Mnóstwo małych świątyniek – co to znaczy?
John Fenn
Opowiadam o rzeczywistości Chrystusa w nas, nadziei chwały. Co to znaczy, że Bóg przeniósł się z budynku świątynnego do wnętrza ludzkiej istoty i jak powinno to wpływać na nasze zachowania?
Zacznijmy od fundamentu, który wszyscy znamy. Po pierwsze: człowiek został stworzony na podobieństwo i obraz Boga. Po drugie: każdy jest unikalną, posiadającą wolną wolę istotą. Po trzecie: nie istnieje na świecie nikt dokładnie podobny do ciebie, nigdy nie było i nigdy nie będzie. Wiemy o tym, ponieważ staniemy przed Panem sam na sam, aby zdać sprawę ze swego życia. Nie ma nikogo drugiego, na kogo można by zrzucić winę; jesteśmy unikalni, indywidualni, mamy wolną wolę, i jesteśmy odpowiedzialni.
Ojciec ma takie sytuacje, z którymi tylko ty możesz się uporać
Ojciec jest Duchem, lecz stworzył fizyczny Wszechświat. Jak może poruszać się po Swoim fizycznym Wszechświecie, skoro jest (Świętym) Duchem? (Jn. 4:24). Rozwiązanie jest takie: stworzyć duchowe istoty, z którymi może być jedności ducha z Duchem, lecz umieścić ich ducha i duszę w fizycznym ciele. W ten sposób Bóg, który jest Duchem, może poruszać się i przejawiać Swoją obecność w Swym fizycznym świecie. (Pewnego dnia będziemy posiadać ciała zbudowane w niebiańskiego materiału i będziemy w stanie poruszać się bez wysiłku między Duchowym a fizycznymi światem.)
Ponieważ jesteś unikalny, stworzony przez Boga zgodnie z Jego wyobraźnią, znaczy to, że możesz przejawiać tą część Jego osobowości z którą cie stworzył. On chce manifestować (objawiać) Siebie w tym świecie przez tą część osobowości, którą w tobie umieścił!
Plan
Oznacza to, że każdy chrześcijanin ma w sobie pewną część Bożej osobowości/natury, która może być widziana tylko i wyłącznie w nim i przez niego. Jeden może powiedzieć: „Znam łaskę Bożą”, lecz gdy słyszymy świadectwa różnych ludzi, mówiących o tym, jak zostali zbawieni, widzimy dużo różnych powierzchni łaski, jakby wskazujących na serce, które jest klejnotem o licznych krawędziach i powierzchniach. Być może widziałeś już kiedyś diamenty, lecz czy przyglądałeś się temu, jak światło załamuje się i rozprasza na każdej z licznych jego powierzchni? Pozwala ci to zrozumieć, że światło za każdym razem świeci nieco inaczej, dając wgląd w budowę tego klejnotu. Podobnie jest z nami i z naszym Ojcem.
Wiedząc więc o sobie nawzajem to, że jesteśmy cudownym Bożym stworzeniem, manifestującym tylko jakąś Jego część, którą zostaliśmy z łaski obdarzeni – nie domagając się żadnej chwały, skoro nie mieliśmy niczego wspólnego ze stworzeniem siebie – jaki powinien być dla tych wszystkich małych świątyniek najwyższy i najlepszy sposób dostrzegania Boga w innych?
Świątynia czy świątynie?
W jaki sposób najlepiej rozwijać głębokie relacje jakich potrzebujemy, aby widzieć Chrystusa w sobie nawzajem?
Czy będzie to pójście do budynku świątynnego, aby zasiąść w ciszy z twarzami skierowanymi w jedną stronę, do przodu, gdzie ktoś tydzień w tydzień mówi do nas z punktu widzenia swojej własnej, unikalnej manifestacji osobowości Boga – a nikomu innemu nie wolno się dzielić tym, jakie Chrystus (będący) w nim mógł mieć spostrzeżenia czy co mógłby powiedzieć na temat omawianej sprawy?
Czy nie byłoby bardziej skutecznej, aby mniejsze grupy świątyń zbierały się w domach w taki sposób, aby każda osoba mogła podzielić się tym, co Chrystus (będący) w niej mógł zaobserwować na dany temat? Tak.
To dlatego Paweł poleca w 1 Liście do Koryntian 14:26: „Cóż tedy, bracia? („Bracia” to termin obejmujący mężczyzn i kobiety.) Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu”.
To jest właśnie główna przyczyna spotkań odbywających się w domach jako grup-oddanych-sobie-na-wzajem świątyń, budujących poczucie wspólnoty, rodziny, świadomie/celowo budujących się w Chrystusie w wzajemnych relacjach.
Lecz musicie chodzić w miłości,…
To wszystko brzmi zbyt elegancko, uporządkowanie i logicznie, nieprawdaż? Lecz wiara budowana w domach i na relacjach jest kłopotliwa, panowie. Nie jest przyjemna. Czasami jest nudna, doczesna i nie wygląda na nic duchowego. Nie w tym niczego, co łaskocze nasze zmysły, żadnego cielesnego chóru, podłogi w foyer za 2 miliony dolarów z włoskiego marmuru, żadnych drogich systemów nagłaśniających uzupełnionych ekranami wiszącymi nad głowami.
Siedzisz sobie u kogoś w pokoju gościnnym, jako gość w ich domu, podejmując ryzyko poznawania innych ludzi oraz tego, że inni poznają ciebie. W Liście do Galacjan czytamy, że gdy Piotr, Jakub i Jan poznali łaskę Bożą udzieloną Pawłowi i Barnabie, podali im rękę na dowód wspólnoty. Na tym właśnie polega spostrzeganie łaski Bożej w sobie nawzajem. Piotr, Jakub i Jan mieli powołanie do usługiwania wśród mesjańskich wierzących, podczas gdy Paweł i Barnaba usługiwali Grekom, Rzymianom i innym narodom. Mieli ze sobą niewiele wspólnego oprócz Jezusa.
Lecz właśnie ta wspólnota w Jezusie pozwoliła każdemu z nich powiedzieć: „Nie rozumiem twojego życia, lecz dostrzegam łaskę Bożą w tobie i mogę kochać tę łaskę, zatem kochać ciebie w tej łasce”. Jest to jedyny sposób, w jaki działa ‘kościół’ budowany na domach i relacjach.
Gdy wrzucisz do jednego pokoju ludzi z różnych społecznych i ekonomicznych środowisk, różniących się etnicznie, wiekiem, płcią oraz życiowymi historiami, musisz kochać łaskę Bożą i Jego dzieło ponad to, co nie jest wspólne czy atrakcyjne między wami, a to oznacza, że musicie wzrastać razem w coraz większe podobieństwo do Chrystusa.
Jest jednak jeszcze inna strona…
Domowy kościół to najbardziej spełniający sposób „prowadzenia kościoła”, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Nie chodzi tylko o to, że właśnie w taki sposób prowadzili kościół, którzy napisali i pierwsi czytali pisma od Mateusza do Objawienia Jana, lecz również o to, że te strony Nowego Testamentu są literalną instrukcją, objawiającą, że wszystko cokolwiek przechodzimy w domowym kościele obecnie, było przerabiane w kościele domowym, gdy Paweł, Piotr, Jakub, Jan i Juda przeżywali to i pisali o tym.
Jest to sposób na przeżycie życia, a nie coś, co się robi. Gdy zdajesz sobie sprawę z tego, że Chrystus mieszka w tobie, nabierasz ogromnej chęci usłyszenia tego, co On robi w innych świątyniach, relacje zaś budują się i wzmacniają, powodując, że każdy staje się bardziej podobny do Chrystusa.
Tak wielu zostało wychowanych w kościelnej kulturze, która tłumi dary wszystkich oprócz tych z mikrofonami, że mówienie o oddzieleniu się do miejsca, gdzie każdy może dzielić się przez Chrystusa żyjącego w nim, wydaje się anarchią. Lecz tak nie jest, taki jest boski porządek i jest on taki, że tamto opuścić, ponieważ nie jesteś w stanie tego ogarnąć umysłem, dopóki tego nie robisz.
W instytucjonalnym kościele działalność mierzy się obecnością, hojnością i wolontariatem. W kościele domowym mierzy się ją siłą relacji a jest to dla niektórych nowy i przerażający świat. Niemniej uczenie się ufania Chrystusowi mieszkającemu w innych jest wspaniałą podróżą wzrostu!
Następnym razem nowy temat.
Wiele błogosławieństw,
John Fenn