Stan Tyra
Większość z nas przeżywa całe swoje życie w stałym strumieniu świadomości, nieustannym przepływie idei, obrazów i uczuć. W każdej chwili trzymamy się tych idei, obrazów i przekonań, aż do skrajności, w której to nie my je mamy, ale one nas – uczucie panuje nade mną. Musimy odkryć kim jest ta osoba, która ma te odczucia, kim jestem ja za tymi wszystkimi myślami i uczuciami? Zdałem sobie sprawę z tego, że większość ludzi nigdy nie spotkało się z tą osobą, którą rzeczywiście są.
Pozytywne myślenie jest równie uzależniające jak negatywne myśli, jeśli tylko przylgniemy do nich. Dlatego Jezus powiedział, że „błogosławieni w duchu”. Ci, którzy są ubodzy w duchu, nie karzą siebie samych za negatywny obraz, ani nie chronią swego pozytywnego obrazu siebie. Prawdziwa duchowość prowadzi nas poza miejsce, w którym potrzebny nam jest jeden z tych obrazów. Jeśli nie musimy dowodzić niczego czy chronić czegokolwiek, jesteśmy wolni od siebie samych i uwolnieni od innych. Podobnie jak Jezus, wychodzimy z tego kryzysu tożsamości (pustynia) w mocy.
W 8 rozdziale Ewangelii Łukasza znajduje się historia Gerazeńczyka, który nie nosił ubrań i mieszkał między grobowcami. Fascynujące jest dla mnie to, że gdy ten człowiek spotkał Jezusa prosił go, mówiąc: „Proszę, nie dręcz mnie”. Wydaje się, że już był dręczony. Chcę krótko skomentować tą wspaniała opowieść pełną objawienia: gdy brak wolności ( dosł.: „niewolność” – przyp. tłum.) to wszystkim, co jest nam znane, wolność może wyglądać na dręczenie. Wyuczyliśmy się niewolnictwa w miejscu śmierci (groby) i wolność oznacza, że musimy podjąć odpowiedzialność za to, kim staliśmy się. Zniewolenie oznacza, że zawsze jest ktoś, kogo można oskarżyć o naszą sytuację.
Jeśli przyjmiemy projekcje jakie inni na nas kierują, stajemy się po pewnym czasie ich wizją dla nas. Gdy Jezus uwolnił tego mężczyznę, ludzie w mieście nie byli zbyt szczęśliwi z tego powodu, rozzłościli się i obawiali się dwóch rzeczy. Po pierwsze: wpłynęło to na ich kieszeń (stracili stado świń). Po drugie: nie mieli już kogo zawstydzać, ani oskarżać! Współ-zależność polega na tym, że wzajemnie usiłujemy wiązać i krępować siebie nawzajem swoimi myślami, uczuciami i projekcjami. Z chwilą, gdy został uwolniony od tego „legionu” (ogólnik, bez szczególnej nazwy) przybranych projekcji, Jezus wysłał, aby uzdrowił źródło – ludzi w mieście.
Egoistycznie nastawione ego chce prywatnego zbawienia, niezależnego od innych, lecz prawdziwe zbawienie uwalnia cię tak, żebyś uwolnił innych. Tak naprawdę niewielu z nas rzeczywiście chce zbawienia. Chcemy wolności w Chrystusie tylko dopóty, dopóki nie wpływa to na naszą kieszeń, zbierając nasze „świnie”, nie każe nam kochać i przebaczać ludziom, którzy nas związali, dopóki nie jest szargana nasza reputacja i nie wymaga to od nas wyjścia z grobów (dobrze znanych miejsc). Dla wielu cmentarz na długo przed śmiercią, zanim się tam fizycznie dostaną, staje się zadowalającym miejscem zamieszkania.
Nigdy nie zapominajmy, że to religijni ludzie nazwali Jezusa „diabłem” (J 8:48) – nie prostytutki czy celnicy. Ci nie oskarżali Go to, że jest Belzebubem. To pobożni „kościelni” ludzie, którzy chcieli zachować bezpiecznie swój własny obraz siebie, zachować swoją teologię i ustrzec kościelny system.
Odizolowanie ciebie na cmentarzu ich własnych oskarżeń i projekcji wydaje się logiczne, ponieważ w ten sposób mogą cię tam trzymać w bezpiecznej odległości, równocześnie określając mianem grzesznika, heretyka i kogoś pochodzącego od diabła.
A czy to przypadkiem nie demony mówiły ” nie dręcz mnie” a nie ten opętany człowiek?