do nas mówi!
W przeszłości zostałem ordynowany przez ludzi, nauczany, ochrzczony, otrzymałem ślub i wiele innych „normalnych” kościelnych rzeczy. Usiłowałem wierzyć w to, że fakt, iż ludzie odnoszą się do mnie jako do „ewangelisty”, „nauczyciela” i „pastora” i traktują mnie z pełnym szacunkiem nie ma żadnego wpływu na moje „ego”.
Moja „rebelia” zaczęła się w skutek reakcji na serię środowych studiów biblijnych, w czasie których nauczałem na temat zbiorowego uwielbiania. Zwróciłem uwagę na to, że autor 14 rozdziału 1 Listu do Koryntian położył fundamentalny plan zbiorowego uwielbienia oraz że bardzo rzadko można znaleźć grupę, która funkcjonuje według tego biblijnego planu uwielbia. Nie robiliśmy tego w naszym kościele. Zadałem pytanie:
– Jeśli mówimy, że jesteśmy „wierzącymi biblijnie” i nie robimy czegoś tak podstawowego i tak wyraźnie nakreślonego w Biblii to… czy nie zaczynamy być hipokrytami?
W czasie dyskusji tego tematu kilku ludzi ze zgromadzenia „złapało to” i chciało wprowadzić zmiany. Inni bronili tradycyjnego „uwielbienia”, które praktykowaliśmy. Zastanawiałem co zrobić z tymi ziarnami niezadowolenia, które zasiałem między ludźmi chcącymi uwielbiać zgodnie z tym, co uznali jako „biblijny sposób”. Usiłowałem zachować jedność, ostrzegłem ich, dla dobra całości, aby nadal szli w zgodzie z tradycyjnymi formami. Dość uczuciowy młodzieniec, dobrze znany lider w tej grupie, który dążył do zmian, przyszedł do mnie prywatnie i wskazał mi na werset – słowa Jezusa w oryginalnym języku są zupełnie wyraźne w swym znaczeniu:
„Wasze uwielbienie (cześć) jest zupełnie bezwartościowe z powodu waszych tradycji. Unieważniliście słowo Boże”.
Chciał mojego „błogosławieństwa” dla tej grupy – większości spośród środowej grupy, lecz mniejszości z kościoła jako całości – aby zaczęli swój własny kościół. Bardzo ostrożnie dobrałem słowa i zasadniczo powiedziałem mu, że jeśli do tego powołuje go Bóg, to nie mogę mu powiedzieć czegoś innego. Wtedy zszokował mnie mówiąc, że wierzy, że powinienem iść z nimi i być ich pastorem i że oni będą mnie finansowo wspierać.
Odmówiłem, ponieważ to w oczywisty sposób stawiało mnie w niezręcznej sytuacji wobec reszty kościoła, a szczególnie przywództwa. Bez względu na to, co zrobiłbym wtedy, nic nie było wstanie powstrzymać wrzenia. Przez dyskusję opartą na otwartym spojrzeniu na Biblię wziąłem udział w rozłamie kościoła!
Jednen z największych ofiarodawców kościoła, który, jak wiem, był alkoholikiem i ukrywał to przed swoja żoną i resztą kościoła, poszedł do pastora i poprosił, aby powstrzymać mnie przed nauczaniem i głoszeniem na kontrowersyjne tematy. Zostałem zaproszony przez pastora na lunch. Powiedział mi, że pojawiły się pewne narzekania, więc zapytałem go, czego ode mnie oczekuje.
– W porządku, wiem, że jesteś namaszczony do nauczania, lecz z praktycznego punktu widzenia, wiemy, że nie jest Bożą wolą wywoływanie w kościele podziałów.
Zanim skończył swoją krótką mowę wspomniany wcześniej wielki ofiarodawca po prostu „przypadkowo” zatrzymał się przy naszym stoliku i został zaproszony do przyłączenia się. Zdałem sobie sprawę z tego, że spotkanie zostało ukartowane. Mieliśmy miłą dyskusję w czasie której było oczywiste, że senior pastor usiłuje załagodzić sytuację. Po lunchu wróciłem z nim do kościoła, gdzie skonfrontowałem go z faktem, że spotkanie było zaaranżowane a on powtórzył:
– Wiesz, nie jest Bożą wolą wywoływać podziały.
Zapytałem go jak mógł, z jednej strony mówić, że mam namaszczenie do nauczania i głoszenia a z drugiej, że wywołuje rozłam? Powiedziałem, że jest to bezpośrednie naruszenie naszej umowy i nie mam innego wyboru jak tylko zrezygnować.
Prosił mnie, abym się zastanowił, lecz przypomniałem mu, że gdy przyjmowałem to stanowisko to w tym czasie mogłem jechać na pola misyjne dokądkolwiek na świecie i zgodziłem się tylko na to, że pomogę mu chwilowo w kościele… i że wygląda na to, że nadszedł czas, abym wyruszył robić to, co powinienem robić. On zaś opowiadał o tym, że Bóg powołał nas do współpracy i jak wiele mogliśmy osiągnąć w taki krótkim czasie. Powiedziałem, że będę pościł w tej sprawie i modlił się i powiem mu o decyzji. W ciągu dwóch tygodni odszedłem i rozstaliśmy się w przyjaźni.
W tym czasie pościłem i modliłem się. Natrafiłem na słowa Jezusa, które skierował do pewnych uczniów, które w oryginalnym języku są jaśniejsze:
„Spójrzcie na religijnych przewodników, którzy kochają modlić się w publicznych miejscach… i ludzi wstrzymujących się przy nich (tj., okazujących im szacunek – przyp. tłum.)… aby ich ludzie nazywali rabbi.. jak zajmują zawsze miejsca szacunku na ucztach i weselach.
Lecz Ja wam mówię, nie róbcie tak! Nie pozwalajcie, aby określano jakimkolwiek tytułem, który sugeruje duchową wyższość czy władzę. Macie Jednego Przewodnika i Nauczyciela, Jezusa Chrystusa! Ani sami nie zwracajcie się do nikogo innego jako do duchowo wyższego, jednego macie Ojca, Boga! Nie, wszyscy jesteście po prostu braćmi dla siebie nawzajem i sługami wzajemnymi”.
Te słowa kąsały – zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo lubiłem, gdy ludzie nazywali mnie „pastorem” i odnosili się do mnie jako do wielkiego nauczyciela biblijnego. Jak lubiłem siedzieć na platformie w czasie zgromadzeń. Wtedy zobaczyłem, co znaczy słowo „pastor” – pasterz. Jezus powiedział, że On jest jedynym pasterzem a wszyscy inni uzurpowali sobie ten tytuł. Na polu misyjnym, do którego zostałem posłany, zacząłem „usługiwać” wewnątrz zorganizowanego kościoła, lecz odmówiłem korzystania z jakiegokolwiek tytułu. Upierałem się również przy tym, że mam wolność do mówienia czegokolwiek, co Duch Święty mi da.
To nie działało… zobaczyłem, że Bóg wzywa mnie do wyjścia. Słowo za Słowem było objawiane mi to, co stało się wkrótce oczywiste: jeśli prawdą było to, że Kościół Rzymsko Katolicki był ucieleśnieniem „wszetecznicy Babilonu”, jak uważa wielu naukowców po ewangelickiej stronie, to moce ciemności wpływające na hierarchię protestanckich kościołów, jakkolwiek się nazywają, byłe córkami tej cudzołożnicy i to znacznie bardziej uwodzicielskie i jeszcze więcej zwodnicze. Wziąłem pod uwagę wezwanie Jezusa, aby „wyjść z pośród niej” (Obj. 18:4). Tak, jest tutaj nieco samotnie, lecz wolę to od rebelii przeciwko NIEMU.
Podsumujmy: to, co zostało dotąd napisane jest prawdą tj. że zorganizowany kościół z hierarchią przywódców (przewodników) nie jest tak zwyczajnym nieposłuszeństwem wobec słów Jezusa, lecz stoi w opozycji do tego, co Pan powiedział (lub mówi). Jeśli nie jest to zbyt wiele, to czyż nie powinniśmy zbadać słowa opozycja w innym świetle. Przedrostek „anty” odnosi się do opozycji. Jeśli Jezus powiedział coś wyraźnie i kościół, przez swoje zachowanie, stoi w opozycji do NIEGO, czy jest możliwe, że jest prowadzony przez Anty- Chrystusa?
Niepokojące pytanie, czy nie? No, w porządku, po prostu ktoś mówi buntowniczo, lecz przeciwko KOMU?
[koniec artykułu]
Celem zamieszczenia powyższego jest podzielenie się tym, gdzie byłem, nie zniechęcenie kogokolwiek do chodzenia do kościoła. Wierzę, że kościół może i powinien być szkolną pracownią, w której ludzie są uczeni tego, co zbuduje ich wiarę i dojrzałość do własnego i osobistego obdarowania i służby, lecz nie po to, aby otępiać ludzi do tego stopnia, aby stawali się pozbawionymi życia widzami. Posłuchajmy, co autor Listu do Hebrajczyków miał do powiedzenia o głębokości prawdy, jaką chciał wyjaśnić lecz nie mógł:
(BT)
Gdy bowiem ze względu na czas powinniście być nauczycielami, sami potrzebujecie kogoś, kto by was pouczył o pierwszych prawdach słów Bożych, i mleka wam potrzeba, a nie stałego pokarmu. Każdy, który pije /tylko/ mleko, nieświadom jest nauki sprawiedliwości ponieważ jest niemowlęciem. Przeciwnie, stały pokarm jest właściwy dla dorosłych, którzy przez ćwiczenie mają władze umysłu udoskonalone do rozróżniania dobra i zła.
Dlatego pominąwszy podstawowe nauki o Chrystusie przenieśmy się do tego, co doskonałe, [słowo „doskonałe” jest tłumaczeniem słowa, które w oryginale znaczy „ukończenie”] nie zakładając ponownie fundamentu, jaki stanowią: pokuta za uczynki martwe i /wyznanie/ wiary w Boga, nauka o chrztach i nakładaniu rąk, o powstaniu z martwych i sądzie wiecznym. A i to uczynimy, jeśli Bóg pozwoli.
Czy jesteśmy zatem gotowi uczynić to? Powtórzę: nie należy opuszczać kościoła, dopóki Bóg do tego cię nie powołuje, lecz należy wyjść ze swojej ławki i być wrażliwym na Jego głos.
Następny artykuł zakończy ten rozdział.
Szablon „doskonałości”
Przykład tego, jak należy żyć na ziemi jako istota ludzka, lecz w mocy i obecności Bożego Ducha, został nam przyniesiony przez człowieka imieniem Jezus – który powiedział nam też, w jaki sposób osiągnąć ten sam rodzaj wiary, który On miał – tą samą wiarę, przez którą On czynił niezliczone cuda. Nie tylko powiedział nam jak osiągnąć taką samą Bożą wiarę, lecz namawiał nas do tego, aby pójść za Jego instrukcjami i zdobyć ją. Jezus powiedział również, że ci, którzy uwierzyli będą czynić te same cuda, które On czynił a nawet większe. Większe cuda, ze względu na Jego własne, Boże, ograniczenia. Wyjaśnienie tego znajdzie się dalej.
Religijny nacisk na posłanie, że „był tylko jeden doskonały człowiek” (czas przeszły) spowodował, że większość chrześcijan ignoruje to, co Jezus rzeczywiście powiedział tj. że każdy, kto uwierzy faktycznie stanie się tym, kim On był i będzie czynił te same rzeczy, które On czynił jako człowiek i większe… i dostarczył instrukcji jak się tam dostać.
Jezus ogłosił doskonałość Bożą, sam o sobie mówił jako o „synu człowieczym” i, faktycznie, stwierdził wyraźnie, że nie należy Go nazywać „dobrym”.
Nie jest to posłanie oczerniające, kim i czym Jezus jest w rzeczywistości Ducha i kim był jako istota ludzka jest oczywiste, jest to gromienie religii, która nazywa Go „Panem” lecz odmawia wykonania tego, co On wyraźnie powiedział, aby robić; religii, która w większości również robi dokładnie te same rzeczy, o których On powiedział, aby NIE robić. Więcej na ten temat nieco dalej.
Chcę przytoczyć tutaj historię, prawdziwą, która naświetla to, kim każdy może się stać jeśli uwierzy. Historia, która również demonstruje ograniczenia nałożone przez religię.
Odebrałem telefon od znajomego, pytającego, czy mógłbym się z nim spotkać na kawie. Powiedziałem jednemu z moich partnerów biznesowych, który akurat był w biurze o telefonie i zapytałem, czy nie zechciałby iść ze mną. W drodze do restauracji opowiedziałem mu o tym, co „zobaczyłem”, że się stanie. Mój towarzysz Dennis, zwyczajnie pokiwał, że zrozumiał. Człowiek czekający na nas siedział przy stole w bardzo ruchliwej restauracji. Wstał, gdy podeszliśmy i podał rękę Dennisowi i mnie.
Bez żadnego wstępu przeszedł wprost do przyczyny tego spotkania.
Krótko wspomniał ekscytujące wydarzenie, które miało miejsce dzień wcześniej w lokalnym szpitalu, gdzie byliśmy i gdzie została uzdrowiona 15letnia dziewczynka. Był przy tym obecny, ponieważ jego wujek, znajomy wszystkich nas trzech, zaprosił go.
– Czuję się jak widz siedzący na sportowym stadionie i oglądający jak wszyscy inni biorą udział w grze, podczas gdy ja oglądam akcję. Chcę wiedzieć, dlaczego ja nie mogę robić tego, co Dennis i Jim (wujek dziewczynki) mogą.
Zapewniłem go, że też może, lecz ma problem.
– Faktycznie – powiedziałem – mówiłem Dennisowi w drodze tutaj, że zamierzasz porozmawiać z nami na ten temat i czuję, że jesteś gotowy usłyszeć to, co mam do powiedzenia.
Spojrzał na Dennisa i na mnie zagadkowo.
– Twoją największą przeszkodą – powiedziałem – jest to, że odnosisz się do pewnego człowieka „pastorze”, a ten człowiek nie wierzy w duchowe uzdrowienia. Uczyniłeś go swoją duchową ochroną i jest to dla ciebie jak mokry koc.
Zaczął bronić „pastora Johna” jako wspaniałego człowieka, który pomógł mu zobaczyć wiele duchowych prawd.
– Nie krytykuję Johna – zapewniłem go szybko – mówię ci tylko o duchowej dynamice, która, zgodnie z moim doświadczeniem, jest zawsze prawdziwa.
Otworzyłem Biblię, którą przyniosłem ze sobą i poprosiłem, aby przeczytał głośno kilka fragmentów a on zaczął dostrzegać prawdę tego, o czym mówiliśmy. Że Jezus odnosił się do siebie jako jedynego prawdziwego Pasterza (znaczenie słowa „pastor”), a ci ludzie, którzy przyjęli na siebie ten tytuł byli uzurpatorami i złodziejami. Znów, Jezus to powiedział, nie ja.
– Co mam zrobić? – zapytał.
– Możesz zacząć – odpowiedziałem – mówić Jezusowi, że On jest twoim jedynym pasterzem.
Natychmiast pochylił głowę i zaczął modlić się głośno:
– Jezu, chcę abyś był moim jedynym pastorem, nie będę już więcej używał tego tytułu do ludzi, tylko do ciebie.
Popatrzyliśmy na siebie z Dennisem w tym samym stopniu zażenowania z faktu, że ludzie przy stolikach spoglądali na nas. Otworzył oczy i wykrzyknął:
– Jej, słyszeliście to? To było tak, jakby wielki koc został zerwany z mojej głowy.
Zaśmiałem się i powiedziałem mu, że nie słyszałem, lecz jestem przekonany, że on tak. Powiedziałem mu, że jest to dokładnie to, co powiedziałem Dennisowi w drodze do restauracji, a Dennis cicho przytaknął.
– To co ja teraz zrobię – zapytał.
– Z czym? – zapytał Dennis.
– No, jak będę teraz nazywał Johna? – pytał z tym samym zagadkowym spojrzeniem.
– Dlaczego po prostu nie John? – odezwał się Dennis.
Później tego samego dnia zadzwonił i poprosił nas obu do telefonu, włączyliśmy głośnik.
– Właśnie przeżyłem najbardziej zdumiewające doświadczenie – powiedział z podnieceniem – jedna z moich sekretarek przyszła mówiąc, że czuje się bardzo chora i idzie do domu. Zapytałem jej czy chce się poczuć lepiej, czy po prostu iść do domu. Powiedziała mi, że raczej woli zostać w pracy, lecz czuje, że nie może, że dostaje grypy. Położyłem rękę na jej brzuchu i powiedziałem: „w Imieniu Jezusa odejdź od niej” Zapytała mnie bardzo surowym głosem: „Co zrobiłeś?” Muszę przyznać, że bardzo się bałem. Wiesz jak to jest z tym całym seksualnym molestowaniem w w pracy. To, że położyłem rękę na brzuchu młodej sekretarki, przyprawiłoby prawdopodobnie mojego adwokata o atak serca, lecz po prostu powiedziałem jej, że mam autorytet, aby to zrobić, i że Jezus mi go dał. Powiedziała: „Czuję się tak dobrze. Nie pamiętam, abym się kiedyś wcześniej czuła tak dobrze.” Więc powiedziałem jej, że może robić te same rzeczy, jeśli uwierzy i zapytałem czy chce zaprosić Jezusa Chrystusa, aby przejął panowanie nad jej życiem. Powiedziała, że tak. Powiedziałem jej wiec, że może to zrobić tutaj w biurze i po prostu powiedzieć Jemu. Natychmiast powiedziała: „ Jezus, chcę abyś przejął panowanie nad moim życiem” i wróciła do pracy. Chciałem się właśnie podzielić tym z wami, chłopaki, że zostaliście dziś użyci przez Boga.
– Ty również – wspaniale nie? – powiedział Dennis nachylając się do mikrofonu.
Następnego dnia rano, Dennis przyszedł do mojego biura i usłyszeliśmy ponownie naszego przyjaciela.
Po kilku uprzejmościach zaczął:
– Zjadłem z Johnem śniadanie i opowiedziałem mu o wszystkim. Nie pamiętałem tych rozdziałów i wersów, które wczoraj czytałem, lecz opowiedziałem mu o wszystkim. O usunięciu koca z mojej głowy, o włożeniu rąk na moją sekretarkę i o tym, jak zaprosiła Jezusa. Wiecie, co powiedział?
Zanim zdążyliśmy zareagować mówił dalej:
– On powiedział, chwała Bogu, po czym rzekł, że ma wiele modlitwy przed sobą.
Dał się słyszeć jakiś hałas w słuchawce i powiedział, że musi iść. Podziękował nam ponownie, zostawił nas ze słowami:
– Róbcie dobrą robotę, wielu ludzi potrzebuje takiego uwolnienia jakie zrobiliście dla mnie.
– Zamierzam zadzwonić do niego – powiedział Dennis – i zostawić mu wiadomość na automatycznej sekretarce, gdyby nie mógł podejść.
Podniósł telefon, wykręcił numer bez wyjaśnienia, co ma na myśli. Rzeczywiście, gdy poprosił go do telefonu został połączony z automatem:
– Tu Dennis, chciałem ci przekazać tylko konieczną korektę. – powiedział do słuchawki – Niczego nie zrobiliśmy. Rozmawiałeś bezpośrednio z Jezusem i to On cię uwolnił. Miałem takie silne pragnienie, żeby do ciebie zadzwonić i powiedzieć ci o tym. Dziel się tym nadal, co się stało. My wszyscy na tym korzystamy. Dzięki.
Nasz znajomy i jego nowo odnaleziony brat, John, ciągle są razem, zakładając coś, co określają jako ‘domowe stowarzyszenia’. Tak, obaj opuścili formalny kościół i szczęśliwie byli w stanie zrobić to po cichu, bez wywoływania podziału, aby zacząć służbę, do której czuli się powołani.
Jedna istotna sprawa wobec powyższego, jeśli czujesz powołanie do służby, nie patrz na zgodę człowieka, patrz na uprawnienie cię przez Bożego Ducha Świętego.
I tylko dlatego, że ja usłyszałem powołanie Jezusa, aby „wyjść z niej” nie sugeruję, że jest to uniwersalne powołanie.раскрутка сайта