Rick Fruech
Czy kiedykolwiek zatrzymałeś się na chwilę i spojrzałeś na to mrowisko zwane ludzką rasą, i zobaczyłeś horror tego wszystkiego? Pismo wyraźnie mówi nam, że będzie coraz gorzej i że przemoc wszelkiego rodzaju będzie wzrastać. Wiele okrutnych form przemocy dzieje się na świecie każdego dnia. Te, które ściągają na siebie najwięcej uwagi, mają największy wpływ na nas i zazwyczaj są w swej naturze prowincjonalne, dotykają naszego własnego bezpieczeństwa. Taka jest ludzka natura.
Wraz z kolejnymi epizodami przemocy przychodzi strach; ostry, surowy i szczery strach. Strach jest niezwykle silna emocją, która może wywołać różnego rodzaju zachowania. Strach powoduje, że ludzie szaleją, wywołuje u ludzie nienawiść, doprowadza ludzi do zabijania. Strach może dosłownie doprowadzić do obsesji na punkcie ludzi bądź rzeczy. Strach jest przeciwieństwem wiary i gdy włóczy się po kościelnych korytarzach, usuwa wszelką duchową moc, zmieniając kierunek działania kościoła na ziemskie sposoby radzenia sobie.
Wraz z pierwszym „nie bój się” wypowiedzianym w Betlejem przez posłańców, pojawiają się liczne słowa zachęty, mówiące nam, aby się nie bać. Bóg nie dał nam ducha bojaźni. Nie możemy, nie wolno nam dopuścić do tego, aby strach motywował nas do czegokolwiek. Jest to całkowicie sprzeczne z ewangelią i pełnym Ducha życiem. Mamy bać się Boga i jedynie Jego.
Mt 10:26-28
Przeto nie bójcie się ich; albowiem nie ma nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajnego, o czym by się dowiedzieć nie miano. Co mówię wam w ciemności, opowiadajcie w świetle dnia; a co słyszycie na ucho, głoście na dachach. I nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą; bójcie się raczej tego, który może i duszę i ciało zniszczyć w piekle.
Jest tutaj pokazana prawda, która bardzo łatwo jest odrzucana na rzecz ziemskiego punktu widzenia i ludzkich machinacji. Kościół zawsze przeżywa zgrozę, gdy dzieją się bezsensowne akty przemocy, w których giną ludzie, ale czy jesteśmy przerażeni duchowym terroryzmem, który jest otwarcie pokazywany każdego dnia we wszystkich mediach? Obserwujemy ludzi martwych i żywych, którzy pośród tej masakry są przenoszeni na noszach, lecz nie widzimy porozrzucanych na tym świecie aktów duchowej rzezi, dokonywanych przez fałszywych nauczycieli i dobrze znanych heretyków.
Lecz nasz Pan ostrzegał nas, abyśmy się nie bali tych, którzy mogą zabić ciało, lecz mamy bać się Boga. Niech ci się nie wydaje, że w tych ostatnich dniach zły nie potrafi wykorzystać pomysłowych rzeczy, aby zwieść kościół. Kiedy my, jako wierzący, widzimy te akty terroru na całym świecie, kusi nas, aby skupić się na tym co tymczasowe i oczywiste, i w ten sposób stracić z pola widzenia prawdziwą walkę w duchu. Diabeł chce, abyśmy starali się ochronić ciało, kiedy on potępia duszę. Jest to całkiem niezłe osiągnięcie, ponieważ jest tak przebiegłe i sprytne.
Te ostatnie dni będą nas zdumiewać rozmiarem grzechu w każdej dziedzinie. Kościół już poszedł na kompromis do stopnia apostazji, a świat uczynił z grzechu formę sztuki. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele przemocy ma miejsce każdego dnia na całym świecie. Chodzi mi o użycie broni, bomb i tego rodzaju aktów, ale jak często dochodzi do gwałtów i wykorzystanie dzieci? Ciężko jest nawet pomyśleć o takich rzeczach. Każdego dnia dokonuje się wszelkiego rodzaju aktów przemocy. Na spacerujące sobie dziecko może wprost z nieba, bez żadnego ostrzeżenia, zrzucić bombę dron (bezzałogowy statek latający -przyp.tłum.) i zabić je. A taki dron może być sterowany przez człowieka siedzącego wygodnie tysiące kilometrów dalej w klimatyzowanym pomieszczeniu i siorbiącego sobie kawę. To jest surrealistyczne.
Istnieje jednak jeszcze innego rodzaju terroryzm, który funkcjonuje w ewangelicznym świecie. Tak samo możemy je oglądać w telewizji i słuchać relacji w radio, jak w przypadku przerażającego zdarzenia w Bostonie. Nazywa się to duchowym terroryzmem a dusze wraz z ostatnim tchnieniem są w metaforycznym sensie przenoszone na noszach do piekła. Ludzkie serca i umysły są wymazywane w bezkrwawej rzezi. Dzieje się to praktycznie całkiem otwarcie, na widoku. Miliony wchodzą w to, zamiast uciekać jak najdalej, a liczne kościelne budynki zamiast stać się szpitalami dla duchowo rannych, stały się bazą wypadową dla tego terroru w duchu.
Tak, korzystam z metaforycznego języka, lecz nie błądźcie: metafora nie ukazuje pełni tego duchowego ludobójstwa. Bronią są fałszywe słowa, a mocą jest zły. Skoro jednak to zagrożenie przychodzi pośród licznych uśmiechów i wykorzystuje mnóstwo wspaniałych obietnic, ludzie są zapraszani do jego komór śmierci. Kiedy ofiara już się znajdzie w aurze duchowego zniszczenia, okazuje się, że jest tam dobre pożywienie i dobra społeczność, i nieustający strumień wspaniałych obietnic, słów potwierdzających wartość własną, które podnoszą ducha. Widzisz, te ofiary, nawet duchowo unicestwione, cieszą się tym i opierają się wszelkim próbom podejmowanym przez innych, aby ich ostrzec przed zgubną sytuacją, w której się znaleźli.
Złe duchy pojawiają się jako aniołowie światłości, mówią wspaniałe, łatwe do przełknięcia słowa i zwodzą w ten sposób serca wielu, wtrącają do więzienia religijnego systemu, w którym nie ma zbawienia. Obiecując im wszelkiego rodzaju wolność, nakładają na nich więzy i prowadzą do niewoli, która będzie kosztować ich dusze. Nie jest to gra w dungeons and dragons (D&D). Nie jest to kościelna sprzeczka o jakieś głupie doktryny, nie jest to zazdrość czy zawiść. To są herezje i fałszerstwa, których celem jest sprowadzenie potępienia na dusze i uniemożliwienie im poznania jedynej prawdy, która może ich zbawić. Jak powiedziałem, sprytna diaboliczna natura tego duchowego holokaustu jest taka, że osiąga swoje cele wśród uśmiechów i pieśni, z błyszczącymi obliczami i z finansowym powodzeniem oraz obietnicą lepszego ziemskiego życia.
Przywódcy tego terrorystycznego ruchu nie nagrywają filmów w czarnych maskach i nie głoszą strasznych słów nienawiści. Tak naprawdę to trudno bardziej przyjemne i sympatyczne wychodzenie do świata – ich twarze błyszczą troską i oczekiwaniem. Nie chowają się pod radarem i nie ukrywają się w jaskiniach czy nierzucającym się w oczy miejscach. Podróżują prywatnymi samolotami, drogimi samochodami i noszą najlepsze ciuchy. Zamiast ukrywać się wynajmują ogromne sale sportowe, lokalne restauracje, a nawet przemawiają na inauguracjach. Zamiast unikać reflektorów, sami się o nie proszą!
Jak można przekonać kogoś, kto tego nie widzi, że taka rzeź ma miejsce na całym świecie? Jak ludzie, którzy zabawiają się swoim własnym duchowym zniszczeniem mają zrozumieć, że znajdują się w niebezpieczeństwie? Jak można przekonać kogoś, kto się cieszy swoim ziemskim powodzeniem i osiągnięciami, że to, co uważa za błogosławieństwo jest w rzeczywistością jest ciężarem z piekła? Jak można przekazać komuś, że mężczyzna czy kobieta, których przyszli adorować jest tak naprawdę wilkiem, który posila się ich wiecznymi duszami? Dopóki Duch Święty nie oświeci serc, nie można tego wiedzieć, ani nawet chcieć wiedzieć.
Nie znaczy to jednak, że nie mamy ich ostrzegać i ujawniać uczynków ciemności. Skoro niektórzy z nas zostali cudownie uwolnieni od tych obrzydliwych systemów czy więc powinniśmy zachować prawdę dla siebie? Boże uchowaj! Czy człowiek, który ucieka z płonącego budynku, nie wraca i nie stara się pomóc uciec innym? Czy nie włącza alarmu, aby ostrzec innych? Czy nie wzywa straży pożarnej? O ileż bardziej my zostaliśmy powołani przez Boga i boski obowiązek, aby z miłością i siłą, a nawet z pasją ostrzegać tych, którzy zostali złapani przez ogień w pułapkę, że któregoś dnia pochłonie ich?
Jako uczniowie Pana Jezusa nadal jesteśmy na tym świecie, lecz nie z tego świata. Widzimy rzeź na całym świecie i widzimy zawzięte akty terroryzmu, płaczemy razem z ofiarami, lecz musimy również mieć świadomość tego, że w duchowej rzeczywistości maja miejsce zmasowane terrorystyczne działania. Miliony wierzących ciągle tego nie widzi, nawet spośród tych, którzy nie idą za tymi fałszywymi nauczycielami i ślepymi przewodnikami. Będziemy krytykowani za to, co niektórzy bracia określają jako paskudne, niechrześcijańskie, pozbawione miłości. Ja to rozumiem. Rozumiem, że oni nie rozumieją. Musimy przebaczać nie opuszczając naszego stanowiska. Musimy głosić prawdę w miłości i nie wolno nam dopuścić do tego, aby ci heretycy pochłonęli nas. Musi nas pochłaniać Chrystus i nasza codzienna pasja.
Trzymając się mocno krzyża i chodząc w mocy Jego zmartwychwstania, musimy również wypowiadać słowa napomnienia i światła tym, którzy ciągle jeszcze chodzą w przyjemniej duchowej ciemności. Czasami nie będzie nam się to podobać, czasami będziemy zmęczeni, czasami zniechęceni, lecz nie wolno nam, i nigdy nie zrobimy tego, wyrzec się prawdy. To z Jego prawdy musimy czerpać siły, a Pan używa Swojej prawdy, aby dotrzeć do niektórych i uwolnić ich z rąk złych ludzie, i to nas cieszy
Możemy się ze sobą nie zgadzać, możemy mieć różne teologiczne perspektywy. Niektórzy są kalwinistami i reformowanym, inni uznają wolną wolę, możemy spierać się ze sobą, lecz nie wolno nam błądzić – w tej wojnie, o której piszę, wszyscy jesteśmy braćmi broni przeciwko tej narastającej duchowej pladze i gdy jedna nic nie znacząca dusza jest wyrywana z paszczy duchowego zła, wszyscy cieszymy się jako jedno! Czas jest krótki, dni są złe, módlmy się i mówmy, tak, jakby czyjeś życie zależało od tego. A zależy.
Jezus jest jedyną drogą do wiecznego życia i Jego prawdziwa droga nie jest zaśmiecona ziemskimi sukcesami i materialnymi strojami.
Podążanie za prawdziwym Jezusem wiąże się z kosztami. Jeśli ktoś mówi, że jest za Jezusem, i twierdzi, że On zrobi z ciebie bogatego, zdrowego człowieka powodzenia tutaj, na ziemi, to musisz wybrać jedno z dwóch:
Albo uciekać od tej osoby, albo umrzeć razem z nią.