Greg Austin
Satyryk i aktor, Jerry Seinfeld, napisał na starość taki odcinek, w którym Kramer oparzony kawą napisał pozew przeciwko firmie produkującej kawę. W międzyczasie prawnik przekonał Kramera, że nie wygra dużej kwoty. Jednak firma obawiająca się o negatywny wpływ sprawy na prasowy wizerunek zdecydowała się na wypłacenie konkretnego zadośćuczynienia, co obejmowało dożywotnie zaopatrzenie w kawę i sporą sumę pieniędzy. Gdy strony spotkały się, rzecznik firmy zaczął swoją ofertę od darmowej kawy: „Panie Kramer, przygotowaliśmy dla pana ofertę dostarczania panu dożywotnio kawy oraz,…”. Kramer zbyt chciwy, aby uzyskać cokolwiek bardziej wartościowego, potrząsa ręką przedstawiciela i krzyczy: „Biorę to!”. Cosmo bierze dożywotnią kawkę, lecz traci pieniądze.
Nasi duchowi „prawnicy” nauczyli nas tego, że uzdrowienie jest szczytem Bożej przychylności i naszego pragnienia, pomniejszając zamiary nieba, które chce udzielić większego błogosławieństwa całości/pełni (Wholness).
Pytanie: „Czy niewidoma Fanny Crosby cierpiała z powodu nie uzdrowienia jej wzroku, czy też żyła pełnym życie, nie uzdrowienia?”
Byłem świadkiem pewnego szczególnego cudu w Manilii, na Filipinach, gdy Bóg stworzył całkowicie nowe oczy około 30 letniej kobiecie, która urodziła się niewidoma. W jednej chwili patrzyłem w jej puste oczodoły, a w następnej były tam piękne brązowe oczy i za chwilę skakała ze zdumienia i radości – UZDROWIONA! Tylko czy wraz z uzdrowieniem oczu otrzymała również pełnię, która została dana kobiecie cierpiącej na upływ krwi? Nie wiem tego, lecz wiem, że zdecydowanie wolałbym iść przez ten świat z fizyczną ślepotą i cieszyć się intymnością całości/pełni.
Siostra Crosby, jak myślę z głębi osobistego chodzenia z Jezusem, dała nam „Błogosławiona pewność, Jezus należy do mnie; o jakiż to przedsmak Boskiej Chwały”. Napisała pieśni takie jak: „Close to Thee,” „Near the Cross,” „Safe in the arms of Jesus,” czy „Draw me Nearer” wśród wielu innych. Zwróć uwagę na stale powtarzający się ich temat. Czy to możliwe? Fanny żyła nie uzdrowiona, lecz wolna. Czy zamieniłaby ze sobą te rzeczy? Czy zrezygnowałaby z pełni po to, aby otrzymać uzdrowienie jednego z pięciu zmysłów, którym posługuje się większość? Myślę, że jest to retoryczne pytanie, a odpowiedź oczywista.
Kobieta, która była dotknięta wieloletnim krwawieniem z 5 rozdziału ewangelii Marka (Mateusz i Łukasza również), której autorzy ewangelii nie wymieniają nawet z imienia, spędziła swoje życie skazana na wyobcowanie, samotna, oddzielona od społeczeństwa i zwykłych relacji, usłyszawszy od Jezusa „Córko” musiała przeżyć uniesienie.
Piszę to właśnie z powodu mojego obecnego, niewątpliwie osobistego, fizycznego stanu: jeszcze nie uzdrowiona choroba serca, uwrażliwia moją świadomość na to, że życie jest tylko parą, która pojawia się na chwilę. Nie jestem w stanie opisać radości i chwały intymnego poznania i społeczności Jego obecności, które przeżywam w czasie tych najtrudniejszych i najbardziej bolesnych chwil choroby. Rzeczywiście czuję to, że choć nie zostałem jeszcze uzdrowiony to rozkoszuję się pełnią.
Ryzykując, że zabrzmi to jak pysznienie się czy duchowe wywyższanie się, powiem, że zrozumiałem więcej niż to, co do tej pory wiedziałem jeśli chodzi o rozważania Pawła (słyszał takie słowa/obce dźwięki) na temat jego doświadczenia w trzecim niebie, gdy napisał: „został uniesiony w zachwyceniu aż do raju i słyszał niewypowiedziane słowa, których człowiekowi nie godzi się powtarzać” oraz o tym, aby nie pysznić się niczym innym „jak tylko słabościami”.
Był taki czas, gdy w kręgach charyzmatycznych spopularyzowane zostało „sozo”. Nauczanie na temat „sozo” bardzo pomogło w rozszerzeniu znaczenia zbawienia o coś więcej niż wolność od grzechu czy nawet zdrowie ciała i dotykało tego, co znaczy czynić kogoś zupełnym i doskonałym, duchowo, umysłowo i/czy emocjonalnie i psychicznie.
O ile można dyskutować czy „sozo” powinno być interpretowane w wąski i skrępowany sposób, to jest czy ma być to 'oswabadzać’ czy też 'być oswobadzanym”, to jednak dzieje się to ze szkodą dla szerszego zrozumienia tego terminu, które obejmuje przecież: „zbawić”, „zachować bezpiecznym i zdrowym” i, jak w przypadku Biblii w wersji Króla Jakuba, „uzdrowić”.
Dla mnie interesujące jest to, że grecka definicja „sozo” (wyleczyć, uzdrowić, ocalić lub wydobrzeć) jako „zbawić/uratować od zła” utrudnia przyjęcie Mesjańskiego uwolnienia, które obejmowało słowa Izajasza zapowiadającego przyjście Tego, który miał ponieść nasze zmartwienia, smutki i troski, Tego, Który będzie zraniony za nasze występki i zostanie pogrzebany za nasze nieprawości. Izajasz zauważa, że „Kara, którą wziął na siebie, nam pokój przynosi” (Iz.53.5; B.W-P), co sugeruje, że jest w tym coś więcej niż zwykłe uwolnienie od grzechu i zbawienie naszej duszy.
Myślę, że niedociągnięciem pewnej części tego nauczania było nadmierny nacisk kładziony na to, że musimy doświadczać tego wszystkiego, przez cały czas i to właśnie teraz. Niemniej, nadchodzi taki dzień, myślę, że Bóg zetrze wszelką łzę oczu, nie będzie śmierci, nie będzie cierpienia, płaczu i bólu.
Niewątpliwie owa anonimowa kobieta z 5 rozdziału Ewangelii Marka (jak też Mateusza i Łukasza) doświadczała łez, smutku, płaczu i śmierć stała się jej udziałem, po tym gdy została uzdrowiona, lecz w tym wszystkim, teraz była „córką” a On był „Ojcem”. Z pewnością jest tutaj wskazanie na pełnię, której, obawiam się, większość współczesnych chrześcijan jeszcze nie przeżyła.
Greg –