Stan Tyra
Zdumiewające jak wielka walka odbywa się równocześnie przeciwko łasce, a za zbawieniem, choć jedno bez drugiego nie jest możliwe. „Z łaski przez wiarę jesteśmy zbawieniu”. Tak więc, z chwilą, gdy dochodzimy do końca siebie i zaczynamy ufać procesowi, jesteśmy zbawieni (uratowani) od tego, co stworzyliśmy sobie, jako „ja”.
To przeżycie bezwarunkowej miłości uwalnia nas. Jednak najpierw musimy odbyć podróż w takie okoliczności, które umożliwią dotarcie tej miłości do nas, abyśmy odczuli potrzebę tego miłosierdzia, przebaczenia i akceptacji. Wierzę, że to stało się z mężczyzną mieszkającym między grobowcami. Normą był dla niego ból odrzucenia, gdy więc ukazał mu się Jezus było to coś, co nim owładnęło i było pożądane. Dlatego Jezus powiedział, że pijakom, celnikom i prostytutkom łatwiej jest przyjąć łaskę, spotkanie i przemianę niż teologom i kościelnym ludziom. Daje to tym „ostatnim” i „najgorszym” punkt startowy do boskiej świadomości.
Kiedy wskutek upadków i niepowodzeń a przez upokorzenie zostanie nam odebrany mały obraz naszego ego, wtedy stajemy się w końcu otwarci na to, abyśmy zostali znalezieni. „Mili” chłopcy i „dobrzy” chrześcijanie zdają się unikać upokorzenia ego. Trudno jest łasce i zbawieniu dotrzeć do takiego człowieka, skoro wyznawana „lista grzechów” jest przeważnie fikcyjna i powierzchowna. Doktrynalne przyznanie się do tego, że jest się „grzesznikiem” nie wpływa w żaden sposób na ujawnienie i upokorzenie tego ego, a tak naprawdę może nawet wpływać na jego jeszcze większe umocnienie.
„Zawodowy chrześcijanin” to bardzo niebezpieczny stan, w którym rządzą nim teorie nawrócenia i zbawienia.
Fundamentalizm i instytucjonalna religia to najbezpieczniejsze miejsca, w których można uniknąć Boga, spotkania i zbawienia, ponieważ specjalizują się one w oklaskiwanej samokontroli, podczas gdy jeśli chodzi o ducha to chodzi o samo-poddanie się.
Samo-kontrola jest owocem ducha, a nie celem samym w sobie.