Wgląd w duchową rzeczywistość od Eddie i Alice Smith
Eddie Smith
„Kto może mi powiedzieć, co diabeł robi w waszym mieście?” – zapytałem słuchaczy zapełniających salę konferencji na temat walki duchowej. Podniosły się niemal wszystkie ręce, a kilka osób skoczyło na równe nogi, oferując wyjaśnienie wrogiej działalności.
Ku ich zaskoczeniu powiedziałem:
„Nie przejmujcie się. Wróćcie na miejsca”. Po pewnej chwili zapytałem:
„Kto może mi wymienić 10 rzeczy, które Jezus robi w waszym mieście?”
Nie podniosła się ani jedna ręka, większość wyprostowała głowy i gapiła się w zdziwieniu. Pomyślałbyś, że powiedziałem coś po portugalsku.
„Jeśli wszyscy wiecie, co robi diabeł, a nikt z was nie wie, co robi Chrystus w waszym mieście, to jak się modlicie? Czy to, co robi Szatan, decyduje o kierunku waszych modlitw?”
Jestem przekonany, że 85%, a może więcej, naszej duchowej walki w modlitwie odbywa się jako reakcja na coś, co uważamy za działania diabła. Czemu mielibyśmy się tym przejmować? Przecież Jezus nie reagował na Szatana; On reagował na Ojca. Co więcej, łatwiej jest rozpoznać i zareagować na to, co robi diabeł, niż czekać na Pana i działać według objawienia, które On daje. Jesteśmy Oblubienicą Chrystusa. Jak możemy choćby tylko zacząć pomagać naszej Oblubienicy robić to, co On robi, jeśli nie wiemy, co to jest?
Wielu z nas wydaje się, że zadaniem wyznaczonym nam przez Pana jest rozpoznawanie problemów i modlenie się o nie. Uważamy się za „tych, którzy rozwiązują Boże problemy” i jesteśmy nastawieni na uczynki. Wręcz przeciwnie; nie po to tutaj jesteśmy. Jesteśmy tutaj po to, aby widzieć, co Ojciec czyni.
Ach, wiemy o tym, że jesteśmy zbawieni z łaski przez wiarę (p. Ef. 2:8-9), niemniej, wielu czuje, że jesteśmy zbawieni do pracy! Myślimy, że Bóg zbawił nas po to, abyśmy Mu służyli. To nie jest prawdą ani trochę bardziej niż to, że ożeniłem się z Alice po to, aby mi służyła.
Jesteśmy zbawieni po to, aby żyć w żywej jedności, społeczności, komunii z Bogiem.
Niezrozumienie tego będzie prowadzić nas do życia w duchowej popędliwości. Będziemy czuli się zobowiązani do podjęcia jakiejkolwiek czy każdej służby, bądź zadania jakie się nam zaoferuje. Dlaczego? Ponieważ będziemy błędnie starali się ustabilizować naszą tożsamość na tym co robimy, zamiast na tym, kim jesteśmy. Niektórzy najciężej pracujący słudzy Boży nigdy nie doświadczyli słodkiego przeżycia zasypiania w ramionach Ojca. Niektórzy boją się nawet wyglądać na ludzi „duchowo niezatrudnionych”.
Wyobraź sobie na przykład małe miasteczko zwane Tiny (Maluśki), w stanie Texas. W Tiny jest dziesięć kościołów. A teraz załóżmy, że do pierwszego kościoła przychodzi prawdziwe przebudzenie; mówię o prawdziwym poruszeniu Bożym. Wszyscy wojownicy z miasteczka zbierają się na żarliwą modlitwę. Jak wynika z mojego doświadczenia, wydaje mi się, że wiem, o co się będą modlić. Będą modlić się o pozostałe 9 kościołów w mieście, aby i one przeżyły przebudzenie. Innymi słowy: będą modlić się o to, czego Bóg nie robi, niż raczej zająć się tym, co już robi. Wszystko to sprowadza się do naszego pojmowania potrzeby utożsamiania się z potrzebami innych. Co stałoby się, gdyby uznali obecne dzieło Boże? Co by było, gdyby połączyli się w partnerską wieź z Nim? Co by było, gdyby zaczęli modlić się o to, co On robi w Pierwszym Kościele?
Wśród wielu rzeczy, jakie mogłyby się wydarzyć, to mogli by być ich cheerleaderkami: Bóg uwielbia być czczony! Bóg czyni to, co czyni dla chwały, a nie z litości! Więcej na ten temat znajduje się w mojej książce pt.: „Jak być usłyszanym w niebie” (How to Be Heard in Heaven)
Równocześnie powinni oni pytać Pana o Jego kierunek i słuchać Jego odpowiedzi.
Potrzebujemy zarówno wiwatować na Jego cześć, jak i słuchać Go.
My bojownicy modlitwy jesteśmy pasjonatami, typami agresywnymi i do pewnego stopnia to dobrze. Lecz ta nasza siła może stać się słabością. Czy jesteśmy gotowi, aby z Bożym prowadzeniem, wyczekiwać? Czy zawsze musimy być aktywni?
Dojrzały bojownik modlitwy nie boi się oczekiwać i nie reaguje z drżeniem kolan na to, co diabeł robi. Stoi w łączności z „kwaterą główną” i oczekuje na rozkazy, wiedząc, że jedno namaszczone słowo we właściwym czasie jest warte więcej niż tysiąc godzin modlitwy skupionej na problemach.