8 marca 2017
Oryg.: TUTAJ
Stale i wciąż, i coraz więcej obserwuję w mediach, jak mnóstwo kościołów chwali się fajnym, nowymi, trendy inicjatywami, które właśnie zostały uruchomione. Widzę zdjęcia kawiarni przypominających Starbucks. Widzę światła przypominające Broadway. Czytuję chwytliwe tytuły kazań i widuję, jak ludzie wyświetlają w czasie kazań filmy.
Mój mąż zmarł w 14 lutego 2017 roku, po dwóch latach walki z rakiem.
(ostatnie nasze wspólne zdjęcie. Jest tak umęczony, a jednak zmusił się do uśmiechu)
Mówić o walce z rakiem jest niedopowiedzeniem. W ciągu pierwszego roku był hospitalizowany co miesiąc po dwa tygodnie, w sumie był 18 razy. Osiem razy odwożony karetką na oddział ratunkowy. Spędził setki godziny oddzielony od swej dwójki dzieci. W końcu chemia, która miała zniszczyć raka, spowodowała u niego paraliż. Przez ostatnie cztery miesiące swego życia był sparaliżowany i przykuty do łóżka.
Znosił nie kończące się cykle chemioterapii, ciągłe oddzielenie od dzieci. Raz był podłączony do chemioterapii przez 24 godziny. Stale słyszał od lekarzy coraz gorsze i gorsze wieści. Został sparaliżowany i nie mógł wyjść z łóżka. Nigdy, ani razu nie powiedział, jak bardzo cenił kawiarnię w kościele. Nigdy nie wspomniał, jak bardzo podobały mu się światła w świątyni. Nigdy nie powiedział mi, jak było cool, gdy stawiali na podwyższeniu kanapę. Nie pysznił się grafiką i rekwizytami. Mówił o Jezusie, cytował wersy z Pisma, przypominał mi kazania, których słuchaliśmy, a w środku nocy śpiewał pieśni chały i uwielbienia dla Boga, spędzał czas na modlitwie. Żadne strategia, której kościół używa, aby sprowadzić do siebie członków, nie pomoże ci w chwili burzy. Tylko Jezus.
(Syn trzyma rękę Mela w dniu, w którym musieliśmy go podłączyć do aparatury podtrzymującej życie.)
13 lutego stanęło przede mną najtrudniejsze zadanie: powiedzieć moim dzieciom, że ich tato więcej nie przeżyje, a następnego dnia, o 7:24 rano, lekarze ogłosili jego zgon. Leżąc w nocy obok moich dzieci i słuchając jak córka w niekontrolowany sposób szlocha, ponieważ tak bardzo tęskni za ojcem, nie myślę o tym, jak bardzo trendy jest mój kościół. Myślę o tym, że moje siła pochodzi wyłącznie od Boga.
Nie mam już przy sobie mojego najlepszego przyjaciela. Pomimo pociechy, jaką niesie mi świadomość, że jest w niebie, nie mogę porozmawiać z moim mężem. Nie mogę do niego wysłać SMSa, nie mogę podzielić się z nim swoimi frustracjami. Nie mogę złapać go za rękę, nie mogę przytulić, pocałować. Nie ma go tutaj.
Kiedy jadę do kościoła w tygodniu, nie myślę o tym, jak bardzo cieszy mnie to, że liderzy czytają książki o tym „jak sprawić, aby twój kościół wzrastał” i wybierają fajne cykle kazań. Myślę o tym, jak dramatycznie potrzebuję Jezusa.
Gdy patrzę na tych dwoje małych dzieci, które teraz muszą wzrastać bez swego wspaniałego taty u boku, nie myślę o tym, jakie to było wspaniałe, gdy kaznodzieja powiedział kazania nawiązując do filmu z Hollywood. Myślę o tym, jak bardzo potrzebuję Jezusa.
(Sporo czasu w dzień spędzają śmiejąc się i na zabawach, lecz w nocy pojawiają się łzy.)
Nie sądzę, aby liderzy kościoła, gdy zasiadają i dyskutują o tym, jak można dotrzeć ludzi, myśleli o wdowie. Nie wydaje mi się, aby myśleli o pacjencie chorym na raka. Gdy wchodzę przez główne drzwi, nie obchodzi mnie dekoracja kościoła. Nie idę tam po to, aby wąchać zapachy świeżo parzonej w foyer kawy. Nie chcę oglądać modnego pastora na platformie. Nie obchodzą mnie grafika i pomocnicze gadżety. Cierpię w sposób niemal nie do opisania. Dni są przepełnione pracą, a noce na uczeniu dzieci i opiece nad nimi. Nie dzielę już obowiązków z mężem, wszystko jest na mojej głowie, kiedy więc idę do kościoła, rozpaczliwie chcę słyszeć Słowo Boże.
Ponieważ są takie dni, gdy pędzę w pustce, a kawiarnia na foyer nie wypełnia mnie. Są dni, gdy ból jest tak strasznie brutalny, a koncertowe dekoracje nie dają uzdrowienia. Czasami łzy nie przestają płynąć i niepotrzebny mi jest kościół kreujący modę. Bywa, że zastanawiam się czy ten ból w ogóle kiedykolwiek się skończy i kanapa na platformie nie daje mi odpowiedzi.
(Zrobiłem to zdjęcie z uśmiechem, lecz prawda jest taka, że noce spędzam również płacząc.)
Światła, kawiarenki, odpowiednie przesłania, projekty graficzne i innego rodzaju gadżety są zupełnie drugorzędne i nie służą mi pomocą w najczarniejszym okresie mego życia.
Nie chcę w ten sposób krytykować kościołów, które mają kawiarnie, miłe oświetlenie i chwytne tytuły kazań, niemniej, we wszystkim co się robi, musimy być pewni, że Jezus jest w samym centrum. Jest to również przypomnienie o tym, że w zgromadzeniu siedzą ludzie cierpiący, tacy, których małżeństwa się rozpadają, których finanse sypią się, ludzie, których dzieci buntują się i tacy jak ja, którym mąż odszedł po brutalnej walce z rakiem. Na tych ludziach nie robią żadnego wrażenia sceniczne światła. Kompletnie nie dociera do nich zapachem kawy; oni nie potrzebują, by ich napompować czy naszprycować. Potrzebują rozpaczliwie Jezusa. W zasadzie to mogą oni się wyłączyć z powodu tego wszystkiego, co uważają za sztuczki, służące spędzeniu ludzi do kościoła.
Przewijam swoje media socjalne i widzę kościoły wstawiające zdjęcia kawiarni, koncertowych dekoracji, plastyki, fajnych cyklów kazań, a to nie przemawia do mnie. Chcę widzieć jak Jezus zmienił ludzkie życie. Chcę widzieć moc modlitwy. Chcę widzieć, jak Słowo Boże można stosować w osobistym życiu. Chcę widzieć, jak złamane serca są odbudowywane. Zamiast oglądać zdjęcia kawiarni, wolałabym widzieć świadectwa mocy Bożej.
(Nie chodzę już na takie randki.)
Kościołowi nie potrzeba więcej kawiarni, nie potrzebne są sceniczne oświetlania, koncerty, nowoczesne aranżacje wnętrz. Na nic kanapy na scenie.
Pokażcie ludziom miłość Bożą w praktycznym działaniu. Zademonstrujcie to, jak Bóg pomaga ludziom w czasie ich najczarniejszych burz.
Liderzy, pamiętajcie o tym, że nie próbujecie docierać tylko do najmodniejszych i najfajniejszych. Docieracie do wdów, docieracie do dzieci pozbawionych rodzica, do tych, którzy zmagają się z chorobą, do tych, którzy przechodzą przez rozwód. Sięgacie do biznesmenów, którym wydaje się, że mają wszystko, czego im potrzeba, do cierpiących, a jedyne czego oni potrzebują to Jezus.
A tutaj link do mojej strony na FB, gdzie pisałam o walce mego męża z rakiem.
https://www.facebook.com/prayersformelchor/
Błogosławię cię i raduje się serce moje, że napisałaś to wszystko abyśmy się upamiętali.
Flp 2,1-5 (NPD)
Jeśli więc chcielibyście w jakiś sposób wesprzeć mnie w Chrystusie, pocieszyć jakimś dowodem miłości, podkreślić duchową wspólnotę czy okazać mi swoją serdeczność lub współczucie, to dopełnijcie mojej radości, pokazując, że jesteście jednomyślni, że w miłości troszczycie się wzajemnie o siebie, i że trwacie w duchowej jedności. Unikajcie niezdrowego współzawodnictwa i zabiegania o próżną chwałę. Zamiast tego traktujcie jedni drugich jako ważniejszych od siebie. Dbajcie o dobro braci bardziej niż o swoje! Pielęgnujcie w sobie taki sposób myślenia, jakim był przesiąknięty Chrystus Jezus.
A czego potrzeba tej kobiecie? Boga i Jego Słowa. Pięknego, dobrego i życiodajnego. Ona wie co dobre, co najlepsze, co podnosi nędzarza z prochu ziemi i stawia wyyysoookoo…. Niech Słowo Boże będzie pochodnią nogom twoim (i moim)
i światłością ścieżkom twoim (i moim). Psalm 119.105.
Owce Jezusa Słowa Jego słuchają i idą za NIM. Za obcym nie pójdą, ale uciekną od Niego.
To dlatego coraz więcej owieczek nie odnajduje się w kościołach z 'liderami’ i 'pastorami’, z wymyślonymi w/w 'sztuczkami’ i przenoszą się do domów, gdzie kościół Jezusa miał swój początek, więc może mieć i koniec. Kościół to nie liczby ale serca oddane … Bóg dobrze wie kto jest prawdziwie Jego. Gdzie dwóch lub trzech …
Pozdrawiam Wszystkich, jesteście ukochańcami. Godni miłości.
Niech błogosławieństwo dobrego Boga spłynie na Ciebie obficie. Teraz 🙂
Gdy już umilknie wszelka krytyka, dokąd pójdzie kościół w niczym nie napominany?
Czy rzeczywiście o to chodzi?? Po co więc biblijna zachęta do tego, abyśmy „napominali się każdego dnia”?
Gdzieś przeczytałem ostatnio, że: „Największą krytyką naszego kościoła jest to, że go nie wolno krytykować”.
🙁
najlepiej gdy każdy krytyk zajmiesie samym sobą, Hospicja czekaja na niego
Wdowa i ewangelistka
Tylko czy „liderzy” i innej maści „pastorzy” usłyszą to wołanie..ten krzyk wdów i sierot??
Czy ważniejsza dla „kościółków” będzie „wizja” i wpływ ” na narody” i bycie pępkiem woli bożej dla innych?
Czy wreszcie opamiętają się ci „prorocy na wiatr” i bełkoczący coś kaznodzieje i zwrócą się do sedna Ewangelii/Dobrej Nowiny?
Ta kobieta mówi, ze nie krytykuje kościołów..bo tak pewnie przez grzeczność wyuczoną mowi.
Ale w tym jej krzyku słychać ból, że te tzw kościoły zajmują się durnymi wystrojami, koncertami uwielbienia (ciekawe czego?) ..przegadanymi konferencjami i poradami, jak zwiększać liczebność w kościele!
Oj.. Będzie sie działo..i już się dzieje.Pan Bóg trzęsie tymi królestwami denominacji, królestwami pastorów i apostołów..samozwańczych przewodników, którzy w nosie mają zwykłe ludzkie sprawy..którzy w ogóle nie pomagają biednym, słabym, samotnym..
Pan Jezus Chrystus nie zostawiał suchej nitki na obłudnikach!