PROGRAMY I
Andrew Strom
WIĘCEJ PROGRAMÓW
Fakt, że dzisiejszy kościół kręci się przeważnie wokół CZŁOWIEKA, a nie wokół Boga, jest oczywisty dla wielu, którzy obserwują jak on funkcjonuje z dnia na dzień. Smutne jest to, że gdy Duch Święty nie porusza się w poważniejszy sposób, człowiek zawsze jest gotowy i chętny do wystąpienia na przód i „pomagania Bogu”, biorąc na siebie prowadzenie kościoła. Ludzie zawsze są przepełnieni „dobrymi pomysłami” na rozwinięcie pracy.
Wiele z tej działalności może być wytłumaczona jako „dobra” działalność, oczywiście. Możemy znaleźć tysiące powodów, dla których powinniśmy dodawać nowe programy, działalności i spotkania i utrzymywanie chrześcijan nieustannie zajętych, zagonionych i zapracowanych kościelnymi sprawami.
Lecz smutnym faktem jest to, że często rzeczy naprawdę ważne są lekceważone – jako spotkania modlitewne – gdzie rzeczywiście możemy wejść w kontakt z BOGIEM, zamiast biegać w kółko ‘ROBIĄC COŚ, ROBIĄC COŚ, ROBIĄC COŚ”Lecz, co dziwne, wejście w kontakt z Bogiem nie jest bardzo wysoko na liście działań dzisiaj. Zamiast tego często wydaje się, że jest to ‘budowanie NASZEGO kościoła’ – i wszelka działalność z tym związana. Żądzą ludzkie pomysły a Boży głos został wypchnięty przez zabieganie i auto-promocję.
Kiedy gromadziłem w zeszłym roku e-maile do mojej książki na ten temat pt.: „Chrześcijanie bez kościoła” zauważyłem, że jedną z głównych przyczyn powodujących opuszczanie przez tych ludzi kościołów było to, że przesycenie ‘aktywnością’ a BRAK BOGA. Oni po prostu nie mogli żyć w tej wszechogarniającej „mentalności programów” w kościele – to po prostu śmierdzi CZŁOWIEKIEM.
Znaczące jest również to, że wielu z tych „poza kościelnych” ludzi było jakiegoś rodzaju liderami w kościele. Często latami byli bardzo aktywni. Widzieli całą tą rzecz od środka i chcieli wyjść. Dość CZŁOWIEKA. Chcieli więcej Boga.
Jaki był ten Pierwszy Kościół w tej dziedzinie? W jakie programy i działalności byli zaangażowani?
Po pierwsze musimy zdać sobie sprawę z tego, że Pierwszy Kościół to byli ludzie, którzy prawdziwie kochali Boga. Duch Święty był zaangażowany w kościele – nie człowiek. (Co nie znaczy, że nie było liderów. Byli ludzie z wielkim duchowym autorytetem, namaszczeni przez Boga do prowadzenie kościoła. Lecz byli nieustannie wrażliwi na Ducha Świętego w każdej decyzji jaką podejmowali). Było to kościół PROWADZONY PRZEZ BOGA, a nie człowieka. Było to kościół żyjący w środku wielkiego wylania Ducha Świętego. Jaka to różnica!
Poza wspólnymi spotkaniami na otwartym powietrzu i po domach, odkrywamy, że jedynym „realnym” programem jaki miał kościół w Jerozolimie wydaje się być karmienie biednych. Wyznaczyli siedmiu „diakonów” (co literalnie znaczy „sług”), którzy byli „pełni wiary i Ducha Świętego” – i zaangażował ich w karmienie i ubieranie wdów i sierot w regularny i systematyczny sposób. I to wszystko. To był ich jedyny faktyczny „program”.
Nie mówię tutaj, że jest to jedyny prawnie program jaki możemy uruchomić, lecz istotą jest to, że wszystko, o czym decydujemy musi być ZARZĄDZANE PRZEZ DUCHA ŚWIĘTEGO – a nie następną ludzką „światłą ideę”.
Wierzę również, że podobnie jak w Dziejach, większość programów dziś powinna być skierowana na docieranie do biednych i tych w potrzebie (wdowy, więźniowie itd.) Wyraźnie jest to najwyższej wagi w sercu Boga. Lecz nawet wówczas, musimy być wrażliwi na Boże prowadzenie.
Niektórzy ludzi poszli znowu za daleko w tej sprawie, mówiąc, że wszystko, co jest “zorganizowane jest całkowicie złe. Mówią, że literalnie wszystko powinno być robione przez Niego Samego, a ludzie powinni tylko „czekać” na Niego, aż to zrobi. Oczywiście, nie mogę się z tym zgodzić. To nie zgadza się wcale z Księgą Dziejów. Bóg zawsze używał LUDZKICH ISTOT do głoszenia, nauczania, uzdrawiania chorych, prowadzenie zgromadzeń i spotkań modlitewnych, usługiwania biednym itd. Widzimy to w Dziejach. Gdyby to ANIOŁOWIE, mieli robić to z pewnością robili by to oni, lecz Bóg dał wszystkie te zadania ludziom! I większość tych rzeczy wymaga co najmniej jakiegoś „zorganizowania”.
Bardzo wyraźnie widać, że oni nie czekali na jakieś „objawienie od Boga”, który powie im, aby się spotykali ze sobą każdego dnia. Po prostu kochali Boga i siebie nawzajem – zbierali się więc razem w domach codziennie – prawdopodobnie w określonym czasie. Jest też oczywiste, że był też prawdopodobnie „wyznaczony czas”, gdy apostołowie usługiwali na otwartym powietrzu w Przysionku Salomonowym każdego dnia. Nie ma absolutnie żadnej sugestii, że czekali na jakąś anielską wizytę czy piorun z jasnego nieba zanim się zebrali. Po prostu było to naturalną rzeczą, aby to zrobić. Równie naturalne było wspólne modlenie się i karmienie wdów. Jak powiedziałem, to wymagało pewnego stopnia „zorganizowania” (tzn. zaaranżowania czasu i miejsca spotkań itd.).
Wielu ludzi posunęło koncepcję “odpoczywania w Panu” zbyt daleko. Czy jesteś kimś, kto prawdziwie ODPOCZYWA w Nim? Wspaniale! Lecz, czy to teraz znaczy, że nie robisz zupełnie nic? Oczywiście, że nie!
Niektórzy stali się leniwi duchowo i utknęli na rutynie – po prostu dlatego, że źle zrozumieli „odpoczywanie w Panu”. Idź i czyń wszystko cokolwiek mówi ci Bóg – lecz tym razem w Duchu, a nie w cielesnej walce, jak to zwykle było do tej pory! To właśnie do tego uzdalnia cię „odpocznienie” – możesz być faktycznie bardzo zajęty, jak był Jezus, a jednak ciągle będziesz „odpoczywał w Panu”.
Strach przed „organizowaniem” czy „prowadzeniem” jest znany w historii, jako przeszkoda czy nawet przyczyna zniszczenia wielu przebudzeń. Walijskie przebudzenie zamarło w niecały JEDEN ROK po tym, gdy Even Roberts (mąż Boży namaszczony i powołany do prowadzenie przebudzenia), faktycznie SCHOWAŁ SIĘ, ponieważ obawiał być dłużej liderem (został przekonany, że mogłoby to znaczyć okradanie Boga z chwały). Lecz w rzeczywistości było to NIEPOSŁUSZEŃSTWO, ponieważ Bóg wzbudził go, aby prowadził i miał on do wykonania pracę. Najbardziej „pokorną” rzeczą jaką możemy robić to, po prostu, robić WSZYSTKO cokolwiek Bóg mówi. Jeśli jesteśmy powołani do prowadzenia to jest nieszczęściem jeśli wycofamy się z tego. Czas przebudzenia to zawsze okres, w którym przywództwo jest w najwyższej cenie i Bóg przeszukuje ziemię za tymi, którzy chcą zapłacić cenę i odpowiedzieć na Jego wołanie.
Podobna postawa do Evana Robertsa przeważała na spotkaniach na Azusa Street – gdzie liderzy chowali się za modlitwą I pozwalali na to, by KAŻDY mówił z platformy.
Nie tylko chrześcijanie, lecz wszelkiego rodzaju szarlatani i zdemonizowane charaktery czasami mogli przemawiać i wywoływało to niekończące się problemy. Czasami trochę władzy jest właściwe – Bóg wzbudza liderów z jakiegoś POWODU.
Nie może być wątpliwości co do tego, że przebudzenie Azusa zanikło przed czasem – znacznie z powodu właśnie takich błędów.
Liderzy przebudzeń napotykają na bardzo delikatną równowagę –jak utrzymać wszystko w torach nie będąc zbyt ciężkiej ręki. Jak dać Duchowi Świętemu wolne panowanie – lecz nie pozwolić, aby była zbyt wielka „swoboda”, przez którą diabeł może spowodować nieszczęście. Jest to trudna sztuka balansowania, która wymaga wrażliwości na Ducha Świętego i wielkiej mądrości. Wielu próbowało i zawiodła w ciągu stuleci. Lecz nie jest to niemożliwe.
Myślę, że bardzo ważnym faktem jest to, że dwa najdłużej trwające ruchy przebudzeniowe w historii były również NAJBARDZIEJ ZORGANIZOWANE. Zdecydowanie były to potężne ‘WYLANIA” Ducha Świętego, a jednak był również dobrze zorganizowy „Nowy bukłak”, który został przygotowany, aby nadać całej sprawie strukturę i długie życie. Mówię teraz o poruszeniu Bożym zwanym Przebudzeniem Wesley’a (tj. Wielkie Przebudzenie w Anglii), oraz początek Armii Zbawienia. W obu przypadkach te ruchy trwały w stanie „Przebudzenia” przez około 40 lat. Znacznie dłużej niż większość przebudzeń dotąd.
Jaki był główny klucz do sukcesu? Wierzę, że był to fakt, że oba te ruchy pozostawiły za sobą „stary bukłak” i ukształtowały całkowicie nowy – znacznie bardziej zbliżony do Księgi Dziejów. Nie usiłowały wcisnąć nowego ruchu w istniejące kościoły, lecz wykonały odważny (i kontrowersyjny) krok tworząc prawdziwie NOWY bukłak, stary pozostawiając za sobą.
Interesujące jest to, że oba te poruszenia był oparte na wychodzeniu na „ZEWNĄTRZ”. Prowadzili ogromne zgromadzenia na otwartym powietrzu – na zewnątrz tam, gdzie byli ludzie. Mieli również podobne spotkania dla nawróconych, wzbudzili „laickich kaznodziei” (dla kościoła ogromny horror). Modlili się bez ustanku i głosili ogniste przebudzeniowe kazania o pokucie i nowym narodzeniu (Pierwotnie Armia Zbawienia wzorowała wiele swego przesłania na kazaniach Finney’a). Były to jedne z najbardziej wspaniałych i długo trwających przebudzeń w historii. I nie zapominajmy – były również NAJBARDZIEJ ZORGANIZOWANE.
Nie bójmy się zatem przywództwa i organizacji, przyjaciele! Lecz niech zawsze będzie to przez prowadzenie Ducha Świętego. To programów i „dobrych pomysłów” ludzi musimy się tak naprawdę obawiać. Jest gdzieś zdrowa równowaga miedzy nimi, lecz wierzę, że prawdziwa równowaga może przyjść tylko wtedy, gdy naprawdę będziemy w stanie „przebudzenia”. Wtedy będziemy widzieć prawdziwe kierowanie Ducha Świętego.
Niech was wszystkich błogosławi Bóg
Wszystkiego najlepszego w Chrystusie
Andrew