J. Lee Grady
Marzę o dniu, kiedy polityka imigracyjna USA będzie odzwierciedlała wartości biblijne.
Na początku tego roku, kiedy nauczałem w Kalifornii, podeszła do ołtarza kobieta i poprosiła mnie o modlitwę. Mówiła z silnym hiszpańskim akcentem. Łzy rozmazały jej makijaż a ona cała drżała. Płacząc powiedziała mi, że jej mąż, który nie jest obywatelem USA, został deportowany do Meksyku zostawiając ją z czwórką dzieci.
Ta kobieta jest obywatelką USA, ale jej mąż stał w kolejce przez 10 lat, aby uzyskać potrzebne dokumenty. Jak to często bywa w przypadku Meksykanów, biurokracja nie okazała mu współczucia. Teraz ich rodzina jest podzielona. Kraj ludzi wolnych i odważnych zatrzasnął drzwi przed chrześcijańskim bratem.
„Latynosi uwielbiają mówić „mój dom jest twoim domem „, ponieważ wspólnota jest wartością w ich kulturze. Moim marzeniem jest, żeby pewnego dnia wszyscy Amerykanie nauczyli się używać tego zwrotu i stosować go w życiu”.
To łamie mi serce. Mam nadzieję, że tobie też.
Mam wielu przyjaciół imigrantów, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych szukając lepszego życia. Niektórym, jak rosyjskojęzycznym zielonoświątkowcom z Filadelfii, których znam, przyznano azyl religijny w 1990, bo byli prześladowani za swoją wiarę w ich ojczystym kraju Białorusi. Mam wielu znajomych Indian, którzy otrzymali łatwy dostęp do przywilejów w Ameryce.
Ale dla niektórych moich przyjaciół z Ameryki Środkowej i Południowej uzyskanie statusu prawnego okazało się znacznie trudniejsze. Stoją w długich kolejkach, wypełniają niekończące się formularze i uiszczają ogromne opłaty tylko po to, żeby się dowiedzieć, że musza wrócić za sześć miesięcy i stanąć w innej kolejce. Są narażeni na nieustanne odrzucenie. Niektórzy zniechęcają się i rezygnują zakładając, że nie są wystarczająco dobrzy, żeby amerykański sen spełnił się w ich życiu.
Moi znajomi z Brazylii, Ekwadoru, Gwatemali są nowonarodzonymi chrześcijanami, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych za edukacją i wyższym standardem życia. Przestrzegają prawa i wyznają żywą wiarę w Jezusa. Niektórzy wierzą, że Bóg kazał im przybyć do Stanów Zjednoczonych, w ten sam sposób, jak powiedział Abrahamowi o opuszczeniu Ur. Na szczęście, Abraham i Sara nie musieli wyrabiać sobie paszportów ani uzyskiwać prawa jazdy, gdy osiedlili się w Kanaanie.
Posłuchaj mnie. Nie mówię, że powinniśmy beztrosko otworzyć nasze granice dla terrorystów i przestępców albo, że nie należy egzekwować prawa. Ale przeraża mnie, kiedy uczciwi, o dobrym sercu imigranci słyszą złośliwe komentarze (szczególnie od chrześcijan) w stylu: „tylko po angielsku!”, lub „wysłać ich wszystkich do domu!” I przeraża mnie, gdy ludzie z niektórych krajów (zwłaszcza ci, którzy nie mają wykształcenia lub pokaźnych kont bankowych) cierpią jawną dyskryminację.
Współczucie dla imigrantów, niezależnie od ich koloru skóry lub akcentu, jest sercem moralnego prawa Bożego. Kapłańska 19:34 mówi: „Obcy przybysz, który mieszka z wami, niech będzie jako tubylec wpośród was samych; będziesz go miłował, jak siebie samego”. Oprócz Abrahama, ojca naszej wiary, wielu z bohaterów biblijnych było emigrantami, którzy opuścili swoje domy, by służyć Bogu w obcych krajach.
• Rut Moabitka, znalazła współczucie u Boga na polach Boaza w Izraelu
• Mordechaj i Estera byli Żydami, którzy znaleźli łaskę Bożą w Persji
• Korneliusz był Włochem, który usłyszał ewangelię podczas pobytu w Izraelu.
Biblia jest pełna opowieści o doświadczeniach imigrantów, a Słowo Boże zaprasza nas do otwarcia naszych serc i domów dla obcokrajowców. Nie możemy być naprawdę „za życiem”, jeśli nie kochamy imigrantów. To szczyt hipokryzji bronić nienarodzonych dzieci a potem znęcać się nad cudzoziemcami. Haniebną dwulicowością jest u nas obrona tradycyjnego małżeństwa z jednej strony, a rozdzielanie rodziny z drugiej.
To, czego desperacko potrzebujemy, oprócz duchowego przebudzenia, to powrót do współczucia w polityce imigracyjnej, która nie tylko chroni naszych obywateli przed terroryzmem, ale także oferuje równe szanse ludziom miłującym pokój, którzy szukają lepszego życia.
Latynosi uwielbiają mówić „mój dom jest twoim domem”, ponieważ wspólnota jest wartością w ich kulturze. Moim marzeniem jest, żeby pewnego dnia wszyscy Amerykanie nauczyli się używać tego zwrotu i stosować go w życiu.