Domyślnym staniem życia w tym świecie jest negatywizm. Jeśli, zamiast funkcjonować w rzeczywistości naszego wewnętrznego człowieka, żyjemy w oparciu o nasze zewnętrzne ego, sami sobie blokujemy dostępu do stanu umysłu, który jest pozytywnie nastawiony do życia. Wtedy, jako podstawowy poziom naszych życiowych oczekiwań przyjmujemy rozczarowanie, zranienie i odrzucenie, i zgodnie z tym ustawiamy nasz światopogląd.
Najgorsze jest to, że takie negatywne nastawienie umysłu jest zaraźliwe!
Wpływa to na sposób w jaki wyrażamy siebie, a ci, którzy są pozytywnie nastawieni wokół nas, słabną z powodu naszego negatywizmu. Jakżeby nie? Odpowiedzią na ich zachęcenie jest wzgarda? W ten sposób jesteśmy przyczyną negatywnego doświadczenia dla rówieśników, którzy rozczarowują się i infekcja się rozszerza. Stajemy się Koniem Trojańskim pośrodku oblężonego miasta, rozsiewającymi hordy oddziałów przeciwnika, których zadaniem jest inwazja i pokonanie broniących się ludzi.
Zrozumcie, nie ma w tym żadnego osądu, a raczej przygniatająca empatia, ponieważ taka postawa dominuje. Jest wszędzie. Stale i wciąż słychać jak się ją usprawiedliwia: „To jest całkowicie naturalne. Taki jest ten świat, w którym żyjemy”.
Nie, nie żyjemy w tym świecie. Jesteśmy nadnaturalnymi stworzeniami. Istnieje błogosławieństwo Królestwa, mamy żyć inaczej jest do dyspozycji nowa życiowa droga, którą należy podążać.
„Gdyż oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz ma moc burzenia warowni dla sprawy Bożej; nim też unicestwiamy złe zamysły i wszelką pychę, podnoszącą się przeciw poznaniu Boga, i zmuszamy wszelką myśl do poddania się w posłuszeństwo Chrystusowi…” (2Kor 10:4-5).
W Piśmie najbardziej wyraźnym przykładem tego jak światowy sposób ściągania nas ku negatywnemu, obezwładniającemu myśleniu znajdujemy w historii ludu izraelskiego i lat spędzonych przez nich na pustyni.
Przez ponad cztery stulecia dzieci Boże żyły poddane Egiptowi, znosząc przymusową pracę, niesprawiedliwe i karzące prawa stosowane wyłącznie po to, aby deprawować i ograniczać ich jako ludzi, aż do skrajności – drakońskie prawo ustanowione przeciw rasie – nakazu zabicia wszystkich męskich niemowląt.
W takich okolicznościach urodził się Mojżesz. Gdy Bóg posłał dorosłego już Mojżesza, aby uwolnił dzieci Izraela z Egipskiej niewoli, ludzie, którzy zostali z niej wyprowadzeni, nie byli tacy sami, jak ci, którzy w nią weszli. To doświadczenie zmieniło ich jako rasę i spowodowało, że stali się bojaźliwi i nie byli w stanie zaufać.
Bóg, pomimo tego, że oczekiwał od nich wierności Jemu, rozpoznał to u nich, ponieważ Bóg nie prosi nas o nic, czego nie możemy dać. Współczucie dla Jego upadłego ludu było ogromne, jak to zawsze jest. Widział negatywizm i bierność, które pokryły bliznami ich życie i objawił Siebie w taki sposób, który w każdym innym historycznym okresie budziłby zdumienie.
- Płonący krzak, który przekazał proroctwo o uwolnieniu.
- Straszliwe plagi, które miały udręczyć oprawców.
- Rozdzielenie Morza Czerwonego, aby zapewnić im ucieczkę, słup ognia i dymu, który ich miał prowadzić do Ziemi Obiecanej.
- Żywność, która spadała z nieba dla setek tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci oraz woda wytryskująca ze skał, aby zgasić ich pragnienie.
Ojciec dał Swemu ludowi wszystko, co tylko możliwe, aby pomóc im odbudować ich wiarę, również wiarę w siebie, w ich przyszłość zabezpieczoną w Nim, ich pośrednictwo i moc w tym świecie.
Jednak im to nie wystarczało. Negatywnie i poddańczo nastawiony umysł trzymał się ich głęboko. Pomimo tego, że zostali uwolnieni od egipskich panów, jak tylko przeciwności uderzyły, zaczęli wątpić w to czy mądre było porzucenie tamtego życia. W końcu w Egipcie mieli dach nad głowami i nie groziło im wszystkim wyginięcie na nieprzyjaznym terytorium.
W końcu Bóg nie dopuścił do tego, aby taka sytuacja trwała dalej. To pokolenie, które opuściło Egipt i nie zaufało Mu, że uwolni ich tak, jak obiecał. Ogłosił, że następne pokolenie weźmie Ziemię Obiecaną, tak więc lud izraelski wędrował po pustyni przez 40 lat, dopóki to złamane pokolenie całkowicie nie wymarło.
Gdy w naszym życiu pojawiają się takie okresy, że czujemy się jak w pułapce, całkowicie bezsilni to często powtarzanym refrenem jest modlitwa o uwolnienie z tej sytuacji, aby zdarzył się cud. Oczywiście, cuda zdarzają się. My, jako chrześcijanie, widzimy je każdego dnia. Samo życie jest cudem! Niestety, cuda nie dadzą nam wiary, która pomoże przetrwać w tym świecie. Musimy najpierw podnieść swój poziom myślenia na pozytywny, albo jak to było z izraelitami uciekającymi z Egiptu, żadne najbardziej zdumiewające dzieła Boże nie przekonają nas.
My, w Królestwie, jesteśmy w stanie zimnej wojny z negatywizmem, który wypływa z tego świata. Negatywizm znajduje drogę dostępu, zakwasza, zatruwa, łamie nas, po czym robi z nas swoje stworzenia: stajemy się Koniami Trojańskimi stojącymi w środku miasta i rozprzestrzeniającymi dalej ten proces penetracji, demoralizacji i poddaństwa. W Królestwie nie dziedziczy się negatywizmu. Twoja postawa i to, jak walczysz z przeciwnikiem, mówią ludziom wszystko o twoim prawdziwym duchowym stanie.
Tylko dlatego, że znajdujemy się pod oblężeniem, nie znaczy, że mamy upaść, bądź otworzyć bramy otaczającemu nas przeciwnikowi.
Najlepszą obroną jest atak i najwspanialszą reakcją na rozprzestrzeniający się negatywizm, którym świat rzuca w nas, jest niezachwiane odświeżanie sobie celu.
Jak to łatwo napisać o negatywizmie.
Zapewne jest to zaraza chrześcijaństwa.
Lecz potrzeba tu recepty, na zasiany już negatywizm a nie stwierdzenia faktu, że jest on „koniem trojańskim”
Żyjąc w świecie materializmu przyzwyczaja się nas do tego.że „Boże błogosławieństwo ” to ilość posiadanych dóbr cielesnych.
I niestety patrząc na goniących za nimi chrześcijan oraz efektów tej gonitwy dochodzimy do wniosku, że albo trzeba być „kościelną figurą(pastorem, ewangelistą, …..), albo robić to co świat, czyli „chapać całymi garściami” .
Bo jak wytłumaczyć prostemu chrześcijaninowi, że nie od ilości posiadania zależy nasz duchowy stan i bliskość Boga, gdy widzi „wielkich” swojego kościółka goniących za zaszczytami i majętnościami.
To jest przyczyna pojawiania się „konia trojańskiego”w chrześcijaństwie !!!
I powiem tu z całą stanowczością !!!
Bliżej dziś „kościołowi do świata niż do pierwszych chrześcijan opisanych w Dziejach Apostolskich.
Intratne posadki, dające status „duchowych przywódców- olbrzymów, nie widzących małości reszty ludzi chrześcijańskich w społecznościach.
Kiedy do „pasterza ” podchodzi „owca ” mająca problemy finansowe, ów „pasterz’ zabiera ją na bok mówiąc:
Będę się z Tobą modlił o Twój problem.
Po kilku wypowiedzianych w „powietrze” ( nie do Boga) słowach odsyła „owieczkę” do szarej rzeczywistości.
Jak był głodny, tak pozostał tylko z „modlitwą” !!!
To jest źródło wpuszczania do społeczności „konia trojańskiego”
„PASTERZOM” polecam Dzieje Apostolskie 2. 42- …….