1J 3:16
PO TYM POZNALIŚMY MIŁOŚĆ, ŻE ON ZA NAS ODDAŁ ŻYCIE SWOJE; I MY WINNIŚMY ŻYCIE ODDAWAĆ ZA BRACI.
Zostaliśmy uwolnieni i co dalej? „I my winniśmy życie nasze oddawać za braci„. Nie oznacza to, że jakiś chrześcijanin ma umrzeć za swojego brata lub siostrę na wzór Jezusa, by nabyć dla niego przebaczenie grzechów. Śmierć Jezusa była jedyna w swoim rodzaju, w zupełności wystarcza by uzyskać przebaczenie i wolność dla każdego grzesznika, który pozostaje w niewoli. Jeżeli taka miłość zdobywa nasze serca i doprowadza nas do nawrócenia do powierzenia naszego życia Chrystusowi, to my powinniśmy odpowiedzieć tą samą miłością naszym współbraciom. Jest to miłość, która daje samą siebie, bez liczenia kasztów, bez oczekiwania wdzięczności, bez uprzedniego rozważenia, czy ktoś na tę miłość zasługuje. To miłość w pełni bezinteresowna. Tego rodzaju miłość stoi zawsze do naszej dyspozycji w Chrystusie, który jest jedynym jej źródłem.
By wzbudzić tę miłość, nie musimy spoglądać na nasze nędzne zasoby. Im bardziej będziemy otwarci na jej przepływ, tym więcej wleje się jej do naszego życia, aż po brzegi – tak aby jeszcze inni mogli z niej czerpać. Być może nie zdarzy się nam zaryzykować własnego życia dla innego chrześcijanina. Jest jednak wiele innych, mniejszego formatu możliwości okazywania miłości, które jeszcze stoją przed nami. Jeżeli je zlekceważymy, jakże będziemy mogli utrzymywać, że nasza miłość do Boga jest szczera? Niech dowodem miłości nie będą czcze słowa ale prawdziwe czyny. Łatwo jest kochać słowami – wyrażać współczucie, obiecywać modlitwę, napominać i zachęcać. Ale to czyny są tym, co potwierdza czy też kwestionuje ich prawdziwość. Bez nich nasze słowa nie znajdują pokrycia. Mogą pochodzić nie tyle z miłości ile z nawyku czy też obowiązku. Od dziecka Bożego oczekuje się miłowania czynem i prawdą, a nie pobożnej gadaniny, która dewaluuje wartość niebiańskiej miłości, ponieważ nie towarzyszą jej czyny.
Pozdrawiam Bożym pokojem i życzę błogosławionego czasu w zgromadzeniach.