Kadafi nie żyje i co z tego?


Raymond Ibrahim
Pajamas Media
22 października  2011

http://www.raymondibrahim.com/10572/gaddafi-dead-so-what

Jakże krótkowzroczny jest patrzenie zachodnich mediów i zastępu „ekspertów” na tak zwaną „arabską wiosnę”. Jest to krótkowzroczność, która szerzy się jak nowotwór na ciele społeczeństwa.

Zastanówmy się na kryzysem libijskim. Zazwyczaj pełne skupienie uwagi spoczywa na przywódcy, teraz już martwym Kadafim, któremu może być przypisana cała wina, podczas gdy egzystencjalistyczny  słoń nadal ma się dobrze, gdy tymczasem  rzeczywista przyczyna stojąca za tymi wszystkimi powstaniami – duch tego wieku – w ogóle nie jest wymieniana.

Mubarak i Kadafi: Twórcy uciskanych społeczeństw czy produkty społeczności skłonnych do ucisku?

Tak więc kolejny arabski dyktator został wyeliminowany,  gadające głowy brzęczą. Ci, których wiedza ograniczona jest wyłącznie do ich własnych doświadczeń, naiwnie krzyczą „demokracja”  (pomimo tego, że ci, którzy zarżnęli Kadafiego, krzyczeli „Allah Akbar!”). Inni ostrożnie wysuwają szablonowe zastrzeżenia w swoich analizach, które w przeciwnym wypadku byłyby zaściankowe.

Tak czy inaczej, wielu interpretujących wydarzenia w Libii, rzutują swoje własne wartości i uwagi tego co prawe a co nieprawe, co dobre a co złe – w przeważającej części przedstawiając arabskie powstania jako pozytywne znaki demokracji – demonstrując w ten sposób ponownie swoją niezdolność od pojmowania całkowicie odrębnej cywilizacji islamu, a co dopiero Closing of the Muslim Mind (Zamknięcia muzułmańskiego umysłu).

Przypomina mi się szczególnie stosowna tutaj obserwacja filozofa Arthura Schopenhauera:

Odkrywaniu prawdy najskuteczniej zapobiegają nie tyle pozory, które wprowadzają w błąd, ani bezpośrednia słabość umiejętności myślenia, lecz z góry przyjęte opinie, uprzedzenia [w tym przypadku, zachodnie przekonanie, że ci ludzie chcą świeckiej, liberalnej demokracji], które jako pseudo a priori stoją na drodze prawdy i są podobne do przeciwnego wiatru, który oddala statek od brzegu, tak że statek i ster [rzeczywistość i ci, którzy ją prezentują] pracują na próżno”.

Rzeczywiście, w XIXw. Niemcy tacy jak Hegel, rozumieli to, że światowe wydarzenia nie były nierozerwalnie związane z poszczególnymi przywódcami, lecz były wynikiem Zeitgeist, zdefiniowanego jako: „Duch czasu, smak i wygląd zewnętrzny cech okresu i pokolenia,.. duch, postawa, ogólny wygląd specyficznego czasu czy okresu,… ogólna atmosfera miejsca czy sytuacji oraz skutek jaki wywiera na ludzi”.

Weźmy pod uwagę sąsiada Libii, Egipt, tak jak opisany został w książce z 2009 roku pt.: Inside Egypt.

Skądinąd przewidującym argumentom, że rewolucja wisiała na włosku, autor nadał ciasne patrzenie, ignorując „ducha czasu”. Moja recenzja tej książki, napisana jeszcze przed egipską rewolucją, jest dziś szczególnie aktualna:

„Niestety istnieje taka tendencja do krótkowzrocznego patrzenia jakoby niemal każdy problem Egiptu był wynikiem ubocznym prezydentury zaczętej przez Hosni Mubaraka w 1981 roku i w ocenie Bradley’a [autora]  „najbardziej ze wszystkich zepsutego przestępcy”. Nawet to, co można by

przypisać czasowi czy przypadkowi – od stanu Egipskiego Beduina, który od stuleci prowadził taki sam rozpaczliwy styl życia do radykalizacji muzułmanów światowy fenomen – są poniekąd możliwe do przypisania Mubarakowi… Tak naprawdę jest to główny problem tej książki.  Bradley jest przekonany, że, gdyby była po temu okazja to przez usunięcie Mubaraka Egipcjanie stworzyliby liberalne, egalitarne i neutralne płciowo społeczeństwo… O ile jest przekonany o tym, że Egipt w tamtej postaci był produktem ubocznym istnienia Mubaraka, o tyle można zastanawić się czy to nie Mubarak jest produktem ubocznym Egiptu.

W rzeczywistości od chwili gdy kozioł ofiarny, Mubarak, został usunięty i po tym, gdy zachodnie media i politycy rozpływali się i witali „demokrację” Egipt był świadkiem najgorszej inspirowanej islamem przemocy – w szczególności ze strony samego państwa – przeciwko swoim nie muzułmańskim mniejszościom.

Jaka z tego płynie lekcja? Należy zrozumieć obszerną skalę wydarzeń, przestać skupiać się na jednostkach – czy to usuniętych arabskich dyktatorach (Tunesja: Ben Ali, Egipt: Mubarak, teraz Libia: Kadafi) czy zgładzonych przywódcach dżihadu (Osama bin Laden oraz inni bezimienni pyszniący się zabijaniem) – i zacząć się zajmować szczegółowo siłami, „duchem czasu”, w tym przypadku, islamem, który tworzy bin Ladenów nie mniej niż tyranicznych autokratów, którzy ich powstrzymują.

Takie podejście nie jest ograniczone do zrozumienia znaczenia “Arabskiej Wiosny”. Dla wielu z tych, którzy uważają, że amerykańskie problemy zaczynają się i kończą na Obamie, polecam uwadze logikę poniższego cytatu, przypisywanego czeskiej gazecie:

„Dla Ameryki Barack Obama nie jest niebezpieczeństwem, lecz obywatelstwo, które jest podatne na powierzenie takiemu niedoświadczonemu człowiekowi jak on prezydentury. Byłoby znacznie łatwiej ograniczyć i odwrócić głupoty Obamy, niż odbudować konieczny zdrowy rozsądek i dobry osąd zdeprawowanemu elektoratowi, który chce kogoś takiego na prezydenta. Problem jest znacznie głębszej natury i bardziej poważny niż pan Obama, który jest po prostu symptomem tego z czym Ameryka się boryka. Oskarżanie księcia głupców nie powinno zaślepić nikogo na ogromną konfederację głupców, którzy księcia z niego zrobili. Republika przetrwa Baracka Obamę, lecz mniej prawdopodobne jest to, że przetrwa tłum głupców, którzy zrobili z niego swojego prezydenta”.

W skrócie: poszczególni przywódcy nie doprowadzają społeczności do tego, czym one są, ci przywódcy są symptomami, refleksami, tychże odpowiednich społeczeństw.раскрутка

Click to rate this post!
[Total: 2 Average: 5]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.