23 kwietnia 2001
„A Ja dałem im chwałę, którą mi dałeś, aby byli jedno, jak my jedno jesteśmy. Ja w nich, a Ty we mnie, aby byli doskonali w jedności, żeby świat poznał, że Ty mnie posłałeś i że ich umiłowałeś, jak i mnie umiłowałeś” (Jn 17:22-23).
Gdybyśmy mieli opierać się tylko na tym, co jest widoczne to łatwo można dojść do wniosku, że siły rządzące światowymi systemami są nie tylko wrogie naszej wierze, lecz również lecz również nie do pokonania. Zaczynamy czuć się przytłoczeni przez krzykliwe ideologie, które odrzucają i szydzą z Boga, którego znamy. Wielu wierzących zdecydowało się na wycofanie się z publicznej działalności i podjęło próbę przetrwania w zamkniętych społecznościach, gdzie atmosfera jest łatwiejsza do kontrolowania. Inni nigdy nie z tego nie wyrośli i tęsknią stale za prostszymi czasami, i powrotem tych starych religijnych czasów z ich wyobraźni. Niektórzy z kolei pobudzani są nadzieją szybkiego zniszczenia, które ostatecznie da bezbożnym to, na co zasługują. Pragną Armagedonu, gdzie ci, którzy sprzeciwiają się nam, otrzymają słuszną karę. Wielu przystało na to, aby stać się częścią systemu i nawet nie zdają sobie spraw z tego, że istnieje jakieś napięcie. Po prostu znoszą życie na tym poziomie rzeczywistości, który im ten świat przedstawia.
Jezus modlił się o to, abyśmy patrzyli na świat inaczej. Ponieważ Pan zawsze modli się zgodnie z wolą Ojca, możemy być pewni tego, że Ojciec właśnie to teraz robi w nas: chce, abyśmy Go reprezentowali w taki sposób, aby świat doświadczył miłości Ojca. Bezbożnicy nie znają tej miłości. To fakt, że my wszyscy odpadliśmy od pierwotnego projektu miłości Boga Ojca powoduje, że ludzie źle postępują ze stworzeniem i wobec siebie nawzajem. Odcięci od bezwarunkowej i niepowstrzymanej miłości szukamy egoistycznego zadowolenia i chcemy kontrolować okoliczności. Jeśli cokolwiek lub ktokolwiek wejdzie nam w drogę, niszczymy go.
Wony toczą się na wielu poziomach społecznych o to, aby powstrzymać tą najgorszą część ludzkości przed przejęciem kontroli, lecz zwycięzcy mają w sobie perfidię i znowu trzeba toczyć inne bitwy o utrzymanie stanu pokojowego współistnienia. Niektórzy twierdzą, że powinniśmy znieść wojny, ponieważ one nigdy nie rozwiązują problemów. Jest to prawda, że wony nie zmieniają ludzkich serc; bo i nie mogą. Każde zwycięstwo jest chwilowe. Wojna, która toczy się wewnątrz niekochanego mężczyzny czy kobiety nieuchronnie doprowadzi do przerodzenia się w jakiś konflikt. Jeśli nie zostanie do zatrzymane, wywołuje coraz większe i bardziej niszczące wojny.
Jezus modli się ostateczne zwycięstwo Swojej misji. Modli się o to, abyśmy jako wierzący byli tak świadomi naszej jedności z Ojcem i Synem, że będziemy odbiciem pokoju kogoś będącego tak bardzo kochanym, jak Jezus był kochany przez Ojca. Ludzie, którzy są kochani nie są podatni na wojowanie ze sobą nawzajem. Zaspokojenie Ojcem daje im przyjemność, mogą więc dawać siebie dla korzyści innych. To „ludzie kochani” przekuwają miecze na lemiesze.
Podjęto mnóstwo prób stworzenia jedności w Ciele Chrystusa, abyśmy mogli wypełnić tą modlitwę Jezusa. Te ekumeniczne próby zazwyczaj są skierowane na sprawy doktrynalne i strukturalne. Niemniej, jedność będzie oczywista wtedy, gdy będziemy pewni, że jesteśmy kochani taka miłością, jak Ojciec kocha Syna.
Ci, którzy oszukują, aby zdobyć pozycję i manipulują, aby pozyskać przychylność zostaną zastąpieni przez tych, którzy cieszą się największym zwycięstwem, jakie kiedykolwiek odniesiono. Stojąc zwycięsko nad grzechem, śmiercią i piekłem, będą w stanie stawiać czoło temu światu nadzieją prawdziwego pokoju.Ludzie chcą być kochani, lecz nie mają pojęcia, że tego potrzebują, ani nie wiedzą jak to jest. To jest nasza przewaga. Nie jesteśmy ofiarami kulącymi się w strachu i obłudzie. Jesteśmy świadkami miłości, które wykracza poza ludzkie pojęcie.