J. Lee Grady
Tłum.: BM
Proszę, nie lekceważcie udzielonego wam pełnomocnictwa do szkolenia młodych ludzi.
Nie myślę o sobie jako o szczególnie skutecznym kaznodziei młodzieżowym. Mam pięćdziesiąt kilka lat. Bez względu na to, jaką markę dżinsów noszę, młodzież nie przyklei mi etykietki „czadowy”.
Ale kiedy mój kumpel, Jason, pastor młodzieżowy z Pensylwanii, poprosił mnie, żebym głosił na jego letnich rekolekcjach młodzieżowych, podjąłem wyzwanie, ponieważ (1) chciałem zainwestować w jego życie, oraz (2) pomyślałem, że byłoby fajnie popływać w jeziorze Erie.
Jeśli chodzi o usługiwanie różnym grupom wiekowym, najbardziej onieśmielony czuję się, gdy mówię do nastolatków. Jest tak głównie dlatego, że oni są bardzo szczerzy. Nie można ich oszukać. Nie noszą kościelnych masek jak dorośli. Mają niesamowitą zdolność do wykrywania nieszczerości.
Tak, więc, starałem się zrelaksować i być sobą, pomimo, iż wciąż byłem świadomy swojego wieku. Pierwszej nocy rzuciłem tym młodym ludziom wyzwanie wybaczenia rodzicom, zwłaszcza ojcom – za to, że się od nich oddalili, że są nieobecni, krytyczni, wykorzystujący lub uzależnieni. Nie miałem modnych klipów wideo ani animowanej grafiki, żeby zilustrować punkty swojego głoszenia. Ale w końcu wielu nastolatków wyszło do ołtarza po modlitwę, a Jezus uzdrowił zranione serca.
Drugiej i trzeciej nocy otworzyli swoje serca szerzej. Kilkoro z nich zaprosiło Jezusa do swojego życia po raz pierwszy. Inni poprosili o łaskę, by móc oprzeć się pokusie seksualnej. Jeszcze więcej modliło się o napełnienie Duchem Świętym. Gdy zebrali się przy ołtarzu ostatniej nocy, aby uwielbiać Pana, towarzyszyło nam uczucie świętego oddzielenia. Ich oddanie było bardziej intensywne.
A ja miałem głębokie przekonanie, że moja anemiczna inwestycja spowodowała zmianę.
Gdybym nosił kapelusz zdjąłbym go na znak szacunku dla wszystkich bezinteresownych, którzy poświęcają swoje życie duszpasterstwu młodzieży. Nie jest to efektowna praca, a wynagrodzenie zwykle jest do kitu. Budżety służb dla młodzieży są często pierwszymi, które doznają cięć, gdy wpływy pieniężne w kościele są ograniczane, a wielu duszpasterzy młodzieżowych to wolontariusze, ponieważ służba dla nastolatków nie jest postrzegana jako priorytetowa.
Chciałbym stanąć na szczycie góry z bawolim rogiem w dłoni i ogłosić: „UWAGA! KAŻDY KOŚCIÓŁ W AMERYCE MUSI PODWOIĆ SWOJE WYSIŁKI I SIĘGNĄĆ PO MŁODE POKOLENIE!”.
Apostoł Paweł, który jest naszym wzorem w służbie, uczynił szkolenie młodego pokolenia swoim centralnym punktem działania. Księga Dziejów Apostolskich mówi nam, kiedy po raz pierwszy spotkał swojego ucznia Tymoteusza (Dz 16:1-3) i jak Tymoteusz został ostatecznie wyznaczony jako apostolski lider w Efezie. Jedna trzecia Nowego Testamentu została napisana do Tymoteusza albo od Pawła i Tymoteusza (spójrz na pozdrowienia w 2 Kor 1:1; Flp 1:1; Kol. 1:1; Tes 1:1; 2 Tes. 1:1;. Filem 1:1). Inny list został skierowany do młodego stażysty Pawła, Tytusa. Inwestycja Pawła w młode pokolenie znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistym kanonie Pisma Świętego, ale przeoczyliśmy tę zasadę.
Paweł zainwestował swoje życie w Tymoteusza i był tak dumny z niego, że powiedział Filipianom: „Albowiem nie mam drugiego takiego, który by się tak szczerze troszczył o was (Flp 2:20, BWP). Paweł dodaje: „Wszak wiecie, że jest on wypróbowany, gdyż jak dziecię ojcu, tak on ze mną służył ewangelii” (w. 22).
Gdy rozglądam się dziś w kościele, Rzadko zdarza mi się zobaczyć relację typu Paweł – Tymoteusz,. Nasz brak uczniostwa stworzył pokoleniowy wyłom, który znajduje odzwierciedlenie w kilku niepokojących tendencjach:
• Niektórzy przywódcy kościelni starzeją się i siwieją nie mając przy tym żadnych planów, co do sukcesji. Trzymają się swoich pozycji (dla bezpieczeństwa finansowego?) i nie zostawiają miejsca dla młodszych liderów, którzy mogliby się od nich uczyć.
• Wiele kościołów wydaje pieniądze na duszpasterstwo młodzieży, jakby drogi sprzęt nagłaśniający lub skateparki automatycznie miały pozyskać dzieci dla Jezusa. Jednak najlepsze inwestycje finansowe, to te lokowane w prawdziwych, pełnych życia pracownikach młodzieżowych, a nie programach lub budynkach. Dzisiaj dzieci potrzebują, żeby ktoś się o nie zatroszczył.
• W dzisiejszym typowym amerykańskim kościele nastolatki są znudzone i bierne. Liderzy, którzy są poza zasięgiem ich potrzeb trzymają kościół w kleszczach czasu, więc młodzi ludzie, naturalną koleją rzeczy, wypisują się z kościoła. Nie są poddani mocy Ducha Świętego, przygodzie misji lub podnieceniu towarzyszącemu zdobywaniu ludzi dla Jezusa. Nic dziwnego, że wielu nastolatków porzuca swoją wiarę, kiedy idą na studia.
Rozwiązanie? Podobnie jak Paweł, musimy wyjść i znaleźć naszych Tymoteuszy. Musimy inwestować w nich osobiście. Tu nie chodzi o głoszenie im, oni chcą relacji z nami, która jest prawdziwa. Chcą duchowych matek i ojców, którzy są dostępni, akceptujący, prawdziwi i wyposażeni. Jeśli ich teraz nie poprowadzimy, nie będziemy mieli komu przekazać pałeczki, gdy przyjdzie na to czas.