© 2004 WorldNetDaily.com
Oryginał: Selling sex and corruption to your kids
„Skaut jest wierny, . . . lojalny . . . pomocny . . .przyjacielski . . .odważny . . . dobry”
Patrzę na mojego 12 letniego syna Jozue i 24 innych chłopaków Skautów recytujących wspólnie Prawo Skauta w czasie cotygodniowego spotkania. Jest w tym świeża nadzieja i męska winieta w erze obejmującego wszystko zamieszenia nastolatków. Gdy tak stoję obserwując w napięciu – przyglądam się mundurkom chłopców, ich oznakom, łatom, insygniom i innym kolorowym symbolom ich przynależności do wyższych ideałów skautowskich – wracam w myślach o kilka lat, gdy mój syn chciał nosić inny „mundur”.
Podróżowaliśmy z bliskimi krewnymi, których nie wiedzieliśmy całe lata do Cape May w New Jersey na wakacje nad ciepłe wybrzeże Atlantyku. Jozue ogromnie sie zaprzyjaźnił ze swym kuzynem starszym o kilka lat. Marek, kochający zabawy, bardzo przyzwoity dzieciak, nie miał w sobie niczego złego. Niemiej, jedna drobna rzecz: nosił naszyjnik. Oczywiście, Jozue zawsze uważał naszyjniki, bransoletki, kolczyki i tego typu rzeczy za zdecydowanie damskie wyposażenie i nigdy nawet we snach nie sądziłem, że założy coś takiego na siebie i będzie „wyglądał jak dziewczyna” (czy „dziwak”). Pewnie już zgadliście. Pod koniec tygodnia Jozue powiedział mi, że naprawdę chciałby dostać jakiś naszyjnik, jak ma jego kuzyn. On „po prostu, . . . czuje to, żeby taki nosić, i tyle. Żadna wielka sprawa, Tato”.
Wziąłem go na spacer na skaliste tereny, gdzie mogliśmy pobyć sami. Szybko okazało się, że mój syn nie tylko rozwinął w sobie to potężne pragnienie, aby nosić na szyi kawałki punkowskiej biżuterii – coś, co poprzednio odrzucał – lecz w wyraźny sposób był wrogo do mnie nastawiony z jakiegoś dziwnego powodu, pomimo że przyznał, że niczym go nie uraziłem. W miarę rozmowy dotarło do mnie, co się dzieje. Oczywiście, że chciał być taki sam jak jego starszy kuzyn, na którego patrzył i z którym się związał, i stąd pragnienie, aby nosić głupio wyglądający naszyjnik. Lecz ja? Stałem się teraz niewygodnym kontrastem, widzialnym przedstawicielem jego stanu umysłu sprzed zniewolenia tym obcym pragnieniem. Byłem teraz zagrożeniem dla jego nowej przyjaźni, więc odrzucał mnie wraz z swoim własnym poprzednim punktem widzenia.
I jak się okazało, nie musiałem mówić wiele: „Jozue, dlaczego jesteś zły na mnie? Czy nie dlatego, że nie sądzę, abyś tam głęboko, wewnątrz faktycznie chciał nosić naszyjnik? Powiedz mi coś? Co byś powiedział dwa tygodnie temu, przed przyjazdem do Cape May, gdybym zapytał cię czy chcesz nosić ciężki drewniany naszyjnik. Czy chciałbyś?” „Nie, coś ty” – odpowiedział bez wahania. Został wybity z transu, zaświtało. Zapłakał krótko, przycisnął mnie i zapewnił mnie po męsku, że nie chce wyglądać jak dziewczyna i nosić naszyjnik. Gdy poszliśmy do sklepiku z prezentami na tamtej plaży, wskazał mi nawet, który to naszyjnik chciał mieć i zapewnił, że już nie jest zainteresowany. I taki był tego koniec, lecz to znakomicie pokazało mi jak wrażliwe są dzieci na presję rówieśników.
Pokolenie Gangsta.
Skoro Jozue poczuł ten niewidzialny nacisk na przyjęcie upodobań swego kuzyna, to co wpływało na kuzyna? Co faktycznie wywiera taką nie do pokonania presję na większość współczesnej młodzieży, aby podporządkowywać się (przez „buntowanie”)? Podobnie jak wojsko, szkoły prywatne, Skauci mają mundury, tak też i młodzieżowa kultura: workowate portki, czapki zakładane do tyłu, naszyjniki i inna biżuteria, kolczyki na ciele, tatuaże itd. O ile jednak mundury symbolizują wartości i wierność, lojalność jakiegoś wyższego (czy niższego) porządku, to w tym przypadku jest to wierność coraz bardziej buntowniczej muzyce, społecznemu, seksualnemu i kulturalnemu światowi, tajemnej (dla rodziców) rzeczywistości, która wydaje się magicznie przyciągać do siebie miliony dzieci.
Przez trzy lata dziennikarka Patricia Hersh podróżowała przez tą egzotyczna subkulturę. Obserwowała, słuchała, pytała, związała się i zyskała zaufanie ośmiu nastolatków w typowym amerykańskim miasteczku Reston, w stanie Virginia, co ostatecznie zaowocowało jej uznanym portretem: „Oddzielone plemię: podróż do serca amerykańskiego wieku dojrzewania”. Widok jaki opisuje, jako wszechobecny w całej Ameryce, powszechny jak McDonalds, naprawdę wywołuje zmartwienie:
To jest hip-hop na przedmieściach, kultura rapu. Uczniowie wszędzie noszą bejsbolowe czapeczki z daszkiem do tyłu lub nasunięte na oczy, za duże koszulki, śmieszne workowate dżinsy lub spodnie z obniżonym krokiem zwisającym aż do połowy uda, paski, które zwisają tak, aby obnażyć jasnokolorowe bokserki. Całokształtu dopełniają najmodniejsze drogie marki. Odmianę stanowią bluzy z kapturami (kaptur obowiązkowo noszony w szkole) oraz kawałki materiału czy bandaże wiązane z tyłu głowy, styl skopiowany z ulicznych gangów. Podobnie jak wszechobecne, swobodnie używane przekleństwa, twarde lądowania w stylu kamikadze całkowicie poza zasięgiem straży miejskich i nauczycielskiego wzroku…
Ku zrozpaczonej wyzwaniem społeczności dorosłych, czarny szał jest obecny, jako kulturalny styl dla dzieciaków średniozamożnej klasy. Podobnie jak kiedyś, w latach sześćdziesiątych, gdy synowie i córki tej średniej klasy zrzucili swoje tweedowe marynarki i dystyngowane zwierzchnie sukienki na rzecz pokoleniowego munduru Levi’sa, roboczych koszul i krótkich, cienkich płaszczy w wojskowym kolorze w uwielbieniu dla „blue collar workers” (pracowników żyjących z pracy rąk na godziny – przyp.tłum.), „Prawdziwej Ameryki”, tak dzisiejsza, dorastająca młodzież wybrała styl czarnej miejskiej ulicy jako autentyczny styl bycia. Zachowywać się jak czarny to, jak określają dzieciaki, być silnym, konfrontacyjnym i trochę strasznym.
… „Żyjemy w pokoleniu gangsta” wyjaśnia jeden z białych seniorów średniej szkoły noszący bejsbolówkę Malcolm X daszkiem do tyłu. „Chodzi tylko o to, żeby to złapać. Patrze na to, co ci cool faceci robią i jak to wpływa na innych ludzi. Oni robią więcej niż te wszystkie pedalskie białe dzieciaki, które grają w kosza, są lubiani przez dyra szkoły i są bogaci przez całe swoje życie, no i może czasami w weekend się upiją. Te dzieciaki każdego dnia ryzykują zrypkę”.
Hersch opisuje w jaki sposób hip-hop – multimilionowy muzyczny przemysł przepełniony „silnymi politycznymi i seksualnymi obrazami rap” – złapał w niewolę pokolenie dramatem getta i jego codzienną walką o przetrwanie:
Hip-hopowa postawa mówienia prosto w twarz wydaje się silna i wolna dzieciakom, które czują się ograniczane przez oczekiwania przyziemnego świata klasy średniej, w którym się wychowali. Rapersi stali sią najbardziej popularnymi gwiazdami MTV. W wywiadzie na temat swego albumu „Home Invasion” rapper Ice T odnosi się do „kulturalnej inwazji” jak ma miejsce, gdy nieznani dorośli siedzią wraz ze swymi rasistowskimi poglądami, dzieci cicho siedzą w swoich pokojach, a jego słowa wlewają się w ich umysły przez słuchawki: „Gdy już ich raz dostanę pod moje p….y czar/ mogą zacząć dawać ci p…e piekło” rapuje. „Zacznij zmieniać to jak chodzą, mówią, działają, a teraz czyj to jest błąd”. Świat rapu „kostiumowych gadżetów, dziwek, ziomali, i policji” jest atrakcyjną odmianą dla tych „zwykłych” sfer dentystycznych aparatów, szkolnych samorządów i randek. Getto – przeżywane z drugiej ręki z filmów, muzyki i porannych wiadomości, oglądane z wygodnych, podmiejskich, rodzinnych pokojów – jest dla młodych ludzi nasączony ogromną dramaturgią i urokiem.
Czy to jest to? Czy dzisiejsza dziwaczna młodzieżowa podkultura jest ostatnim „kostiumem” młodocianego buntu, podobnie jak długie włosy w latach 60-tych i inne mniej rzucające się w oczy, buntownicze fazy rozwoju poprzednich pokoleń dzieciaków? Czy zaniepokojenie dorosłych współczesną kulturą młodzieży jest tylko wiecznym kręceniem kciukami wywołanym eksperymentami z niezależnością ich dorastającej latorośli? A może jest tutaj zaangażowane coś innego, coś znacznie bardziej złowrogiego?
’Marszandzi tego co Cool’.
„Oni chcą być cool. Są wrażliwi i mają kasę. Są korporacyjnym, 150-cio miliardowym snem Ameryki”. Jest to wstępna wypowiedź w zdumiewającym, czołowym dokumencie PBS z 2001 roku zatytułowanym: „Merchants of Cool” przekazanym przez Douglas Rushkoff. To, co wychodzi na jaw to 60 minutowy skandaliczny portret głównych korporacji – Viacom, Disney, AOL/Time Warner i innych – które zajmują się badaniem amerykańskich dzieci jak laboratoryjnych szczurów, po to tylko, aby sprzedać im miliardy dolarów w towarze, kusząc, degradując i psując ich.
Myślisz, że to przesada? Jest to niedopowiedzenie.
„Kiedy funkcjonuje kilka gigantycznych narodowych korporacji, obciążanych długami, szaleńczo konkurując ze sobą o każdy centymetr przestrzeni fizycznej i każdy umysł, jaki tylko mogą zdobyć, – mówi profesor komunikacji na Uniwersytecie Nowojorskim Mark Crispin-Miller. – są gotowi są zrobić wszystko, cokolwiek wydaje im się najszybciej zadziałać i zdobyć najwięcej ludzi, co oznacza, że zaniżą standardy w dół”.
Zobaczmy jak bardzo w dół.
„Jest to burza firm, walczących o te same dzieciaki – wyjaśnia Rushkoff w „Merchants of Cool.” – Aby zdobyć lojalność nastolatków, specjaliści rynkowi wierzą, że musza mówić najlepiej ich językiem, więc badają ich bardzo uważnie, tak jak antropolog badałby egzotyczną tubylczą kulturę. Dziś pięć ogromnych firm jest odpowiedzialnych za sprzedaż niemal wszystkiego co funkcjonuje w młodzieżowej kulturze. To są prawdziwi marszandzi cool: Rupert Murdoch’s Newscorp, Disney, Viacom, Universal Vivendi, oraz AOL/Time Warner.”
Ta dokumentacja ukazuje w jaki sposób wielkie korporacje dosłownie nasyłają „szpiegów”, aby infiltrować młodzieżowe środowiska w celu zdobycia informacji do jakich następnych zakupów mogą nakłonić te dzieci.
„Kompanie rozrywkowe, są grupą ogromnego konglomeratu, które posiadają cztery czy pięć muzycznych firm, sprzedających 90% muzyki w Stanach Zjednoczonych – te same firmy, które posiadają wszystkie studia filmowe, wszystkie główne sieci telewizyjne, wszystkie telewizyjne stacje na 10 największych rynkach” ujawnia profesor komunikacji z University of Illinois Robert McChesney w tym dokumencie. „Są oni w posiadaniu wszystkich lub części każdego komercyjnego kanału. Patrzą na rynek nastolatków jak na część swego potężnego imperium, które kolonizują. Powinniście widzieć to tak, jak Imperium Brytyjskie czy Francuskie z XIX wieku. Nastolatki są traktowane jak Afryka. Wiesz, jest to środowisko, które należy przejąć, a ich arsenałem broni są: filmy, muzyka, książki, CD, internet, ubrania, rozrywkowe parki, zespoły sportowe. Wszystko to są narzędzia do ściągania z tego rynku pieniędzy”.
MTV.
Co więc, z kablowym kanałem, który stawia siebie w pozycji championa dzisiejszych nastolatków i tych przed wiekiem nastoletnim – championa ich muzyki, ich buntowniczego wolnego ducha, ich szczerego, zawsze zmiennego wyobrażenia tego, co jest „cool”? Czymkolwiek innym mogłoby być MTV, w końcu interesuje się dzieciakami, prawda? Tak, z pewnością, interesują się, ale w taki sam sposób jak lew gazelą. Wszystko w MTV jest komercyjne – wyjaśnia McChasney. – To wszystko czym jest MTV. Czasami jest to wyraźna, reklama opłacana przez firmę, która chce sprzedać swój produkt. Czasami będzie to wideo dla firmy muzycznej, która sprzedaję muzykę. Czasami będzie to set wypełniony ciuchami trendy i tym, co może sprzedać taki wygląd, do którego potrzebne są produkty z tego seta. Będzie to też czasami show na temat jakiegoś filmu, który ma dopiero wejść, opłacony przez filmowe studio, choć ty nie wiesz o tym, aby zrobić rozgłos temu, co wychodzi z Hollywood. Wszystko tu jest programem informacyjnym, nie ma nie-komercyjnych części MTV”.
Rushkoff ilustruje działanie tej maszyny korzystając z przykładu Sprite. To, co kiedyś było borykającym się z problemami producentem drugorzędnego napoju zostało wyciągnięte przez wspaniałe marketingowe formy działania jak: podpisywanie się pod głównymi hip-hopowymi wydarzeniami i ustawianie się w pozycji tego cool napoju dla bezmiernego rynku pokolenia MTV. Łącząc Sprite, MTV, muzyków rap i innych uczestników promocji, Rushkoff przedstawia nam zakulisowa grę: „Sprite wynajmuje Roseland Ballroom, płaci dzieciakom po 50 dolców, aby ją zapełniły i wyglądały cool. Artyści rap, którzy koncertują dla tej opłaconej publiczności, otrzymują bezpośrednie wejście w programie MTV, 'Direct Effects’, którego Sprite jest sponsorem. MTV pożera tanią produkcję, promując muzykę firm płytowych, które reklamują ich kanał i wszyscy są szczęśliwi”.
Cóż więc, powiadasz? Co w tym złego? Czy MTV i rapersi, i producenci ciuchów i inni nie dają dzieciakom tego, co one chcą? Właśnie to mówią, ale to nie jest to, co robią.
W rzeczywistości te firmy tworzą nowe, niższe i co bardziej szokujące – to jest słowo kluczowe szokujące – kampanie reklamowe, udające szczery, autentyczny wyraz młodzieżowych poszukiwań swej tożsamości i przynależności, wyłącznie w jednym celu osiągania finansowych korzyści z amerykańskich dzieci. Mają oni swoje grupy, na których się skupiają, do których wysyłają „kulturowych szpiegów” (których nazywają „korespondentami”), którzy udają przyjaciół i ludzi troszczących się o nastolatków, aby ich sondować – co lubią, czego nie, co jest na topie, a co nie, co jest cool, a co już nie. Angażują się w „brzęczący marketing” (gdzie ukryty agent przebrany za „jednego z tłumu” mówi o nowym produkcie). Wynajmują naganiaczy, którzy wchodzą z młodzieżą w relacje przez internetowe czaty, oraz „ulicznych szpicli” (wędrujące grupy, które głośno publicznie omawiają zespół czy jakiś produkt, aby wzbudzić zainteresowanie). Uruchamiają całą maszynerię współczesnych badań rynkowych i psychologii konsumenta, aby dotrzeć do tej złotej żyły – wyprzedzić następne, zawsze bardziej dziwaczne i bardziej szokujące wcielenie tego co „cool.” Samo to byłoby wystarczająco złe – gdyby korporacyjna Ameryka po prostu postępowała za i handlowała tymi najbardziej podstawowymi instynktami zmieszanych, niedoglądanych nastolatków. Lecz oni nie idą za tym, oni prowadzą – ku dołowi.
Eksponaty A i B: „mook” oraz „midriff,” dwa stworzenia tego korporacyjnego konsorcjum nastawionego na młodzieżowy rynek. „mook” to marketingowa karykatura dzikiego, niemoralnego, żyjącego bez zahamowań seksualnego maniaka.
„Weźmy Howrad’a Stern, – mówi Rushkoff, – być może pierwotnego i ciągle pierwszego króla mooków. Spójrzmy w jaki sposób Viacom wynosi go na wszystkich swoich posiadłościach. Jest sprzedawany przez 50 radiowych stacji Viacom’s Infinity. Jego cotygodniowy show telewizyjny jest nadawany przez Viacom’s CBS. Jego bestsellerowa autobiografia została wydana przez Viacom’s Simon and Shuster, po czym ożywiona w filmie wyprodukowanym przez Viacom’s Paramount Pictures, zarabiając 40 mln dolarów na miejscu i wiele milionów więcej na sprzedaży wideo na Viacom’s Blockbuster video”.
Dodaje: „Mook nie występuje w naturze. Jest to stworzenie wymyślone na potrzeby spieniężenia sterowanego testosteronem szaleństwa dorosłych. Łapie ich poniżej pasa, po czym sięga do ich portfeli”. Ogromna części programów MTV prezentuje i reklamuje tego „mook’a” w amerykańskich chłopcach. Na przykład, głównym miejscem spotkania jest profesjonalny wrestling – program telewizyjny o największej dziś oglądalności wśród dorosłych amerykańskich chłopców.
OK, a co z „midriff”? Dziewczęta, mówi Rushkoff, „zostały ściągnięte tu na dół wraz z chłopcami. Maszyna medialna wypluła drugą karykaturę. . . midriff nie jest bardziej prawdziwa niż mook („midriff” – oznacza też w j.ang. część ciała między piersiami, a talią – przyp. tłum.) . O ile on utknął w wieku dojrzewania, to ona jest przedwcześnie dojrzała; on nie dba o to, co ludzie myślą o nim, ona jest pochłonięta swym wyglądem. Jeśli do niego należy szorstkość, do niej – seks. Midriff jest w rzeczywistości zbieraniną tych samych, starych seksualnych stereotypów, lecz przepakowanych w nowe kobiece możliwości. 'Ja jestem madriff, słuchaj jak wrzeszczę. Ja jestem seksualnym obiektem, lecz jestem dumna z tego'”.
Jaki jest więc cel tych zdeprawowanych modeli dla amerykańskiej przyszłości, wykrojony z marketingowych badań, skompilowany przez wynajętych przez korporacje „kulturowych szpiegów”, których zadaniem jest rozpoznanie, jaki następny krok w dół – następna szokująca fala przebrana w autentyczny „cool” – prawdopodobnie będzie do zrobienia dla pokolenia MTV? Dlaczego? Żeby sprzedawać dzieciakom jeszcze więcej, oczywiście.
„Gdy korporacyjny zysk zależy od tego, aby być z przodu, przed zakrętem, musisz słuchać, musisz dokładnie wiedzieć, czego oni chcą i dokładnie, co oni myślą, abyś mógł dać im to, co chcesz, aby wzięli” – wyjaśnia Crispin-Miller z nowojorskiego uniwersytetu. I dodaje: „Maszyneria MTV nie słucha młodych ludzi po to, aby dać im szczęście. . . MTV tak się dostraja, aby wyobrazić sobie, jak podać to, co Viacom ma do sprzedania”.
Jak więc kierują dzieciakami, aby ich przywiązać – odcisnąć im ślad – przy pomocy następnego kierunku muzyki, ciuchów, stylu życia, tych wyborów, które oni powinni kupić?
„Angażuje się dzieci do udziału w seksualnej rywalizacji na scenie lub kamery MTV podążają za nimi w ciągu tygodnia ich rozpusty” – mówi Rushkoff. „Oczywiście, niektóre z nich zawsze zachowywały się w sposób szalony, lecz nigdy te wybryki nie były tak celebrowane w TV. Więc, oczywiście, dzieci traktują to jako wskazówkę, jak tutaj na wybrzeżu Panama Beach, na Florydzie, gdzie uczniowie szkół średnich zachowują się w publicznych miejscach tak, jakby byli na scenie MTV. Kto kogo tutaj naśladuje? Życie w realu i w MTV zaczynają się zacierać. Czy rzeczywiście media odzwierciedlają świat dzieci, czy też jakiś inny? Coraz trudniej jest zrozumieć odpowiedź”.
Prawdziwie diabelska część modus operandi speców od ryku pojawia się, gdy Rushkoff pokazuje swoją własną epifanię:
Nigdy nie zapomnę tego momentu, gdy 13 letnia Barbara i jej przyjaciółki zauważyły naszą grupę w czasie między ich próbami. Wydawało się, że tańczą dla nas, dla naszych kamer, jakby sprzedawały z powrotem nam, mediom, to, co my sprzedaliśmy im.
Wtedy mnie to uderzyło: jest to gigantyczne sprzężenie zwrotne. Media obserwują dzieciaki, po czym sprzedają im obraz ich samych. Wtedy dzieci oglądają te obrazy i aspirują do tego, aby być mook’iem czy midriff’ą w TV. A media są tu na miejscu, aby ich obserwować jak to robią, aby wyszykować dla nich nowy obraz i tak dalej.
Czy jest jakiś sposób na przerwanie tego sprzężenia zwrotnego – pyta Rushkoff. Wyłącznie w umysłach dzieci, ujawnia, zauważając, że „cool” – szukająca młodzież, która stale sięga w dól do nowych, bardziej lubieżnych, bardziej skandalicznych środków wyrazu – jest to coś, wszystko, tak długo dopóki nie zostanie to wykorzystane i zdarte przez korporacyjny świat.
Powiedziawszy to, Rushkoff puszcza taśmę z nagraniem wielkiej, demonicznie wyglądającej grupy młodzieży z wymalowanymi twarzami, szantującej i wykrzykującej sprośności w centrum Detroit w noc Halloween i wyjaśnia:
Kilka tysięcy, przeważnie białych młodych mężczyzn zebrało się, aby wysłuchać koncertu ich ulubionego, lokalnego zespołu: Insane Clowne Posse (Oddział Szalonych Klaunów). ICP pomógł w tworzeniu nowego stylu muzycznego zwanego rap metal lub rage rock, który stworzył zamieszanie w całym kraju swymi szokującymi tekstami i wyszydzaniem kobiet i gejów . . Rockowa muzyka zawsze była kanałem buntu, lecz do tej pory była kierowana przeciwko rodzicom, nauczycielom czy rządowi, dziś jest kierowana przeciwko przebiegłej komercji, samemu MTV. Fani czuli się lojalni wobec tego zespołu i jego muzyki, ponieważ przeżywali ją jako swoja własną. Nie została ona poddana żadnej obróbce przez korporacje, przetrawiona do popularnej kultury i sprzedana z powrotem im w markecie.
Członkowie zespołu Insane Clown Posse wyjaśniają popularność zespołu: „Wszyscy, którzy lubią nasza muzykę czują super łączność. To dlatego oni wszyscy tu są, czują się tak bardzo złączeni z tym, ponieważ to jest – jest wyłącznie ich. Widzisz, gdy coś jest w radiu, jest dla wszystkich, wiesz o co mi chodzi? To jest piosenka wszystkich. 'O, to moja piosenka’. To nie jest twoja piosenka, ona jest z radia. Należy do wszystkich. Lecz posłuchaj ICP, czujesz się tak, jakbyś był jedynym, który wie o tym”.
„To są skrajności – mówi Rushkoff. – na które nastolatki pójdą, aby upewnić się co do autentyczności ich własnej sceny. Jest to frontowa linia oporu kultury nastolatków: stań się tak nieokrzesany, tak nie do przyjęcia, złam tak wiele zasad, abyś stał się niestrawny”. (Aby dopełnić wrażenie, w tle Isane Clowne Posse rapuje: „Dziwka, hej, jest twoja. Hej, twoja jest dziwka, Chodź!” i inne budujące teksty.)
Wtedy pojawia się zdrada: „Marszandzi Cool” pokazują jak Insane Claoun Posse i inne „autentyczne” grupy – nietknięte przez komercję – są w końcu wykupywane przez marketingową „maszynę”, pakowne i sprzedawana z powrotem na młodzieżowy rynek. Oczywiście, gdy ta szokująca wartość zużyje się, a szata „cool” – nietknięta i nie zepsuta przez korporacyjna Amerykę – przesuwa się dalej w dół do następnego, jeszcze bardziej skandalicznego poziomu deprawacji – MTV, Viacom i inne korporacyjne giganty są już tutaj obecne, aby spakować to i sprzedać ponownie naszym dzieciom.
A, i nie próbuj nawet mówić swoim dzieciom o tej całej diabelskiej grze. Widzisz, jak mawia Crispin-Miller, „to oficjalna część punktu widzenia świata rockowych klipów, to oficjalna część punktu widzenia świata reklam, że twoi rodzice to sk…, nauczyciele to frajerzy, przedstawiciele władzy są śmieszni, i tak naprawdę nikt nie jest w stanie zrozumieć dzieciaków oprócz korporacyjnych sponsorów”.
OK, czy to tak jest? Amerykańskie nastolatki znajdują się w uchwycie zgubnych kampanii marketingowych prowadzonych przez wielkie, chciwe, nietroskliwe korporacje? – z nadzieją, że dzieci wyrosną z tego i staną się normalne kiedyś? Koniec historii?
Nie całkiem. Bądź pewien, miliony młodych ludzi pochwyconych przez destrukcyjny lecz korporacyjny aspekt sprawy to tylko ta widoczna strona. Spoza korporacyjnych manipulacji i młodzieży związanej swymi egoistycznymi i haniebnymi wpływami czyha następna, znacznie bardziej budząca grozę i całkowicie perwersyjna „kampania marketingowa” – wrogi wymiar, w którym nie ma żadnej troski o dobro innych i która jest zaprogramowana, aby pochłonąć wszystko na swojej drodze, od najwyższego do najniższego.
To „coś”, co ujawnimy w drugiej części, jest literalnie wycelowane w degradację tej młodzieży tak totalnie, że niewiele nadziei pozostaje dla następnego pokolenia Amerykanów.
Część druga TUTAJ