Debbye Turner
Osobiście nie mam zamiaru śpiewać bluesa o byciu singlem. Ty też nie powinieneś.
„Dlaczego jeszcze nie wyszłaś za mąż?” jest najczęściej zadawanym mi pytaniem w obecnym momencie mojego życia. Co myśli sobie człowiek, który mnie o to pyta? Czy tak naprawdę pyta „Wszystko z tobą w porządku?”. Z pewnością właśnie to ma na myśli! Mimo, że zwykle daję grzeczną odpowiedź, w stylu „Po prostu czekam na Boga”, ale tak naprawdę to chcę z całych sił zakrzyczeć „Prawdę mówiąc, nie wiem. Ale nie martwię się tym. Cieszę się tym, jak jest! A teraz daj mi spokój! „.
Bycie samemu to przede wszystkim nie choroba, którą należy leczyć ani choroba, której się trzeba pozbyć czy plaga zagrażająca tkance naszej kultury. Nie ma absolutnie nic złego w byciu singlem. Nie potrzebuję uwolnienia od bezżeństwa. Nie potrzebuję uzdrowienia z niego. Mam się dobrze. Jestem normalna, zdrowa i wartościowa.
Kiedy Dawid napisał: „Wysławiam Cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła Twoje” (Ps. 139:14), nie miał na myśli bycia w związku w doskonałej jedności z drugą osobą. Chodziło mu o to, że był fantastyczny, dokładnie taki, jakiego stworzył go Bóg.
Żeby nie było wątpliwości: Tak, chcę wyjść za mąż pewnego dnia. Tak, chcę mieć dzieci.
Tak, wiem, że mam 36 lat. Ale wiem też, że Bóg ma boski i niesamowity plan dla mojego życia. Zaczął dobrą pracę we mnie i będzie wierny w ukończeniu jej (Flp.1:6: „Mając tę pewność, że Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa”). W odpowiednim czasie On wskaże mi właściwą osobę i nie będę już sama. Jednak w międzyczasie – i chcę być tutaj bardzo jasno zrozumiana – jestem singlem. Nie jestem niekompletna ani ty nie jesteś!
Sam nie oznacza samotny
Nie masz bliskiego przyjaciela, żeby spędzić wspólnie czas, porozmawiać, zwierzyć się? Więc bądź przyjacielem dla kogoś. Zaproś tę osobę. Słuchaj jej. Albo zaangażuj się w kościele lub jako wolontariusz. Idź do kina, galerii sztuki, do teatru, na musical, do nowej restauracji. Znajdź przyjemne hobby lub podróżuj. Innymi słowy, ciesz się życiem!
Najprostszym sposobem dla szatana, aby przekonać cię, że jesteś niespełniona(y) to odizolować cię. Pozostać w „czterech ścianach własnego życia” to najszybsza droga do samotności, depresji i rozpaczy. Moja mama była z zawodu doradcą duchowym i sługą Ewangelii. Często ludzie prosili ją o modlitwę, słowa rady i zachęty. Nigdy nie zapomnę tych wielu kobiet, które siedziały w naszym salonie płacząc, błagając i żebrząc o męża. Jedna po drugiej mówiła: „Siostro Turner, proszę módl się do Boga, aby przysłał mi męża, ja poootrzeeeebuję męża”.
Moja matka zawsze mówiła im, żeby czekały na Boga, ufały Panu i robiły, co mają robić na ten czas. Potem się o nie modliła, a one, gdy ten „mąż Boży” się nie pojawiał, po jakimś czasie wracały prosząc o to samo, w ten sam desperacki sposób. Jako mała dziewczynka nie mogłam przebywać w salonie podczas tych sesji modlitewnych. Ale częściej byłam tam niż nie byłam, po prostu siedziałam przy drzwiach i słuchałam, co się tam dzieje.
Pamiętam, jak myślałam: Te kobiety są po prostu żałosne. Nie chcę kiedykolwiek taka być. Modliłam się wtedy: „Boże, pomóż mi zawsze cieszyć się Tobą. Nigdy mi nie pozwól myśleć, że muszę mieć męża, żeby być szczęśliwa.” I wiesz, Bóg uszanował modlitwę malej dziewczynki. I chociaż przeżyłam szkolną miłość, było kilka niezobowiązujących randek, to zawsze wiedziałam, że moja wartość jest w Chrystusie.
Wiedz, kim jesteś
To, z kim jestem nie ma nic wspólnego z tym, kim jestem. Miałam wielu przyjaciół, zarówno kobiet jak i mężczyzn. Gdy skończyłam 20 lat kształciłam się, dbałam o karierę i posługę. Kiedy wygrałam konkurs Miss Ameryka, moje życie nabrało tempa. Podróżowałam po całym kraju przemawiając, rozdając autografy, udzielając wywiadów telewizyjnych i spotykając niektórych z najbardziej ekscytujących ludzi tamtych czasów.
Po roku huraganu w moim życiu wróciłam do szkoły, zrobiłam doktorat z medycyny weterynaryjnej i rozpoczęłam karierę wykładając na temat motywacji i posługi chrześcijańskiej. To było coś wspaniałego! Kochałam Boga. Kochałam swoją pracę. Kochałam życie. Ale kiedy stuknęła mi 30-tka, ni stąd ni zowąd, moje jajniki stały się bardzo głośne. Tykanie mojego łona było ogłuszające. Mój zegar biologiczny miał wybić północ.
Pewnego dnia rozejrzałam się dookoła i uświadomiłam sobie, że większość moich przyjaciółek była już po ślubie (wiele się też rozwiodło), miały dzieci, domy, sportowe samochody i plany emerytalne. Pomyślałam sobie: Co się ze mną dzieje? Dlaczego nie jestem mężatką? (Nawet jeśli sama się nad tym nie zastanawiałam, to zastanawiała się większość moich znajomych i rodziny, zadając mi to pytanie). Zaczęłam mówić do Pana: „Ojcze, chcę wyjść za mąż”.
Pewnego roku wszyscy wydawali się być w związku, oprócz mnie. W miarę jak zbliżało się Święto Dziękczynienia, postanowiłam, że będę po prostu czekać i zobaczę, kto zaprosi mnie na kolację w tym dniu. Nie wiedziałam, że sama narażam się na wielkie rozczarowanie. Tygodnie mijały a mnie nikt nie zapraszał. Ani moje przyjaciółki/przyjaciele, ani moja siostra, ani nawet mój tata. Na tydzień przed Świętem Dziękczynienia, byłam zrozpaczona. Nikt tak naprawdę mnie nie kocha! Nikogo tak naprawdę nie obchodzę! Przynajmniej szatan chciał, żebym tak właśnie myślała. Zaczęłam pogrążać się w prawdziwej depresji. Wszystkie dekoracje były gotowe na litość-party. Wtedy Bóg przemówił do mojego serca. Powiedział: „Czy jesteś jedyną osobą na ziemi bez planów na Święto Dziękczynienia?”
Natychmiast pomyślałam o tuzinie pojedynczych kobiet, które prawdopodobnie nie miały dokąd pójść w tym dniu. Więc zamiast użalać się nad sobą, złakniona Bożego błogosławieństwa, postanowiłam, że będę dla innych błogosławieństwem od Boga. Zaprosiłam na kolację tych współpracowników, o których wiedziałam, że nie jadą do domu w święta. Przygotowałam wielki posiłek i spędziliśmy wspaniały czas razem.
Kiedy pożegnałam ostatniego gościa, zdałam sobie sprawę, że nie byłam samotna ani opuszczona przez cały dzień. Bóg dał mi kluczową lekcję na temat niezamężnych ludzi: Jesteśmy błogosławieni, dopóki wychodzimy do innych i ich błogosławimy.
Ciesz się tym czasem
W Flp 4:11 Paweł napisał: „Bo nauczyłem się poprzestawać na tym, co mam” (ang. Bo nauczyłem się radować bez względu na stan (sytuację), w jakim się znajduję). Fragment ten można łatwo błędnie zinterpretować. Większość ludzi myśli, że słowo „radować się” (ang. content) oznacza bycie szczęśliwym, zadowolonym lub spełnionym.
Właściwie jedna z definicji słowa „content’ (radować się) w słowniku Webstera brzmi „czekać spokojnie”. Może nie jesteś szczęśliwa, że jesteś sama, ale kluczem jest, aby nauczyć się czekać spokojnie. Paweł mówi dalej: „Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek” (w. 12).
Ale patrzy na to wszystko z perspektywy, o której mówi: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia, w Chrystusie” (w. 13). Słyszałam ten werset błędnie stosowany wielokrotnie. Używamy go do realizacji naszych celów. Ale tak naprawdę, Paweł mówi o wytrwałości w wielu różnych fazach życia.
Jako singielka, możesz niąbyć dla Chrystusa, który umacnia cię. Pozwól Bogu, aby pokazał ci Swój cel dla twojego życia. Bądź otwarta na Boga i jego czas. Szukaj Jego oblicza. Słuchaj Jego serca. Naprawdę, tylko miłość Boża może wypełnić pustkę w twoim życiu. Jeśli jesteś nieszczęśliwa, będąc sama, gwarantuję ci, że będziesz bardziej nieszczęśliwa z kimś. Nikt nie może cię zaspokoić, tylko Bóg może.
Więc dlaczego jesteś jeszcze singlem? Ponieważ „wszystko ma swój czas, i każda sprawa pod niebem ma swoją porę” (Kazn. 3:1). To jest twój czas bycia w pojedynkę. I nie, to nie jest „zima Twojego niezadowolenia.” To jest czas, aby poznać Boga intymnie, aby cieszyć się wolnością bycia w pojedynkę i przygotować się do rygorów małżeństwa.
Tak, mamy się dobrze. Nie jesteśmy w związkach małżeńskich, ale to jest OK. Jesteśmy zadowolone(i), i na razie to wystarczy.
———————————————
Ten artykuł pierwotnie ukazał się w Spiritled Woman w wydaniu luty/marzec 2002 roku. W lipcu 2008 roku Debbye Tuner poślubiła swojego męża Gerarda Bella.
Debbye Tuner Bell była Miss Amerki w 1990 roku. Teraz dr Tuner prowadzi wykłady na temat motywacji dla chrześcijan i młodzieży, pracuje jako weterynarz i jest korespondentką CBS News. Mieszka w Nowym Jorku z mężem i córką.