Oryginał: tutaj
02 lipca 2008
Linda Harvey
© 2008
Kiedy urzędnicy ds zdrowia publicznego zamierzają interweniować i pozamykać homoseksualne kluby oraz inne pro-homoseksualne programy w naszych szkołach (artykuł dotyczy USA – przyp. tłum.)?
W zeszłym tygodniu, Centers for Disease Control (Centrum Kontroli Chorób) wydało raport na temat diagnostyki HIV/AIDS w latach 2001-2006. Te dane ujawniają, że ilość zdiagnozowanych przypadków HIV rośnie o ponad 12% rocznie wśród MSM – to jest mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami – w grupie wiekowej 12-24 lat. Wśród wszystkich MSM, ilość przypadków HIV wzrosła w tym czasie o 8% (około 1.5% rocznie).
Rozumiecie to? Co roku o 12% więcej chłopców i młodych mężczyzn było diagnozowanych na obecność HIV. Ta tendencja stale rośnie, a jednak homoseksualne grupy takie jak GLSEN i PFLAG w swym sztywnym marszu wraz z ACLU a nawet Planned Parenthood przekonały instytucje edukacyjne, że owe pokazy bezpiecznego seksu w prezerwatywie, „gay straight alliances” (przedstawiciele tych organizacji zachęcają do tworzenia i wspierania przymierzy pomiędzy osobami o orientacji homo- i heteroseksualnej (tzw. gay-straight alliances) – które mają zmienić środowisko szkolne. – przyp.tłum.) i lekcje tolerancji i różnorodności są koniecznym „wsparciem” dla tych, którzy prawdopodobnie urodzili się z predyspozycjami do takiego zachowania. Nasi pięknie skrojeni 14 letni chłopcy zostali stworzeni do tego, żeby odbywać analny seks? Tak.
Nie jest przypadkiem, że te liczby wzrastają tak ostro. Jest to dający się przewidzieć wynik nieustannej kampanii promującej homoseksualizm wśród naszej młodzieży, zarówno w szkołach jak i w mediach, przy równoczesnym dopuszczaniu tylko nielicznych lub żadnych przeciwnych punktów widzenia. Przesłanie skierowane do chrześcijańskich i konserwatywnych szkół jest takie: „Bądźcie cicho – nie potrzebujemy waszej nienawiści”.
W porządku, kiedy zaczniemy oddzielać naszych młodych mężczyzn od tej „miłości”, którą są zasypywani? Może to być fatalne w skutkach.
Ironiczne jest to, że w zeszłym tygodniu w Irmo, Płd. Kalifornia, szkolna rada uległa naciskom prawników i aktywistów, i przegłosowała zgodę na istnienie homoseksualnego klubu, pomimo zapowiedzi dyrektora szkoły, Eddie Walkera, że on pominie tą sprawę. Rada wykonała jeden mądry ruch: będzie domagać się zgody rodziców na to, aby ich dzieci mogły uczestniczyć w klubie, a jest to polityka, która frustruje sympatyków homoseksualizmu. Oni nienawidzą wszelkich hamulców seksualnych i rodzicielskiego nadzoru, lepiej dalej pozwalać naszej młodzieży na samozniszczenie bez tej całej denerwującej rodzicielskiej zawady.
Lecz ten klub należało by przegłosować do zamknięcia. Pomyślałam, że nasza strona powinna wyjść z prawną strategią, aby zatrzymać ten pro-„gejowski” frachtowy pociąg przetaczający się po naszej młodzieży. Dają taki legalny punkt oparcia właśnie statystyki Centrum Kontroli Chorób czy oczywisty brak dowodów na biologiczne pochodzenie homoseksualizmu. Nawet pro-homoseksualne Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne przyznaje, że:
Nie ma zgody wśród naukowców co do rzeczywistej przyczyny tego, że u kogoś rozwija się orientacja heteroseksualna, biseksualna, gejowska czy lesbijska. Pomimo licznych badań szukających możliwości genetycznych, hormonalnych, rozwojowych, socjalnych i kulturowych wpływów na seksualną orientację, żadne odkrycia nie pojawiły się, które pozwoliłyby naukowcom dojść do wniosku, że seksualna orientacja jest określana przez jeden szczególny czynnik czy grupę czynników. Wielu sądzi, że natura i wychowanie/wyżywienie odgrywają swoje skomplikowane role..
A jednak, zamiast wrócić do podstaw i zdrowego rozsądku, rada szkoły Irmo w przewidywalny sposób zrobiła to, co większość rad szkolnych teraz robi: uwierzyli, że „muszą” zgodzić się na homoseksualny klub, aby zastosować się do wymagań Equal Access Act, czy EAA (Aktu Równego Dostępu). Niektórzy z tej rady szkolnej nazywają siebie chrześcijanami (wiem o tym będąc częścią pewnej e-mailowej społeczności korespondencyjnej), lecz najwyraźniej słowo „obrzydliwość” nie znajduje się w ich Bibliach.
Oni wraz ze swymi prawnikami popijają Kool-Aid i akceptują pogląd (chytrze uknuty przez homoseksualne grupy prawne takie jak ACLU), że taki klub jest miejscem dzielenia się „punktem widzenia”, a zatem zasługuje na ustanowienie w tym samym stopniu co inne szkolne kluby nie objęte programem szkolnym.
Lecz w świetle danych podanych przez CDC oraz sam EAA, jest to głupota. EAA nawet nie wspomina o „gay straight alliances,” ponieważ to przeminęło w połowie lat 80tych, zanim to obłędne zagrożenie dla dzieci się zaczęło. Prawo zakazuje ograniczeń wobec klubów o religijnej, politycznej, filozoficznej czy innej wymowie. Lecz homoseksualizm nie jest punktem widzenia. Jest to znane z wysokiego ryzyka, tradycyjnie niemoralne zachowanie. Mądrze zmieniając język i zastępując seks analny, aby stał się sprawą wolności mowy, legalne orły korupcji dzieci spowodowały, że niezliczone publiczne szkoły nie są w stanie nic zrobić, a do tego asystują aktywistyczni sędziowie i sądy.
EAA pozwala na wyjątki w przypadku klubów, które narażały by uczniów na niebezpieczeństwo. Pozwala to również na wyjątki w przypadku klubu, który jest destrukcyjny. Oba przypadki łatwo można udowodnić w przypadku „gay straight alliances”.
Są one historycznie destrukcyjne; bronią one stylu życia, o którym nie decydują czynniki biologiczne; są wyraźnym zagrożeniem dla zdrowia uczniów i ich dobra.
No, tutaj rzeczywiście potrzebny jest departament zdrowia publicznego. Oni i kilku prawników, którzy są co najmniej tak odważni, jak ci z lobby seksualnej dewiacji. Mamy bogactwo danych po naszej stronie – dlaczego jest tak niewielu prawników, którzy chcieliby wykorzystać je dla dobrego celu? Gdyby druga strona przyjęła takie słabe i krótkowzroczne podejście, to byłoby niewiele takich klubów i znacznie mniej młodych mężczyzn zepsutych i chorych.
Czy nie mamy tutaj żadnych prawników, którzy by mieli doświadczenie na gruncie zdrowia publicznego? A może ktoś zna aukowca, lub dwóch? Czy homoseksualiści mają więcej sprytu niż mają ojcowie i dziadkowie?
Jestem matką i chcę zadać oczywiste pytanie: Gdzie ci mężczyźni? Czy potrzeba nas, matek, by chronić naszych chłopców? Dlaczego nie mogą – bądź nie chcą – robić tego mężczyźni?